niedziela, 31 stycznia 2016

Rozumny Maciej Nowak

Maciej Nowak to sympatyczny człowiek. Ale nie wiedziałem dotąd jak bardzo jest on w porządku. Przede wszystkim ma dwie cechy, które szalenie cenię w zachowaniu ludzi - dystans do siebie i świata oraz umiejętność racjonalnego i krytycznego myślenia. Tacy ludzie potrafią wznieść się poza prymitywne podziały i podążać własną drogą, którą rozumnie uważają za słuszną. Pokazał to wyraźnie Maciej Nowak w swoim wywiadzie dla Gazety Wyborczej, który wczoraj przeczytałem.

Mówi tam o sprawach, które nie zawsze zgadzają się z oficjalnym światopoglądem dziennikarzy Gazety Wyborczej i z jej linią programową. I bardzo dobrze. Bo mówi od siebie, a nie dla  poklasku Gazety Wyborczej. Stara się, w ocenach sceny politycznej, być uczciwym obserwatorem. Piętnować złe rzeczy niezleżenie od tego kto je czyni - czy tak zwani "nasi", czy też tak zwani "oni". Bo w ocenie głupoty politycznej nie ma naszych i "onych". Są tylko mądrzy i głupi. Kłamcy i mówiący prawdę. A prawda najczęściej jest jedna, niezależnie od tego kto ją wypowiada. I trzeba umieć przyznać, że prawda nie zawsze jest po stronie, z którą sympatyzujemy.

Dopatrzenie się promowania gender w spocie Macieja Nowaka (tym o segregacji odpadów) uważam za kretyńskie. Gender moim zdaniem promuje co najwyżej ktoś, kto zachowuje się jak przegięty gej. I najlepiej jeśli jest w przesadnie gejowski sposób ubrany. Potrafię krytykować PiS za kretyńską moim zdaniem decyzję w tej sprawie. Bo moja sympatia polityczna dla obozu PiS nie ugnie się przed sympatią dla  prawdy, racjonalności i uczciwości. One są dla mnie nadrzędne w piramidzie hierarchii wartości. I nie zawieszę ich na kołku tylko dlatego, że mi w tym przypadku nie pasują do mojego ulubionego ugrupowania. Szkoda, że po stronie sympatyków Platformy i lewicy nie ma równie jednoznacznego podejścia do wartości bezwzględnych - a za to widzimy relatywizację ocen, nazywaną popularnie moralnością Kalego lub podwójną moralnością. 

Maciej Nowak zachował rozum w dzisiejszych niemodnych dla rozumu czasach - szacun dla Niego za to!

sobota, 30 stycznia 2016

Kolega mówił

Zadziwiające jest ile mogą mówić "koledzy". Jeszcze bardziej zadziwiające jest, ile mogą "mówić" nie mając nawet pojęcia o tym, że to mówili. A z kolei najbardziej zadziwiające jest, ile mogą mówić koledzy, których w ogóle nie ma i nigdy niczego nie mówili. Taka refleksja nasuwa mi się w przypadku pewnych rozmów na gej czatach, w czasie których ktoś wyraża opinie o mnie, powołując się na jakiś "kolegów" którzy mu rzekomo o mnie opowiadali.

Obstawiam, że w zdecydowanej większości lub praktycznie wszystkich przypadkach ci "koledzy" to tylko wymówka rozmówcy. Kogoś, kto pisał wcześniej ze mną (co nietrudno jest stwierdzić, bo mój nick na czacie rzadko się zmienia) i gdy cokolwiek mu się w rozmowie nie spodobało (co też całkiem normalne), to usiłuje mnie "nastraszyć" wizją jakiś obgadujących mnie "kolegów". Ale ja w to nie wierzę. 

Dlaczego nie wierzę? Bo sam nie doświadczyłem nigdy takiej rozmowy, w której ktoś obgadywał by kogoś innego. I wątpię czy ludziom to by się chciało. W końcu aby obgadywać kogoś trzeba wykonać pewny wysiłek - zapamiętać jego nick i inne charakterystyczne dane, aby móc je zreferować rozmówcom. I trzeba mieć do tego chęci. A ją wątpię aby przeciętny rozmówca miał chęci się tak udzielać. 

Jeśli jednak ktoś pamięta swoją własną rozmowę ze mną i nie w smak mu, że gadamy ponownie - to rozumiem jego złośliwość :-)

piątek, 29 stycznia 2016

Logika

Czatowa logika zdumiewa mnie niebywale i często. Przybiera ona różne formy rozumować, ale ich wynik jest zawsze absurdalny. Typowy przykład miałem niedawno temu. Zagadałem chłopaka o nicku "związek", a więc zapewne szukającego życiowego partnera. Rozmowa była jednak krótka. Ja zapytałem go w jakim przedziale wiekowym szuka. A on nie odpowiadając zapytał mnie o opis. Podałem więc wzrost i wagę, tak jak to zawsze robię. 

On jednak się domaga pełnego opisu - czyli także podania długości penisa. A ponieważ nie mierzę i nie interesują mnie fiuty ale ludzie, i szukam człowieka a nie kutasa - więc mu tak napisałem. Wdawało mi się, że szukający związku powinien to zrozumieć. Mój rozmówca jednak wykazał się błyskotliwą czatową logiką i skonstatował, że skoro mnie nie interesuje mierzenie kutasa to mam małego, po czym zamknął okno rozmowy.

Logika godna peerelowskiego milicjanta z kawałów. I pokazuje wyraźnie jaki jest ten "związek" którego ów chłopak szuka. Ten "związek" to układ na seks, do którego się dobiera przede wszystkim długością kutasa i rolą w analu. Możliwe że jego "związkowość" przejawia się po prostu w długości trwania i posiadaniu jednego kochanka, przepraszam - partnera. I chyba to jest niestety definicja większości związków, których się dumnie szuka na gej czatach. 

Ale ja w takie układy nie wchodzę.

czwartek, 28 stycznia 2016

Trans do dupy

Trafiłem na anons pewnej transetki w kategorii szukania partnera. Po treści anonsu zakwalifikowałbym go raczej na szukanie seks układu. Ale mniejsza o większość. Postanowiłem napisać ten post, bo moją uwagę przykuło zdjęcie, które owa trans zamieściła w swoim anonsie. Oto ono.

To tylko potwierdzenie niestety bardzo powszechnej reguły, że trans jest do dupy. I to w całkiem dosłownym znaczeniu. Mianowicie regułą jest, że trans okazują na zdjęciach takie części ciała, jak właśnie wyżej wzmiankowana dupa, ewentualnie nogi (tu mamy combo tych dwóch elementów), czasem całą sylwetkę - ale zawsze bez twarzy

Oczywiście staram się to zrozumieć. Często jest tak, że trans ukrywa się przed najbliższymi. Choć akurat wątpię, że najbliżsi będą myszkować po gej portalach aby tam szukać jej zdjęć. Chyba, że najbliżsi też są krypto gejami i tam myszkują standardowo. Ale na portalach można ukryć zdjęcia pod hasłem - i nigdy nie spotkałem trans, która miałaby pod hasłem zdjęcie twarzy. To chyba ich "choroba" - uważają że jedyną ich wizytówką jest dupa czy nogi. 

Zdjęcie w tym anonsie to tylko poglądowa ilustracja całego problemu.

środa, 27 stycznia 2016

Anons na telefon

Anonse w kategorii szukania partnera są czasem ciekawe. Gdy zobaczyłem taki anons postanowiłem napisać na niego. Ale ponieważ zawierał zalecenie kontaktu telefonicznego więc napisałem SMS. Poniżej treść anonsu:

Cześć, szukam faceta na stałe, oczywiście starszego. Który ma poczucie humoru. Marzą mi się wspólne kolacje, śniadania wypady nad morze, w góry czy na mazury. Faceta którym się zaopiekuje i z wzajemnością oczekuje tego od Ciebie. Nie wstydź się i napisz! Proszę o kontakt telefoniczny.

Zabawna była odpowiedź na ten SMS. Otóż podobno te numer był pomyłkowo podany i osoba po drugiej stronie pytała mnie gdzie jest ten anons, by mogla go usunąć. Miałem pakiet bezpłatnych SMS-ów więc odpisałem mu gdzie ten anons się znajduje. No problemo, pomóc zawsze można. Ale potem zacząłem się zastanawiać co jest prawdą. Czy podanie przez kogoś (omyłkowo lub specjalnie) cudzego numeru w anonsie? Może się to zdarzyć, w wielu anonsach ludzie szukają osób, które ciekawie im odpisały ale podały błędny mail.

Może to być jednak także ciekawy patent na odmawianie komuś. Podałem w swoim esemesie wiek, może temu chłopakowi nie pasował on. Zamiast odmawiać najlepiej wtedy zrzucić winę na mityczną pomyłkę. To też ciekawy koncept. Nawet jeśli nie maił miejsca w tym przypadku, to ciekawy sam w sobie.

Tak czy owak - ciekawie było :-)

wtorek, 26 stycznia 2016

Transparentne wybory

Niedawno przeczytałem informację, która nie zaciekawiła. Okazało się bowiem, że Krajowe Biuro Wyborcze ma przeznaczyć około 30 milionów złotych na zakup 28 tysięcy nowych urn wyborczych. Można by z przekąsem określić to jako zbytek luksusu, gdyby nie to, że mają to być urny przezroczyste. Takie urny funkcjonują w wielu państwach i na pewno dają znacznie mniej okazji do nadużyć wyborczych.

Być może to zmiana drobna. Jak na całe państwo oczywiście. Ale to element, który pokazuje, że jednak możliwa jest władza, która słucha głosu wyborców, a nie jedynie zasłuchana jest w syrenie śpiewy tak zwanych elit politycznych. Bo władza powinna czerpać to, co sprawdza się w świecie i stosować we własnym kraju, dla dobra własnych obywateli. A czasem obywatele lepiej zwrócą na coś uwagę niż wszystkowiedzący publicyści z pewnej nadętej gazety lub nie mniej napełnionego wodą sodową tygodnika. Podobno to już pomysł zeszłej władzy. Szkoda, że im się nie chciało  go wcześniej zastosować, bo wyborcza okazja była i to dwukrotnie w 2015 roku.

Jestem gejem, ale jakoś nie obawiam się nowej władzy. Ani żadnych czarnych wizji snutych przez lewicowych (żeby nie powiedzieć lewackich) jej krytyków. Tym bardziej, że napuszone ideologie politycznej poprawności mi wcale się nie podobają, a i ten cały ich "gender" uważam za nadmiernie wylansowany. W sumie to coraz bardziej jestem przekonany, że najlepsza jest taka władza, która robi coś dla obywateli. Nie dla gejów czy hetero, katolików czy niewierzących, a tym bardziej dla takich lub innych elit czy grup nacisku - ale dla zwykłych obywateli.

Bo wszyscy jesteśmy obywatelami w tym kraju.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Na ślepo

Rozmowy czatowe przynoszą czasem zaskakujące spostrzeżenia. Rozmawiałem niedawno z pewnym panem. Widząc w jego nicku słowo "aktyw", doszedłem do wniosku, że jednoznacznie sugeruje to, że szuka seksu. Bo po co innego miałby aż w nicku epatować rolą w analu? Napisałem mu więc, na odczepnego, że szukam związku. Na to on, nie zrażony napisał "wpadaj na kawę".

Odpisałem mu więc, że nie wpadam na ślepo. Czyli - w rozwinięciu, którego jeszcze nie napisałem - chętnie spotkam się na kawę, gdy mam uczciwe poczucie, że z kimś warto i że może się udać. W przeciwnym wypadku to strata czasu. Zaś akurat nie stać mnie w obecnej sytuacji na marnowanie czasu i pieniędzy na kawy i puste spotkania z ludźmi, których się przed nimi elementarnie nie sprawdziło.

Na to mój rozmówca odpisał, cytuję: "oki ja 189 78 21 35". Pan myślał, że wzrost, waga, długość penisa i wiek (który miał zresztą już w nicku) robią za opis człowieka, który sprawia, że nie spotykam się z nim na ślepo. A jaka różnica czy ktoś ma tyle lat, tyle centymetrów (obojętnie czego) lub tyle kilogramów? Chcę się z kimś spotkać gdy czuję że nadajemy na tej samej fali. Ale tego się nie sprawdzi centymetrami. Bo to nie takie fale.

Ech ten czat - wszystko upraszcza w złym kierunku :-)

niedziela, 24 stycznia 2016

Eko-Nowak

TVN podała wczoraj piękny materiał o wstrzymaniu emisji spotu promującego segregację odpadów, w którym zagrał Maciej Nowak. Akurat go kojarzę, więc już wcześniej zauważyłem tą sprawę. Okazuje się, że wstrzymano spot, na który wydano już (wraz z kosztami jego emisji) 4 miliony złotych. Powody są dwa - jak tłumaczy ministerstwo - oszczędności oraz promowanie gender w osobie Macieja Nowaka. Obejrzałem ten spot, całkiem fajny i ma humorystyczne zakończenie. Kawał dobrej roboty reklamowej. Można więc się słusznie zdenerwować z powodu zbyt politycznego usunięcia tego spotu. Dlaczego więc ta informacja z Faktów TVN jest dla mnie (mimo wszystko) okropną manipulacją?

Z bardzo prostego powodu. O Macieju Nowaku napisano dosłownie (nie wymieniając go zresztą z nazwiska) jedno zdanie w 12-stronnicowym raporcie z audytu w Ministerstwie Środowiska. I to jest chyba najlżejszy zarzut wobec tego zarządzanego wcześniej przez PO-PSL ministerstwa. A jakie są inne zarzuty? Krótki przegląd - rażące zaniedbania prawne (585 zaległych aktów prawnych, 21 postępowań w sprawie naruszalna prawa unijnego), zaniedbania w różnych obszarach na gigantyczne kwoty (między innymi budżet państwa tracił 2 miliardy rocznie na niedoskonałościach rozwiązań w gospodarce odpadami), wydanie 400 milionów na systemy informatyczne i planistyczne dotyczące gospodarki wodnej (które nadal nie działają lub mają błędy), drenowanie lasów państwowych daniną 1,6 miliarda złotych. To tylko niektóre zarzuty.

