czwartek, 31 stycznia 2013

Chomik

listopad 2012
Wziąłem współlokatora, przyjaciela. A potem dokooptowaliśmy dwóch innych gejów do wspólnego mieszkania, dla obniżenia kosztów (przede wszystkim czynszu), których nie byłbym w stanie sam płacić. I jednego ze współlokatorów nazwaliśmy Chomikiem - ze względu na uśmiech z wystającymi ząbkami.

I Chomik, w przeciwieństwie do swojej popularnej charakterystyki, nie był prawdziwym chomikiem - zbieraczem zapasów. A przydałoby się gdyby zebrał trochę kasy, którą jakoś dorabiał, aby się dołożyć do czynszu. W końcu w listopadzie Chomik pobił rekord - trzy tygodnie zwodził nas obietnicą dołożenia aż połowy czynszu. I nic z tego nie wyszło. Więc spakowaliśmy mu rzeczy, a on ciągle zwlekał z ich odebraniem.

Gdybyśmy czekali biernie na jego "laskę" to byśmy nie przeżyli do grudnia. Ale na szczęście udało się jakoś ciężką pracą i sprzedaniem kolejnego przedmiotu uzbierać wymaganie pieniądze. Tak to bywa z bajkopisarzami, którzy naciągają - nie zawsze na kasę, ale czasem na mieszkanie. I trzeba coraz bardziej próbować ich wcześnie wykrywać, aby potem nie było takich "chomiczych" sytuacji.

Uczenie się na błędach ma wciąż wielką przyszłość ;-)

środa, 30 stycznia 2013

Zahartowany

Miałem jakiś czas temu rozmowę na czacie z chłopakiem - jak się okazało 19-letnim - o nicku "boso". Zapukałem do niego bo lubię lizać stopy i myślałem, że może on ma podobny fetysz. Okazało się, że lubi chodzić boso. I pochodzi z gór. Piękne okoliczności przyrody.

Jeszce ciekawsza była jednak rozmowa. Najpierw wypytywał mnie w czym chodzą (ubranie) - okazało się że w domu chodzi i śpi w slipkach. Ma prawo. A potem zapytał mnie czy jestem zahartowany. Odpowiedziałem, że jako miejskie zwierzątko nie bardzo. A on napisał, że bywało iż w zimie szedł w góry w samych spodniach, czyli z nagą górą. 

Fajnie. Ale, jak się okazuje, nie miał nic do powiedzenia poza wyliczaniem oznak swojej tężyzny fizycznej. Taka rozmowa zaczęła być po prostu nudna. Nie mam nic przeciw poznaniu zbudowanego, umięśnionego i zahartowanego chłopaka. Ale niech chociaż można z nm o czymś pogadać - poza licytacją o to kto jest bardziej zahartowany.

Dobrze, że ja jestem przynajmniej zahartowany w bezcelowych rozmowach ;-)

wtorek, 29 stycznia 2013

Jestem foczką

Czasem czat niesie ze sobą wiele niezamierzonego humoru. Tak się złożyło, gdy zagadał do mnie na czacie Wirtualnej Polski chłopak 25-letni (jak głosił jego nick) który wyraźnie się ucieszył dowiedziawszy się, że szukam do związku. Można nawet powiedzieć że był przesadnie entuzjastyczny w tej swojej radości. Ale najzabawniejsze było gdy podałem mu swoje wymiary.

Ważyłem już 10 kg mniej niż 2 miesiące wcześniej ale ciągle 85 kilogramów. I gdy zobaczył moje cyferki wypalił tekst:  to foka z ciebie, nie szukasz terrarium w ZOO. Najpierw się uśmiałem, ale nie przyszedł mi do głowy zabawny komentarz do tego wpisu, więc darowałem sobie lotne myśli. Potem się zastanowiłem po co foce terrarium - zapewne miał na myśli wybieg czy basen.

Tak czy siak, choć nie jestem foką, powinienem spływać z tej rozmowy. A raczej zdryfować. I faktycznie, po tej ludowej zoologicznej mądrości mój rozmówca, minutę wcześniej taki grzeczny i entuzjastyczny, nie miał już nic do powiedzenia. Śmieszy nie to, że się nie dobraliśmy - bo to jest zupełnie naturalne - ale to, jak zaskakująco zabawnie zwinął żagle, a potem zamknął okno rozmowy bez pożegnania.

No cóż, prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy ;-)

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Połowa tygodniowej normy

26 października 2012
Pogadałem z Arkiem na czacie, potem przeszliśmy na GG. Gadaliśmy na GG ale ponieważ on miał możliwość pogadać głosowo więc wymieniliśmy się telefonami i zgadaliśmy. Gadaliśmy pół godziny aż do czasu gdy jemu padła bateria. A potem przeszliśmy na SMS. I napisaliśmy tych SMS około 60 w godzinę może dłużej. Nie chodzi o tę liczbę jako taką, ale o porównanie do całej komunikacji SMS jaką miałem z Pawłem przez tydzień - 130 wiadomości. W godzinę wyrobiłem z Arkiem połowę tygodniowej komunikacji z Pawłem :-)

Nie tylko to jest imponujące. Napisałem SMS Arkowi aby zadzwonił do mojego kumpla z którym mieszkam, a który wyszedł na spacer z psem - wrócił w środku nocy ze spotkania. Po to aby z nim pogadać i  aby kumple mógł sobie o Arku wyrobić zdanie. I Arek zdzwonił do niego bez zadawania pytań. Zaimponowała mi jego odwaga i otwartość w komunikacji. 

A to jest dobry znak, bo pokazuje, że Arek jest chłopakiem konkretnym, zdecydowanym i wiedzącym czego chce. Nie wyobrażam sobie aby odwoływał bilet kolejowy i zastanawiał się czy przyjechać czy nie. Jeśli podejmie decyzję to będzie. Prosta piłka, choćby w tle było pół dnia myślenia i zastanawiania się. A jednak decyzja jest podjęcia i będzie uszanowana. A nie zmieniana w trakcie dreptania w miejscu. 

