piątek, 2 lutego 2018

Przekładańce

Schładzanie i podgrzewanie, opóźnianie i przyspieszanie. Ostatnio moje życie jest jak wahadło i nie wiąże się to bynajmniej z rytmiką i harmonią, ale z wahaniami od nadziei do braku tej nadziei, od euforii do smutku i tym podobnymi dosyć niekomfortowymi zmianami nastroju i sytuacji. Wczoraj po raz kolejny pojechałem do Warszawy, aby odebrać pewne urzędowe pismo na które tak długo czekałem i okazało się, że tak naprawdę nie jest ono potrzebne do załatwienia moich spraw.

Na dodatek pokazało się, że pewne rzeczy się z poplątały. Z jednej strony pojawiły się bardzo pozytywne aspekty, których nie spodziewałem się wcześniej. Z drugiej strony okazało się, że są rzucane pewne kłody pod nogi, które z kolei utrudniają mi sytuację. Wszystko jest tak skomplikowane, że bardzo trudno jest oceniać to, jak i kiedy da się te rzeczy pozałatwiać. Jedyne, co można zrobić tej sytuacji, to pracować po prostu na swoim wycinku i realizować konkretne bieżące zadania po to, aby (kontynuując poprzednią metaforę) usuwać choćby po jednej kładzie spod nóg za każdym razem.

Jest jednak pewna bardzo miła okoliczność, która sprawia, że mam ogromną motywację do tej pracy. Wszystko nabrało bowiem zupełnie innego, można powiedzieć personalnego sensu. Nareszcie moje działania są robione nie tylko dla mnie. I być może to jest najważniejsza nauka z ostatniego miesiąca, którą pan Bóg miał mi do przekazania. Życie to nie tylko bardzo ważne organizacyjne i techniczne sprawy, ale również sprawy międzyludzkie. Jeżeli te ostatnio zaczynają świecić niczym letnie słońce, to całe życie zaczyna być ciepłe mimo zimowej aury za oknem. Tak między nami mówiąc, widget w telefonie pokazuje mi, że znów należy spodziewać się oziębienia, a i aura za oknem mogłaby zacząć być wiosenna.

Ale może Pan Bóg ma po prostu taki plan, że gdy na świecie nastanie wiosna, to również wiosna będzie w rozkwitała w moim życiu ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz