piątek, 31 marca 2017

Bezsilność

Dziś kolejny dzień, który mógłby być dniem ponownego poznania mojego byłego chłopaka, z którym nie widziałem się już kilka lat, a który wyrósł na bardzo fajnego faceta. Teoretycznie dzisiaj już mógłby być. Będzie miał zabieg w szpitalu i mógłby potem przyjechać. Jednak nie ma pieniędzy, a jak mówił nie chce przyjeżdżać goły bez kasy. Być może jednak zdecyduję się na przyjazd po prostu dlatego, że się stęsknił. Od wielu dni sporo ze sobą rozmawiamy, tyle że przez telefon. Ja również bym bardzo chciał żeby przyjechał. bo może życie byłoby troszeczkę lżejsze emocjonalnie i moralnie w czasie jego obecności.

Akurat mam dzisiaj koniec miesiąca i muszę przelać pewną należność - a raczej nie będę w stanie tego zrobić. Wiem, że pieniądze zostały zadysponowane do wypłaty po to, aby przyszły na moje konto. Niestety, obawiam się że nie dojdą one do końca miesiąca, bo ostatnio tak składa, że idą na konto o kilka dni dłużej niż w dawniejszych miesiącach. Napisałam oczywiście do firmy, dla której pracuję, prośbę o to, aby wypłatę mi przyspieszyli, ale nie wiem na ile są w stanie tę prośbę spełnić i na ile obsługujące ich biuro księgowe będzie w stanie to zrealizować.

Zatem czekam w nerwach i bezsilności na przelew, a panuje w tym zakresie zasada, że człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi. A jeśli nie przyjdą dzisiaj, to będę miał nieprzyjemności. No i niestety jest to powód do stresu i zmartwienia. Gdyby mój były chłopak się zjawił, to zdecydowanie miałbym znacznie większy psychiczny komfort i  motywację do pracy. Staram się dopatrywać w miarę możliwości pozytywnych rzeczy w życiu, więc dopatruje się również pozytywów w takim stanie i wmawiam sobie, że pomoże mi to lepiej uporządkować wewnętrzną motywację etc. Ale to wszystko teoria, a praktyka może być do mnie jednak mizerna.

Na szczęście w życiu czasem zaradzają się cuda - szkoda, że tylko czasem.

czwartek, 30 marca 2017

Nieskończoność

Matematyczna nieskończoność to coś wielkiego - och i ach. W przypadku Alberta Einsteina nieskończony jest wszechświat i ludzka głupota, lecz co do tego pierwszego miał jednak pewne wątpliwości. W moim przypadku nieskończoność to kolejne dni czekania po kolejnych dniach czekania, po kolejnych dniach czekania (i tak dalej) po kolejnych dniach czekania na spotkanie się wreszcie z osobą, na której ponownym poznaniu mi zależy. To taka osobista nieskończoność w skali jednego, małego człowieka.

Na szczęście jemu też zależy na spotkaniu ze mną i bardzo wiele rozmawiamy przez telefon. O wiele za dużo, jak na osoby, które by tylko gadały. Czuć tutaj tęsknotę i bliskość, a nie jedynie rozmowę. Zresztą on często dzwoni (bo ma bezpłatne minuty) aby tylko być na linii. Każdy z nas robi swoje i co jakiś czas zamieniamy ze sobą słowa. Ostatnio zasnął przy słuchawce telefonu, a ja będąc akurat w grze nie wyłączałem rozmowy. Zastanawiałem się, jak długo ona potrwa. W pewnym momencie prawdopodobnie jego telefon się rozładował i "rozmowa" zakończyła się na 3 godzinach i 42 minutach. To oczywiście rekord długości rozmowy jaką przeprowadziłem, choć trudno było mówić o rozmowie, a raczej o spokojnym rozładowywaniu telefonu poprzez połączenie.

Samo czekanie na spotkanie się z nim nie jest jednak niczym godnym opisywania, poza tym że jest na dłuższą metę wyczerpujące ze względów emocjonalnych. Ciekawe są rozmaite wydarzenia, które sprawiają, że mój były nie ma jak do mnie przyjechać. A to nie ma chwilowo pieniędzy, a to przewrócił się gdzieś na schodach i musiał pójść do szpitala, żeby sprawdzić, czy sobie czegoś nie potłukł. Ja zastanawiam się tylko nad jednym - czy Pan Bóg chce opóźnić nasze spotkanie po to, żeby pokazać mi kogoś innego do poznania, czy też po prostu droczy się ze mną. W przypadku Jego praktyki co do mojej osoby jest to często spotykane - w wielkich sprawach mnie faworyzuje, w małych, dla równowagi, wtyka mi szpilki