I takich właśnie ludzi szanuję najbardziej - cieszę się, że Arek na takiego wygląda :-)

niedziela, 27 stycznia 2013

Polski pacjent

26 października 2012
Po angielskim pacjencie pora na polskiego. W środku nocy, około 3.30, zagadałem na czacie chłopaka o nicku "Śląsk na stałe". Okazuje się że jest bardzo młody, nastoletni, no i szuka związku. Wielu takich jest i wielu mówi, że szuka związku, nawet z kimś w moim wieku, ale na ogól nic z tego nie wychodzi. W dodatku nie jest zodiakalnym skorpionem, więc nie ma takiej radości jak w czasie rozmawiania z Pawłem. A jednak...

Właśnie to, że nie jest skorpionem - chyba niestety za bardzo dla mnie przereklamowanym - a mimo to rozmawia się z nim naprawdę fajnie i czujemy bliskość, to sprawia, że tak bardzo chcę go poznać. Chłopak jest mody, ale tylko na papierze. Doświadczeń życiowych ma chyba jak trzydziestolatek. Rodzice się nim nie interesują. Bardziej interesuje ich gaszenie pragnienia. 

Chłopak ma dzięki temu ogromną i prawdziwą potrzebę miłości i bliskości. A nic tak nie zbliża ludzi jak rzeczywiste i poparte życiowym piętnem potrzeby. Gadać o pragnieniach można, ale inaczej się gada jeśli ktoś naprawdę ma pragnienie, a inaczej gdy tylko o nim myśli. A ten chłopak najwyraźniej ma pragnienie. Dlatego żartem i w nawiązaniu do poprzedniego posta nazwałem go Polskim Pacjentem.

Polski pacjent jednak lepszy od angielskiego? :-)

sobota, 26 stycznia 2013

Angielski pacjent

24 października 2012
Dostałem maila od chłopaka który miał problemy życiowe i mieszkał w Anglii. Ma tylko 21 lat i stracił nieomal sens życie. To bardzo trudna sytuacja w tak młodym wieku. Zaczęliśmy rozmawiać na GG. Bardzo ciekawy człowiek, a do tego wraca na dniach do Polski. Czyżby kandydat na partnera? Nazwałem go więc Angielskim Pacjentem.

Gadaliśmy przez kolejne dni. Ale ciśnienie kierowanej na związek rozmowy opadło, bp związku on nie szuka. Mam więc luz i mogę z nim gadać bez nastawiania się na cokolwiek. Zapewne się zobaczymy gdy przyjedzie do Polski. A bardzo chętnie bym go poznał, bo podobnie jak ja lubi pisać i praktykuje w tym zakresie ;-)

Zastanawiałem się nad tym czy nie jest to znak od Boga w sprawie poznawania do związku? Poznaję Pawła, ale mi z nim nie wychodzi, coś hamuje, zgrzyta w trybach... I poznaję kolejną osobę, która co prawda nie szuka związku ze mną, ale może być pewną wskazówką na to, że poznam kogoś innego.

Czas pokaże czy to się sprawdzi ;-)

piątek, 25 stycznia 2013

Anatomia rezygnacji

25 października 2012
Rano śniły mi się jakieś koszmary związane z przejazdem czy komunikacją. W stylu średniowiecza zmieszanego z rzeczywistością. Typowe chore kino nocne jakie funduje mi mój rozbrykany umysł. A potem usłyszałem SMS. Patrzę - od Pawła, więc z radością go otwieram. A w nim napisane abym wycofał bilet, bo on się bardzo obawia przyjazdu i musi to przemyśleć. Skąd ja to znam??

Z innych znajomości. Moja reakcja - spokój. Zapuszczam procedurę awaryjną. Najpierw tłumaczę spokojnie i życzliwie że nie ma się czego bać. Gdy to nie skutkuje, upewniam się grzecznie czy na pewni anulować bilet. Tak. No to podprocedura techniczna - loguję się i anuluję bilet. dziesięć procent odstępnego tracę czyli około 6 złotych. Trudno, nic w życiu za darmo :-)

Paweł napisał mi jeszcze coś, co mnie nie tyle zdenerwowało, co zrezygnowało: jeśli uda ci się kogoś znaleźć to nie czekaj na mnie. To jest takie piękne zachęcenie do poznawania kogoś. Panie Pawele, nie omieszkam skorzystać z tej tak pięknej sugestii :-) Liczy się bowiem cel - czyli ułożenie z kimś życia. A z kim? Z tym, kto będzie odpowiedni i kto spotka się jako pierwszy.

Czyli zaczynamy szukać od nowa, choć teoretycznie mam Pawła w zapasie :-)

czwartek, 24 stycznia 2013

Anatomia postporażkowa

25 października 2012
I oczywiście co się pojawia w takiej sytuacji? Wydawało się że już mam kandydata na chłopaka, a on naglę pęka i rezygnuje z przyjazdu. Co się pojawia? Rozpacz? Nie, raczej głębokie rozczarowanie. Nie pierwsze i obawiam się, że nie ostatnie. Choć zawsze mam nadzieję, że to już ostatnie ;-)

I pojawia się też coś innego i bardzo potrzebnego - spokojna, rzeczowa analiza sytuacji. W tym przypadku jestem szczęśliwy bo mogłem wyciągnąć jeden bardzo cenny wniosek. Kiedy poznałem Pawła nadal czatowałem na swoim nicku zaprojektowanym do szukania chłopaka, ale pisałem, że nie szukam już związku. Trafiłem na jedną czy dwie osoby szukające związku, których zniechęciłem. A może to byliby lepsi partnerzy?

Nie należy więc dzielić skóry na niedźwiedziu i deklarować że ma się chłopaka, póki go nie ma. I trzeba poznawać nowe osoby. A zaprzestać ich poznawania dopiero wtedy gdy z jedną naprawdę się spotkam i wyczuję bliskość. Póki to nie nastąpi nie warto blokować sobie poznawania innych - bo potem zamiast złotego rogu ostaje w ręku ino sznur ;-)

Nie jest klęską gdy jakaś znajomość nie wypali, ale gdy bezsensownie blokuje inne znajomości ;-)

środa, 23 stycznia 2013

Anatomia podróży

23, 24 października 2012
No, nareszcie się udało! Paweł wreszcie zdecydował się na wyjazd w czwartek, za dwa dni. I postanowił abym kupił mu bilet kolejowy przez internet. To znaczy nie postanowił, ale nieśmiało mnie poprosił, a ja chętnie spełniłem jego prośbę. On się krępuje z tego powodu - rozumiem go. Ale wolę mieć go u siebie i ruszać z nim do przodu, niż kisić się osobno z powodu pożałowania 60 złotych.

