środa, 28 lutego 2018

Najlepszy

Niezależnie od tego, czy dysponuję dużymi pieniędzmi w życiu, czy żyję bardzo skromnie, staram się kupować rzeczy jak najlepszej jakości i w miarę możliwości niebanalne pod względem formy. Innymi słowy, bardzo lubię kupować coś co nie jest badziewne. Nie dotyczy to oczywiście produktów żywnościowych, które kupuje skromne i choć przyzwoitej jakości. Nie są to produkty badziewne, ale nie są to też produkty "designerskie" za wyższą cenę. Żywność jednak zjada się i nie ma po niej śladu, natomiast elementy wyposażenia domowego mogą być używane latami.

Dlatego zdecydowanie staram się produkty użytkowe kupować jak najlepszej jakości lub odpowiednio przynajmniej wyglądające. Gdy zbierałem pieniądze kilka miesięcy temu na nowy telefon, udało mi się kupić telefon w outlecie i dzięki temu zaoszczędzić trochę pieniędzy. Starczyło mi na zakup małego grzejnika Sencor SFH 9011. Ten malutki grzejniczek o szerokości 20 cm i mocy 800/1200 watów jest w stanie nagrzać wynajmowane przeze mnie pomieszczenie około 25 m kwadratowych o kilka stopni. W dzisiejszym dniu, gdy za oknem temperatura wynosi minus 10 stopni, gdyby nie ten grzejnik, nie dałoby się w tym wynajmowanym pokoju funkcjonować, bo lokalne ogrzewanie jest po prostu niewystarczające.

Ponieważ opłata za media jest tutaj zryczałtowana niezależnie od ilości zużycia, więc nie muszę się hamować i mogę grzać tym grzejnikiem praktycznie tyle, ile mi się żywnie podoba. Przejrzałem kilkaset ofert grzejników na Allegro i tylko ten jeden był zarazem niezmiernie elegancki, designerski pod względem wyglądu, a jednocześnie bardzo funkcjonalny i dostępny w stosunkowo atrakcyjnej cenie, choć i tak kilka razy wyższej od najtańszych grzejników dostępnych na rynku. Prawdopodobnie jednak zakup tego grzejnika będzie miał dla mnie jeszcze większe życiowe znaczenie z tego powodu, że dowiedziawszy się o istnieniu japońskiej marki Sencor, która ma w swojej ofercie bardzo wiele różnych produktów, postanowiłem zacząć kupować właśnie jej wyroby.

Za jakiś czas mogę więc mieć całą flotę jej produktów w domu.

wtorek, 27 lutego 2018

Norma

Ostatnio wydaje się, że znowu wskoczyłem buty właściwej pracy i jestem w stanie wyrabiać normę dzienną, którą obecnie ustaliłem i która jest to oczywiście trochę niższa niż ta, którą usiłowałem niedawno wyrabiać w bardzo ambitnym celu zebrania pieniędzy na wszystkie wydatki. Jak się okazuje, ustalanie za wysokich norm skutkuje często tym, że nie jesteśmy w stanie nie tylko ich dotrzymać, ale nawet po pewnym czasie nie potrafimy dotrzymać niższych norm poprzednio ustalonych.

Lepiej ustawić sobie normę bardziej realistyczną i łatwiejszą do wykonania i nawet ją nieznacznie przekraczać każdego dnia, niż wyżyłować normy zbyt wysoko i w pewne nieliczne dni je wykonywać, ale przez znaczną większość czasu jednak poniżej tej normy pracować lub nie pracować wcale. Miejmy nadzieję, że ta mniej ambitna norma będzie przeze mnie realizowana przez kolejne dni i kolejne miesiące, bo faktycznie zapewniłaby ona spokojną stabilność finansową. Moje obecne kłopoty finansowe wynikają bowiem z tego, że przez znaczną część stycznia i lutego po prostu nie pracowałem.

A nie pracowałem dlatego, że nie miałem siły. Pora roku jest najgorsza do pracy. Zima ciągle trzyma, za oknem minus kilkanaście stopni, dzień trochę dłuższy od grudniowego, ale i tak stosunkowo krótki, nie ma po prostu sił mentalnych do pracy. Dodatkowo ostatnio różne wydarzenia w moim życiu odwróciły mają uwagę od pracy, jak się okazuje bardzo skutecznie. Dlatego tym bardziej cieszę się, że ostatnio udało mi się wykrzesać energię i znowu pracować. Mało tego, udawało mi się wyrobić normę mimo niesprzyjających okoliczności, na przykład stracenia pół dnia na dojeżdżanie do Warszawy w celu załatwienia spraw. Oby ten system funkcjonował dalej bez zarzutu, a wtedy nie będę się martwił o kwestie egzystencjalne.

Zostaną mi tylko bardziej przyjemne zmartwienia.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Humorek z Góry

Wczoraj pisałem o humorze z Góry czyli o humorze Pana Boga, który naprawdę potrafi mnie zaskakiwać. Dziś napiszę o humorku z Góry, a to coś znacznie mniejszego. Jednak ostatnio ten humorek z Góry był dla mnie mało ciekawy. Wczoraj miałem nadzieję na przyjęcie klienta na masaż, który - jak sam podkreślał - był na 100% zdecydowany. Skoro tak, to przygotowałem stanowisko do masażu, a przy okazji bardzo ładnie posprzątałem cały dom.

Ponieważ klient (jak zastrzegł) mógł się spóźnić ze względu na korki, więc tolerancyjne przeczekałem godzinę rozpoczęcia masażu. Okazało się jednak, że minuty mijają, a klienta nadal nie ma. Oczywiście nie czekałem na niego z założonymi rękami, robiłem swoje różnego rodzaju prace na komputerze. Nie straciłem więc czasu. Straciłem natomiast jedynie przygotowania, które zrobiłem do masażu. W pewnym momencie zdecydowałem się napisać SMS do klienta z zapytaniem o to, jak daleko jest ode mnie.

Nie było to teoretycznie racjonalne, bo skoro na 100% jest zdecydowany, to raczej będzie. A jeżeli raczej będzie, to już najprawdopodobniej jest blisko. Niepotrzebnie więc piszę SMS-a, bo klient za chwilę zapuka do mych drzwi. Okazuje się jednak, że nie zapukał i nawet na SMS-a nie odpisał. Trafił więc na listę przedostatnich pod względem ciężaru przewin bajkopisarzy, którzy odpadli po przygotowaniu miejsca do masażu. Na czym polega poczucie humorku z Góry w tym przypadku? Akurat dziś jadę do Warszawy załatwiać pewne sprawy i gdybym miał pieniądze od klienta, to mógłbym wracając wpaść na większe zakupy. Dzięki humorkowi z Góry nie wpadnę.

Choć biorąc pod uwagę mechanizm humoru lub humorku z Góry, nie zdziwiłbym się, gdybym w tej sytuacji znalazł odpowiednie pieniądze na ulicy :-)

niedziela, 25 lutego 2018

Humor z Góry

Pan Bóg ma poczucie humoru. Ostatnio w ciągu kilku dni miałem tego liczne przypadki. Najpierw pojechałem do Warszawy odebrać ważne awizo z poczty. Odebrałem awizo, ale jak się okazuje zupełnie nie te, które chciałem odebrać, a takie, którego nie chciałem odebrać. Potem poszedłem do pewnej państwowej instytucji załatwiać sprawy związane z pismem, które do mnie przyszło. Okazało się na miejscu, że zupełnie nie było potrzeby fatygować się do nich, bo nie ma potrzeby nic na razie robić w związku z tym pismem w danym momencie. No to poszedłem na spacer.

A poszedłem na spacer dlatego, że chciałem jeszcze wrócić na pocztę wieczorem i odebrać kolejne awizo. Zanim bowiem poszedłem do urzędu załatwiać sprawę, musiałem wpaść do mojej rodziny po ten dokument, na podstawie którego do tego urzędu poszedłem. W skrzynce znalazłam awizo na przesyłkę, której właśnie oczekiwałem. Postanowiłem wrócić po spacerze na pocztę i odebrać to awizo wieczorem. Zimno było strasznie. Porobiłem trochę zdjęć i wróciłem wieczorem na pocztę. Awiza jeszcze nie było, więc zdecydowałem nie czekać już kolejnych trzech godzin, ale wróciłem do domu popracować. Praktycznie nic więc nie załatwiłem.