Tak dla równowagi, aby woda sodowa nie uderzyła mi do głowy :-)

środa, 29 marca 2017

Allegro o dzieciach

Być może wszyscy pamiętamy pamiętamy reklamę Allegro z dziadkiem, który uczy się angielskiego po to, aby porozumieć się ze swoimi urodzonym w Anglii wnuczkiem. Reklama ta została uznana za najlepszą reklamą świąteczną na świecie przez wiele osób na całym globie. Allegro zafundowało nam kolejną reklamę o dziecięcym balu. Ta reklama z pewnością może wyciskać łzy, ale stawia też przed bardziej dociekliwymi osobami inne pytania

Przesłanie reklamy Allegro jest piękne, ale nie będę go zdradzał po to, aby każdy obejrzał tę reklamę i  autentycznie na nią zareagował. Jest to przesłanie z pewnością  mogące sprawić, że niejeden rodzic poczułby się dumny i wzruszony ze swego dziecka. Jednak w pewnym momencie zaintrygowało mnie coś innego. Otóż, o ile w przypadku dziadka rozumiem, że może być on samotny, bo jego żona mogła już umrzeć, o tyle przypadku mamy wychowującej małą córeczkę (na oko 8-10 lat lub jeszcze młodszą) zastanawia mnie, dlaczego mama jest sama. A to całkiem dobrze sytuowana kobieta, posiadająca Subaru Forestera, dom - i mieszka bez ojca dziecka.

Może i z ojcem, ale nie było go w reklamie. Być może nie było go dlatego, aby porostu nie mącić przekazu. Puenta reklamy dotyczy bowiem tylko matki. Ale nasuwa się także inne podejrzenie - że reklama w jakiś sposób promuje niekompletne rodziny. Na tej samej zasadzie reklamie z dziadkiem można było zarzucić, że promuje niegościnność rodzinną, bo syn nie pofatygował się przywitać dziadka na lotnisku. Wiadomo, mógł być zapracowany i być może w Anglii nie ma takiego zwyczaju. Ale reklama głównie ma widownię w Polsce, gdzie chętnie wita się gości jeszcze przed ich przybyciem do samego domu. Obie reklamy są piękne i wzruszające, ale w obu coś mi delikatnie zgrzyta - i nie wiem, czy jest to zgrzyt przez twórców reklam zamierzony.Mimo wszystko, ja obstawiam, że reklamy Allegro nie są negatywną promocją, zaś taka ich okrojona rodzinnie narracja służy jedynie uwypukleniu głównej treści przekazu

Dobrze, że Allegro wprowadza element wzruszenia do naszego świata.

wtorek, 28 marca 2017

Sex przyjaciel

Wczoraj przytoczyłem rozmowę, która odbyła się na jednym z profili gejowskich i dotyczyła debilnej propozycji seksu, która została sformowana przez osobę najwyraźniej nie czytającą uważnie nawet pierwszego zdania z mojego profilowego opisu. Dzisiaj przytoczę zupełnie inną konwersację, która miała miejsce na czacie. W tym przypadku można powiedzieć że "wszystkie chwyty są dozwolone", bo przecież rozmówca nie wiedział o mnie nic poza moim nickiem, a ten mógł być wieloznacznie interpretowany. Dlatego też w tym przypadku trudno mówić o tym, że rozmówca wyskoczył ze swoją rozmową jak filip z konopi (w tym powiedzeniu słowo "filip" to staropolskie określenie zająca, dlatego pisze się je małą literą). Oto ta konwersacja, która odbyła się na czacie (on i ja).

- witaj
- cześć
- Kamil 32
- Maciek wiadomo ile
- jakiej relacji szukasz?

- przyjacielskiej
- jesteś a czy p?

- lol
- miło jest poznać kogoś do przyjaźni
- ale w przyjaźni role w analu nie grają żadnej roli

- hehe
- przyjaźń + sex
- to jaki jesteś w analu?

