piątek, 31 maja 2013

"Moulin Rouge"

styczeń 2013
Właśnie kolejnym przykładem mojego nowego oglądania filmów było "Moulin Rouge". Nie dopatrzyłem się tam co prawda wątku gejowskiego - bo i nie o to chodziło - ale za to jeszcze raz zobaczyłem pewną wizję miłości, zakręconej i zarazem blokowanej przez trójkąt z osobą niechcianą uczuciowo, ale niestety konieczną finansowo. I tragiczny konflikt - ucieczki w miłość (uczuciowo i fizycznie, poprzez planowaną ucieczkę z Paryża) z czymś innym, nawet nie poczuciem obowiązku wobec Zidlera. Konflikt uczucia i skradającej się nieuchronnie śmierci.

A dla mnie była to lekcja zastanowienia się nad szaleństwem miłości. I tym, że on uskrzydla, ale też może przypalić owe skrzydła, niczym słońce Ikarowi. A już zupełnie tragicznie jest, gdy miłość przegrywa z czymś na co nie mamy żadnego wpływu. W najbardziej tragicznej postaci - z nieuchronną i przedwczesną śmiercią. W bardziej łagodnej - z problemami i kłodami pod nogi jakie rzuca nam życie.

Paweł jak zawsze okazał się osobą bardzo głęboko odczuwającą takie filmy. Mogę go nazwać Apostołem Miłości - nie w sensie seksualnym i nawet nie w sensie samego uczuciowego odczuwania miłości konkretnie realizowanej. Ale w sensie wielkiej ogólnej uczuciowości i umiejętności czytania emocji pomiędzy wierszami. Ja przy nim w pewnym sensie jestem uczuciowym półanalfabetą. Ale mam tego świadomość i ta refleksja nad samym sobą jest dla mnie szczególnie cenna.

Nie mam w tym żadnej hańby ani wstydu. Odwrotnie - radość z poznawania i doskonalenia samego siebie. Nie muszę być ideałem, ale mogę się doskonalić, odkrywać w sobie pokłady nowej emocjonalności i wrażliwości. I to zawdzięczam Pawłowi.

Kocham go za ten pozytywny wpływ jaki ma na mnie :-)

czwartek, 30 maja 2013

Filmy inaczej

styczeń 2013
Zauważyłem ostatnio dziwne zjawisko - inaczej odbieram filmy, niż (być może) powinienem je odbierać. "Quo vadis" dawniej wydawało mi się nudne, nagle stało się ciekawe. W "Świadku koronnym" narzekano na niedostatki gry Pawła Małaszyńskiego, a ja uważam że zagrał swoją rolę rewelacyjnie, doskonale ukazując człowieka, który walczy ze sobą, z własnym wybuchem złości w obliczu gangstera, który - jak podejrzewa - pośrednio zabił jego żonę. Sam już nie wiem, czy mój smak filmowy się zmienił, czy może dawne odczucia były niedojrzałe?

Albo recenzje - jak w przypadku "Świadka koronnego" po prostu napisane zbyt pochopnie przez ludzi, którzy może oczekiwali zbyt wiele od tego filmu. Małaszyński nie gra autentycznie? A my w naszym życiu "gramy" autentycznie? Wyrażamy siebie? Pewnie większość z tych recenzentów sama nie potrafi "grać" we własnym życiu. A ja może po porostu nauczyłem się patrzeć na filmy - jak Lord Vader - własnymi oczami ;-)

Zastanawiam się czy to jest jakiś wpływ Pawła i miłości. Pewnie jest. Ale nie wiem jaki. I miłość nie jest panaceum na lubienie filmów. Oglądaliśmy niedawno ostatnią część "Zmierzchu". Pawłowi się ten film, i cała saga, podoba. Dla mnie był po prostu nudny i bezpłciowy. Nie było w nim nic porywającego - nie mam na myśli sztucznie wybuchowej czy wartkiej akcji - ale po prostu ciekawej, intrygującej fabuły.

Za to Paweł bezsprzecznie zakochał mnie w trylogii "Igrzyska śmierci". Przeczytałem wszystkie trzy książki, obejrzałem film. Czytałem o nim jako alternatywie dla "Zmierzchu" - nowej sadze, z którą mogą się identyfikować nastolatki. Na pewno znacznie ciekawszej i autentycznej - w której walka jest wielopoziomowa, także ze sobą i własnymi słabościami. "Zmierzch" przy tym jaki mi się jak kiepska bajeczka ;-)

Zatem pozdrawiam czytelników i słuchające mnie głoskułki ;-)

środa, 29 maja 2013

Marcin!

28 stycznia 2013
Wstałem wcześniej i zabrałem się za codzienne prace przy kompie. Paweł spał dalej. I nagle przez sen zawołał "Marcin!". O, to byłoby pole do popisu dla spiskowych teorii dziejów. A kto to jest ten Marcin? I kiedy się z nim ostatnio spotkał? I czemu wolał do niego? Ale ja nie przejąłem się tym. Widać mam dziś urlop o spiskowych teorii ;-)

A tak naprawdę myślę po prostu racjonalnie. Jeśli ten okrzyk byłby oznaką miłości dla owego Marcina, to jaki sens miałby Paweł w mieszkaniu ze mną, a nie z Marcinem? A jeśli to jakieś wspomnienie z dawnych czasów - to nie powód do mojego zmartwienia. Można nawet wykrzykiwać we śnie imiona fikcyjnych postaci, jakie się nam przyśnią. 

Jakość związku polega na powstrzymaniu się od przepytywanek w sprawach nic nie znaczących. Gdybym był małostkowy wyglądałbym jak przysłowiowa teściowa - stara i zła. Na ciągłych podejrzeniach i policyjnym dozorze nie zbuduje się związku. A z drugiej strony - okazane zaufanie bardzo procentuje, o ile oczywiście trafiło na osobę tego zaufania godną :-)

Zatem miłych snów Pawle, ja wracam do pracy ;-)

wtorek, 28 maja 2013

Po spacerze

27 stycznia 2013
Dużo się zdenerwowałem dziś w czasie tego przydługiego spaceru Pawła, ale ważne że przećwiczyłem z Pawłem ogromną lekcję kultury i na pewno dzięki temu obaj zdobyliśmy punkty u siebie. W związku najpierw powinno się na spokojnie wysłuchać drugiej osoby, a potem ją krytykować, Wywoływanie karczemnej awantury na wejściu jest dobre dla kretynów. 

Jest też inny czynnik, który sprawia, że ufam Pawłowi. W czasie korespondencji SMS w czasie spaceru napisałem mu między innymi o tym, że takie nieodpowiedzialne zachowanie (wybycie z domu na tak długo bez informowania a bieżąco co robi i dlaczego) dokonuje erozji mojego zaufania do Pawła. I Paweł od razu po powrocie o tę erozję zaczął dopytywać. Człowiek, któremu tak naprawdę nie zależy na drugim, nie dopytywałby tak bardzo o zaufanie.

W sumie po tej rozmowie obaj siedliśmy do kompów zająć się spokojnie swoimi sprawami. Ja maiłem nieco więcej rzeczy do zrobienia, ale nim się obejrzałem Paweł już chrapał. A potem skończyłem swoje. Zobaczyłem na podłodze jego majtki. Śpi nago, tak jak mu proponowałem, abyśmy mogli się maksymalnie blisko tulić w łóżku - całym ciałem. Po chwili i ja byłem nagi.

A dalej było tylko wspólne ciepło pod jedną kołdrą ;-)

poniedziałek, 27 maja 2013

Spacer

27 stycznia 2013
Paweł poszedł na spontaniczny spacer. Ubrał się bardzo ciepło. Na dworze minus dziesięć stopni. Wyszedł. I nie ma go. Mija godzina, Mija druga godzina. Coś tu nie chyba gra. Tak długo na mrozie? Mija trzecia godzina. Sam z siebie nie udziela mi informacji więc o 3. godzinie spaceru piszę mu SMS. Potem mi odpisuje, że już wraca - wracał jeszcze jakie dwie godziny. W sumie pięć godzin spaceru. Dziwne, prawda?

Miotały mną sprzeczne uczucia. Ale kiedy Paweł już przyszedł zacząłem od spokojnego wysłuchania go, bez żadnego unoszenia się, krzyku, krytykowania go w ciemno. Paweł przedstawił swoją wersję - chciał sobie sprawy swoje przemyśleć bez mojego wpływu. Bo o nas chodziło. dziwiło go, że mimo trzech pogrzebów w ostatnim czasie, a więc nie najszczęśliwszej sytuacji emocjonalnej, mimo innych nieszczęść które spotykają go poza związkiem, on ma motyle w brzuchu i nie przejmuje się tym tak jakby powinien.

A więc coś pozytywnego. I nie dziwie się, że chciał się wyciszyć do tych przemyśleń. A zajechał aż na Dworzec Centralny i spacerował po centrum miasta - pewnie częściowo w pomieszczeniach, więc mógł tam odtajać. Wierzę mu, ale z obowiązku muszę brać pod uwagę także opcję negatywną - zdrada maskowana przemyśleniami i spacerem. Ale jakoś mniej mi pasuje ta opcja. Choć ciągle muszę negatywny wariant brać pod uwagę. 

Ale motyle w brzuchu też mogę brać pod uwagę ;-)

niedziela, 26 maja 2013

Złośliwa czułość

25 stycznia 2013
Cudownie nam było z Pawłem wieczorem. Najcudowniej odkąd się poznaliśmy. To było coś wspaniałego - mistycznego. I najzabawniejsze, że formalnie rzecz biorąc można by powiedzieć że prawie nie uprawialiśmy seksu. No, niby "prawie" czyni wielką różnicę, a robiliśmy to na żywca ;-)

Ale niestety, jak to ostatnio w naszym związku bywa, los okazał się bardzo złośliwy. Paweł po tym wszystkim ubrał się, wyszedł na papierosa, a potem zasiadł do kompa. Ja poszedłem do drugiego pokoju zasnąć. Byliśmy sami w mieszkaniu, więc można było spać w jednym lub drugim pokoju. I Paweł nie przyszedł potem spać do mnie. Spałem sam.

Oczywiście było mi bardzo smutno - tak piękne uniesienia a potem samotny sen. Może nie tak gorzki, bo szybko zasnąłem, choć i tak śniły mi się jakieś koszmary. Ale radość kontaktu intymnego została poważnie zneutralizowana przez niefart dalszego rozwoju wypadków. Wiele jeszcze musimy się nauczyć ze wspólnego życia - bo ciągle musimy się nauczyć wzajemnego dopasowania. Ale tym razem nie rzucam gromów - wiem, że każdy z nas ma swoje grzechy i zaniedbania. Może nasz związek ma po prostu nam je ukazać i pozwolić je przezwyciężyć?

Jeśli by tak było, to nasz związek jest zdecydowanie najwartościowszy ze wszystkich jakie miałem :-)

sobota, 25 maja 2013

Koślawe podejrzenie

25 stycznia 2013
Tym razem koślawe bez cudzysłowu. Autentycznie koślawe - moim zdaniem. Bo Paweł poszedł na spacer - nie ma go już go już półtorej godziny. Patrzę na Facebooku - pół godziny temu udostępnił jakiś link. No to go mam - widać nie był na spacerze, skoro dosiadł się do jakiegoś kompa, aby się zalogować na Facebooka. A więc pożywka dla podejrzeń. U kogo był? W jakim celu? Kto za tym stoi i komu to służy? Ale...

Ale jest jeden element, na który zwróciłem uwagę zanim rozpętałem burzę. Ów link został udostępniony z aplikacji. A więc to mógł być automat, który sam zamieszcza informacje, bez potrzeby logowania się do Facebooka. Inny mój kolega, który na pewno przebywa teraz poza zasięgiem Internetu, też udostępnia linki na Facebooku. I też dzieje się to automatycznie - choć dotąd myślałem, że to może jego bracia dzielą z nim konto. 

Teraz, dzięki Pawłowi, uświadomiłem sobie, że to ruch automatyczny. A przy okazji ukazuje on sposób zaśmiecania Internetu przez aplikacje podczepione do Facebooka. A wszystko po to aby wyłudzać nasze dane osobowe. Taka jest przez wielu nierozumiana prawda social media. Aplikacje, gry, automaty, zabawki - wszystko to wyłudza nasze dane, które są bezcenną kopalnią wiedzy dla marketerów. Bo nie tylko o same dane chodzi, ale też o śledzenie naszej aktywności w sieci i możliwość określania naszych zwyczajów i preferencji konsumenckich.

Ważne aby budowanie związku nie było więc wyłudzaniem zaufania, jak to robią aplikacje na Fejsie ;-)

piątek, 24 maja 2013

"Koślawy" rozwój

25 stycznia 2013
Zauważyłem, że rozwój mojego związku z Pawłem jest w pewnym sensie "koślawy" - ale to nie oznacza, że w samym związku jest coś nie tak. Z jednej strony powoli zaczynamy coraz bardziej mieć się ku sobie - i to jest oczywiście pozytywne. A z drugiej strony - im bardziej się mamy ku sobie, tym mocniej mam świadomość negatywnych wariantów interpretacji zachowania Pawła.

To oczywiście wynika z negatywnych doświadczeń z poprzednimi poznawanymi osobami, to one pracowicie zapracowały na moją podejrzliwość. Ale ta podejrzliwość w dobrej wierze jest jak dobre intencje, którymi piekło wybrukowano. Im bardziej mi na Pawle zależy, tym bardziej jestem wyczulony na możliwe negatywne interpretacje - bo to co robi można też interpretować normalnie. Ale można też interpretować "spiskowo".