Wczoraj z kolei poznałem bardzo fajnego chłopaka, z którym fajnie rozmawiało mi się na WhatsApp. Wyszedłem na zakupy i wróciłem potem do domu. On na WhatsApp nie odpowiadał, ale uprzedził mnie, że będzie spał. Jakoś spał tak do końca dnia, co było dziwne. W nocy napisał mi wiadomości, że załatwia jakąś nietypową sprawę i martwi go to, że nie ma ode mnie żadnych informacji na WhatsApp. A ja mu wysyłałem wiadomości wcześniej, tylko one do niego nie doszły. Wysłałem mu także potem kolejne wiadomości i rano patrzę, że był na WhatsApp, ale wysłane przeze mnie informacje znów nie dotarły do niego. Kolejny przykład na poczucie humoru Pana Boga - poznałem kogoś bardzo fajnego, ale technicznie nie mogę się z nim teraz skontaktować.

Czasem myślę o tym, co byłoby warte życie bez tych wszystkich problemów :-)

sobota, 24 lutego 2018

Dyskretny związek

Skoro wczoraj wrzuciłem na blogu temat ukrywania się, to dzisiaj warto temat ten pociągnąć i zastanowić się nad nieco innym rodzajem ukrywania się, które pewne osoby propagują na czacie. Chodzi bowiem o tak zwany dyskretny związek. To bardzo ciekawe pojęcie. Teoretycznie wydaje się to oksymoronem - niczym gorący lód. Jeżeli mamy związek, to powinien być związek autentyczny, a w jego najpełniejszej postaci połączony z życiem razem. Jak w tym przypadku robić z tego dyskretny związek?

Jeśli ktoś ma na myśli dyskretny związek w sensie nie obnoszenia się z nim wszem i wobec, to oczywiście nie jest to żaden problem. Sam nie jestem zwolennikiem pokazywania wszystkim naokoło że jestem gejem. Po prostu z natury swojej nie lubię się wyróżniać z tłumu i wolę być na zewnątrz pozornie szarym, typowym człowiekiem. Jeśli ktoś zaś ma na myśli dyskretny związek jako związek ukrywany przed rodziną, to oczywiście rozumiem motywy wielu osób, zmuszonych do tego rodzaju postępowania. Nie każdy ma rodzinę i czas swojego życia pozwalający na przyznanie się do swoich prawdziwych życiowych preferencji, czyli tak zwany coming out.

Nie mogę jednak się oprzeć wrażeniu, że dla niektórych osób istnieje takie coś, jak dyskretny związek polegający po prostu na byciu ordynarnym seks układem, wyjątkowo mocno zakłamanym i zamaskowanym ze względu na to, że osoba w tym dyskretnym związku jest równolegle w związku małżeńskim i zdradza żonę. W tym przypadku określenie dyskretny związek jest raczej obrazoburcze. O wiele lepiej brzmi określenie dyskretny kochanek lub dyskretny układ. Ale na czatach gejowskich bardzo wiele osób używa określeń przejaskrawionych po to, aby niczym listkiem figowym przykryć nimi mizerię ich sytuacji.

W takim przypadku dyskretny związek jest wytworem "dyskretnej" inteligencji.

piątek, 23 lutego 2018

Lotnik kryj się

No ciekawych ludzi można bardzo często wpaść w czasie rozmów na czacie, ale niejednokrotnie są to niestety ludzie ciekawi-inaczej. Niedawno rozmawiałam z chłopakiem, który pochodził z Dęblina. Skojarzyło mi się to oczywiście ze szkołą lotniczą. Powiedziałem mu o czymś, co akurat wiąże się z Dęblinem i jest w związku z moją rodziną. A potem zapytałem go o to, czy uczy się, czy już pracuję. Okazywało się, że uczy się właśnie w owej lotniczej Szkole Orląt.

Teoretycznie było to możliwe, ale jakoś intuicyjnie wyczułem, że może to nie być prawda. Na pewno nie potwierdził tego zdjęciem mundurze i ze szkolnego lotniska, bo w odpowiedzi na moje zdjęcie nic nie wysłał. Być może faktycznie jest przyszłym pilotem i służyć będzie przez 15 lat w różnych formacjach lotniczych. Pomyślałem sobie, że gdyby to była prawda, to ciężko byłoby z nim żyć. Bo trzeba byłoby albo przykleić się do niego i mieszkać razem z nim przy jego jednostce wojskowej, albo mieć własne mieszkanie lub dom i widywać się z nim raz na jakiś czas. Jak na 15 kolejnych lat życia, to słaba perspektywa.

Jest takie wojskowe zawołanie - lotnik kryj się! Akurat oznacza ono alarm przeciwlotniczy. Tym wypadku zaś oznaczało to, że mój dębliński lotnik, albo raczej dęblińskie orlątko, sam się ukrył przed dalszym poznawaniem dlatego, że oczywiście wzorem bardzo wielu ludzi na czacie nie posiadał komunikatora internetowego, którym można by kontynuować komunikację. Zadziwiające, ilu ludzi szuka do związku, a jednocześnie nie robi nic, aby zabezpieczyć komunikację niezbędną do poznania się w tym celu.

 A ten lotnik faktycznie się ukrył :-)

czwartek, 22 lutego 2018

Repeta po dniu

Komunikując się z ludźmi na czatach lub rozpatrując ich odpowiedzi na zamieszczone przeze mnie anonse spotykam się oczywiście z wieloma przypadkami głupoty, które też co jakiś czas uwieczniam także na moim blogu. Jednak nie zawsze można się spotkać z tak spektakularnym przypadkiem jak ten, z którym miałem do czynienia w ostatnich dniach. Zaczęło się całkiem niewinnie od odpowiedzi na mój anons. Zaczęliśmy korespondować i mój rozmówca przysłał mi zdjęcie. Już po wieku, który podał mi do wiadomości, mogłem się zorientować, że być może nic nam nie wyjdzie.

Pamiętałem jednak również jego zdjęcie i skojarzyłem to, że nie wyszło mi z nim poprzednio w czasie korespondencji. Zatem były jakieś istotne powody, dla których został skreślony. Pewnie jednym z nich był jego analfabetyzm ortograficzny w korespondencji. Aby być uczciwym, napisałem mu po prostu to, że nic nam się nie uda osiągnąć i pożegnałem się. Takie sytuacje się zdarzają - ja także zagaduję czasem osoby, które już ze mną rozmawiały, poprzednio mnie skreśliły i tym razem także mnie skreślają. To normalne i zdarza się w każdej komunikacji. Nie będę przecież pamiętał każdego wykonanego dotąd kontaktu.

Jednak co innego nie zapamiętać komunikacji z kimś sprzed na przykład pół roku, a co innego dosłownie kolejnego dnia ślepo odpowiadać na ten sam, identyczny anons, na który odpowiadając poprzedniego dnia dostało się kosza. Taki przypadek miałem właśnie wczoraj. Napisał mi ten sam człowiek, któremu przed chwilą właśnie odmówiłem poznawania. Ponieważ mój anons nie wygląda raczej jak typowy, tym bardziej dziwi mnie to, że było dla niego problemem zapamiętać i skojarzyć go następnego dnia. Okazuje się, że człowiek ten po prostu wykazał się kompletną ślepotą i brakiem pomyślunku.

To zresztą źle świadczy także o nim jako poznającym na ślepo do związku.

środa, 21 lutego 2018

Sztuka komunikacji

Rozmawianie z potencjalnymi klientami do masażu to rzeczywiście sztuka nie tylko układania słów i zdań, ale również okazywanie czasem niebiańskiej cierpliwości. Ze względu na to że poszukuję takich ludzi również na czatach związanych z erotyką - bo prosta praktyka pokazuje, że z takich czasów wiele osób będzie w stanie skusić się na masaż - muszę przebijać się czasem przez rozmowy będące obscenicznymi, a najczęściej po prostu wyjątkowo głupimi.