- nie ma przyjaźni z seksem, jest tylko układ z seksem
- szukasz przyjaźni, zapomnij o analach i debilnych a/p

W tej rozmowie nie mogłyby mnie denerwować to, co by wskazywało na brak zapoznania się z moimi oczekiwaniami, bo ich nigdzie nie określiłem. Wkurzyło mnie coś innego. Wiele osób na czatach powtarza jak mantrę pytania o role w analu, długości fiuta czy o to "co lubię" (w domyśle oczywiście co lubię w seksie, a nie ogólnie w życiu). Ludzie o takie bzdury pytają  w każdej sytuacji. Można powiedzieć, że robią to na ślepo i odruchowo. Jeśli szukają przyjaźni, a zaraz potem pytają o seks, to nie szukają żadnej przyjaźni z seksem, ale po prostu seksu. A to, że piszą, iż szukają przyjaźni lub związku, to tylko listek figowy dla poszukiwania seksu. Taka propaganda, żeby wyglądało ładnie - a w istocie nazywają przyjaźnią lub związkiem najzwyklejszy seks układ

To pięknie brzmi i być może dla niektórych (na przykład biseksualnych i zdradzających swoje żony) jest bardziej moralnie do przełknięcia. W tym przypadku myślę, że akurat trafiłem na geja, któremu wszystko kojarzy z seksem i każdą relację najwyraźniej do seksu sprowadza. Oczywiście miał do tego prawo, a ja miałem prawo się uśmiać i wkurzyć z tego powodu, że nadużywał określenia przyjaźni, odnosząc ją do relacji, która z przyjaźnią tak naprawdę nie ma wiele wspólnego. W moim prywatnym mniemaniu jeśli mamy przyjaźń, to modelowo nie zawiera ona seksu. A jeśli w tym zakresie będzie w jakikolwiek wyjątek, to jest to wyjątek potwierdzający regułę, a nie reguła.

A wyjątek od regułę oznacza, że nie szuka się go zawsze i wszędzie.

poniedziałek, 27 marca 2017

Może sex?

Rozmowy mogą odbywać się nie tylko w postaci dialogu prowadzonego na służących do tego komunikatorach, ale także w postaci korespondencji pisanej pocztą elektroniczną lub systemem mailowym na jakiś portalach. Tak było w przypadku wymiany zdań na jednym z portali gejowskich, którą miałem niedawno. Można nazwać ją także rozmową, tym bardziej, że była to - jak widać z jej przytoczenia poniżej - krótka wymiana zdań, a nie pisanie długich maili, które należałoby już nazwać korespondencją. Rozmówcą jest 35-latek z północnej Polski. Oto treść tej krótkiej i dobitnej konwersacji (on i ja).

- hej, może sex?
- hej, może nie
- oj czemu?
- Pomyśl logicznie. Proponujesz nieznajomej osobie, ba - szukającej partnera, do związku i nie piszącej na profilu nic oo szukaniu seks przygód - właśnie seks przygodę. Czy to nie kretynizm? 

Ta konwersacja jest bardzo znamienna z dwóch powodów Po pierwsze, jest bardzo ciekawa jako otwarcie rozmowy, bo z jednej strony mamy lakoniczną propozycję, a z drugiej strony moją odpowiedź, która do tej pierwszej nawiązywała pod względem lakoniczności i stylu. Po drugie, kolejna część konwersacji jest typowa z innej przyczyny. Mój respondent zadał pytanie, które mnie strasznie denerwowało. A zdenerwowało mnie dlatego, że wydawało się że to oczywiste, że jeżeli ktoś taki jak ja ma napisane na swoim profilu, że szuka kogoś do związku, a nie do przygód, to powinno być oczywiste, że wyskakiwanie do niego z propozycją seksu z nieznajomym jest co najmniej niestosowne, żeby nie powiedzieć debilne.


Skoro wyskakuje się z taką idiotyczną propozycją, która pokazuje, że nie przeczytało się nawet pierwszego zdania profilowego opisu, to jeżeli otrzymuje się logiczną, zgodną z duchem opisu na profilu odmowę, dalsze drążenie tematu pytaniem "a czemu?" jest po prostu wkurzające. Ja miałem akurat tyle dobrego humoru, że zamiast napisać coś krótkiego, zwięzłego i bardzo brzydkiego zdecydowałem się na trzy pełne zdania, w którym wyłożyłem swoje racje. Miałem widocznie "dzień dobroci dla zwierząt". Na szczęście mój rozmówca "zamilkł na wieki" i nie skorzystał z prawa do pogrążenia się w kolejnej wiadomości. W przypadku takich ludzi wątpię w to, aby był on w stanie po prostu po męsku przyznać się do błędu i przeprosić. 