Nie przelewa mi się teraz z finansami, ale te 60 złotych jestem w stanie przeznaczyć na ten cel. I wreszcie spotkam się z moim skorpionem. Najważniejsze jest osiągnięcie celu a nie koszty które trzeba ponosić po drodze. Liczy się efekt końcowy. Dla mnie liczy się możliwość ułożenia z chłopakiem życia.

Mam tylko jakieś intuicyjne niejasne poczucie, że Paweł jakoś nie jest tak entuzjastyczny jakbym chciał. Następnego dnia - w przeddzień wyjazdu - w ogóle się ze mną nie kontaktował, nie był na Skype ani na GG. Trochę mnie to dziwi i niepokoi, bo jest to w jakiś sposób nienaturalne. Wcześniej głośno mu pisałem o swoich obawach, na podstawie dotychczasowych doświadczeń. Póki kogoś nie witam na dworcu, to nie przyjechał, choćby nie wiem jak to deklarował.

W każdym razie bilet kupiony i to zobowiązuje - jakoś ;-)

wtorek, 22 stycznia 2013

Anatomia stóp

21 października 2012
Ściągnąłem sobie filmik z netu, na którym młody (jak sądzę) chłopak pokazywał swoje śliczne stopy. Podeszwy - jak mi zwrócił uwagę Paweł - są brudne, Paweł oczywiście nie omieszkał dodać że swoje ma czyste i wypumeksowane. Ale nie chodzi o podeszwy - lecz o wierzch, palce i delikatne macanie nogi stopą. To jest bardzo podniecające i zawiera wielki ładunek bliskości, który mnie maksymalnie kręci ;-)


To bardzo piękne, gdy kręci nasz bliskość, która manifestuje się w delikatnym dotyku, a  nie w nachalnym pocieraniu narządów płciowych. Dlatego tak bardzo mnie te stopy kręcą. A jeszcze bardziej kręci mnie Paweł, gdy powiedział, że właśnie ma dokładnie takie stopy jeśli chodzi i kształt i budowę.

Mam nadzieję, że już niedługo ich skosztuję ;-)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Oczekiwanie

18 października 2012
Rano nie dostałem od Pawła żadnych informacji. Zmartwiło mnie to. Przed oczyma stanęły mi liczne niepowiedzenia z chłopakami i zawiedzione nadzieje. Nic nie znaczy wspaniale zapowiadająca się rozmowa jeśli nie stoi za nią realna wola kontaktu i podjęte na jej podstawie działania. A tego dnia, kredy Paweł miał przyjechać, nic nie nastąpiło.

W końcu skontaktował się ze mną około 17. Napisałem mu że się martwiłem jego nie odzywaniem, a on na to, że bardzo mu miło, że się ktoś o niego martwi. Okazało się, że starał się załatwić sobie pracę. W sumie wydłuży to jego przybycie o kilka dni, może nawet o tydzień. Nie byłem z tego powodu szczęśliwy, ale nie chciałem go także ściągać do Warszawy na siłę.

Najważniejsze że gadamy ze sobą. I w kolejne dni gadaliśmy na GG a także pisaliśmy do siebie SMS-y. Czekał mnie długi tydzień - w tym czasie starałem się zarobić na czynsz, a jednocześnie tak bardzo potrzebowałem w kimś bliskości i oparcia. I miałem je w człowieku, którego jeszcze nie poznałem w realu, nie wyczułem i który maił się u mnie zjawić dopiero za kilka niemiłosiernie się ciągnących dni.

Ale liczy się kontakt, który nie tylko się rozpoczął, ale także trwa :-)

niedziela, 20 stycznia 2013

Świadomy skorpion

17 października 2012
Mój rozmówca ma 26 lat i na imię Paweł. I w ogóle jest fajnym chłopakiem. I zapytałem go o znak zodiaku. Skorpion! Mój zdecydowanie ulubiony. Odparłem, że ja rak. I on mi na to napisał - to będzie OK. I powiedział, że najlepiej z rakiem i rybami. No bo to te same wodne znaki w zodiaku - wodne nie w sensie nazwy (np wodnik) ale ułożenia w samym zodiaku. A zatem skorpion świadomy tego, że z rakiem mu się ułoży. 

Przeszliśmy w międzyczasie na GG, zobaczyłem jego zdjęcia i śliczne oczy. I zacząłem czuć miętę. A było do czego. I w dodatku w kilu sprawach okazało się, że myślimy podobnie, mamy podobne preferencje czy nawet w tym samym czasie to samo piszemy na GG. Takiej zbieżności nie sposób nie zauważyć. Czyżbym znów mógł mieć nadzieję na znalezienie faceta z którym się uda?

Rozmawialiśmy do późna. Paweł szuka pracy ale ma też jakieś rozmowy u siebie w Poznaniu i ale może przyjechać do Warszawy następnego dnia. Umówiliśmy się, że rano da znać w tej sprawie. Bylem wniebowzięty, że go tak szybko zobaczę.

Faktycznie - rak i skorpion nie mogą się siebie doczekać :-)

sobota, 19 stycznia 2013

PPP

17 października 2012
Wieczorem wszedłem na czata i zacząłem rozmawiać. Rozmowy na czacie biegną z reguły dwutorowo. Z jednej strony zagadują mnie ci, którzy mnie zagadują. Czasem tacy z którymi bym chciał rozmawiać, czasem - nie. A z drugiej strony ja zagaduję tych, z którymi bym chciał rozmawiać - i oni czasami ze mną rozmawiają, a czasem - nie ;-)

I w czasie przeglądania nicków na czacie Interii zobaczyłem nick, który można rozwinąć jako trzy P - w pełnym brzmieniu: Poznań Praca Pomoc. I do tego uśmieszek. Sympatyczny nick, bo ktoś potrzebuje pomocy i szuka pracy. Więc zapukałem do niego i zapytałem czy prócz szukania pracy nie szuka także zaczęcia życia na nowo. Wyjaśniłem, że dlatego niego zakukałem.