Kłopot w tym, że wzrost zażyłości nie wyleczy mnie szybko z tego "spiskowego" podejścia. Im bardziej mi na Pawle zależy, tym mocniej będę sprawdzał czy jednak nie ma dziury w całym. A Paweł - trzeba to przyznać obiektywnie - wcale mi pracy nie ułatwia. Chodzi czasem własnymi drogami (dosłownie na spacerze, lub w przenośni) i to daje pożywkę dla "spiskowych" interpretacji. Ważne jednak, aby wyjaśniać wszelkie możliwe nieporozumienia zanim zaczną żyć własnym życiem ;-)

Zanim się zbuduje mocny dom, trzeba przeżyć w strachu okres budowy, w czasie którego ściana może się zwalić na głowę ;-)

czwartek, 23 maja 2013

Szafa nie gra

22 stycznia 2013
Pawła nie ma, a ja tęsknię za nim. Ale nie spodziewałem się, że jego nieobecność rozbudzi we mnie kolejne podejrzenie, z gatunku upiorów poprzednich nieudanych znajomości, które nachodzą mnie obecnie. Choć w tym przypadku, formalnie rzecz biorąc, nie ma jakiegoś uprzedniego precedensu - więc w pewnym sensie nie można mówić o upiorze przeszłości. A raczej o zbytniej podejrzliwości, która w negatywnej przeszłości ma swoje źródło...

Rzuciłem bowiem okiem na szafę ubraniową i zauważyłem, że Paweł zabrał ze sobą większość ubrań. Zostawił ich mniej niż wtedy gdy po jednym dniu wyjechał ode mnie. Samo w sobie nie musi to niepokoić, ale jaka nasuwa się od razu negatywna interpretacja? Że Paweł się szykuje do ucieczki ode mnie. Że zabrał tyle ubrań, aby potem szybko się spakować i z resztą rzeczy uciec. Bo skoro wyjechał na dwa lub trzy dni, to czemu brał ze sobą tyle ubrań?

Jest też inna, pozytywna interpretacja - że dokonał przeglądu ubrań i zabrał takie, które postanowił w domu u siebie zostawić i zastąpić innymi. Może też doszedł do wniosku, że będzie mu potrzeba mniej ubrań w ogóle - ale w to wątpię. A może chciał aby mama mu je uprała i uprasowała - nie dlatego, że tu nie może prać, ale po to aby zrobić wrażenie grzecznego synka który wraca do domu. Jak widać są możliwe także dobre interpretacje.

Będę się jeszcze przez długi czas borykał z negatywnymi skojarzeniami i interpretacjami zachowań Pawła. Zapracowali na to ci, z którymi się nie udało. Mam tylko nadzieję, że kiedyś będę się z tych strachów po prostu śmiał.

A raczej śmieli - razem z Pawłem :-)

środa, 22 maja 2013

Zamach na rentę

Oto jaki jest skutek wizyty w intymnym miejscu w czasie przesiadywania na czacie. Wracam do komputera a tam już ktoś nabił prawie całe okno rozmowy swoim monologiem, dla większej czytelności robionym wersalikami. Z monologu wynika, że zajmie się nami policja, bo dokonujemy zamachu na jego rentę ;-) Zresztą, oceńcie sami ;-)

Powstaje tylko zasadnicze pytanie - kim jest ten Jeremi Suka? Bo żaden z nas. Może to jakiś agent, coś jak J-23. Jot jak Jeremi. Scenariusz prawie godny Bonda. Na tyle ciekawy, że już nie opłacało się nic dodawać, nic ujmować. Zamknęliśmy okno aby nie było przeciągu. Szkoda tylko, że nauczymy się pracy w więzieniu - a nie w domu wariatów.

Bo w domu wariatów prościej byłoby spotkać owego Witka48 ;-)

wtorek, 21 maja 2013

Wspólne myślenie

21 stycznia 2013
W domu okazało się czemu Paweł nie był szczęśliwy z mojego zjawienia się. Napisał mi bowiem SMS z zapytaniem czemu idę do ratusza. Nie wiedziałem że ma tak bystry wzrok - mój plan miłego zaskoczenia go diabli wzięli, a Paweł Bóg wie czego się domyślał. I zamiast go ucieszyć tylko go zmartwiłem.

Ale potem Paweł zabił mnie innym SMS-em. Przeprosił mnie, że tak odebrałem jego reakcję na moje przyjście i napisał że nie chciał aby na to wyglądało i że się jednak ucieszył. Nie chodzi o to, że się tłumaczył czy przepraszał. To nie ma znaczenia. I tak zacząłem sam schodzić do tego wniosku - że Paweł nie okazuje uczucia jak to robią w tanich filmach o miłości, a czego ja może idealistycznie oczekiwałem.  Zdecydowanie niepotrzebnie oczekiwałem :-)

Co innego mnie fascynuje w tej sprawie - to, że w tym samym momencie myśleliśmy o tym i kiedy ja myślałem Paweł napisał mi SMS. Czyżbyśmy już myśleli wspólnie? Wspólnie odczuwali? To jest da mnie o wiele bardziej fascynujące niż obawy, jakie żywiłem odchodząc z przystanku. Ale ta "lekcja przystankowa" tez miała sens - pokazała mi, że możemy kochać się niekoniecznie tak, jak to sobie można bajkowo, naiwnie, filmowo wyobrażać. 

A mimo że nie bajkowo - to tak samo, albo nawet bardziej szczerze :-)

poniedziałek, 20 maja 2013

Spontaniczne pożegnanie

21 stycznia 2013
Paweł wyszedł na autobus. A ja postanowiłem po kilku minutach spontanicznie pójść na przystanek i go pożegnać - do odjazdu autobusu było bowiem jakie 10 minut. Ubrałem się i poszedłem, specjalnie taką drogą, aby się ukryć przed jego wzrokiem i mile go zaskoczyć. Skradałem się więc tam i doszedłem aż pod sam przystanek niezauważony. Ale kiedy zaskoczyłem Pawła on wcale nie był rozradowany.

Pisał do kogoś SMS więc od razu sobie pomyślałem, że nieomal złapałem go na gorącym uczynku i stąd taki brak entuzjazmu. A może jestem po prostu idealistą i oczekuję, że mój chłopak będzie się na mój widok zawsze uśmiechał radośnie? Tak jak na filmach. A w życiu nie zawsze się uśmiechamy, nawet na widok kochanej osoby. Może to pożegnanie było po to, abym taką prawdę sobie uświadomił?

Oczywiście miałem typową dla siebie reakcję kiedy wracałem. Taki chwilowy przypływ smutku. Paweł wchodził do autobusu nawet się nie oglądając na mnie - jak wcześniej rok temu pewien chłopak, który traktował mnie odprowadzającego go na przystanek jak powietrze. Nawet z tym przystankiem są związane takie negatywne wspomnienia z przeszłości. I nie dziw, że tamten obraz staje przed oczyma i daje się - zapewne na siłę - dopasować do dzisiejszego.