Mam w takiej sytuacji odruch pouczania moich rozmówców, krytykowania ich i stawiania im się - bo przecież ze swojej natury jestem niepokorny. Jednak rozmawiając z potencjalnym, nawet najgłupszym, ale jednak klientem muszę zdawać sobie sprawę z tego, że moim zasadniczym celem jest nie zniechęcić go do siebie i do swojego masażu, a wręcz przeciwnie - skłonić do skorzystania z tej usługi. Z drugiej strony muszę zrobić to w taki sposób, aby nie przekraczać moich własnych zasad i prawideł, którym się posługuje w pracy i w życiu.

To bardzo trudne zadanie nie tylko ze względów moralnych i organizacyjnych, ale także językowych. Muszę nie tylko odpowiednio formułować moją rozmowę, by przekazać wszystkie najważniejsze informacje klientowi i upewnić się, że nie będzie potem miał pretensji o to, że został niedoinformowany. Muszę także pracować ciągle nad tym, aby rozmowa z mojej strony była jak najbardziej zwięzła. Po co mam bowiem klepać obszernie w klawiaturę budując całe zdania, jeśli klient i tak za chwilę zamknie okno konwersacji. Na początek warto rozmawiać jak najbardziej ekonomicznie, krótkimi zdaniami, a dopiero potem, jest klient faktycznie jest zainteresowany, napisać coś więcej.

To pasjonująca sztuka komunikacji, która w sensie jest także moim hobby.

wtorek, 20 lutego 2018

Si vis pacem...

Jak głosi znane przysłowie - lepiej późno niż wcale. Wreszcie zacząłem pracować w takim rytmie, do jakiego byłbym chętny przez cały miesiąc, ale po prostu mi do tej pory raczej nie wychodziło. Jak już niedawno pisałem, okres zimowy ma się ku końcowi i jest to zdecydowanie najgorsza pora roku, gdy pogoda jeszcze nie jest wczesnowiosenna, za to bywają mrozy, jest ciemno i dzień jest jeszcze całkiem krótki. Wczoraj kończyłem swoją pracę około godziny jest 18 i było już ciemno. Niedługo o tej porze słońce będzie świeciło.

Miejmy nadzieję, że od tej pory do końca miesiąca uda się już przepracować wszystko prawidłowo. I tak nie zapewni mi to pieniędzy na wszystkie wydatki, które powinienem ponieść, ale przynajmniej będę miał mniej do łatania, niż miałbym gdybym nadal mi się nie udawało pracować. Oczywiście mogą także udać się pewne dodatkowe prace, które robię uzupełniająco, ale one z kolei nie tyle zależą ode mnie, co od przypadku. Ode mnie zależy praca przy tekstach - oczywiście pod warunkiem, że same teksty będą dostępne do wykonania. Na szczęście tekstów dostępnych do wykonania jest tyle, że spokojnie starczy ich do końca miesiąca i nie muszę się raczej o to martwić.

Dodatkowe prace mogą się pojawić lub nie, ale to tak naprawdę nie tyle zależy ode mnie i moich starań lecz raczej od czystego przypadku. W każdym razie nie jest tak źle, jakby mogło być i nie jest tak dobrze, jak bym chciał, aby było. Mam jednak pomyślne wróżby na przyszłość i myślę, że wszystko ułoży się w miarę sensownie i to w miarę krótkim czasie. Wczoraj dowiedziałem się o tym, że wreszcie załatwiona została sprawa, na którą to już długo czekałem. To sprawi, że różne kwestie pójdą do przodu w najbliższym czasie. Ja zaś sprawdzam pewne warianty, które już teraz powinienem ustalać po to, by na przyszłość być lepiej przygotowanym.

W pewnym sensie jest to nawiązanie do zasady - si vis pacem, para bellum.

poniedziałek, 19 lutego 2018

Powtórka z rozrywki

To, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, można określić jedynie jako powtórkę z rozrywki. Ale w wersji mega. Prawdopodobnie zawinił tutaj Supreme Leader Snoke i jego gigantyczny star destroyer Supremacy. Oglądałem bowiem VIII część Gwiezdnych Wojen i mam wrażenie, że jest to film trochę bardziej chaotyczny niż siódma część, choć ma swoją logikę. Ale nawiązuje oczywiście do "Imperium kontratakuje", przynajmniej jeśli chodzi o stan rebelii. Bo przeciwieństwie do "Imperium kontratakuje" stan złej strony znacząco się w wyniku tego filmu zmniejszył. Taki dobry znak współczesnych czasów ;-) Ale do rzeczy, jeśli chodzi o poznawanie chłopaka, a nie gwiezdną sagę...

Po filmie napisałem jeszcze coś miłego do poznawanej przeze mnie osoby i położyłem się spać. Kilka dni temu poznałam wspaniałego chłopaka, z którym związałem nadzieję na zbudowanie czegoś, tym bardziej, że nie ulegaliśmy stylistyce rozmów, którą charakteryzowały się poprzednio zawierane znajomości, oczywiście nieudane. To była pozytywna odmiana. Tymczasem dostałem właśnie od tego chłopaka odpowiedź. Otwieram komunikator na telefonie i patrzę - odpowiedź jest na 3 lub 4 telefoniczne ekrany. Najdłuższa jednorazowa odpowiedź na internetowym komunikatorze, którą w życiu otrzymałem. I oczywiście negatywna.

Na tej zasadzie, że bardzo żałuję, jesteś wspaniałym człowiekiem i ogólnie wiele dzięki tobie zyskałem, i w ogóle super, ale razem raczej być nie możemy. Moja reakcja była bardzo spokojna. Przywykłem już do tylu takich sytuacji, że nie robią na mnie wrażenia. Wcale nie byłem zły na tego chłopaka - w takiej sytuacji zawsze mogę być zły na siebie, zarzucać sobie samemu to, że zapoznałem niewłaściwą osobę lub też w niewłaściwy sposób zainwestowałem w jej poznawanie  pewne uczucia. Ale nie mogę sobie darować skojarzenia tego z powtórką z rozrywki. Kilkanaście miesięcy temu ktoś inny zerwał ze mną podobnie przez komunikator, ale tamta osoba nie miała odwagi potem się odzywać. Z tym chłopakiem zaś miło sobie podpisałem jeszcze przed zaśnięciem. I na pewno zostaniemy dobrymi przyjaciółmi.

Jak widać porażka może przybierać coraz bardziej pozytywny charakter :-)

niedziela, 18 lutego 2018

Nowe opcje

Wczoraj miałem wrócić do rytmu pracy, ale ta praca mi wyszła nie najlepiej, bo byłem w stanie zrealizować jedynie jedną szóstą mojego planu dnia. Oczywiście to bardzo tragiczna wiadomość. Ale przynajmniej zupełnie co innego mi się udało, bo zacząłem rozpatrywać pewne dodatkowe możliwości doprecyzowujące jeden z moich planów na przyszłość. I okazało się, że przy uwzględnieniu tych możliwości będzie to wspaniały plan do realizacji.

Dzisiaj rano zacząłem się dodatkowo zastanawiać nad kolejną opcją, która jeszcze bardziej mi się podoba i to wprawiło mnie w jeszcze lepszy humor, który mam nadzieję przełoży się także na moją pracę zawodową, może nie tak piękną i spektakularną jak planowanie przyszłości, ale konieczną do codziennej egzystencji i zapewnienia sobie do tej przyszłości od kilku kroków podejścia. O ile nie mam za bardzo motywacji do pracy, o tyle mam zdecydowanie dużą motywację do planowania tych spraw związanych z moją przyszłością.

A to oznacza, że generalnie motywacji mi nie brakuje, tylko jest to motywacja nie do końca wszędzie tam skierowana, gdzie bym chciał. Nie dziwi mnie jednak taka sytuacja zupełnie, bo mamy w tej chwili końcówkę zimy, czyli najgorszy okres w roku, kiedy jest jeszcze stosunkowo ciemno i zimno, a jednocześnie zmęczenie ikona miesiącami zimowego chłodu i mroku jest już największe. Dopiero wtedy, gdy na świecie nastanie wiosna, to siły będą rosły pod wpływem promieni słonecznych i temperatury, ćwierkających ptaków i zieleni.

A do tego czasu trzeba po prostu przetrwać :-)

sobota, 17 lutego 2018

Ryjki i ryjówki

Dziś chciałbym napisać o ciekawym przypadku, który nazwałem ryjki ryjówki. Trafiło mi się to kilka dni temu. Najpierw poznałem kogoś, kto zagadał mnie z anonsu. Teoretycznie był jeszcze w moich widełkach wiekowych, ale coraz bardziej zbliżał się do ich wyczerpania. Oczywiście człowiek to nie cyferki wieku, ale osoba jako taka. Liczy się jego wygląd i charakter. Wygląd nie po to, abym był księciem z bajki szukającym niestworzonego ideału. Po prostu niektórzy ludzie mają zbyt dojrzały wygląd i najzwyczajniej emocjonalnie mnie blokują - nie jestem w stanie się do nich przełamać.

Charakter zaś może być również powiązany z wiekiem. Być może mam w sobie trochę więcej (a szczerze mówiąc - zdecydowanie więcej) wewnętrznej młodości niż moi rówieśnicy i dlatego niezbyt dobrze również czuję się z nimi pod względem emocjonalnym. Zapewne w porównaniu do nich mam więcej optymizmu w sercu, mniej zgorzknienia i poszukuję kogoś, kto miałby podobną kompatybilną duszę. W każdym razie mój rozmówca wreszcie zainstalował WhatsApp i tam zagadałem go. Nie doczekałem się jednak odpowiedzi, bo poszedłem niedługo potem spać. Wstałem w środku nocy, gdyż nie mogłem zasnąć. Zobaczyłam, że mój rozmówca uzupełnił zdjęcie profilowe i okazało się, że jego twarz bardzo blokuje mnie emocjonalnie. Można powiedzieć, że wręcz była karykaturalnie dobrana w taki sposób, aby mnie kompletnie zablokować. Niestety ryjek okazał się trudnym do pokonania. Zaś co do charakterów, pewnie też okazałoby się, że nam się one coraz bardziej rozjeżdżają.

Niedawno miałem też do czynienia z ryjówką. Tak z kolei nazwałbym chłopaka o (z kolei) bardzo ładnym wyglądzie i ślicznych oczach, ale niezbyt lotnego umysłowo. To nie ja go zagadałem, bo nie szukam nikogo odkąd poznałem pewną ciekawą osobę, ale on odezwał się do mnie. Choćby z grzeczności wypadało z nim porozmawiać. W czasie początkowej rozmowy zadałem mu bardzo prostą zagadkę, na którą stosunkowo łatwo jest odpowiedzieć. Odpowiedź składała się z dwóch części. Pierwszą trafił bezbłędnie i drugą przez analogię równie łatwo można by odgadnąć, ale najwyraźniej kompletnie nie był w stanie do tego się zmobilizować. W efekcie musiałem mu podpowiedzieć. Nie lubię podpowiadać rzeczy oczywistych, bo sugeruje to, mam do czynienia z niepełnosprawnym umysłowo. Niestety dalsza rozmowa tylko to potwierdziła - nie tyle w sensie bezpośrednich wpadek mojego rozmówcy, ale dlatego, że po prostu nie był w stanie o czymkolwiek ciekawie porozmawiać.

To tylko pokazuje, że tamten chłopak (którego niedawno poznałem) naprawdę jest najbardziej wartościowy - i to na skalę poznawania ludzi, jakie miałem w ostatnich kilku latach.

piątek, 16 lutego 2018

Zmiana celu

Moje przemyślenia, które ostatnimi tygodniami i miesiącami wykonywałem w celu zaplanowania sobie pewnych posunięć dotyczących mojej własnej przyszłości, muszą zostać w bardzo pilnym trybie przewartościowane. Przemyślenia te bowiem polegały między innymi na wyborze pewnych opcji, z których zaczynałem budować dalsze plany, ale te opcje niestety nie zawsze były później aktualne. Miałem ostatnio taki przykład, gdy wspaniałą opcję wcześniej wybraną los mi po prostu odebrał. Trzeba było zatem wyrzucić do kosza wszystkie przemyślenia dotyczące tej opcji i zająć się poszukiwaniem zamienników.

Jeśli chodzi o zamienniki, to miałem zarówno już istniejące, które były brane pod uwagę jako przysłowiowy plan B, jak i mogłem liczyć na znalezienie nowych opcji, być może o wiele ciekawszych. W sumie spełniły się te dwie rzeczy naraz - zacząłem się zastanawiać nad jedną z już istniejących opcji i coraz bardziej ją rozkminiać, między innymi dlatego, że byłem w stanie dotrzeć do pełniejszych informacji w porównaniu do tych tej pory posiadanych. Spełniła się także druga opcja, ponieważ znalazłem także coś nowego, bardzo dobrego z jednej strony, ale posiadającego dla równowagi pewnego rodzaju realizacyjne wady.

W sumie nadal muszę się zastanawiać nad tym, które opcje byłyby najbardziej korzystne, ale przynajmniej mam większą jasność co do tych, które już mocno brałem pod uwagę. Być może okaże się, że dzięki temu będę w stanie wybrać opcję, która faktycznie stanie się dla mnie optymalna. A jest to wybór między czasem mocno różniącymi się rozwiązaniami. Byłoby to bardzo miłe, chociaż w życiu nie zawsze mamy luksus wyboru optymalnych rozwiązań. Z reguły działamy bowiem mniej lub bardziej pod presją czasu i nie mamy luksusu w pełni sprawdzić wszystkich dostępnych opcji. Warto jednak przynajmniej na tyle przyłożyć się do tego zadania, aby potem mieć świadomość tego, że zrobiło się wszystko co w naszej mocy, aby wybór był jak najlepszy.

Miejmy nadzieję, że szybko za teoretycznymi wyborami przyjdą praktyczne.

czwartek, 15 lutego 2018

Pomroczność jasna

Ostatnio mam ciekawą sytuację w zakresie zawodowym, bo cierpię na kompletną bezsilność do pracy. Zdarza mi się to czasami, gdyż moja praca jest pracą umysłową i wymaga bardzo dobrze rozwiniętego kreatywnego myślenia. Co prawda w mojej pracy nie piszę tekstów szczególnie ambitnych. Wręcz przeciwnie pisanie tekstów pozycjonerskich rządzi się specyficznymi prawami - są to teksty w miarę możliwości jak najbardziej rozwlekłe po to, aby chcę się ich pisania jak najszybciej wypełnić limit znaków danego precla (i oczywiście przy okazji wkleić do niego odpowiednie słowa kluczowe).

Mimo to czasem są takie dni, że po prostu człowiek nie ma głowy do pisania tekstu. Niekiedy tego rodzaju "pomroczność jasna" zdarza się przez wiele dni z rzędu. Ostatnio mam właśnie taką sytuację i zastanawiam się, dlaczego cierpię na tę przypadłość. Jest to tym bardziej denerwujące z tego powodu, że akurat tymczasowo podnieśli stawki. Można byłoby więcej zarobić pisząc teksty. Nie ma zaś gwarancji tego, że stawki te będą podniesione dalej, gdy skończy się już pisanie zaległych tekstów, z powodu których stawki zostały podniesione. Na pewno jest oczywiste, że przez te trzy dni niepisania sporo straciłem, w porównaniu do tego, co zarabiałam na ogół przy poprzednich stawkach.

Myślę że warto zastanawiać się czasem, dlaczego mamy takie dni, w czasie których nie chce nam się pracować i nie mamy siły. Być może nie wiadomo z jakiego powodu tak się dzieje, ale być może uda nam się określić jakieś czynniki, które samodzielnie lub też łącznie sprawiają, że właśnie cierpimy na tego typu zawodowe dolegliwości. Znalezienie tych przyczyn może skutkować próbą ich usunięcia i co za tym idzie udrożnienia naszej zawodowej aktywności. Jest to szczególnie ważne dla osób pracujących (tak jak ja) we własnych domach i całkowicie polegających na własnej samodyscyplinie. W tym przypadku jedynie my sami możemy troszczyć się o naszą pracę i sprawić, że będzie ona odpowiednio wykonywana po to, żebyśmy zrobili na niej odpowiednie pieniądze.

W sumie jednak nie żałuję tego, że to ja sam pilnuję swojej pracy :-)

środa, 14 lutego 2018

Kleistość

Skoro dzisiaj Walentynki, to wypadałoby napisać coś o miłości lub też o poznawaniu do miłości, czyli do związku. Niedawno wymyśliłem rozmowie z pewną bardzo fajną osobą właśnie te określenie, które stało się tytułem dzisiejszej notki. Kleistość to taki styl rozmawiania z kimś dopiero co poznanym, który charakteryzuje się niejako przyklejaniem się do tej rozmowy różnego rodzaju erotycznych skojarzeń i fantazji. Bardzo łatwo taka "kleista" rozmowa przyciąga różnego rodzaju erotyczne pomysły, skojarzenia i emocje. Są one oczywiście w trakcie takiej rozmowy wyrażane i w efekcie tego rozmowa balansuje na granicy cyberseksu.

Być może w wielu przypadkach fragmentów rozmów, które w ciągu ostatnich dwóch tygodni prowadziłem z kolejnymi (jak się potem okazywało) bajkopisarzami, takie elementy cyberseksu po prostu się pojawiały. Brnąłem w nie z pełną świadomością tego, że prowadzę rozmowę w sposób, który nie jest zgodny z moją praktyką rozmawiania. Jednak emocje wzbudzane przez rozmowę z drugą osobą, podsycane również przez drugą osobę sprawiały, że tego rodzaju komunikacja w praktyce była do zaakceptowania. Potem, gdy się okazywało, że osoba z którą rozmawiałem jednak nie jest odpowiednia, łatwo było mieć do siebie pretensje o to, że za bardzo popłynęło się w rozmowie w stronę tematów intymnych.

Ostatnio poznałem bardzo fajnego chłopaka, z którym rozmowa nie jest kleista. Mimo, że odczuwam do niego, coś co trudno mi zdefiniować - są to z jednej strony bardzo pozytywne emocje, ale z drugiej strony emocje, które nie porywają mnie do płytkich erotycznych wynurzeń. Jest to coś głębszego i mniej hałaśliwego, a być może dzięki temu o wiele bardziej zapadającego w serce. Ani ja, ani on nie mamy potrzeby odpływać w dość płytkie erotyczne uniesienia w trakcie rozmów. Bardzo dobrze świadczy to na przyszłość, bo życie nie składa się wyłącznie z seksu ani rozmawiania o seksie nawet, jeśli jest się bardzo zakochaną w sobie parą. Rozmawia się za to o wielu codziennych sprawach, jak to jest zwyczajnie w życiu.

I właśnie mam nadzieję, że na taki styl rozmowy i z takim człowiekiem trafiłem.

wtorek, 13 lutego 2018

Wróżby

Gdy poznaje kogoś, z kim być może uda się stworzyć jakąś relacje przyjaźni albo nawet związku, to czasem mam do czynienia z pewnego rodzaju wróżbami mogącymi wskazywać na to, że jest to osoba, która być może będzie mi pisana. Nie należy oczywiście przesadzać z interpretacją takich wróżb, bo czasem w imię forsowania takiej interpretacji można wróżby źle zrozumieć i na siłę uznać, że będą pozytywne. Dlatego staram się podchodzić do tego z ostrożnością, choć jednak czasem wróżby są uderzające.

Nie dotyczą one zresztą tylko poznawania ludzi. Niedawno musiałem zakładać nowe konto bankowe. Gdy tylko zobaczyłam jego numer, to od razu wiedziałem, że jest to konto dla mnie. Z kilku powodów dostrzegłem w tym numerze konta bankowego wróżby dla siebie a ponadto - co jest rzeczą niespotykaną mojej dotychczasowej historii i chyba niezbyt częstą wśród innych ludzi - praktycznie od razu byłem w stanie cały numer IBAN po prostu zapamiętać, a nie jest to łatwe biorąc pod uwagę to, że numer konta składa się z 26 cyfr.

Kiedy poznaje się nową osobę i towarzyszą temu już na wstępie pozytywne znaki, chciałoby się mieć przekonanie, że faktycznie uda się taka znajomość. Oczywiście tak naprawdę najlepszą wróżbą będzie czas. Tylko czas pokaże to, czy faktycznie znajomość z kimś się uda, czy też odejdzie na śmietnik historii, na którym spoczywa cała masa świetnie zapowiadających się znajomości, z których potem nic nie wyszło i o których nawet nie jestem w stanie nic powiedzieć, bo po prostu nic o nich nie pamiętam. Nie warto bowiem trzymać w pamięci tego, co się nie udało i było jedynie porażką.

A dziś wstałem nieco później niż zwykle, ale niekoniecznie musi to być wróżba, że nie uda mi się dzień ;-)

poniedziałek, 12 lutego 2018

Gucio

Czasem, a nawet częściej niż czasem, zatopię się w swoich własnych myślach lub zaczytam się w newsach, które co jakiś czas chłonę w przerwach między pracą lub też czy innych okazjach. W takiej sytuacji bardzo często nie zauważam tego, że na odpalonym w tle czacie zawodowym ktoś zapytuje mnie w sprawie masażu. Bardzo często zdarza się, że reaguję zbyt późno i osoba, która mnie zapytała, już zamknęła okno rozmowy. Tak miałem całkiem niedawno, gdy zagadał mnie ktoś o nicku mającym sugerować, że ma 30 lat i da kasę.

Tego typu rozmówca z definicji jest u mnie prawie całkowicie skreślony już na początku, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego czego on szuka. Najprawdopodobniej szuka jakiegoś przystojnego modela w młodym wieku, któremu da kasę za seks. Oczywiście nie jestem modelem w młodym wieku, a do tego o zgrozo nie oferuję seksu, więc nie będę bardzo przydatny dla jego "wspaniałej" koncepcji. Tym razem jednak zacząłem z nim rozmawiać, lecz nie odpowiadał zbyt szybko i po chwili znów zatopiłem się w czytaniu newsów. Dopiero, gdy skończyłem czytać subotnik Ziemkiewicza (notabene niestety ostatni z serii, bo jego autor postanowił zakończyć pisanie subotników), to przekonałem się, że mój rozmówca zadał mi trzy pytania, a to nieuzyskaniu na nie odpowiedzi zamknął okno rozmowy.

Pierwsze pytanie było o to, czy można się ze mną bzyknąć. Drugie pytanie było o to, czy mam zdjęcie. A trzecie pytanie było o to, ile mam centymetrów. Chodziło oczywiście o centymetry fiuta - wolę to zastrzec dla wszystkich czytelników mniej (na szczęście) bywałych na gejowskich czatach, na których mierzenie fiuta jest wręcz panującą religią. Akurat rozmowa z tym człowiekiem była na tyle bezwartościowa, że kompletnie nie żal mi było jej zakończenia. Uśmiałem się tylko z tego bzykania, bo przypomniała mi się oglądana w dzieciństwie Pszczółka Maja. Pomyślałem sobie, że bzykać się może Gucio (który w tej bajce występował). Otóż gucio (w tym wypadku to gra słów) z tej koncepcji, ale Gucio bzykać się nie będzie w trakcie masażu i po nim.

Ale tak zacietrzewionym miłośnikom seksu gucio się wytłumaczy ;-)

niedziela, 11 lutego 2018

Anty-Motywacja

Czasem nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ta firma, dla której pisze teksty, działa niczym totalna opozycja - bez pomyślunku i strzelając sobie co chwila w stopę. A właśnie taki strzał w stopę moim zdaniem niedawno wykonali, choć trzeba przyznać bardzo miły dla nas, autorów tekstów. Otóż nagle okazało się, że teksty są droższe i w sumie - jak można było wyliczyć - ich cena wzrosła o 50%.

Potem sama firma oficjalnie potwierdziła podwyżkę 50% postanowioną z powodu tego, że jest wiele tekstów do wykonania i oni chcieliby żebyśmy jak najszybciej się tym zajęli. O ile jednak komunikat w samym systemie pracy (który wykorzystujemy po to, aby pisać zlecenia) był bardziej lakoniczny, o tyle w mailingu wysłanym do autorów pojawiło się określenie o podniesieniu stawek "dla tej fali" zleceń. W związku z tym dopytałem firmę, czy faktycznie jest to tymczasowa podwyżka. Okazuje się że tak, ale oczywiście nie wykluczają stałej podwyżki w sytuacji, gdyby tego typu problemy się ciągle powtarzały.

Napisałem im dość długi list, w którym zaznaczyłem że tego typu wańka wstańka cenowa na dłuższą metę zniechęci autorów, zmęczonych takimi niepewnymi podwyżkami. Gdyby zaś firma chciała dorobić się grona lojalnych autorów, poważnie liczących się z możliwością zarabiania na życie pracą dla niej, to obecne stawki już to umożliwiają, ale poprzednie stawki niestety nie. Dotychczasowe ceny pozwalały na zarobienie jedynie głodowej pensji. Zobaczymy, czy firma weźmie sobie to do serca, ale nawet gdyby wykazali się głupotą, to przynajmniej - jak liczyłem - na jakiś tydzień mamy zlecenia dostępne w wyższej cenie.

Czasem dobre i to w sytuacji, gdy każdy grosz się liczy.

sobota, 10 lutego 2018

Cynizm

Na fascynujący przykład cynizmu trafiłem niedawno na czacie. Co najciekawsze, był to cynizm w moim własnym wydaniu - a przynajmniej tak zostałem określony przez mojego rozmówcę. Rozmowa była na czacie prywatnym, na którym szukam partnera do związku. Ale w trakcie rozmowy ujawniłem, że robię masaże, natomiast mój rozmówca napisał, że chętnie by na masaż się udał. Między innymi zapytał mnie o to, czy masuję klientów ubranych. Odpowiedziałem mu w bardziej ozdobny sposób, że przecież bez ubrania nie da się robić masażu, prawda?

I mój rozmówca zaczął się tego czepiać. Wałkował rozmowę w tym kierunku i tak zaczęliśmy brnąć w rozmowie w zastanawianie się nad różnymi duperelami, zupełnie nie mającymi praktycznego sensu. Wygarnąłem mu wreszcie to czepianie się niepotrzebnych szczegółów. Mój rozmówca zaś odpowiedział mi, że to jego reakcja na mój cynizm. Okazało się, że bardziej obrazowe wyjaśnienie kwestii nagiego lub też ubranego masażu było cynizmem. Zdziwiła mnie ta kreatywna definicja, ale za to coraz bardziej irytowało mnie to, że rozmówca będzie się czepiał kolejnych rzeczy. Oczywiście bardzo szybko zrezygnowałam z tej rozmowy, bo była ona po prostu bez sensu.

Jaki jest bowiem sens poznawania kogokolwiek do jakiejkolwiek relacji, jeśli mamy świadomość tego, że osoba ta mogłaby się czepiać nas w realnym życiu z byle powodu? Kto chciałby być z kimkolwiek, z kim ryzykowałby jakikolwiek spór lub kłótnie z powodu, którego nawet nie sposób przewidzieć? Teoretycznie wystarczyłoby cokolwiek zrobić nie tak - a na dodatek nigdy nie byłoby wiadomo, jak należy zrobić na "tak" - aby narazić się na krytykę. Z takimi ludźmi, z którymi nigdy nie wiadomo jak postępować, nie opłaca się w ogóle tworzyć żadnej sensownej relacji. Na szczęście w porównaniu do moich poprzednich wielogodzinnych rozmówców, ta rozmowa miała jedną istotną zaletę.

Przynajmniej była krótka.

piątek, 9 lutego 2018

Bez żalu

Bardzo przydatną cechą mojej osobowości jest to, że jak mawiam posiadam dwa procesory - jeden w sercu i drugi w umyśle. Ten w sercu mam po matce, a ten w umyśle po ojcu. Jeśli serce jest zranione, to umysł wtedy przejmuje kontrolę i prowadzi mnie dalej. Jeśli umysł jest w konfuzji, to serce często podejmuje decyzje w oparciu o intuicje i przeczucia. Bardzo dobrze oba te ośrodki decyzyjne się uzupełniają i współpracują ze sobą. Niedawno przydało mi się to przy kończeniu pozornie dobrze zapowiadającej się znajomości.

Ostatnio mam urodzaj poznawania ludzi, z którymi świetnie się rozmawia, ale niestety z tych rozmów nie wychodzą wartościowe znajomości. Natomiast nie zawsze są to rozmowy krótkie, na które poświęca się niewiele czasu i energii. Te dwa ostatnie przypadki to były rozmowy dość długie, wyczerpujące, angażujące bardzo serce, a jednak w konsekwencji (jak się okazało) zupełnie niepotrzebne. Szczególnie ostatnia znajomość była denerwująca dlatego, że mój rozmówca przeszedł praktycznie wszystkie etapy weryfikacji, które powinny zatrzymać bajkopisarza. W sumie nie okazał się bajkopisarzem - co przynajmniej pozytywnie wskazuje na skuteczność mojego systemu zabezpieczeń.

Byłaby z poznawania go może dobra znajomość, ale po prostu poróżniliśmy się w ocenie pewnych spraw i trzeba było ładnie zapowiadającą się relację po prostu zakończyć. Ja przy okazji zorientowałem się, że niepotrzebnie puściłem moje serce na zbyt duże obroty emocjonalne i dzięki temu w trakcie poznawania tego człowieka świadomie przekroczyłem pewne swoje standardy postępowania, które staram się zachowywać. Jak się okazuje, było to zupełnie niepotrzebne, a przy okazji w pewnym sensie wyszedłem na głupka wobec samego siebie. To jednak bardzo ważna życiowa nauka, aby w przyszłości unikać takich sytuacji, po których mógłbym tylko do siebie mieć pretensje. Dzięki temu być może kolejne poznawane osoby nie będą w stanie na razie niepotrzebnie angażować mojego serca tam, gdzie nie jest to sensowne.

Na szczęście zakończyłem tę znajomość bez żalu, bo przekonałem się bez dwóch zdań, że po prostu nie warto było jej kontynuować.

czwartek, 8 lutego 2018

Kawa

Z kawą związany był nick rozmówcy na czacie, z którym to rozmówcą niedawno rozmawiałem. Rozmowa była bardzo przerywana, niczym picie kawy drobnymi łykami dlatego, że tego chłopaka ciągle wywalało z czata. Tym bardziej logiczne było zapytanie go o to, czy ma jakąś inną możliwość komunikowania się poza czatem, na przykład komunikator internetowy. Oczywiście nie miał nic takiego i zdany był jedynie na czata, który mu ciągle się wieszał.

Rzecz jasna nie o samym wieszaniu będzie mowa w tym wpisie. Rzekomo ten chłopak szukał związku i szalenie brakowało mu ojca. Szukał go w partnerze, bo swojego ojca nie znał. Napisał przejmująco, że jego ojciec tylko spłodził go i uciekł. To bardzo przykre i doskonale rozumiem jego potrzebę posiadania starszego partnera, góry byłby dla niego również ojcem, kierującym nim w jakiś sposób w życiu i zapewniającym oparcie. Tym bardziej taki chłopak powinien skupiać się na poznawaniu owego ojca-partnera, niż na jakikolwiek innych, idiotycznych działaniach. Tymczasem skupiał się właśnie na nich.

Robił to w typowy sposób i od dawna spotykany na czacie, czyli ciągle kierował całą rozmowę na temat erotyczne. Ja z nim poruszałem temat poznawania się i chciałem go wypytać na przykład o cechy jego charakteru, on zaś mi opisywał, jak obciągał klientom, którzy odwiedzali miejsce, w którym pracował. Było to co najmniej w bardzo złym guście i nieeleganckie, a do tego kompletnie kretyńskie. Jak można poważnie traktować człowieka szukającego głębszej relacji, gdy ten zamiast poznawać się pisze o swoich erotycznych przygodach? Nie chcę być źle zrozumiany, nie mam nic przeciwko opisywaniu erotycznych przygód, ale nie w momencie, gdy najważniejsze jest poznanie się jako takie, nie zaś wymiana erotycznych doświadczeń.