Tytułem humoru przytoczę też to, co mnie najbardziej rozbawiło: zmiana lokalizacji lotniska w Świdniku i wycięcie stu kilkudziesięciu hektarów lasów celem ochrony susła perełkowanego, który i tak zaginął. W sumie jednak nie jest do śmiechu po lekturze tego raportu. A co z tego wybrało TVN? Sympatycznego skądinąd Macieja Nowaka i to, że przez niego ministerstwo dopatrzyło się promowania ideologii gender - co uważam za krytykę trochę na wyrost (tym bardziej, że większość oglądających spot może w ogóle nie wiedzieć, że występujący w nim Nowak to gej). Zgadzam się z TVN, że to wylewanie dziecka z kąpielą. Ale nie zgadzam się z TVN jeśli chodzi o wyeksponowanie tylko tej informacji i zatajenie pozostałego, naprawdę bardzo tragicznego w porównaniu do historii Macieja Nowaka raportu. To, co zrobił TVN, to niestety okropna manipulacja - formalnie podali jak najbardziej prawdziwą informację (o Nowaku), ale świadomie zataili resztę, zdecydowanie obciążającą były rząd PO-PSL.

Naświetlać tylko to co wygodne, a jednocześnie zamiatać pod dywan o rzędy wielkości tragiczniejszą resztę - to manipulacja godna TVN.

sobota, 23 stycznia 2016

Platformerski Twitter?

Jakiś czas temu skasowałem mój Twitter, na którym publikowałem kiedyś wszystkie notki z tego bloga. Niedawno jednak postanowiłem założyć ponownie inne konto (mój stary nick był już zajęty) aby publikować na nim tweety ponownie, ale tym razem nowocześniej, z hasztagiem. I co mi pokazuje na dzień dobry Twitter? Do lektury czyich tweetów mnie standardowo zachęca? Zobaczmy sami.

Oto prawdziwa Trójca Twittera. Najpierw TVN24 - mistrzowie w montowaniu prawdy, półprawdy i nieprawdy. Zdecydowani i zajadli przeciwnicy PiS. Potem Radosław Sikorski, miłościwie panujący na włościach amator ośmiorniczek, którego żona tak pięknie obsmarowuje Polskę pod nowymi rządami w mediach zagranicznych. Na końcu Donald Tusk - wielki polityk europejski, który co dzień zmienia zdanie, jak to było na przykład w ostatnich dniach, gdy co innego mówił po spotkaniu z prezydentem Dudą, a co innego następnego dnia, gdy odbywała się debata o Polsce w PE.

Na pełnej liście sugerowanej przez Twitter znalazła się cala masa innych hałaśliwych przeciwników PiS, przeciwnych mu mediów (z Gazetą Wyborczą na czele). Jest z czego wybierać. Zapewne Twitter proponuje ludzi w kolejności ich twitterowej popularności, a ta na pewno należy do ludzi z poprzedniego obozu władzy, z konieczności byli aktywni na Twitterze. A może Twitter chce aby jak najwięcej ludzi ich oglądało i krytykowało? Tak czy owak, zaczynając mojego blogowego Twittera od razu wpadłem w "szemrane towarzystwo" twiterowych propozycji.

Ciekawe kiedy to się zmieni :-)

piątek, 22 stycznia 2016

Nie żyje Kaczyński

Nie żyje Kaczyński. Bogusław Kaczyński - wybitny krytyk muzyczny, który zdaniem niektórych najwięcej zrobił dla popularyzacji opery w Polsce. Zawsze nienagannie ubrany, nienagannie się wysławiający, opowiadający z pasją o operze i muzyce klasycznej. Prawdziwy dziennikarz-dżentelmen, uznany w plebiscycie tygodnika "Polityka" za jedną z dziesięciu największych polskich osobistości telewizyjnych XX wieku. Bo faktycznie był taką osobistością. Pamiętam go z telewizji jeszcze z czasów, gdy sam byłem dzieckiem. 

Niestety, gorzko-zabawne refleksje związane są jednak z tą śmiercią. Mianowicie z nazwiskiem Zmarłego. Ile osób będzie przekonanych że to zmarł prezes Kaczyński? A ile osób zakrzyczy wyrażającego żal ze śmierci Kaczyńskiego zarzucając mu że jest - a priori - sympatykiem PiS, skoro żałuje śmierci kogoś o tym samym nazwisku, co nazwisko prezesa PiS? Bo nie wątpię, że mało kto będzie wiedział kim był Bogusław Kaczyński. 

Myślę, że jest w Polsce wiele osób, które na samo nazwisko Kaczyński dostają spazmów, jak diabeł na myśl o święconej wodzie. Uśmiałbym się, gdyby takie osoby nie dały dojść do głosu i zaczęły od razu snuć jakieś dziwne teorie na temat rodzinnych koligacji z panem prezesem. Są pewnie w Polsce i takie osoby, dla których każdy Kaczyński to jakaś rodzina pana prezesa i chwast narodu. Ot, polska logika spiskowa :-)

A mnie jest bardzo przykro, że odszedł Człowiek, którego z taką sympatią zawsze oglądałem w telewizji - i to nieważne w jakiej telewizji.

czwartek, 21 stycznia 2016

Nie szukam kolesia

Kolokwialny język to specjalność gej czatów i gej anonsów. Nie one jedne ją wymyśliły, ale i u nich jest powszechna. Dla mnie używanie kolokwializmów w pół oficjalnych wystąpieniach jest jednak oznaką pewnego specyficznego podejścia. Jeśli ktoś napisze w ogłoszeniu, że szuka geja, partnera, chłopaka i tym podobnie - to wydaje się to naturalne. Jeśli jednak napisze, że szuka kolesia - to już widzę jakiegoś dresiarza lub koksa kompletnie nie szukającego relacji uczuciowej, a jedynie szybkiego ruchanka.

W sumie nie zawsze musi to być skojarzenie słuszne. Może to być całkiem normalna osoba, która po prostu ulegała manii używania kolokwializmów. Ja jednak sądzę, że w pół oficjalnych lub oficjalnych wystąpieniach nie powinno się już używać takiego języka. Kolokwializmy, z definicji, są bowiem używane w mowie potocznej. Podkreślmy - "w mowie", a zatem już nie na piśmie. Albo przynajmniej nie w pół oficjalnych czy oficjalnych tekstach.

Ja już od pewnego czasu podzieliłem moje wypowiedzi na oficjalne, pół oficjalne i prywatne. Pierwsze to na przykład testy a blogu, drugie to anonse i maile, trzecie to wypowiedzi na czatach i komunikatorach. Te prywatne są jakby najbardziej ulotne. Nawet jeśli zapisują się w historii rozmowy na komunikatorze, to rozmowa z definicji wydaje się być jednorazowa. Zaś anons czy mail można wiele razy czytać. Dlatego w pół oficjalnych tekstach mailowych poprawiam literówki, czego rok lub dwa lata temu nie robiłem. A w anonsach nie piszę broń Boże o jakiś kolesiach, bo ich nie szukam.

Tak czy owak - szukam partnera, a nie kolesia ;-)

środa, 20 stycznia 2016

Oral szuka związku

Po dawce przemyśleń politycznych coś o polityce - ale informacyjnej - u gejów. Zagadują mnie na gej czatach osoby o nickach aż nadto sugerujących czego szukają. Ktoś ma w nicku "oral" - no to wiadomo, że oralu szuka. Ktoś ma w nicku "teraz" - to wiadomo, że szuka szybkiego seksu. I gdy mówię im (w swojej intencji na odczepnego) że szukam związku - nagle ochoczo potwierdzają, że oni też. Choć ich czatowy nick świadczy o czymś przeciwnym.

Czasem pytam ich dlaczego, skoro szukają związku, mają tak kompletnie przeczące mu nicki. A bo generalnie jakoś tak wyszło. Biedni rozmówcy - jakoś im wychodzi nie tak, jakby chcieli. A ja mam w tym zakresie swoją teorię - im wychodzi dokładnie tak, jak chcą. A chcą czegoś znacznie bardziej przyziemnego niż miłość. Skoro jednak trafia się szukający miłości, to co za problem zadeklarować od razu, że jej się także szuka?

Skoro teraz dawne komuchy bronią swoją piersią demokracji, to czemu szukający przygód seksualnych z byle kim geje nie mieliby nagle bronić miłości? Świat staje na głowie, a wielu gejom zależy tylko na tym, czy staje - a nie co i na czym. Oczywiście, może być ktoś, kto lekkomyślnie przybrał głupi nick, ale zachęcony rozmową z kimś szukającym głębszej relacji sam pójdzie po rozum do głowy i przyzna mu rację w tych poszukiwaniach. 

Ale generalnie większość tak łatwo potakuje - bo po prostu im tam wyszło.

wtorek, 19 stycznia 2016

PiS-owiski cud

Żyjemy w ciekawych czasach. Na tyle ciekawych, że warto zastanowić się nad słynnym niegdyś przejęzyczeniem Pana Prezesa, którego nikt nie przekona, że białe jest białe a czarne jest czarne. Ale ubaw mieli wszyscy aktywiści lewej strony z tego lapsusa. Ile memów i filmików ukazało się na jego temat. Otóż okazuje się, że obecnie naprawdę trudno nieraz dociec czy białe jest białe, a czarne jest czarne. Oto jeden z ciekawszych przykładów.

Obserwuję ludzi z różnych grup politycznych. Staram się zasięgać informacji u różnych stron, aby wyrobić sobie opinię na różne tematy. Podglądam też wiele osób jak najdalszych mi pod względem politycznych poglądów i zaangażowania. I co ostatnio widzę na profilu na Facebooku jednego ze starych komunistycznych działaczy? Na jego zdjęciu profilowym opornik i logo KOD, które ktoś z publicystów prawicy określił mianem Komitetu Obrony Depozytów. Pamiętam te oporniki. Nosiło się je w czasie stanu wojennego, byłem wtedy w szkole. Sam nie nosiłem na ubraniu opornika tylko dlatego, że fizycznie żadnego nie posiadałem. Oczywiście, gdyby wtedy można było mieć opornik narysowany na profilu na Facebooku, to bym go bez wahania tam umieścił.

A ten siwy dżentelmen wtedy był reżimowym działaczem partyjnym. I na pewno w tych czasach opornika nie stosował, co najwyżej mógłby nosić zamiast opornika kabel. Dziś jednak to wielki demokrata i obrońca totalnie zagrożonej demokracji. Diabeł ubrał się w komżę i ogonem na mszę dzwoni. Cud mniemany PiS-u. Ziejący jadowitą nienawiścią na PiS komuch (standardowo nazywający jego sympatyków pisuarami i bez wahania stosujący inną podobną retorykę) nagle zaczyna zachowywać się jak solidarnościowy weteran i obrońca wartości. Parzcie państwo, co się porobiło na tym świecie. 

Historia zatacza koło - i rechocze.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Klasa lemingów

Tak się składa, że moja klasa z liceum organizuje co jakiś czas spotkania i umawia się na nie mailem lub poprzez Facebooka. Ja te maile także otrzymuje, choć dotąd byłem milczącym duchem takich spotkań. Uzupełniałem klasowe arkusze danych kontaktowych, ale nie brałem udziału w dyskusjach, ani w spotkaniach. W spotkaniach dlatego, że ostatnio w moim nie posprzątanym życiu nie byłoby się czym chwalić. A w dyskusjach dlatego, że dyskutowali prawie włącznie o kwestiach organizacji spotkań. Ale śledzę to, co piszą i interesuje się tym, jakby z "zaświatów".

I teraz, przy okazji planowania spotkania na okres wiosenny, zaczęły się sobie koleżanki i koledzy z klasy żalić, że "było nam tak dobrze, że dobrze nam tak" - a to w zakresie zwycięstwa PiS. Kolega (w czasach szkolnych niezłomny katolicki patriota) umieścił nawet w stopce informację w 4 językach, że nie głosował na PiS. Koleżance to się spodobało. Nie wiedziałem, że powstaje z tego modelowe towarzystwo wzajemnej adoracji Najświętszego Sakramentu NPPO (Niepokalanego Poronienia Platformy Obywatelskiej).  Teraz tym bardziej nie mam czego szukać na ich spotkaniach, skoro moja klasa to tzw. platformerskie lemingi. A lemingi i tak swoje wiedzą lepiej.

Ja jestem zawsze otwarty na dyskusję i rzeczowe argumenty. Jeśli ktoś mnie w dyskusji przekona - przyznam mu rację. Nie wyrzucam za burtę sił politycznych ze względu na nie same. Są rzeczy, które podobają mi się w programie partii Razem, choć lewicowy jak oni nie jestem. Jeśli Platforma zrobi coś, co uznaję za stosowne i leżące w naszym wspólnym interesie - także to popieram. I nie mam z tym problemu. Jeśli śmieszą mnie lemingi, to dlatego że uważam, iż dają się wodzić za nos propagandzie PO. I wylewają wszystko co PiS-owskie jak dziecko z kąpielą.  Dlatego im współczuję. Oni nie są otwarci na dyskusję i popieranie tego, co uznają za słuszne - oni w czambuł stoją po jednej stronie tylko dla stania po jednej stronie.

Obawiam się, że lemingi nie potrafią dyskutować - i dlatego nie mam czego szukać na szkolnych lemingówkach :-)

niedziela, 17 stycznia 2016

Wielokulturowość

A dziś o wielokulturowości, która świeciła tryumfy w naszej Rzeczpospolitej i o moich przemyśleniach nad moim zdaniem sensownym kierunkiem wielokulturowości we współczesnym świecie. Najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie, dlaczego wielokulturowość udała się w Polsce? Moim zdaniem, przede wszystkim dlatego, że wszystkie grupy narodowe lub wyznaniowe były na swój sposób silne i zintegrowane w swoim obrębie. To byli partnerzy do koegzystencji. Od partnera można czerpać, można się uczyć. Partnera się także szanuje. I w efekcie żyje z nim czerpiąc obustronne korzyści.

A jak jest w przypadku obecnej Multi-Kulti na przykładzie najazdu emigrantów na Europę? Z jednej strony imigranci - zintegrowani religijnie, mający jasny system wartości, swoje cywilizacyjne nawyki i zwyczaje (z którymi się nie zawsze zgadzamy). A z drugiej? Europa, która udaje, że narody, wyznania, tradycje to obciążenia nie licujące z nowoczesnym światem Multi-Kulti. Wyrzuca się za burtę to, co ludzi spaja i integruje, to co sprawia, że chcą bronić swego, walczyć o to. Zostawia się miałką i nijaką polityczną poprawność, której niewolnicze uleganie prowadzi do absurdów i - jak pokazują przykłady z Niemiec - do coraz większych problemów.

W efekcie prężnym, także w aspekcie rozrodczości, i zintegrowanym imigrantom przeciwstawia się europejską galaretę - społeczeństwo lewicowych uperfumowanych fircyków, przypominających dekadentów upadającego Cesarstwa Rzymskiego, którzy myśleli że ich różowy bajkowy disneyland nigdy się nie skończy. A skończył się szybko, gdy Cesarstwo Rzymskie mówiąc kolokwialnie straciło jaja. Jeśli więc jako lokalna społeczność, a patrząc szerzej jako naród i (jeszcze szerzej patrząc) jako Europa zachowamy te "jaja", czyli będziemy silni naszą tożsamością i wspólnotą, dla której chce się żyć i której bez wahania się broni - to mamy szansę przetrwać.

Europo - zamiast Multi-Kulti miej Multi-Jaja :-)

sobota, 16 stycznia 2016

Kochanek do związku

Odpowiedzi na mój anons umieszczany w kategorii szukania do związku bywają niekiedy rozbrajająco szczere - i przez to zabawne. Oto taka odpowiedź, która wprawiła mnie w pewne zdumienie, pomimo, że już niejedną odpowiedź w życiu widziałem. Pisownia oczywiście oryginalna.

Witam jestem facetem kochankiem Z Warszawy mam lat 49 w tym roku w lutym 50 szukam do Związku chłopaka najlepiej z Warszawy w seksie Aktywnego , mój wzrost 165 cm moja waga 80 kg i 16 cm Penisek wydepilowany i obrzezany , w seksie jestem pasywny i uległy - Jak coś Zapraszam do Kontaktu XXX*XXX-XXX ( jestem zakażony wirusem ) ale w seksie bezpiecznym się nie ZARAZISZ, !!!

Już pierwsze zdanie pokazuje, że nie mamy o czym rozmawiać. Nie szukam kochanka. Szukam partnera. A to jest dramatyczna różnica. Dziwne, że pan miesza potem pojęcie związku z kochankiem. Dziwnie też brzmi to epatowanie aktywną rolą w seksie w pisaniu o szukaniu do związku. Pomieszanie z poplątaniem - ale wskazujące na szukanie seks układu, a nie związku. 

Dalej pan już brnie w coraz większe absurdy. Nie interesuje mnie penisek i jego wydepilowanie. Interesuje mnie człowiek. Szukam człowieka i chcę żyć z człowiekiem, a nie z wydepilowanym peniskiem. A na deser mamy ciasteczko nie lada - HIV. W tym kontekście to zabrzmiało już prześmiewczo. A na koniec drobna uwaga - związek to nie tylko seks, ale całe życie razem. To także w temacie zarażenia się czymkolwiek od partnera. 

Biorąc od uwagę absurdy obecne w Unii Europejskiej można by nazwać tą odpowiedź - unijną :-)

Multi-Kulti

To określenie doprowadza mnie do mdłości. Widzę w tym wpływ języka niemieckiego (Anglicy by pisali przez C a nie K), a Niemcy kojarzą mi się ostatnio z coraz większą liczbą kretyństwa. Ostatnie afery z zamiataniem pod dywan gwałtów i rabunków dokonywanych przez imigrantów dobitnie o tym świadczą. Lewicowa ślepota wpuściła tę masę ludzi bez refleksji i bez umiaru, a teraz mleko się rozlało i niemiecka lewica chce wcisnąć je między innymi nam do ścierania. Typowe dla lewicy - nawarzyć piwa, które ma wypić ktoś inny.

Ta opętańcza lewicowa ideologia usiłuje wykorzeniać to, na czym budowana była Europa (czyli chrześcijaństwo) i zastępować je "ubogacaniem kulturowym". Można z przekąsem powiedzieć, że to taka współczesna forma dawnego bismarkowskiego Kulturkampfu. A ja twierdzę że prawdziwej Multi-Kulti Europa powinna uczyć się od nas, Polaków. Bo gdy w tej dziś Jaśnie Oświeconej Europie faktycznie niebo było oświecone płomieniami stosów inkwizycji, w Polsce, w Rzeczypospolitej, realnie istniała tolerancja religijna i kulturowa.

Tylko, że u nas była to wielokulturowość, a nie Multi-Kulti. Ta ostatnia nazwa dobra jest dla niezdrowych dziecięcych przekąsek. I pewnie dlatego ta ideologia jest też równie niestrawna. Niestety, widzimy do jakich praktycznie prowadzi ona konsekwencji. U nas nasza wielokulturowość sprawdziła się w praktyce w ciągu setek lat koegzystencji. Unia rozwala się po dekadach panowania tej poprawnej politycznie ideologii. Ale w tym zakresie moje przemyślenia nadają się na osobny post.

A zatem: Milti-Kulti - dziękuję nie, gdyż wolę wielokulturowość :-)

piątek, 15 stycznia 2016

KOP na mapie

Jest demokracja i jest pluralizm. Więc i u mnie na blogu poważne teksty o sprawach społecznych przeplatane są tekstami o moim prywatnym życiu i moich pasjach, które w porównaniu do Wielkiej Tematyki wydają się malutkie, ale dla mnie są równie ważne co, dajmy na to, kolejne kazanie Św. Martina od Gazet :-) Tym razem mowa będzie o moim ulubionym pedale, czyli hunterze w grze Guild Wars 2.

Pisałem już o nim w innym poście, więc każdy może sprawdzić, czy wygląda on jak pedał, czy też nie. Mam na myśli twarz i uczesanie, bo strój zmienić łatwo. Ale tym razem pedałem okazałem się ja sam - i to w negatywnym sensie tego sowa. Pedał, czyli głupek. Biegam w grze już ze dwa lub trzy tygodnie i dopiero niedawno mnie olśniło - zasoby które zbieram (rośliny, drewno, rudy metali) są ukazane na mini mapie jako ikonki. Wystarczy kierować się tą mapą i dojedzie się do nich dosłownie z zamkniętymi oczami. I kop kop, można je wykopać i przeznaczyć do rożnych szczytnych celów.

A ja wypatrywałem oczy śledząc ich ewentualne pojawienie się w głównym widoku gry, wśród bogatego krajobrazu. Drzewka do ścięcia na drewno dość łatwo wyparzyć. Ale kępki roślin czy odłamki rudy wystające ze skał już nie są takie widoczne. Teraz jednym rzutem na minimapę mogę ocenić, czy w okolicy są zasoby do zebrania. Mala rzecz - a cieszy. Bardzo mała - i bardzo cieszy. A jaki z tego morał - lepiej uczyć się później, niż wcale.