On zaś odpisał mi: To prawda, że szukam rozpoczęcia życia na nowo. Chciałem zacząć od pracy a później od znalezienia faceta tego jedynego. Bardzo mi się to określenie spodobało. I potem dodał - cieszę się, że napisałeś. I zaczęliśmy rozmawiać. Zacząłem do wszystkiego co mogłoby go zniechęcić, ale nie udało mi się ;-)

No to zaczęliśmy rozmawiać :-)

piątek, 18 stycznia 2013

Deszczowa romantyka

16 października 2012
I trafiła mi się w nocy już kolejna rozmowa na czacie - z chłopakiem mającym 20 lat i wydawałoby się że także szukającym związku. I deszcz, wspominany wczoraj w  poście, nadal padał. I coraz bardzie miło się z tym chłopakiem psiało. Naprawdę chwytał w lot moje potrzeby uczuciowe. Zaczęło być ciekawie. A na dodatek mieszkał 2 km ode mnie, w okolicy która znam, więc w czasie rozmowy można było nawet pisać o takich detalach jak wysokość tamtejszych krawężników :-)

Wymieniliśmy numery telefonów ale chłopak powiedział abym napisał SMS za 5 minut bo musi podłączyć fona do ładowarki. Dziwiło mnie to - czemu aż 5 minut i czemu do ładowarki. Nawet na resztkach baterii można odebrać SMS. Potem gadaliśmy dalej i zaproponowałem spotkanie. Byłoby romantycznie - deszcz, samochód, środek nocy. Nie zgodził się bo niby rodzice się mogą obudzić - miało to ręce i nogi. Ale zaproponował spotkanie jutro rano. I nagle napisał, że będzie za 2 minuty po czym się rozłączył.

A ja pomyślałem, że to bajkopisarz który walił konia, spuścił się i zamyka czata. I faktycznie - wszystko potem na to wskazywało. Nie pojawił się za 2 minuty. Nie odszedł SMS wysłany do niego. Nie odezwał się rano SMS-em - a skoro by się chciał spotkać to powinien się odezwać. Bajkopisarz więc najpewniej. A dla mnie cenna wskazówka - jeśli wymieniamy numery fonów niech druga osoba się odezwie pierwsza - napisze SMS lub puści strzałkę. Wtedy dopiero fona uznam za wiarygodnego.

Tak czy owak - ten dzień był zabawnie nieudany ;-)

czwartek, 17 stycznia 2013

Deszczowa ciota

16 października 2012
Deszczowy dzień. Pada i jest mokro - jesienna plucha, choć nie jest aż tak zimo jakby mogło być w listopadzie. Czyli nie jest tak źle, ale też nie jest tak dobrze. Coś pośrodku. I w ten wypośrodkowany dzień poznałem na czacie chłopaka, który być może szuka kogoś do związku i zamieszkania razem. I postanowiłem się z nim spotkać. I - jak się potem okazało - popełniłem serię błędów, o których chciałbym napisać.

Po pierwsze - zauważyłem w rumowie przez telefon że chłopak ma ciotowaty głos. Ale nie spodziewałem się, że jest taką szczupłą ciotą, z torebką i apaszką. Po drugie - podjechałem z nim na miasto do miejsca gdzie miał oddać coś pożyczonego - a była pora korków, zaś ja jechałem na rezerwie paliwa. I czułem jak benzyna się spala a czas ucieka. Zrobiłem mu uprzejmość w nadziei poznania go.

Dojechaliśmy na miejsce. Wyszedłem z garażu aby wpaść do sklepu coś kupić po drodze. Pobiegłem w przód, bo lało. Stoję w sklepie zajmując kolejkę i czekam na niego, aby mnie zluzował. A jego nie ma. Wychodzę ze sklepu - nie ma go. Dzwonię - nic. Wreszcie po kilku minutach przychodzi SMS z informacją, że on jednak pojedzie do domu. Nawet się nie pożegnał tym SMS-em. Ciota podkuliła ogon pod siebie i uciekła. Jego sprawa - niech moknie.

Oczywisty ale przećwiczony na własnej skórze wniosek jest zaś taki, że nie opłaca się w korkach jechać po kogoś autem - lepiej niech sam przyjedzie komunikacją miejską, będzie szybciej ;-)

środa, 16 stycznia 2013

Promień światła i łyk nadziei

4 października 2012
Rozmowę z Matkiem zakończyłem podziękowaniem mu za to, że był ze mną i wniósł promyk światła do mojego życia. W samej rozmowie nazwałem to "łykiem nadziei" co może zdecydowanie lepiej oddaje moją sytuację. Czułem się jak spragniony wędrowiec na pustyni, któremu pozwolono na chwilę napić się do syta z zimnej ożywczej krynicy. Ale źródełko nagle znikło niczym fatamorgana i w ręku został mi tylko rozsypujący się piasek.

Staram się dopatrywać pozytywnych aspektów tego, że poznałem Matka. Pora więc na podsumowanie. Pokazał mi on na czym polega piękno bliskości. Szczególnie będę pamiętał jego splatane ze mną dłoni. Przytulanie się przy każdej okazji. Dokładnie tego potrzebuję. Niestety, zabrakło kontynuacji i rozwinięcia tego. Zabrakło też technicznego bycia ze sobą razem. Nie jest łatwo 19-latkowi z dnia na dzień opuszczać dom. Ale to mogło się udać.

A nie udało się z powodów życiowych, a nie osobistych. I to jest też bardzo optymistyczny, symboliczny fakt. Pokazuje on, że w tym świecie jest jeszcze nadzieja i szansa na miłość. I daje to motywację i energię do szukania jej dalej. Moje serce krwawi po tym bardzo, ale stery przejął zimny choć życzliwy dla Matka rozum - i steruje pewnie, bez wahania. A serce musi teraz powoli dochodzić do siebie...

Dobrze być takim dual-mode - łatwiej się pozbierać ;-)

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozmowa z oficerem

4 października 2012
Matek złapał mnie na Skype i mogliśmy popisać wieczorem po jego pracy. I od razu zaznaczył, że chce o czymś pogadać. Ja już się domyślałem o czym, bo napomknął jedno słowo. A ponieważ poprzednio zrobił inny ruch w tym zakresie, więc te dwa punkty gładko wyznaczyły prostą. Nie myliłem się, Matek po prostu powiedział mi, że nie może zaakceptować niektórych życiowych wyborów jakich dokonałem pod wpływem życiowej konieczności. Ma pełne prawo tego nie akceptować - pytanie tylko co dalej będzie z nami?

W tym momencie włączył mi się już tryb oficera. To jest taki tryb myślenia charakteryzujący się spokojem, opanowaniem i precyzją. Oficer nie rozpacza nad sytuacją, ale precyzyjnie podejmuje decyzje. Więc zamiast rozpaczać zacząłem zmuszać Matka do jasnego określenia się i niejako wyciągnąłem mu z gardła odpowiedzi na moje pytania. W tej sytuacji bowiem nie przekreśla to naszego związku automatycznie. Możemy nadal go budować, ale w utrudnieniu, lub pójść na całość i rozejść się.

Niestety Matek wybrał drugą opcję - rozejścia. Ale ja go doskonale rozumiem. Konflikt sumienia. I dobrze, że moja intuicja już od kilku dni przygotowała mnie do tego, a cale zdenerwowanie zaliczyłem już niejako a priori. Dlatego te rozmowę przyjąłem ze stoickim spokojem i okrutnie przeszedłem od razu do omawiania spraw technicznych - to znaczy przekazania mi wypożyczonego mu telefonu.

I tak rozejście się z Matkiem minęło nieomal "niepostrzeżenie" - czyżby to była dobra wróżba na przyszłość? :-)

niedziela, 13 stycznia 2013

Próba

październik 2012
Tak naprawdę wszystkiemu winna jest praca, którą rodzice załatwiają Matkowi. Ta praca może zniszczyć nasz związek, bo nie będzie on codziennie jechał 2 godziny przez całą Warszawę do tej pracy ode mnie, a potem wracał. I ja się tego boję najbardziej. I wiele razy zadawałem Matkowi pytanie co się stanie jeśli ta praca mu wypali. I rozdzieli nas fizycznie od siebie. Do tego cześć weekendów będzie miał zajętych przez szkołę. Związek na odległość się nam raczej nie uda.

Bo ja potrzebuję bycia z chłopakiem na co dzień, szczególnie w sytuacji gdy próbuję pracować i stawiać życie na nowo. Sam raczej nie dam rady. Gdybym miał pracę i stabilną sytuację materialną, można by jakoś przeczekać ten okres. Ale co będzie gdy spełni się najczarniejszy wariant z pracą Matka? Inna sprawa, że jeśli matek naprawdę jest tak zmęczony jak mi pisze, to ta praca go wykończy już na okresie próbnym. I wiele razy mi pisał, że jej nie chce podjąć.

Z drugiej strony trzeba też rozumieć jego uwarunkowania. Rodzice mu załatwiają pracę, w dobrej, szczerej wierze. I niegrzecznie byłoby to ignorować. On powinien dzielnie znieść tę próbę i co najwyżej potem im racjonalnie odmówić. To będzie tak naprawdę próba dla naszego związku. Dla Matka próba aby ze mną zostać, a dla mnie aby nie popadać w spiskową paranoję. Zobaczymy co zwycięży, tyle że to się okaże za kilka dni.

Na pewno, jeśli by się nam w końcu udało, wyjdziemy z tej próby znacznie silniejsi :-)

sobota, 12 stycznia 2013

Jasna strona medalu

październik 2012
Mam w głowie festiwal podejrzeń i mętlik, bo moja intuicja mnie alarmuje, że z Matkiem możliwa jest negatywna interpretacja jego zachowań. Ale nie mogę tak sobie popadać w spiskową paranoję i wylewać dziecko z kąpielą. Gdyby się to wszystko okazało fałszywymi podejrzeniami zrobiłbym mu wielką przykrość, chociaż z dobrej intencji, z miłości...

Ale są też elementy, które interpretuję na korzyść naszego związku. Matek, na przykład, robił serię SMS-ów z tym Nieznajomym przed rozmową ze mną na Skype. Gdyby przystawiał się do kogoś, to może raczej pisałby z nim także w czasie mojej rozmowy na necie, aby zdawać tamtemu relację z niej i na przykład się konsultować co do gadania ze mną i okłamywania mnie. A nie pisał SMS. Rozmawiał tylko ze mną. Kto kocha ten się skupia na rozmowie z ukochanym a innym co najwyżej odpisze w tym czasie jeden czy dwa SMS-y.

Tak naprawdę wszystko co się dzieje można też interpretować pozytywnie. Jedyne co mi przeszkadza to lampki ostrzegawcze zapalane przez intuicję. Boję się, że przez skórę czuję, że może się stać coś niedobrego. Ale oby tym razem intuicja mnie zawiodła.

A co będzie jeśli mnie jednak nie zawiedzie?

piątek, 11 stycznia 2013

Festwial podejrzeń

3 października 2012
I mam kilka dni "oddechu" od Matka - a w mojej głowie istny festiwal podejrzeń. Nieomal każdy fakt z naszej komunikacji mogę bowiem interpretować na korzyść spiskowej teorii. Zdumiewające jak wiele pozornie niewinnych rzeczy może być nagle elementami te spiskowej układanki. A póki się sprawa nie wyjaśni, to nie wiem czy brnąć dalej w te spiskowe rozważania, czy nie.

Zwracam teraz uwagę na drobiazgi. Specjalnie nie piszę żegnając się na Skype że kocham Matka, aby zobaczyć czy on sam ze swojej inicjatywny tak nie napisze. I nie napisał że mnie kocha. Zmęczenie, o którym mówił, czy wygaśnięcie uczucia? Kiedy się jest zmęczonym po pracy, nie ma się siły na czułości. Ale czy to jest prawdziwe uczciwe zmęczenie, czy może perfidna gra? A mój Inny Tok Myślenia pracuje uparcie.

Dziś Matek napisał mi, że nie bierze tego mojego telefonu do pracy. Ale z drugiej strony pisał, że w pracy był do 16 - a na billingu widać, że wysyłał SMS do Nieznajomego o 15.30. Czyli kłamie. Ale można to przecież tłumaczyć inaczej, pozytywnie - że nie chce abym go zasypywał SMS-ami w pracy i na odczepnego mówi, że nie ma telefonu. A jeśli pracuje tam przy rodzicach to nie chce aby ten nie-wiadomo-skąd-uzyskany telefon ciągle buczał. Nie chce wzbudzać ich podejrzeń.

Ale wzbudza ciągle moje :-(

czwartek, 10 stycznia 2013

Zwłoka

październik 2012
Matek nie będzie u mnie do końca pierwszego tygodnia października, a w sobotę ma szkołę policealną. Kiedy zapytałem go czy byłby w sobotę wieczorem, odpowiedział, że zajęcia mogą być do 21. Albo faktycznie tak jest - i zajęcia są tak mocno skondensowane aby zając tylko jeden dzień weekendu, albo on wciska mi kit aby odwlec spotkanie. A to by było po prostu graniem na zwłokę.

A granie na zwłokę byłoby sensowne, gdyby miał jakąś inną znajomość na oku i chciał się przekonać czy nie wyjdzie mu lepiej z kimś innym. A mnie trzymał pod parą na wypadek gdyby ta inna osoba nie okazała się odpowiednia. Dla mnie to byłoby małe pocieszenie - mleko by się i tak rozlało, bo znaczyłoby to że on szuka wyjścia. I prędzej czy później je znajdzie. 

Za piękny jest i za młody aby nie znaleźć, a ja nie jestem nikim specjalnie pięknym ani atrakcyjnym. Choć może mam po prostu kochające serce, którego wielu osobom brakuje. Ale czy akurat trafiłem na kogoś, kto najbardziej tego serca szuka? Jest to bardzo prawdopodobne,a le moja podejrzliwość zatruwa mi teraz życie. Bo intuicyjnie czuję jakieś zgrzyty w naszej znajomości. Ale mogę się mylić. W końcu nie znam jeszcze Matka na tyle dobrze.

Tylko czy będę miał okazję go w ogóle dobrze poznać? ;-)

środa, 9 stycznia 2013

Billing

2-4 października 2012
Matek używa do kontaktów ze mną telefonu który mu pożyczyłem. I został on przeniesiony do sieci Play, która oferuje dobry i czytelny billing on-line. I podglądam czasem billingi moich telefonów. Podejrzałem także billing Matka i coś mnie mocno zaniepokoiło. Jeden numer się powtarza często - wysyła on do niego (a zatem i odbiera od niego) wiele SMS-ów. A ten numer praktycznie powinien być jedynie do kontaktu ze mną.

Matek ma koleżankę z którą bardzo dużo pisał SMS używając swojego telefonu prywatnego. Czyżby teraz dla oszczędności (bo w Play ma pakiet bezpłatnych SMS-ów do wszystkich sieci) pisał z nią z tego telefonu? A jeśli to nie jest koleżanka, ale ktoś kto po prostu staje się moim konkurentem? Matek jest niby zmęczony tą pracą, dali mu kilkudniowy okres próbny do końca tygodnia. Ze mną nie pisze wiele SMS ale z tym numerem jakoś pisze. Coś tu nie gra.

Ale zawsze może to być ten dwutorowy tok myślenia. Może to jest owa koleżanka. Albo jakiś inny numer z którym prowadzi nieszkodliwą korespondencję? Mnie nie interesuje z kim co pisze, jeśli nie zagraża to naszemu związkowi. Gorzej jeśli to jest znak rozsypywania się więzów między nami. 

Zatem zyskałem kolejne narzędzie do podsycania mojej podejrzliwości...

wtorek, 8 stycznia 2013

Zgrzyt

1 października 2012
I mamy pierwszy zgrzyt - Matek miał dziś, tak jak wczoraj zapamiętałem, wcześnie rano iść na spotkanie w sprawie pracy - a dopiero około 13 posłał mi SMS z informacją, że na takie spotkanie idzie. A wczoraj jechał tak szybko aby zdążyć dziś na rano. Przypadek czy świadoma dezinformacja

Nie można wylewać dziecka z kąpielą. W normalnym świecie takie przesunięcia terminów się zdarzają. Ale w tym przypadku niepokoi mnie moja podejrzliwość - bo nie wiem jeszcze czy jest ona uzasadniona, czy po prostu chorobliwie zazdrosna. Jedno jest pewne - zależy mi na tym chłopaku bardzo, bo inaczej bym się tak nie martwił jego sytuacją. Pytanie tylko, czy moje lampki ostrzegawcze, jakie zapala moja intuicja, nie są przypadkiem niestety adekwatne do sytuacji.

Od tej pory będę się bardzo uważnie i podejrzliwie przyglądał temu co Matek robi, aby te obawy potwierdzić albo zdementować. A na razie okazało się, że mam już pierwsze wskazówki na to, że Matek może kręcić - ale nie musi. To jest ten podwójny tor myślenia, bardzo niekomfortowy. Na tym etapie jego zachowanie można interpretować zarówno jako zakochanie uczciwie zakochanego chłopaka, jak i kogoś kto ze mną zrywa.

Dobrze, że przynajmniej w tej alternatywie nie wchodzi w grę opcja złodzieja, jak to było wcześniej z innymi chłopakami. Mamy postęp ;-)

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Escape

30 września 2012
Pojechaliśmy pod Warszawę z Matkiem załatwiać sprawy. W czasie drogi Marek mi zasygnalizował, że jego tata chce mu załatwić pracę w miejscu gdzie sam pracuje. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce Matek dzwonił do niego. A potem gdy załatwiłem swoje sprawy, powiedział mi, że jedzie dziś do domu bo jutro ma bardzo wcześnie rano spotkanie w sprawie tej pracy.