Być może chłopak ten napił się za wiele kawy, która rzuciła mu się na mózg ;-)

środa, 7 lutego 2018

Troll

Przywykłem do tego że trolling jest jakimś złośliwym działaniem służącym przeszkadzaniu innym osobom w sieci lub też wyrażeniu jakiś poglądów w sposób nieodpowiedni z punktu widzenia współczesnej kultury komunikacji i sieciowej etykiety. Jednak nie wpadłem na pomysł, że trollingiem można określić szukanie kogokolwiek do związku.

A tego typu posadzenie pojawiło się w rozmowie z kimś, kto bardzo mocno (jak większość ludzi na czacie) akcentował różne erotyczne kwestie związane z relacjami męsko męskimi. Innymi słowy miał erotyczne skrzywienie i bez przerwy drążył ten temat. Kiedy wyjaśniłem mu, że interesuje mnie relacja głębsza i bardziej wszechstronna niż jedynie sama erotyka, zostałem właśnie posądzony o bycie trollem. Przyznam się szczerze, że bardzo mnie to ubawiło.

Od lat widać, że nasz świat zaczyna wariować. Między innymi dlatego, że nadaje się przewrotne znaczenia różnym słowom i - jak to mawiają w znanym powiedzeniu - odwraca się kota ogonem. Jak się okazuje, tego typu moda dotarła również na czata. Już nieraz spotykam się z ludźmi, którzy rzekomo szukali przyjaźni, a rozumieli pod tym zwykły seks układ. Teraz zupełnie nowe znaczenie nabrało słowo trolling.

Chociaż w sumie ten człowiek miał rację - bo na czacie, na którym wszyscy praktycznie mówią o seksie, ktoś kto mówi o związku jest faktycznie jak troll ;-)

wtorek, 6 lutego 2018

Zasrana gąska

Już byłem w ogródku i witałem się z gąską, a gąska jedynie zesrała się. Tak można byłoby podsumować poznawanie pewnego chłopaka, z którym zetknąłem się na czacie. Z czata przeszliśmy na gadu-gadu i tam bardzo wiele pisaliśmy. W ciągu dwóch dni prawdopodobnie zużyliśmy około 20 godzin na komunikowanie się - i to wyłącznie przez gadu-gadu. Mój rozmówca podobno utopił telefon w basenie (co mogło mieć swój sens dlatego, że według swojej deklaracji pracował jako ratownik) i dlatego nie mógł ani rozmawiać przez telefon, ani używać WhatsApp, a nawet z tego powodu nie chciał podać mi numeru telefonu.

Ta ostatnia ostrożność szalenie mnie zdziwiła dlatego, że nawet gdyby jego karta SIM została zniszczona w wyniku zwarcia powstającego w trakcie wpadniecie telefonu do basenu, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby bardzo szybko wyrobić sobie duplikat karty i dalej móc korzystać ze swojego numeru. Być może (jeśli założyć, że człowiek ten był bajkopisarzem) obawiał się on po prostu tego, że znając jego numer będę starał się do niego zadzwonić i łatwo zorientuję się w tym, że bynajmniej jego numer nie jest wyłączony, tak jakby sugerowała jego opowieść o zalanym telefonie. Osoba, która pragnie poznać się do związku i wydaje się tak entuzjastycznie do nas adekwatna, nie ograniczy się wyłącznie do gadu-gadu, ale chętnie będzie się starała porozumieć przez telefon nawet wtedy, gdyby  utopiła swój własny aparat.

Co za problem bowiem przełożyć kartę SIM do innego telefonu i wykonać rozmowę? Jeśli nawet karta jest uszkodzona, to można polecieć jeszcze tego samego dnia do salonu swojego operatora i uzyskać duplikat, który po pół godzinie będzie działał. Zawsze wydawało mi się, że im bardziej czujemy się do siebie adekwatni, tym chętniej będziemy chcieli usłyszeć głos drugiej osoby, o ile nie możemy spotkać się osobiście ze względu na to, że mieszkamy w miastach odległych o kilkaset kilometrów. Tymczasem po podniesieniu przeze mnie tematu zadzwonienia do niego przez telefon, mój wspaniale adekwatny do mnie rozmówca po prostu przestał się odzywać na Gadu Gadu. Gdy piszę te notkę upłynęła już ponad doba od jego milczenia, a to bardzo wyraźnie sugeruje, że albo uległ jakiemuś autentycznemu wypadkowi, albo po prostu jest kłamcą, który podwinął ogon i uciekł. Jeśli czytacie już tę notkę na blogu, to oznacza że na pewno uciekł, gdyż od tego momentu upłynęły cztery doby.

Na szczęście z takimi tworzącymi fałszywe nadzieję kontaktami potrafię się rozstawać także bez żalu.

poniedziałek, 5 lutego 2018

Tylko mnie kochaj(.pl)

Po testowaniu portalu Datezone przyszedł zupełnie nowy pomysł na przetestowanie portalu kochaj.pl, na który zwróciła moją uwagę pewne internetowa reklama. Oczywiście postanowiłem sprawdzić co to za zwierz i z czym się go je. Już na samym początku mogłem jednak spodziewać się, że będzie to zwierz wyjątkowo kościsty i niestrawny dlatego, że administratorem portalu kochaj.pl jest Onet. Zaś z onetowym podejściem do randek miałem już do czynienia dawno temu, gdy testowałem ich portal sympatia.pl.

Był on bardzo bezczelnie pomyślany dlatego, że w natrętny sposób sugerował wykupywanie płatnego abonamentu, który był de facto niezbędny do realizowania jakikolwiek sensownej komunikacji na tym portalu. Praktycznie wszystkie kontakty musiały być realizowane przez osoby posiadające abonament. Albo my sami musielibyśmy go mieć, albo trzeba było trafić na osobę posiadającą rozszerzony abonament umożliwiający pisanie do niej przez osoby posiadające darmowe konta. Tam nachalna komercja połączona z cenzurą (która miała zapobiec przemycaniu w treści opisów na portalach jakichkolwiek innych wskazówek dla bezpośredniego kontaktu z użytkownikiem poza portalem) była oczywiście zniechęcająca.

Dopiero co założyłem konto na kochaj.pl i nie orientuję się jeszcze w tym, na ile cenzura tam może funkcjonować i na ile blokuje ludzi do jakiegokolwiek innego kontaktu. Na szczęście darmowy abonament pozwala na pewne ograniczone kontakty i ograniczone wyszukiwanie odpowiednich osób, ale i talk jest to kompletne dno, albo blisko do dna. Gdy zadałem sobie trud obejrzenia kont sugerowanych jako najlepsze dla mnie wyniki wyszukiwania partnerskiego, po prostu ogarnął mnie pusty śmiech. Konta te były jedynie w wyrywkowy sposób adekwatne do moich potrzeb, a ich dobór raczej sugerował ponury żart niż autentycznie staranne wyszukanie, które mogłoby być sugerowane przez wypełnianą przez kwadrans w czasie zakładania konta ankietę personalną.

W sumie, choć dopiero zaczynam korzystać z tego portalu, to obstawiam, że po kilku dniach wyrzucę jego konto - również bez żalu.

PS Po niecałych 24 godzinach, gdy okazało się, że bez tej ich nachalnej komercji nie zobaczę nawet profilu tego, kto odwiedził mój profil, bez żalu skasowałem swój. Ten portal jest po prostu żenująco chciwy. Zatem gdy czytacie te słowa, ja nie mam już konta od ponad doby :-)

niedziela, 4 lutego 2018

Datezone

Stosunkowo niedawno temu trafiłem gdzieś na czacie lub na jakimś opisie na portalu internetowym na słowo Datezone. Czyli oczywiście na internetowy portal randkowy mający pomagać ludziom wyszukiwać partnerów do randkowania. Postanowiłem założyć konto na tym portalu i przekonać się, na ile poszukiwanie partnera gejowskiego mogłoby się na nim udać. Oczywiście jako uniwersalny portal będzie on przede wszystkim przeznaczony dla użytkowników hetero, ale zapewne również geje będą tam mogli znaleźć kogoś dla siebie.

Po założeniu konta na portalu Datezone przekonałem się bardzo szybko, że to wyjątkowo kiepskie miejsce na poznawanie kogokolwiek do związku. Zadałem sobie trud przeszukania grup dyskusyjnych i okazało się, że nawet grupy mające tytuły sugerujące stosunkowo sensowne podejście do życia, tak naprawdę poświęcone są wpisom wyłącznie o jednym charakterze, czyli dotyczącym szukania takiego lub innego seksu. Nie ma nawet na portalu Datezone jakiekolwiek porządnej wyszukiwarki, która pozwala szukać po różnych preferencjach. Zatem jest to miejsce, w którym na ślepo poszukuje się seksu.

Kilka dni trzymałem moje konto na tym portalu, ale potem bez żalu je skasowałem. Zawsze jednak warto spróbować takiego miejsca, bo być może okaże się, że jednak będzie ono w stanie zapewnić nam kilka choćby ciekawych kontaktów, z którym być może coś uda się wytworzyć. Jednak jeżeli mamy odpowiednie doświadczenie, to widać bardzo szybko, czy dany portal w ogóle jest sensowny. A to sprawia, że można również bardzo szybko przekonać się do jego bezsensowności i skasować na nim konto.

I co najważniejsze - skasować konto bez żalu.

sobota, 3 lutego 2018

Rozbieg

Załatwianie różnego rodzaju spraw chyba zaczyna się powoli kończyć i pora wracać do zwykłej codziennej pracy, którą od początku tego roku wykonywałem dosłownie od przypadku do przypadku. A wypadałoby się do niej wdrożyć. Zabawne, że w firmie rozesłano niedawno mailing do nas wszystkich z informacją o oczekujących na zleceniach i oczywiście możliwościach zarobków. Gdybym bardzo starannie pracował, tak jak robiłem to w poprzednich miesiącach, to zlecenia chodziłoby w sposób satysfakcjonujący.

Okazuje się jednak, że gdy ja nie pracuję, to chyba tak naprawdę cała firma prawie nic nie robi. A w każdym razie pracuje na pewno wiele gorzej niż pracowałaby razem ze mną. Być może brak mojego intensywnego wkładu pracy w ciągu tego miesiąca jednak skłoni firmę do wprowadzenia zmian, które mogłyby bardziej zmotywować finansowo ludzi, a o których swego czasu wspominałem. Jak na razie oczywiście ich nie wprowadzają, ale być może dojdą do wniosku, że jednak warto to zrobić.

Udało mi się za styczeń zabezpieczyć na szczęście odpowiednie pieniądze na wszystkie niezbędne opłaty. Bez tego byłbym ugotowany. Jednak lutym nie będzie już takiej możliwości i wszystko muszę wypracować samodzielnie, a dwa dni lutego (który przecież nie liczy 30 lub 31 dni) zostały już zmarnowane. Dlatego teraz w weekend zaczynam pracę i mam nadzieję, że od tej pory będzie ona toczyła się przynajmniej zwyczajnym rytmem i uda mi się spokojnie uzbierać wszystkie środki. A w międzyczasie może uda mi się pozałatwiać pomyślnie wszelkie inne sprawy, które ostatnio realizowałem.

A do tego równie mocno zależy mi na postępie w sprawach uczuciowych :-)

piątek, 2 lutego 2018

Przekładańce

Schładzanie i podgrzewanie, opóźnianie i przyspieszanie. Ostatnio moje życie jest jak wahadło i nie wiąże się to bynajmniej z rytmiką i harmonią, ale z wahaniami od nadziei do braku tej nadziei, od euforii do smutku i tym podobnymi dosyć niekomfortowymi zmianami nastroju i sytuacji. Wczoraj po raz kolejny pojechałem do Warszawy, aby odebrać pewne urzędowe pismo na które tak długo czekałem i okazało się, że tak naprawdę nie jest ono potrzebne do załatwienia moich spraw.

Na dodatek pokazało się, że pewne rzeczy się z poplątały. Z jednej strony pojawiły się bardzo pozytywne aspekty, których nie spodziewałem się wcześniej. Z drugiej strony okazało się, że są rzucane pewne kłody pod nogi, które z kolei utrudniają mi sytuację. Wszystko jest tak skomplikowane, że bardzo trudno jest oceniać to, jak i kiedy da się te rzeczy pozałatwiać. Jedyne, co można zrobić tej sytuacji, to pracować po prostu na swoim wycinku i realizować konkretne bieżące zadania po to, aby (kontynuując poprzednią metaforę) usuwać choćby po jednej kładzie spod nóg za każdym razem.

Jest jednak pewna bardzo miła okoliczność, która sprawia, że mam ogromną motywację do tej pracy. Wszystko nabrało bowiem zupełnie innego, można powiedzieć personalnego sensu. Nareszcie moje działania są robione nie tylko dla mnie. I być może to jest najważniejsza nauka z ostatniego miesiąca, którą pan Bóg miał mi do przekazania. Życie to nie tylko bardzo ważne organizacyjne i techniczne sprawy, ale również sprawy międzyludzkie. Jeżeli te ostatnio zaczynają świecić niczym letnie słońce, to całe życie zaczyna być ciepłe mimo zimowej aury za oknem. Tak między nami mówiąc, widget w telefonie pokazuje mi, że znów należy spodziewać się oziębienia, a i aura za oknem mogłaby zacząć być wiosenna.

Ale może Pan Bóg ma po prostu taki plan, że gdy na świecie nastanie wiosna, to również wiosna będzie w rozkwitała w moim życiu ;-)

czwartek, 1 lutego 2018

Kosmiczny Gwizd

Facet w średnim wieku, siwiejący, czyli akurat ktoś, kto kompletnie nie byłby dla mnie odpowiedni jako partner do związku. Nie mam zielonego pojęcia o tym, czy jest gejem i raczej obstawiam, że zdecydowanie będzie hetero. No to jednak żadnego znaczenia, bo nie chodzi o niego samego z wyglądu, tylko muzykę, która stworzył, a na którą przypadkiem trafiłem na YouTube. Link do niej zawieram poniżej.


Opisując ten utwór mógłbym czuć się jak Antonio Salieri w znakomitym filmie Milosa Formana "Amadeusz", opisywał swoje pierwsze spotkanie z Mozartem i utworem, który prezentował w czasie koncertu w pałacu arcybiskupa Salzburga. O ile w przypadku Mozarta utwór zaczynał się zabawnie, "niczym zardzewiały akordeon", to w przypadku utworu Alberta już od samego początku mam do czynienia z fajnym rozpoczęciem. Potem jest jednak trochę nudno dlatego, że jest to remix "Radioactivity" Kraftwerku, które jest stosunkowo refleksyjną piosenką i ze względu na jej "promieniotwórczy charakter" dosyć nierychliwą.

Dla osób, które nie bardzo będą chciały przebijać się przez całe osiem minut utworu nadmienię zatem, że około 3:30 minuty następuje odlot. Trudno mi to opisać, ale mam wrażenie jakby cały kosmos się otwierał. To zasługa pewnej fazy dźwiękowej (można ją określić jako Kosmiczny Gwizd), która jakby rozprzestrzenia się naokoło i trafia także prosto w moje wnętrze. A potem następuje przejście do bardzo intensywnego rytmu, który uwielbiam, bo jest energetyzujący i doskonale mobilizujący. W efekcie słuchałem tego utworu kilka razy i tak naprawdę spędziłem godzinę przy jego konsumpcji, zanim zająłem się zupełnie innymi swoimi codziennymi sprawami. A w kolejne dni trzymałem go w odtwarzaczu muzycznym na komputerze zapętlonego i bombardował mi umysł, gdy tylko zakładałem słuchawki na uszy.

I ja, podobnie jak Salieri w filmie o Mozarcie, mógłbym zapewnić, że w tej melodii usłyszałam głos Boga.