I tak robię z igły widły...

niedziela, 19 maja 2013

Wyprawka

21 stycznia 2013
Przygotowałem wyprawkę dla Pawła do wyjazdu. W sumie jest to 27 złotych i rozpiska pociągów i autobusów. Kasa niewielka, ale i tak stanowi jakie 90% zawartości mojego obecnie zapełnionego  portfela. Dlatego postanowiłem tę wyprawkę uwiecznić na zdjęciu. Niby nic szczególnego, ale jest w tym obrazie coś co mnie bardzo dobrze charakteryzuje. Monety nieprzypadkowo są ułożone w jedną stronę - bo koniecznie musi być to wszystko estetycznie. Takie miewam odchyły - bardzo często w sprawach dla ogółu zupełnie nieistotnych :-)

Przy okazji wyszło na jaw, że cena biletu różni się zależnie od dworca. Z Zachodniego jest 3 złote taniej niż z Centralnego. A i dojazd jest szybszy i o złotówkę tańszy, bo wystarcza bilet 20-minutowy. W naszych czasach 4 złote to już coś - starczy na masło albo na 3 chleby. Na jeździe tam i z powrotem można więc zarobić na 3 chleby z masłem ;-)

Dobrze, że miałem te 20 złotych a Pawiowi z Toro zostało około 7 złotych w monetach. Inaczej nie byłoby jak zapłacić za ten wyjazd. W Toro pieniądze potrafią cudownie wyparować z kieszeni. Albo po pijanemu można je wydać na kolejne trunki. Na jedno w sumie wychodzi :-)

A teraz może dwa lub trzy dni rozstania...

sobota, 18 maja 2013

Myślenie

20 stycznia 2013
Obgadałem z Pawłem sprawy jego nieudanego pobytu w Toro. Na pewno nie jest mu lekko z tego powodu. Przede wszystkim mam nadzieję, że bardziej przybliżyłem mu moje podejście do niego. Być może on myślał, że będę go krytykował, że będę się denerwował i był na niego zły. A ja się nie denerwuję. każdy popełnia błędy - denerwujące może być tylko to, że na tych błędach się nie chce uczyć.

Ale nadal w głębi serca mam obawy co do naszego związku - Paweł bowiem był dziś niekiedy bardzo zamyślony. Spytałem go wprost czy myśli o czymś - tak. Zapytałem czy o mnie - nie. Czy o czymś w warszawie - też nie. Może faktycznie myśli o sprawach swojej rodziny. I o sprawie jego w tej rodzinie miejsca. A ja nie wiem co o tym myśleć.

Nie wyostrzam przesadnie mojej intuicji, bo wtedy łatwo o robienie wideł z igły. A nie mam jakiegoś duszącego przeczucia, że coś jest nie tak - jak to było z Matkiem. Paweł napisał mi i powiedział, że różnie okazuje uczucia. Paweł ma też bagaż swoich doświadczeń - znacznie większy niż średnia w jego wieku. Z takim bagażem ma prawo reagować zupełnie inaczej niż jakiś ideał idący po mojej myśli.

To raczej ja powinienem walczyć ze sobą. Z nerwicą jakiej doświadczyłem po nieudanych związkach, a która skutkuje dopatrywaniem się teraz negatywów, na podstawie wycinkowych podobieństw do działań łajdaków z przeszłości. Z przesadnym analizowaniem, które przy niedostatecznej ilości danych prowadzi na manowce. Jedno jest pewne - czas jest najlepszą weryfikacją trwałości związku i czas pokaże czy moje obawy były słuszne. Oby nie :-)

Ale na czas potrzeba niestety czasu...

piątek, 17 maja 2013

Pawły dwa

21 stycznia 2013
Historia lubi się czasem powtarzać - a nawet robić déjà vu. W tym wypadku chodzi jednak o powtarzanie, i to jedynie z grubsza do siebie dopasowane. Mamy bowiem relacje o dwóch Pawłach na blogu. Chronologicznie pierwsza jest pisana w październiku zeszłego roku i dopiero w styczniu publikowana, o Pawle z Poznania. Skorpionie, który wydawał się odpowiedni, ale okazał się tchórzem nie potrafiącym do mnie przyjechać na próbę. Druga jest o moim Pawle, którego w styczniu poznawałem i zaczynałem z nim mieszkać.

A jeśli mieszkam z nim nadal (w dniu publikacji tego posta) to znaczy, że jest duża szansa na to, że nam się razem uda :-) Tego w dniu pisania nie wiem - okaże się w dniu publikacji. Ale nie o tym chcę pisać. I nie o déjà vu. Z jednej strony można by mówić, że tyle osób poznawałem iż duplikowanie się ich imion nie powinno być (od czasu do czasu) niczym niezwykłym. Szczególnie, że obu Pawłow dzielą 4 miesiące. Ale samo duplikowanie to byłaby jedynie ciekawostką zajmująca czas przez minutę.

Mnie jednak takie zjawisko zajmuje z innego powodu - zastanawiam się czy nie jest to jakiś znak. Może od Boga, który okłada mi jakieś wydarzenia w życiu. Teoretycznie przywykłem do znaków bardziej bieżących - które pojawiają się równolegle z jakąś sytuacją. Tern został stworzony kilka miesięcy temu, więc jego "znakowe" oddziaływanie jest mniejsze. Ale kto wie, może to i tak daleko w w przeszłości było już zaplanowane?

Ale przeciwko interpretacji tego jako znaku działa też inny element - nie potrafię odnaleźć w tym znaku jego znaczenia. Znak powinien informować albo ostrzegać przed czymś. Jeśli ie wiemy co znak oznacza - to nie spełnia on dla nas swojej roli. Do tej pory kiedy dopatrywałem się w czymś znaku, to od razu wiedziałem też co ten znak oznacza. A tu mamy bardziej znak potencjalny.

Więc potraktujmy to jako ciekawostkę, której znaczenie może będzie znane ex post, w czasie publikacji tej notki :-)

czwartek, 16 maja 2013

"Pedalski" termometr

Niedawno pisałem o swoim złym samopoczuciu i o tym, że nie moglem sobie zmierzyć temperatury, bo kupiłem "pedalski" termometr - bardzo elegancki, z wieloma funkcjami - który wydrenował mi baterię nie dając się wyłączyć. I dzięki temu nie miał energii na mierzenie temperatury - ledwo starczało na pokazywanie na wyświetlaczu, że bateria jest całkowicie rozładowana. A termometr faktycznie z wyglądu jest zajebisty :-)
Zabrałem się więc za przygotowanie go do sprzedania, aby kupić inny, który się wyłącza. Ale przy okazji sięgnąłem do instrukcji obsługi (miałem ją w formie PDF na kompie). Wczytałem się w nią i co wyczytałem? Aby termometr się samoczynnie wyłączał nie można ustawiać daty i czasu - jeśli się to zrobi, to termometr działa w trybie pomiaru temperatury co minutę. Jeśli się tego nie ustawi - wyłącza się po minucie od ostatniego pomiaru. 

Miałem akurat zapasową baterię - założyłem ją, sprawdziłem. I działa! A więc oczywiście nie sprzedaję termometru. Skoro nie grozi mi już drenaż baterii. A co to ma do pedalstwa? Nie tylko to, że sam termometr jest zajebisty - rzekłbym snobistyczny. Ale także to, że zachowałem się jak pedał, który nie przeczytał instrukcji a potem  ma pretensje, że coś działa nie tak...

Chociaż - w tym znaczeniu słowa pedał, to większość społeczeństwa jest pedałami ;-)

środa, 15 maja 2013

Kutas skrada się do dupci?

Siemka, na tej fotce ujęte jest jak kutas skrada się do dupci? - taki SMS otrzymałem w odpowiedzi na anons z fotką, którą prezentuje z boku. Czy naprawdę widać na tym zdjęciu skradającego się do dupci kutasa? Czy trzeba mieć po prostu chorą wyobraźnię seksualną, aby się kutasa dopatrzyć nawet tam, gdzie go nie ma? A tak na marginesie, szczególnie, gdy zdjęcie nie przedstawia w ogóle dupci - ale ludzie widzą po prostu to co bardzo chcą zobaczyć ;-)

Przywykłem do tego, że w odpowiedzi na nanos, albo na czacie, ludzie zadają głupie pytania. Ale tak głupiego pytania - powiem uczciwie  jeszcze nie widziałem. I z całą pewnością zasługuje ono na uwiecznienie na blogu. Ku życzliwej pamięci potomnych, bo na naukę idiotów tym przydałem nie mam co liczyć . Idioci zawsze byli, są i będą. A na gej czatach czy gej anonsach najłatwiej chyba na nic trafić - bo myślenie penisem jest tam wszechobecne, do tego stopnia, że penisa dopatrują się wszędzie.

Na początku jest to zabawne, ale szybko staje się po prostu nudne. Zaś autor tego cytowanego na początku SMS napisał wkrótce dokładniej o co chodzi: szkoda bo marzy mi się totalna rozpusta  z dwoma ślicznymi kolesiami, a czy pewne części ciała masujecie ustami? Można powiedzieć, że fajnie jest mieć marzenia - w końcu one są pokarmem duszy. Ale zbyt mocne wierzenie w takie marzenia może potem zaboleć gdy się zderza z realiami świata :-)

Odpisałem mu krótko - oferujemy masaż nie bajki :-)

wtorek, 14 maja 2013

Upór szaleńca

20 styczeń 2013
Dwadzieścia dni temu napisałem posta o niewidzialnych masujących - o jakimś rozmówcy na czacie WP, który ubzdurał sobie, że jeśli nie widzi nas w czasie masażu, to my jesteśmy niewidzialni. A nie widzi nas, bo istota naszego masażu polega na tym, aby tak delikatnie masować klienta, by ten zamknął oczy i odpłynął w świat swoich marzeń. Jeśli więc trzyma oczy otwarte, to znaczy, że masaż nie jest do końca skuteczny :-)

Ale, oczywiście, nie jesteśmy niewidzialni. Bogu jednak trzeba dziękować za ten koncept owego rozmówcy z niewidzialnością, bo dzięki niemu można owego rozmówcę bezbłędnie namierzyć. Przeważnie bowiem o tej niewidzialności wspomina. A dowalał się do nas od tego czasu wiele razy. I nie wiem co bardziej podziwiać - może jego elementarną głupotę (lub jej udawanie), bo przecież niewidzialni nie jesteśmy.

Ale można też zauważyć jego godny podziwu upór, z jakim ciągle nas zagaduje. To nie jest upór normalnego człowieka, to jest upór szaleńca. Kogoś, kto zaspokaja jakieś swoje potrzeby poprzez takie idiotyczne rozmowy. Fascynujące jak objawia się u ludzi rzucenie im się czegoś na mózg. Ktoś nie ma nic ciekawszego do roboty, jak tylko wypatrywać naszego nicka na czacie i zagadywać nas w swój kretyński sposób. Oczywiście, być może nie nas jednych zagaduje. Kto wie ile "szalonych konceptów" na rozmowy ma w swoim arsenale i z iloma ludźmi przynudza. W sumie dla nas to żadna strata - taką rozmowę szybko się identyfikuje i kończy, a głupich rozmów na czacie i tak mamy dostatek.

Mam przynajmniej nadzieję, że my będziemy szukali klientów z równą determinacją ;-)

poniedziałek, 13 maja 2013

Ciemne żniwa

20 stycznia 2013
Wydaje się, że już wszystko co złe z a nami - a tymczasem kolejna radosna wiadomość. Pawła złapali za jazdę bez biletu - i trzeba będzie znaleźć 220 złotych na zapłacenie kary. A to na pewno nie będzie mila informacja w naszej niewesołej sytuacji finansowej. Ale nie mam do Pawła o to pretensji. dziwię się raczej kontrolerowi, któremu się chciało o tak wczesnej porze jeździć. Ale pomyślałem sobie, że to pewnie okres żniw dla nich - łapać osoby wracające z imprez.

No to mamy już nie tylko moją chorobę, Pala rodzinne nieszczęście - ale także kompletnie nieudane Toro i na deser karę za jazdę bez biletu. Nieszczęścia chodzą  jak widać - czwórkami. A ja zaczynam się zastanawiać nad czymś innym - może to nie jest nieszczęście - z tym klubem. Może to właśnie miało tak być. Ja wyłączony z obiegu, Paweł jedzie sam. Może on miał to wszystko przeżyć - samotne pójście do kluby zakończone wykorzystaniem go, a potem jeszcze kopniak od ZTM, tak na wszelki wypadek aby mu się to wszystko wryło w pamięć.

Może to po prostu kopniak od samego Boga, w którego Paweł nie wierzy, bo przypisuje mu sprawstwo wielu nieszczęść w swoim życiu. Może Bóg chciał mu pokazać którędy nie warto iść. Lepiej sparzyć koniec palca niż całą rękę. Nie zdziwiłbym się gdyby takie "układanie" Pawła zaowocowało potem o wiele lepszymi jakościami w naszym związku. Zresztą, mnie zapewne też Bóg układa na swój sposób. I to często bez znieczulenia.

Nieważne co było - ważne bowiem co będzie i na ile będzie trwałe :-)

niedziela, 12 maja 2013

Ciemny klub

20 stycznia 2013
Budzę się około 5. I zaraz potem dostaję SMS - chyba od Pawła. Sięgam po telefon - to jedyny SMS, zatem nie przespałem żadnego. Paweł pisze, że wychodzi z Toro. Więc odpisałem mu jak ma trafić na przystanek tramwajowy. Okazuje się jednak, że idzie na piechotę, w końcu dociera na Dworzec Centralny. Tam wsiada do czegoś. Jest chyba nie w humorze.

I nie dziwie się, że jest nie w humorze. Przesyła mi dramatyczny SMS z informacją, że ten człowiek, z którym się spotkał w klubie, wykorzystał go. I to w bardzo przykry sposób. Kto wie czy nie dosypał mu czegoś do napoju. A ja obserwuję swoją reakcję - obojętność i spokój. Ale to pozytywna obojętność. Niestety, takie sytuacje się zdarzają. Widocznie jednak intuicyjnie nie wyczulę żadnego dodatkowego zagrożenia dla Pawła, więc się już nie martwię. Nie, to chyba złe tłumaczenie.

A może po prostu nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić? Nie dociera to do mnie? Sam jestem chory i ledwo kontaktuję. Boli mnie gardło, czuję się rozpalony. Może to błogosławione, że sam ledwo kontaktuję i do mnie nie dociera to co się stało. Z drugiej strony Paweł nie jest z porcelany - dał sobie radę na pewno. Nie mam wyrzutów sumienia, że z nim nie byłem - bo bym tam chyba umarł. Więcej mogę mu pomóc udzielając mu wskazówek komunikacyjnych przez SMS - a to jeszcze mogę robić.

Ważne że Paweł już jedzie do mnie.

sobota, 11 maja 2013

Ciemny dom

19 stycznia 2013
I jesteśmy w domu w sobotę - i nie jest wesoło. Paweł jest przybity smutnym wydarzeniem w swojej rodzinie. A ja jestem chory - przez głupotę stałem boso na śniegu kilka dni temu, aby odcisnąć swoje stopy na balkonie. I mam teraz efekt. Chyba nawet mam gorączkę. Nie mogę zmierzyć temperatury bo kupiłem kiedyś idiotycznie skomplikowany termometr, który się nie da wyłączyć - ma za to ileś funkcji, których i tak nie używam. W efekcie baterię ma na wykończeniu i nie działa.

Paweł postanawia pojechać do Toro - przy okazji ma się spotkać z kimś towarzysko,  kim być może uda mu się załatwić dla siebie pracę. Gra jest zatem warta świeczki. Ja nie mam nic przeciwko, niech zapomni trochę o stresach związanych z sytuacją rodzinną. Nie jestem w stanie mu towarzyszyć, bo się ledwo trzymam na nogach. W domu przynajmniej mogę robić wszystko - gorącą kawę czy herbatę, przebrać się, położyć. W Toro nie mógłbym nic.

Ściągam sobie filmy, więc może zrobię pod nieobecność Pawła wieczór filmowy. O ile mi samopoczucie na to pozwoli. Paweł zdąża na jeden z ostatnich tramwajów. A potem piszemy SMS w czasie gdy jedzie tramwajem. Korespondencja się urywa gdy jest w klubie. Po jakiejś godzinie milczenia z jego strony idę spać. Gorączka mnie wykańcza.

Przynajmniej się nakryję dwoma kołdrami na raz :-)

piątek, 10 maja 2013

Dwa telefony

styczeń 2013
Różnią nas z Pawłem nie tylko dwa Internety i dwa różne podejścia do social media - ale także w pewnym sensie podejście do telefonów. Paweł o wiele intensywniej korzysta z SMS - koresponduje ze znacznie większą liczbą ludzi niż ja. Ale nie to jest ową różnicą.

Paweł zawsze trzyma swój telefon przy sobie, nawet kiedy idzie do toalety. Może dlatego, że dużo pisze - ale ja mam inne podejrzenia, które mi podsuwa wykoślawiona przez innych wyobraźnia. Wydaje mi się, że Paweł umawia się za moimi plecami. Nie mówię tego w sensie, że go o to poważnie podejrzewam - ale taka interpretacja dyżurna mi przychodzi do głowy najłatwiej.

Ja zaś nie muszę się "obawiać" zawartości mojego telefonu i nie noszę go ciągle przy sobie. Mam luz w tym zakresie. Zapewne Paweł też nie ma w swoim telefonie nic trefnego, a jedynie za wiele z niego korzysta i dlatego ciągle ma go przy sobie. Ale pod wpływem złych doświadczeń z przeszłości mam takie a nie inne interpretacje.

Tak to inni z przeszłości pracują na podejrzenia wobec aktualnych :-)

czwartek, 9 maja 2013

Dwa Internety

Porównałem sobie moją i Pawła aktywność internetową - i są zabawne podobieństwa oraz różnice. Podobne jest na pewno to, że potrafimy siedzieć nałogowo przypięci do Globalnej Sieci i przed komputerami spędzamy po wiele godzin dziennie, nie tylko dla przyjemności ale także służbowo (choćby szukając klientów na nasze usługi). Ale nieco inny jest sposób ekspresji osobistej wykonywanej przez Internet - czyli sposób komunikowania przez Sieć tego co wydarza się w naszym życiu. A w postaci jeszcze ogólniejszej - sposób publikowania informacji w Sieci.

Paweł jest typowym dzieckiem epoki social media - centrum jego aktywności jest Facebook lub gejowskie portale gdzie ma konta. Masowo koresponduje z ludźmi (także przez SMS), a na Facebooku zamieszcza wiele notek dziennie. Są to przeważnie różne ciekawostki, które wyszukuję po Sieci - i takimi ciekawostkami Facebook płynie. Najczęściej są to jakieś kawały lub inne zabawne treści. Czasem są to relację z bieżących spraw - albo na przykład zamieszczenie wykonanych mu danego dnia zdjęć.

Ja korzystam z mediów społecznościowych aby promować tam swoje notki z bloga. A wydarzenia, których jestem świadkiem albo uczestnikiem, opisuję właśnie na moim blogu. Technicznie powoduje to kilkumiesięczne opóźnienie, ale tak jest lepiej. Zawsze można usunąć jakiś tekst, gdyby wydarzenia w nim opisane straciły swoją aktualność i nie miałoby sensu ich publikacja. Ja o swoich sprawach piszę obszernie, Paweł na Facebooku zamieszcza - jak to na fejsie - zaledwie krótkie notki. Moje pisanie jest zatem bardziej literackie, metodyczne i głębokie, jego zaś - szybkie, w locie, newsowe.

Inne podejście, inna głębia - ale taka sama pasja do bycia w Sieci i wykorzystywania jej do ukazania swoich emocji, przeżyć, swojego życia. Obie te drogi są sensowne - każdy obiera po prostu taką, która mu najbardziej pasuje. I piękne jest to, że będąc razem potrafimy być różni, a nie nudnie jednakowi. Paweł jest zorientowany na intensywne ale z konieczności płytkie kontakty z wieloma ludźmi, ja na mało intensywne ale jakościowo lepsze (w sensie jakości poruszanych tematów). Każdy z nas naturalnie się odnajduje w takiej komunikacji, jaka mu po prostu pasuje :-)

Bo nie jest ważne jak się komunikujemy - ważne aby komunikować się w naszym życiu ze sobą :-)

środa, 8 maja 2013

Dzień zwycięstwa

18 stycznia 2013
Nie o zwycięstwie w dalekiej wojnie światowej chciałbym dziś napisać, a raczej opublikować - bo data napisania posta jest na początku tekstu na niebiesko. Kiedy piszę to słowa jestem z Pawłem na nieomal samym początku poznawania się. Ale już mogę powiedzieć, że czuję, że to będzie zwycięstwo. I to nie przesądzając o naszym losie.

Chciałbym oczywiście aby nam się to udało - jeśli w dniu publikacji tego posta nadal będziemy razem, to szanse na nasz sukces znacznie wzrosną. Ale zwycięstwo, które opisuje, nie polega na wygraniu życia albo czegoś otrzymaniu od Losu. To zwycięstwo tkwi w nas samych - mnie i Pawle. nauczyliśmy się po wiem porozumiewać ze sobą. Prawdziwie wymieniać informacje na nasz temat. To już samo w sobie jest zwycięstwem, niezależnie od tego czy za nim pójdzie nasz ogólny sukces jako pary.

Jak trudno się porozumiewać wiem dopiero teraz, kiedy właśnie widzę jak się porozumiewamy. Nie chodzi oczywiście o drobiazgi codzienne - mniejsze lub większe - choć i w tym zakresie porozumienie jest potrzebne. Chodzi o wzajemne otwarcie się na siebie, nauczenie drugiej osoby czegoś o naszych zachowaniach, o tym jak z nami postępować. Nawet tak proste - z pozoru - do obgadania sprawy jak różnice w przeżywaniu czegoś albo w podejściu do czegoś, nie zawsze są przez osoby budujące związek omawiane. A jeśli nie zna się partnera, to łatwo o fałszywą interpretację jego zachowania.

Dzięki temu podejściu wyzbyłem się wielu misternie budowanych, z gruntu fałszywych teorii na temat  zachowania Pawła. Wiem dlaczego się zachowuje tak a nie inaczej. Wiem, że nie mogę w wielu przypadkach mierzyć jego zachowania moją miarą. I dlatego już wiele w jego zachowaniu mnie nie martwi, jak to było jeszcze kilka dni temu. Oczywiście, wierzę Pawłowi - zakładam, że to co o sobie mówi jest prawdą. Mógłbym to na siłę (analizując wszelkie warianty) kwestionować, ale w końcu budujemy związek, więc bez kredytu zaufania to nie miałoby sensu :-)

Jak widać, usuwanie przeszkód we wzajemnym poznawaniu się już samo w sobie jest wielkim zwycięstwem ;-)

wtorek, 7 maja 2013

Syndrom podejrzliwości?

18 stycznia 2013
Miłość opiera się na bliskości i zaufaniu - to zresztą dwie strony tego samego medalu. Bez zaufania miłość nie ma sensu - nie będziemy przecież kogoś kontrolować metodami policyjnymi. Albo się ma do kogoś zaufanie i buduje z nim przyszłość, albo nie. Normalne w początkowej fazie poznawania się jest jednak to, że nie (jeszcze) mamy do kogoś (jeszcze) pełnego zaufania. I wtedy cierpimy na różne syndromy podejrzliwości.

Zaobserwowałem u siebie pewne zjawisko. Jest ono dla mnie niepokojące - ale w specyficzny sposób. Otóż gdy spotykam się ze spontanicznym objawem czułości i cielesnej miłości ze strony Pawła, to zaczynam czasem martwić się w głębi duszy czy to nie jest maskujący wybieg. Czy Paweł nie dozuje mi specjalnie czułości, aby uśpić moją czujność. To makiaweliczna interpretacja - ale piszę o niej z kronikarskiego obowiązku.

Jednak nie jestem z tego powodu przybity - bo moja intuicja nie ostrzega mnie tym razem o niczym złym. Skupiłem się więc na analizie tego syndromu i stwierdziłem, że obawy takie mam nie z powodu wątpliwości co do uczucia Pawła, ale z powodu pozytywnego zdumienia jego "rozkręcaniem się" w sferze uczuciowej. Ale Paweł uprzedził mnie, że powoli się w tym rozkręca i różnie potrafi okazywać uczucia.

To pokazuje jak ważne w budowaniu związku jest poinformowanie się o tym, co wyrwane z kontekstu mogłoby zostać źle zrozumiane. Jeśli wiem, że partner powoli się rozkręca w okazywaniu uczucia, to nie martwi mnie jego początkowa "oziębłość". To samo dotyczy wielu innych życiowych nawyków lub zwyczajów. Łatwo źle je zrozumieć, gdy nie zna się szerszego kontekstu.

Jak się okazuje najważniejsza w budowaniu związku (poza samym uczuciem) jest wymiana informacji o sobie :-)

poniedziałek, 6 maja 2013

Kolejne rozstanie?

17 stycznia 2013
Paweł dostał trochę niepokojący SMS w sprawach rodzinnych. Niedawno była w jego rodzinie tragedia, a teraz zapowiada się być może kolejny smutek. Jestem przy nim i staram się go wspierać, ale oczywiście nie jestem wszechmocny. Ale cieszę się, że wspieram mojego chłopaka. I kocham go dzięki temu coraz bardziej. Ale nie tylko to jest ważne...

Gdyby znów Paweł musiał wyjechać na kilka dni, to jednak byłaby już zdecydowanie inna sytuacja niż była w czasie ostatniego jego wyjazdu. Jest u mnie prawie dwa tygodnie, żyjemy razem. Już nie jesteśmy abstrakcyjnymi partnerami, którzy się kontaktują głownie przez SMS czy Internet. Codziennie czuję jego dotyk i ciepło. Paweł jest partnerem z krwi i kości, a nie etykietką wątku w esemesowym archiwum w telefonie.

Teraz inaczej odczuwam jego bliskość, inaczej go pamiętam, inaczej go czuję. Jest realny. Jego problemy są realne, moje uczucia są do niego realne. Jego bliskość daje realną radość a jego brak daje realny smutek. Ale nawet gdyby wyjechał - to wiem, że on jest, że go kocham. Jest już w moim sercu i pamięci, jest żywy, a nie abstrakcyjny. I ta refleksja jest najcenniejsza.

A poza tym cenne jest też to, że ten SMS okazał się jednak fałszywym alarmem :-)

niedziela, 5 maja 2013

Docieranie

17 stycznia 2013
Instrukcja obsługi Pawła uświadomiła mi jak pięknym ale też czasochłonnym procesem jest wzajemne docieranie się. Trzeba się poznać, trzeba się nauczyć prawidłowo rozpoznawać swoje reakcje. Tak aby nie pomylić jego normalnego zachowania z fochem, na który niesłusznie się odpowie innym fochem. Takie nieporozumienia mogą poważnie uszkodzić związek, albo w najlepszym razie spowolnić jego krzepnięcie.

Nie jest łatwo zapamiętać wszystkie 13 zasad które Paweł wymienił, ale uczyć się ich będę stopniowo. Najważniejsze, że wiem w jakim kierunku mamy się docierać - w zakresie oczekiwań Pawła do mnie. Przy okazji, chyba powinienem napisać swoją własną instrukcję obsługi - nigdy na to nie wpadłem. Ciekawe jakby wyglądała ;-)

Czuje się tak, że już nie działam na ślepo - albo na półślepo, jak to było do tej pory. Mnie się wydawało oczywiście, że nie działam na ślepo, ale tak naprawdę z konieczności byłem ślepy na reakcje Pawła, bo nie znalem niektórych jego cech charakteru. Teraz łatwiej mi zrozumieć jego zachowanie i już nie denerwują mnie, albo nie martwią, niektóre rzeczy, tak jak to było dwa dni temu.

Tak naprawdę jeśli mnie nawet martwią, to z nudnego formalnego obowiązku, a nie z "pasji" do zamartwiania się :- a takie rutynowe zmartwienia już nie bolą -)

sobota, 4 maja 2013

Instrukcja obsługi chłopaka

17 stycznia 2013
Paweł zrobił mi najwspanialszy podarek na piśmie jaki może dać sobie ktoś kto nas kocha. Napisał instrukcję obsługi samego siebie. Nie jest to jakaś prosta instrukcja obsługi, która wyjaśnia coś w banalny sposób. Raczej zbiór zasad postępowania z nim. Bezcenny materiał na etapie, gdy kogoś poznajemy, ale jeszcze nie wiemy jak się zachowuje i jak z nim postępować.

Najważniejszą rzeczą jaką należy robić poznając chłopaka jest bowiem rozmawianie ze sobą - wymiana informacji. Omawiania postępowania. Wskazywanie na to co nam się podoba w zachowaniu partnera, a co należałoby zmienić. Dzięki temu jesteśmy w stanie tak żyć razem, aby to życie było dla nas możliwie najbardziej komfortowe.

Nie zawsze można się w pełni dostosować do drugiej osoby. Nie zawsze można z niektórych rzeczy zrezygnować. Ale warto próbować ułożyć sobie wspólne życie jak najlepiej. Nie będzie to łatwe dla nas - zanim przywykniemy do swoich nawyków i dopasujemy nasze zachowania. Ale dzięki tej instrukcji będzie to na pewno o wiele łatwiejsze niż bez nie ;-)

Zatem pora się czegoś nauczyć na pamięć ;-)

piątek, 3 maja 2013

Nowy początek

16 stycznia 2013
Paweł poszedł załatwiać sprawę ewentualnej pracy a ja zostałem w domu sam, z kawą i różnymi sprawami do zrobienia. A także z moimi przemyśleniami po tym wszystkim, co się wydarzyło. Tak naprawdę największym moim wrogiem jest teraz moja własna podejrzliwość. A ona została zrodzona po negatywnych doświadczeniach z innymi osobami. To będzie najtrudniejsza walka, jaką będę musiał toczyć.

Jeśli nie jest nam sądzone być razem, a Paweł jest osobą o nieszczerych zamiarach - to ten fakt kiedyś po prostu wyjdzie na jaw. Ale jeśli naprawdę potrzebuje miłości i bycia razem - tak jak ja - to nasza miłość będzie się coraz bardziej umacniała. Kiedy Paweł wychodził i przytulałem go, powiedział mi, że ciągle mamy pod górkę z naszym związkiem. Począwszy od tych wszystkich problemów ze spotkaniem się i zmieszaniem razem.

Odpowiedziałem mu, że lepiej czasem wejść szybko po stromych schodach niż bez końca wlec się po długiej i powolnej rampie dla wózków inwalidzkich. Ważne, że mówimy o naszych obawach i problemach - bo przy okazji tej rozmowy także sobie powiedzieliśmy co leży nam na sercu we wzajemnych relacjach i dostałem w tm zakresie "pracę domową" do odrobienia.

Pierwszym krokiem do skutecznego budowania związku jest bowiem umiejętność rozmawiania o problemach i przez to ich rozwiązywania :-)

czwartek, 2 maja 2013

Flaga w górę

16 stycznia 2013
Najważniejsza w budowaniu związku jest przyszłość i to czy się pracuje na jej szczęśliwy kształt. I obaj z Pawłem to - rożnymi słowami - wymieniliśmy gdy poprosiłem go aby powiedział co według niego jest najważniejsze w miłości. A więc flaga w gorę (nawiązanie do święta flagi w dniu publikacji tego wpisu) i trzeba budować przyszłość.

Najpiękniejsze było w tym wszystkim to, że obaj mieliśmy to samo na myśli - inaczej to ujmując. To znaczy, że wiemy w którą stronę należy podążać.  Natomiast budowanie między nami coraz większego zaufania na pewno nie potrwa krotko - utrudnia nam to bowiem sceptyczne podejście do partnera, związane z masą dotychczasowych negatywnych doświadczeń. To wina tych, którzy nas poprzednio oszukali.

Nie jest to więc zapowiedź gładkiego budowania przyszłości, ale przyszłości, która łopocze jak flaga - powiewając w jednym kierunku, ale nie będąc nieruchomą. Wiele jeszcze fałd zapewne przed nami, póki flaga się nie wyprostuje i nie okrzepnie. A wtedy będzie może już nie do ruszenia jak tablica z brązu. Aby miłość się narodziła i okrzepła trzeba często wielu cierpień nie spowodowanych złą wolą partnera, ale smutnymi i obciążającymi doświadczeniami dotychczasowego życia.

Jeśli jednak partnerzy mają uczciwe intencje - wszystko się z czasem ułoży ;-)

środa, 1 maja 2013

Praca nad związkiem

16 stycznia 2013
Pierwszy maja - świetny pretekst aby napisać o pracy nad związkiem. Nie wysłałem SMS do Pawła. On poszedł do sypialni a ja po pewnym czasie dołączyłem do niego. Paweł w swoim SMS-ie napisał "nie chcę cię ranić, przepraszam że to robię"...

Wytłumaczyłem mu, że mam liczne urazy i tak się złożyło, że idealnie się w nie wpasował. Ale nie chcę aby w imię "zadowalania mnie" i zapobiegania moim urazom Paweł rezygnował z bycia sobą. Musimy tak popracować nad naszym związkiem, aby żaden z nas nie martwił się postępowaniem drugiego. A nie na silę się zmieniać. Wymyśliłem prosty przykład - jeśli wszystkie naczynia nie mieszczą się do zmywarki, to nie podwód aby je wyrzucać z mycia. Trzeba je tylko na spokojnie, dokładniej ułożyć. Może wejdą wszystkie :-)

To wszystko było bardzo niezręczne - z technicznego punktu widzenia. ja gadałem chaotycznie, zbyt rozwlekle - ale przecież nie ćwiczyłem tego przemówienia. Nieco się plątałem w zbyt szczegółowej i rozbudowanej narracji. Ale mam nadzieję, że Paweł zrozumiał to co najważniejsze. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że odszedł od komputera i komórki. Że nie rozmawiał ze mną w czasie pisania z innymi. Tak nie postępuję człowiek który lekceważy drugą osobę. Tak postępuje ktoś, komu zależy na kimś - i kto odrywa się od zajęć aby zdobyć się na chwilę refleksji.

I to jest pierwszy dobry znak :-)