Nie wiem co się stało ale miałem jakieś intuicyjne przeczucie, że coś tu nie gra. Tak jakbym czuł gdzieś przez skórę że Matek ma jakby jakieś nieszczere zamiary. Nie można było tego udowodnić, ale moja intuicja sygnalizowała mi coś migającą lampką alarmową. I to mnie wprowadziło w kiepski przygnębiony nastrój. Matek wyjechał bez czułego pożegnania się, na co w przewrażliwieniu zwróciłem uwagę, a idąc przez osiedle się kilka razy obejrzał za siebie.

Także na to zwróciłem uwagę od razu interpretując to jako takie jakby ostateczne pożegnanie i ucieczkę ode mnie. Wiadomo, że takie a nie inne pożegnanie to mogła być kwestia kompletnego przypadku. Ale jeśli mój mózg pracuje w trybie podejrzliwości, to ta woda leje się na młyn RDD - Różnych Dziwnych Dociekań. I wnioski jakie wysuwam mogą być co najmniej dziwne.

Ale ziarno pewnej podejrzliwości zostało zasiane - a na pewno ziarno dyskomfortu :-)

niedziela, 6 stycznia 2013

Diabeł

29 września 2012
Znaleźliśmy w Toro wolną lożę - była godzina piąta mniej więcej, zatem ludzie się już przerzedzali. Matka nie było. A ja zrobiłem coś aby uniknąć podszeptów diabła i wkurzyć się na niego - zamówiłem piwo by nie być zdolnym do prowadzenia auta - i nie móc odjechać gdybym miał negatywną fazę. Napisałem mu SMS o tym, że zrobiłem coś dla nas - ale specjalnie nie pisałem co, aby wzmóc jego ciekawość i sprowadzić go szybciej do nas.

Matek się w końcu zjawił. Ale nie pamiętam już co się zdarzyło - dość że padła iskra na otwartą beczkę prochu u mnie. Miarka się przebrała - wstałem i odepchnąłem go delikatnie (aby zrobić sobie drogę) po czym wyszedłem z loży i z klubu. Poczułem się jak diabeł, bo kiedy odchodziłem, za mną ktoś upuścił kufel, który się roztrzaskał o podłogę. To nie był nikt z naszej loży oczywiście, ale jakaś inna, przypadkowa osoba.

Poszedłem do auta - ale nie odjechałem, jakby to było w typowym scenariuszu. Czekałem na Matka. Po może kwadransie nadeszli wszyscy. Matek mnie przepraszał. Nie miałem do niego pretensji. Ale po prostu było mi smutno, że mnie zostawił sam po to aby "zarobić" na piwo.

Tak miłość zwycięża gniew :-)

sobota, 5 stycznia 2013

Zguba

28 września 2012
Pojechaliśmy z Matkiem i kumplem do Toro, zahaczając po drodze o jedna miejscowość pod warszawą i zabierając z niej poznanego na czacie chłopaka. I kiedy po niego dojeżdżaliśmy zorientowałem się, że Matek zapomniał zabrać obrączki. Trochę mnie to zaniepokoiło, bo potraktowałem to jako zły znak. Zrobiłem się ostatnio przesądny, ale nie poradzę nic na to - skoro znaki, które odbieram, zdumiewając często się sprawdzają...

I niestety ten znak się sprawdził - negatywnie. Matek wybył aby kogoś "poderwać" na piwo w Toro. W sumie nie było go, z przerwami, około dwie godziny. Poznał jakiegoś Rosjanina z którym szlifował język rosyjski. Chwalebne, ale poczułem się opuszczony. To nie było poprzednie Toro gdy nie odstępowaliśmy od siebie dosłownie na chwilę.

A mam teraz bardzo wielki uraz do takiego podejścia - już przećwiczyłem taki negatywny wariant. Zaczyna się od rozluźnienia więzów a kończy się na przeciąganiu niepotrzebnej, pustej jak wydmuszka znajomości. I zaczynam się bać, że taki wariant mógłby się ziścić w naszym przypadku. A następnym razem sam się upewnię dobrze, czy Matek ma obrączkę.

Oby się nie nie ziścił...

piątek, 4 stycznia 2013

Let's Play

13 września 2012
No i zaczynamy grę - czyli Play. Przymierzaliśmy się z Matkiem do komunikacji ze sobą w dni kiedy będzie musiał być u siebie w domu a ka u siebie. Z SMS sami nie ma problemów, jakoś to ogarniamy. Ale nie rozmowy głosowe - ja mam fona w Play a on w T-Mobile. Trzeba by więc dobrać fony. I postanowiliśmy użyć telefonu jaki pożyczyłem współlokatorowi - w sieci 36i6. Miałem też starą kartę 36i6 u siebie, więc mamy dwa numery i tanie gadanie - po 29 groszy dziennie.

Matek miał starego fona z simlockiem Plusa więc dobrze się składało. Tyle, że na obu kartach nie było kasy. Doładowywać je? Ale po co mi dodatkowy telefon, już szósty, bo korzystałem właśnie z pięciu. Więc postanowiliśmy przenieść ten dawany Matkowi numer do Play - za migrację dostanie 60 złotych ważne 3 miesiące. Będziemy mieli numery do komunikacji w różnych sprawach. I tak zrobiliśmy. 

I kiedy następnego dnia zaskoczyła mu karta Play i chciałem aktywować mu dostęp on-line do zarządzania telefonem zdumiałem się kodem SMS-owym jaki przyszedł na jego numer. Kod po prostu dla idiotów - 0123. Prawie jak kod do bramy planetarnej w "Kosmicznych jajach", ale tam był ambitniejszy - 12345. Potraktowałem jednak ten kod jako dobry znak - prostoty życia jakie nas czeka z Makiem. Prostoty w sensie tego, że to będzie życie bez większych problemów, gładko przebiegające.

I oby się ta gładkość sprawdziła ;-)

czwartek, 3 stycznia 2013

Dwa (nie)przyjazne znaki

wrzesień 2012
Miałem dwa nieprzyjazne albo niepokojące znaki w czasie naszego pobytu w Toro z Matkiem. Pierwszego, premierowego dla matka pobytu. Najpierw przestała działać latarka Fenix E01 jaką miałem przy kluczach imprezowych - i nie mogliśmy świecić sobie w darkroomie. A potem wyczerpała się moja zapalniczka gazowa Marlboro Ferrari. Podwójny bad luck ;-)

Zacząłem się obawiać, że to naprawdę zły znak. Pal diabli zapalniczkę - napełniłem ją w domu i było OK. Ale latarka się nie zapalała. Stopniowo doszedłem do tego że powodem była stara bateria i kwas który się rozlał. Po oczyszczeniu latarki udało się ją doprowadzić do stanu używalności - ale musiałem ją jeszcze raz potem oczyszczać. A później już działała. I zastanawiałem się tylko jakie to były znaki.

Sprawa wyjaśniła się szybko. Latarka, jak się okazało, symbolizowała moje perypetie z Play. Manipulowałem tam z taryfami, w dobrzej wierze ale ze złym skutkiem. W efekcie musiałem wracać do stanu wyjściowego i straciłem kasę na pakiety, które mi się zresetowały i trzeba było je kupować jeszcze raz. Ale potem wszystko zadziałało.

Zapalniczka symbolizowała perypetie na samoobsługowej stacji benzynowej Neste. Wrzuciłem tam kasę ale chciałem zatankować za część tej kwoty i okazało się że automat nie wydaje reszty. Musiałem dzwonić na infolinię, umawiać się z pracownikiem stacji i jechać potem rowerem po odbiór reszty. Cóż, przejechałem się dla zdrowia ;-)

Ważne, że niepokojące przypuszczania co do znaków okazały się faktycznie słuszne - ale w sumie małe i do przejścia ;-)

środa, 2 stycznia 2013

Drwina losu

wrzesień 2012
Pisałem niedawno o pozytywnym znaku - o 15 złotych w gotówce jakie mi zostały po wysłaniu listu poleconego a starczyły na wejściówkę ze mną i moim chłopakiem do Toro na nasz wspólny wypad, a jego pierwszą w życiu wizytę w klubie. Okazało się, jak to w Mojej z Bogiem relacji nie raz bywa, że Pan Bóg wciska mi często w życiu szpilki, dla zrównoważenia pozytywów którymi mnie hojnie obdarza.

Poszedłem do sklepu mając świadomość że mam na koncie 9 złotych. I zrobiłem zakupów tak aby się zmieściły w tym limicie. Dlatego zdziwiło mnie gdy okazało się, że karta płatnicza nie może być autoryzowana. Trzy razy próbowałem i nic - musiałem zostawić towar ze wstydem. Poszedłem do bankomatu aby sprawdzić stan konta - może coś drobnego ubyło. I okazało się  że na koncie zostały dosłownie grosze!

W domu dopiero okazało się na czym polegał haczyk. Poczta Polska wpłaciła mi 20 złotych i dała 15 złotych reszty do Toro, ale zabrała mi 9,50 złotych prowizji! Aż cud że starczyło na wypłatę i prowizję. Ale nie starczyło już na zakupy. I spędziłem weekend o suchym pysku... Taka mała złośliwość losu a zarazem szczęście w nieszczęściu że na tę prowizję starczyło.

Ale wolę już nieszczęścia w drobnych sprawach niż wielkich ;-)

wtorek, 1 stycznia 2013

Nowa nadzieja

7/8 września 2012
Pojechaliśmy do Toro z Matkiem i 2 kumplami. Z trudem się wykosztowaliśmy na wstęp po 5 złotych od osoby. Takie kryzysowe czasy nam nastały. I bawiliśmy się tam do 4 rano. My - czyli ja z Matkiem. I cała reszta ludzi, znajomych i osób z tła, które się tylko w tle przewijały. Bywałem już w Toro z chłopakami, którym na mnie zależało, ale nigdy nie bylem z kimś takim jak Matek - nie odstępowaliśmy sobie praktycznie ani na minutę, z jednym tylko wyjątkiem gdy korzystałem z toalety :-)

A potem wróciliśmy do domu i położyliśmy się spać. Nigdy też nie spałem z nikim tak dokładnie przytulony i w niego wtulony. Po prostu razem. Maksymalnie razem. Nie wiem nawet co mi się śniło, ale coś związanego z moim chłopakiem. A raczej nigdy snów o chłopakach nie miałem. A potem wstaliśmy około dwunastej. I obejrzeliśmy film. W przytuleniu do siebie. Jak nigdy dotąd nie oglądałem.

I zawsze splatamy ze sobą dłonie - w geście zakochanych. To jest naturalne i oczywiste. Po prostu tak się do siebie zbliżamy. To jest coś pięknego. Nigdy jeszcze z nikim ta bardzo nie okazywałem sobie bliskości - a zarazem w tak naturalny, niewymuszony sposób. A teraz jest ten pierwszy raz. I mam nadzieję, że jedyny i ostatni - bo więcej takich chłopaków już nie potrzebuję. Mam jednego i to mi wystarcza w zupełności.

Nowa nadzieja w moim życiu - oby się ziściła :-)

NY 2013

I mamy NY 2013 - Nowy Rok czy (jak wolą lansiarze) New Year. No to życzę sobie i Ukochanemu a także wszystkim czytelnikom bloga i ludziom dobrej woli - aby ten "pechowy" z numeracji rok był całkiem odwrotny do jego symboliki i okazał się "pechowo" udany. Niech jego pechowość-inaczej porazi nas dobrem, pomyślnością, spokojem, szczęściem i (co może najważniejsze) zdrowiem ;-)

A dla tych wszystkich stojących po Ciemnej Stronie Mocy życzę aby ten rok 2013 stał się naprawdę pechowy i smutny. Koniec z zemstą Sithów - niech Jedi rządzą w galaktyce :-)

Zatem niech Moc będzie z wami ;-)