A morał dla różnych polityków? Może byście wreszcie zaczęli się uczyć? ;-)

czwartek, 14 stycznia 2016

KOP zamiast KOD

KOD - Komitet Obrony Demokracji. Jak mówią, to oddolna obywatelska inicjatywa mająca szczytne cele, broniąca tego co ważne. Pomyślałem sobie, że zastanowię się chwilę nad sensem tego przedsięwzięcia. Przyzwyczajony jestem do filozoficznych analiz, więc oddzieliłem warstwę merytoryki od warstwy realizacyjnej. A za przykład walki toczonej przez KOD przyjąłem walkę o wolne media, po uchwaleniu PiS-owskich ustaw. 

Merytoryka KOD jest w tym zakresie bez zarzutu. Z tego co orientuję się walczą oni o to, aby władza nie zawłaszczała mediów, nie przejmowała nad nimi kontroli, nie obsadzała ich władz swoimi ludźmi. Aby media były (jak mniemam) niezależne, a także (jak mi się wydaje) obiektywne i rzetelne. Tak powinno być, media powinny być samodzielne i zmiana władzy nie powinna ich bezpośrednio dotykać, a na pewno nie w formie desantu na media w niedługim czasie po objęciu rządów. Więc w tym zakresie KOD ma rację.

Ale jak to jest w warstwie realizacyjnej? KOD protestuje gdy zwycięski PiS zmienia władze w mediach. Słusznie, władza nie powinna dotykać mediów. Powinny być one rzetelne, niezależne, profesjonalne i te de. Ale gdzie byli obecni działacze KOD i inne popierające KOD osoby (szczególnie dziennikarze, politycy i celebryci) gdy PO tak samo wymieniała obsadę mediów 8 lat temu? A gdzie byli wtedy, gdy robiło to SLD obejmując władzę? Czy wtedy protestowali? Nie. A więc nie walczą o wolność mediów. Bo gdyby o nią walczyli, protestowaliby w każdym takim przypadku. Oni walczą jedynie o przetrwanie mediów pod rządami ludzi z PO. Bo jedynie wtedy protestują, gdy zagrożeni są ludzie z PO-wskiego układu w mediach, wymieniani naturalną koleją rzeczy na ludzi z PiS. Czy nie jest to podwójna moralność, polityczna hipokryzja?

To nie jest KOD - ale KOP, czyli Komitet Obrony Platformy.

środa, 13 stycznia 2016

Będzie się działo

Dziś 13 stycznia ma się odbyć europejska debata o praworządności w Polsce. Dlatego postanowiłem tego dnia zainaugurować na moim blogu kolejne słowo kluczowe "cywilizacyjne i społeczne". Czas zacząć pisać także o tym, co dotyczy nas wszystkich, co nie jest związane jedynie z okolicznościami mojego własnego życia lub tym, co tropię na gejowskim podwórku - czyli głównie absurdami i idiotyzmami.

Panie Schulz, panie Oettinger - dziękuję Wam serdecznie, z całego serca. Otworzyliście mi oczy, puknęliście mnie w głowę. Przecież absurdy i idiotyzmy, które tak chętnie tropię, są na porządku dziennym w całej Unii Europejskiej i jej polityce. A zatem mój blog zyskuje dodatkowy obszar zainteresowania. Nie jestem zawodowym komentatorem politycznym, ale ostatnio coraz bardziej śledzę różne doniesienia i interesuję się tym, co się dzieje. I chętnie napiszę co o tym myślę.

Czemu więc nie miałbym pisać o moich przemyśleniach na tym blogu? Myślę, że wypracowałem realizacyjnie udaną jego formułę, którą nazwałem kiedyś 3+1. Każda notka modelowo składa się z trzech krótkich kilku zdaniowych akapitów i jednego zdania puenty. To zarazem na tyle dużo, aby o czymś napisać, i na tyle mało, aby nie zanudzić czytelnika nie mającego czasu na czytanie długich tekstów. To się nazywa kompromis.

Zatem na blogu będzie się działo - także cywilizacyjnie, społecznie i pośrednio politycznie.

wtorek, 12 stycznia 2016

Kiedy sex

Rozmowy na czacie jawią się jaki zazwyczaj szczególnie głupie, ale chyba palma pierwszeństwa czasem należy się rozmowom na GG. Miałem niedawno taką modelowo debilną rozmowę. Oto jej przebieg (on i ja):

- cześć misiaku co robisz
- [ikonka "sex"]
- praca
- kiedy sex

To już mnie wkurzyło i od razu zablokowałem tego 20-letniego debila. Mógłby przynajmniej pofatygować się ze znakiem zapytania w pytaniach. Byłoby ładniej. Pierwsza jego wypowiedź jest w porządku. Ikonka seksu już psuje klimat, ale można udać, że się jej nie zobaczyło. Ale drugie pytanie jest po prostu debilne. Rozumiem takie pytanie zadawane  przez znających się kochanków. Ale zadawać takie pytanie nieznajomemu nie wiedząc czego on szuka?

Wkurza mnie jednak coś jeszcze - taki imperatywny charakter zapytania kiedy sex. To w pewnym sensie nie musi być pytanie zaopatrzone w znak zapytania - jeśli przyjąć, że jest to takie pytanie perswazyjne. Zakładające z góry, że seks jest przesądzony. A ja nie lubię gdy ktoś wie lepiej ode mnie co niby mam robić. Bo wydaje mi się, że ja siebie znam lepiej niż jakiś nieznajomy. 

A na razie mój rozmówca powiększył tylko stale uaktualnianą na GG grupę zablokowanych idiotów.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Wiara w fiuty

Miałem niedawno obiecującą rozmowę na czacie, z kimś kto rozumie potrzebę bliskości emocjonalnej w związku. Wydawało się, że to osoba, która można będzie poznać do ciekawej relacji. W pewnym momencie poprosił mnie o opis, a ja podaję jak zwykle wzrost i wagę. Penisa nie podaję, bo go nie mierze, bo nie pamiętam cudzych i dlatego nie przywiązuję do nich wagi. Pamiętam ludzi i szukam człowieka, a nie jego fiuta.

A poza tym uwielbiam kontestować głupotę czata i bezmyślne poleganie na cm penisa i rolach w analu. Mój rozmówca nalegał na dalszy opis więc udając głupa napisałem słownie kogo i jakiej relacji szukam, a gdy on sprecyzował że opis o mnie - podałem kolor włosów i oczu. Jednak on obstawał przy penisie, więc wyśmiałem go. I wtedy wyśmiał mnie Firefox, którego używam do gej czata - zawieszając się. To u niego niestety normalne. 

Musiałem ponownie uruchomić Firefoxa i napisałem mojemu rozmówcy, że to był właśnie przykład zawieszenia się przeglądarki (w nawiązaniu do wcześniej zgłoszonej mu propozycji aby przejść na stabilniejszy komunikacyjnie komunikator, taki jak GG lub Skype). Mój rozmówca upierał się jednak, że rozmiar penisa ma dla niego znaczenie, a także twierdził, że ja wyszedłem sam z rozmowy. Nie wierzył więc w awarię mojej przeglądarki. A ja przestałem wierzyć w niego i zamknąłem rozmowę tym razem naprawdę przez siebie. 

Skoro ktoś wierzy w fiuty, to nie ma szans na prawdziwą miłość z nim :-)

niedziela, 10 stycznia 2016

Może być na dojazd

Zawsze zadziwia mnie pewnego rodzaju znieczulica obecna na gej czatach. Poruszanie się utartymi schematami myślenia, na ślepo, bez refleksji. Miałem niedawno taką rozmowę. Na początku zaznaczyłem że szukam związku. To praktyczna metoda, która powinna zniechęcić osoby nie szukające podobnie, a tych jest zdecydowana większość. 

W odpowiedzi mam informację od rozmówcy, że jest żonaty. Na logikę, to powinno wystarczyć i pan żonaty powinien zamknąć okno priva. No bo jak układać związek z kimś żonatym, który zapewne żyje ze swoją żoną, a nie jest z nią w separacji na krawędzi rozwodu. Al mój żonaty rozmówca nie dał za wygraną. W następnej linijce napisał, że może być na dojazd.

Tym razem ja nie miałem już ochoty gadać i po napisaniu "pa" zamknąłem okno. Wiem, że dla wielu osób związek to tylko zręczne określenie seks układu. A taki seks układ może być i na dojazd. Ale ja akurat myślę o związku staromodnie. Dla mnie to docelowo życie razem i uczucie. A na dojazd może być tylko wstępne poznawanie się.

sobota, 9 stycznia 2016

Dyskrecja

Mądrości z gej czatów nieraz mnie wbijały w fotel. Tak było w czasie pewnej rozmowy, w której napisałem rozmówcy, na jego pytanie kogo szukam, że szukam partnera. On zaś zapytał mnie czy dyskretnego. Zadziwia mnie to, że nawet związek kojarzy się niektórym z tzw. dyskrecją.

Warto nadmienić, że dyskrecja na gej czatach rozumiana jest specyficznie. To nie cnota polegająca na przykład na dotrzymywaniu słowa i nie zdradzaniu czyjejś tajemnicy. Dyskrecja, w wykonaniu tak zwanego dyskreta, to po prostu ukrywanie się z seksem przed bliskimi, a bardzo często żoną biseksualnego amatora przygód. Dyskrecja to nie cnota, ale raczej sztuka okłamywania bliskich. Coś zdecydowanie negatywnego.
 
Rozumiem sytuacje, w których trzeba zataić prawdę z powodu wyższej konieczności. Ale czy innym jest dyskrecja w czatowym rozumieniu. Przeważnie czym innym. I to "przeważnie" sprawia, że słowo dyskrecja wkurza mnie na dzień dobry. To tak jak owe znane "prawie", które robi wielką różnicę.

Dyskrecja w czatowym rozumieniu robi tylko potencjalny smród :-)

piątek, 8 stycznia 2016

Ziarna od plew

Zagadał mnie na czacie gejowskim ktoś o nicku Exhib, po którym można się było spodziewać ekshibicjonizmu. A w przypadku czatów gejowskich wiadomo w którą stronę to zmierza. Może pokaz przed kamerką z opcją aby walić konia, może szukanie spotkania w realu. W każdym razie napisałem mu, na odwal się, że szukam związku. I w tym wypadku rozmówca mnie zadziwił. 

Otóż zapytał mnie "jakiego typu?". To faktycznie wyzwanie dla intelektu. Bo jakie są typy związków? Mnie się naiwnie wydawało, że jeden. Po prostu związek. Każdy widzi go inaczej, dla każdego związek ma inną twarz - ale jest tylko jeden. Tak samo jak jedna jest rodzina czy małżeństwo. Ale najwyraźniej dla wielu osób na gej czacie związków jest wiele.

W istocie, związek to dla wielu wygodny parawan słowny dla zatuszowania czegoś, co związkiem nie jest. Tak samo jest z przyjaźnią, która dla wielu osób kojarzy się z "grzeczną nazwą" dla seksu układu. Do pewnego momentu to jest nawet zabawne, ale potem zaczyna być irytujące, gdy trzeba oddzielać w rozmowie ziarna od plew i przekonywać się, czy mamy do czynienia z poważnym traktowaniem tematu, czy z lipą.

Bo miodu z takiej lipy nie będzie.

czwartek, 7 stycznia 2016

Dupa z rozmowy

Wiem, że słowo "dupa" jest dość nieprzyzwoite i nie wypada go używać aby nie zostać posądzonym o wulgarność. Ale w tym wypadku jest ono jak najbardziej dosłowne. Oto zagaduje mnie ktoś, kto ma ni mniej, ni więcej - tylko dupę w awatarze na GG. A oto dowód w postaci zrzutu ekranu. 

Rozmowa z kimś takim już na początku jest niezbyt przyjemną. Wyobrażam sobie, że w realnym świecie, na przykład na spacerze lub w kawiarni, rozmawiam nie z czyjąś twarzą, ale właśnie z tą częścią ciała. Domyślacie się, że taka rozmowa raczej nie będzie normalna i wartościowa. W rzeczy samej - ten rozmówca chciał mnie zaklepać na bardzo go interesującą wieczorną pogawędkę w czasie jego masturbacji.

Naturalnie taka perspektywa mnie nie podnieca. Owszem, podniecają mnie czasem rozmowy z ludźmi, ale nie w warstwie opowieści seksualnych. Mnie podniecają emocje, które rodzą się gdy kogoś poznaję i wyczuwam z nim bliskość. To mnie nakręca, a nie widok fiuta, dupy lub pisanie o czynnościach gimnastycznych związanych z przygotowaniem do wytrysku. 

Ale niestety łatwiej czasem trafić na GG na dupę niż na człowieka.

środa, 6 stycznia 2016

Przebudzenie mocy - koniec

Jestem starym fanem gwiezdnej sagi. Oglądałem Star Wars jako mały chłopiec. I przeżywałem też specyficzne emocje gdy byłem w kinie na VII części sagi. Kilka razy łzy mi pociekły z oczu na widok starych bohaterów. Nie na widok czyjejś śmierci, ale na widok postaci, która kojarzy mi się z całą sagą i być może z moją powiązaną z nią młodością.

W sumie, gdyby nie Star Wars, to może nie pisałbym i tego bloga. Bo to właśnie ta saga natchnęła mnie do pisania i sprawiła, że pisanie stało się moją pasją. I dzięki temu piszę chętnie także bloga. Kiedy już było po filmie, uświadomiłem sobie jak dziurawa jest fabuła mojej sagi. Ile w niej nieścisłości naukowych, czy logicznych. Ile skrótów i zaklajstrowań.

Ale nikt chyba nie analizuje tego przez lupę. Bo nie liczy się to, na ile wiedza ze Star Wars ma się do wiedzy naukowej. I nie jest ważne czy w przestrzeni kosmicznej rozchodzą się dźwięki, czy nie - a wiadomo że nie (zaś w filmie tak). Ważne, że ten film to wspaniała baśń i - zwróćcie uwagę - swego rodzaju filmowa opera. Muzyka nie ustaje tam ani na chwilę. Kiedyś kupiłem na 2 płytach muzykę do IV części. Można ją było puścić równolegle z filmem i idealnie go wypełniała. I ta właśnie cała Moc emanująca z filmu jest najważniejsza. 

Niech Moc będzie z wami!

wtorek, 5 stycznia 2016

Przebudzenie mocy - środek

Kiedy już było po filmie zacząłem się zastanawiać nad tym, jak go krótko zrecenzować. Myślałem o tym wracając do domu. I wyróżniłem trzy rzeczy w filmie, które zwróciły moją uwagę. Pierwsza, typowa dla filmów to nadmiernie rozciągnięty czas. Niby coś dzieje się przez 2 lub 5 minut, a w filmu trwa to kilka razy dłużej. Ale takie rozciągnięcie czasu to standard w kinie.

Druga, pokrewna sprawa to coś bardziej właściwe już sadze Gwiezdnych Wojen. Galaktyka jest wielka, planety są wielkie - ale bohaterowie zawsze lądują o rzut beretem od siebie. Gwiazda Śmierci w filmie "Nowa Nadzieja" miała (jak gdzieś wyczytałem) 160 kilometrów średnicy. Ale bohaterowie ją przemierzali jakby to był jeden biurowiec lub supermarket. W całej sadze przestrzeń jest cudownie mała i bohaterowie trafiają na siebie bez trudu. Choć w realnym świecie może potrzebowaliby godzin lub dni na dotarcie do siebie.

A trzecia recenzja dotyczy zmiany pokoleniowej. Myślę że zgrabnie wprowadzili nowe pokolenie do sagi. Nowych młodych aktorów, nie tylko jako aktorów, ale i jako młode postacie. Innymi słowy, w ostatniej lucasowskiej trylogii mamy nowych bohaterów, w czasie gdy starzy znajomi (han Solo, Luke Skywalker, księżniczka Leia) są jedynie miłym tłem. I już wiemy że nowych bohaterów spora dawna przygód nie ominie w kolejnych częściach tej trylogii. Ale o nich napiszę w kolejnym poście.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Przebudzenie mocy - początek

Mój synek zaskoczył mnie w sylwestra, bowiem wysłał mi SMS z informacją, że następnego dnia, czyli 1 stycznia, idziemy do kina na zaplanowane wcześniej "Przebudzenie mocy". Pierwszego stycznia maiłem więc początkowo slaby humor, ale gdy zrobiłem z rana około 2/3 mojej dziennej porcji pracy to humor mi się poprawił. Ubrałem się ciepło, bo było prawie minus dziesięć stopni i wyszedłem.

Poszliśmy do kina rodzinnym gronem z 6 osób, na piechotę. A potem czekało mnie kinowe rozczarowanie. Aż 20 minut reklam. Skoro płacimy za bilety, to czemu aż tyle reklam? Może powinni zrobić darmowe seanse z godzinnym blokiem reklam i płatne bez reklam? Będąc zmuszonym do oglądania tych reklam zastanawiałem się nad tym czy jednak nie jest lepszą opcją oglądanie filmu ściągniętego później z sieci.

W kinie nie bylem dosłownie od lat. Nie miałem z kim iść do kina i nie bardzo chciałem nadwyrężać na zakup biletów mój obecnie bardzo skromny budżet. Ale odkąd przypomniałem sobie, że kino to masa głupich reklam, to moje wątpliwości co do omijania tego przybytku rozrywki stopniały do zera. A co do samego filmu - jego recenzja nadaje się na kolejny post :-)

niedziela, 3 stycznia 2016

Pedalski hunter

W Guild Wars 2 mam najbardziej pedalską postać ze wszystkich, które dotąd miałem w grach MMORPG. Nie robiłem go specjalnie na pedała, po prostu chciałem mieć postać, która by mi się podobała. I podoba mi się z twarzy, sylwetki, fryzury. A ostatnio zacząłem malować także jej ubiór, na co gra pozwala.

W ramach różnych całościowych misji (polegających na wykonaniu sporej dawki pracy na jakimś obszarze) odblokowuje się w grze różne rzeczy, między innymi barwniki do malowania zbroi. I taki złotawy barwnik odblokowałem, używając go (do spółki z szarym dostępnym ze standardowej palety) do pomalowania zbroi mojego huntera. Efekt widać na załączonym obrazku.

Po raz pierwszy w grze mam postać, która tak mi się podoba, że chętnie miałbym chłopaka o takim wyglądzie. I chodzi tu przede wszystkim o twarz i jej wyraz. A na razie pozostaje mi cierpliwe rozwijanie tej postaci, która zdobyła dopiero mniej więcej jedną czwartą poziomu w grze. "Pedałem" gra mi się jednak bardzo przyjemnie.

sobota, 2 stycznia 2016

Przygotowania do sylwestra

31 grudnia 2015
Ludzie szykują się do sylwestra. Panie  robią sobie fryzury, panowie nie wiadomo co (cho geje też pewnie robią sobie fryzury). Wszyscy się szykują na picie i zabawę, a potem na noworoczne trzeźwienie. A co ja robię jako pierwszą czynność na komputerze po zalogowaniu się w ostatni dzień roku?

Ja zakładam foldery na zdjęcia o nazwie "2016, które wykonam w nowym (ale całym nowym) roku. A przy okazji - jako typowy gej - ustawiam sobie widok tych folderów tak, aby było estetycznie w oknie menedżera plików: wielkość ikon, spacje między ikonami i tym podobne. A potem upewniam się, że na dysku backupowym mam tyle samo zdjęć ile na kompie. 

I to były moje przygotowania do nowego roku. A potem dojdą czynności techniczne - rozpoczęcie nowego roku (a dokładniej nowego miesiąca) w prowadzonych przeze mnie na komputerze ewidencjach. Na przykład ewidencji wykonanej pracy. A gdzie w tym wszystkim szykowanie się na sylwestrową zabawę? A po co? W tym roku ne przewiduję zabawy. Popracuję w ciągu dnia a potem wejdę do Guiild Wars aby podciągnąć postać. To będzie moja zabawa :-)

piątek, 1 stycznia 2016

Noworoczne postanowienia?

Ludzie podejmują noworoczne postanowienia, które w wielu wypadkach niewiele wykraczają poza nowy rok. Albo w ogóle zostają na przysłowiowym papierze. Niedawno zapytano mnie o to jakie ja mam postanowienia noworoczne. Otóż formalnie nie mam żadnych. A z drugiej strony mam wiele postanowień czy planów związanych z układaniem życia i robieniem w nim porządków, ale nie są to plany związane z porą roku i zmianą kalendarza.

Po prostu moje życie płynie innym rytmem. Mam wiele spraw do ogarnięcia w nim, ale nie są one związane z początkiem nowego roku kalendarzowego, lecz ogólnie z ogarnianiem pewnych życiowych spraw. I nawet nie chce mi się tego w żaden sposób podkładać pod takie spektakularne, ale fikcyjne zmiany, jak nowy 2016 rok. Ludzie być może myślą, że zmiana cyferki w roku to wielka zmiana. A tak naprawdę największa zmiana jest w nas samych. I jeśli tam się nic nie zmieni, to i Nowy Rok nie pomoże :-)

Zatem próbuję zmieniać się w środku, ale będzie to szło powoli i na pewno nie nadaje się na hurra optymistyczne (i najczęściej równie nierealistyczne) noworoczne postanowienia. Zatem propaganda do kosza a rzeczywista praca do ręki. I pracuję dla siebie i własnego życia, dla uporządkowania go, a nie dla poklasku. A zatem potrzeba mi jedynie wytrwałości i determinacji w tej pracy, a nie klaskania, które tylko przeszkadza :-)