Dla wielu ludzi krótkie przeprosiny w stylu "rozumiem, przepraszam" to najwyraźniej Himalaje niedostępne nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach.

niedziela, 26 marca 2017

W niedoczasie

Dziś w nocy przedstawiliśmy zegarki o godzinę do przodu, czyli przeszliśmy na czas letni i spaliśmy o godzinę krócej. Zorientowałem się patrząc na mój analogowy zegarek, który noszę na ręce. Na budziku w telefonie była szósta, na zegarku analogowym piąta. No cóż, musiałem wstać godzinę wcześniej. Zmiana czasu to eksperyment, który (z tego cop pamiętam) przeprowadzono w czasie I wojny światowej. Wtedy zmiana czasu miała większy sens - oszczędności energii. Obecnie, jak się okazuje, nie są już one tak duże i coraz bardziej kwestionowana jest sama zmiana czasu. Dostrzega się także jej negatywne skutki, między innymi dekoncentrację ludzi, którzy muszą zmienić tryb dnia, zawały serca, wypadki samochodowe i tym podobne konsekwencje. Coraz więcej krajów zaczyna się zastanawiać nad rezygnacją ze zmiany czasu.

Ja zaś uświadomiłem sobie przy okazji tej zmiany czasu, która jest dzisiaj symboliczna (bo czas został niejako skrócony) o tym, że ostatnio żyję w ciągłym niedoczasie. Nie mam czasu na spokojne życie, ciągle mam za mało czasu na pracę i wypracowanie pieniędzy potrzebne do życia, czasem jestem tak zmęczony, że tracę czas odpoczywając, bo nie mam siły do pracy. To wszystko oczywiście rodzi stresy i zgryzoty. Żartem można powiedzieć, że brak czas na odpowiednie życie rodzi czas na narzekanie ;-) W sumie ten niedoczas jest strasznie denerwujący i stresujący pod wieloma względami.

Można oczywiście wskazywać na różne przyczyny tego niedoczasu. Jest to między nimi pora roku. Zakończyła się zima, która jest wyjątkowo stresująca i męcząca - zimno, ciemno, dołujące to bardzo. Na to nakładają się też innego rodzaju problemy, związane z mniejszym komfortem życia, stresy wypłukujące energię. To wszystko zaczyna czasem być jak błędne koło, ale na szczęście można je przełamywać. Tyle, że nie zawsze się to udaje. Mam jednak nadzieję że w miarę, gdy dni stają się coraz cieplejsze, a wydarzenia w życiu również zmienią się na takie, których ostatnio oczekuję, również mój niedoczas przestanie być niedoczasem. 

Bo w sumie czas najwyższy na to, aby życie się zmieniło się na lepsze :-)

sobota, 25 marca 2017

Kredą w nich!

O tym jak straszliwą bronią wobec terrorystów jest zwykła kreda mogliśmy się przekonać już po zamachach w Brukseli, gdy dzielni Europejczycy rysujący kredą na ulicach różnego rodzaju pacyfistyczne hasła i znaczki z pewnością przyczynili się do zlikwidowania terrorystycznego zagrożenia. Obecnie ta sama zabójczo skuteczna broń przeciw terrorystom stosowana jest przez Brytyjczyków. Mieszkańcy Londynu przepięknie potrafią wykorzystywać tę wspaniałą broń i wykonują genialne w swojej prostocie rysunki, między innymi zawierające hasło "We are not afraid" (nie boimy się) przepięknie wpisane w logo londyńskiego metra.

Znak "We are not afraid" wpisany w logo londyńskiego metra ma dość długą tradycję, albowiem narodził się w 2005 roku po atakach terrorystycznych w Londynie. Również premier Theresa May użyła tego hasła przemawiając po obecnym zamachu. Na rysowaniu kredą jednak oczywiście się nie kończy. Brytyjczycy mają też inny znak, który jest przerobionym symbolem metra zawierającym hasztag #HopeNotHate (nadzieja, nie nienawiść). To logo z hasztagiem dostępne jest także jako nalepki - zatem ktoś zarabia pieniądze na propagowaniu walki z terroryzmem. Przyjemne z pożytecznym. 

Z pewnością ten hasztag jest ostateczną bronią w walce z terroryzmem, dorównującą skutecznością osławionej i z pewnością znienawidzonej przez bojowników ISIS dyrektywie antyterrorystycznej Michała Boniego.  Wynika to z prostego faktu, że jak powszechnie wiadomo nadzieja zawsze umiera ostatnia. Mogą nas wszystkich terroryści pozabijać, ale nadzieja nie umrze. Dlatego zwyciężymy. A jeśli nawet nie przeżyjemy, to bez obaw. 

I tak przecież nie boimy się!

piątek, 24 marca 2017

Puls serca

Bynajmniej nie chodzi mi o serce jako organ. Chodzi o serce jako element jest zakochania się - ale pośrednio. Mam na myśli serce jako coś nieco innego - znaczek lub ikonkę. W systemie Unicode mamy wiele różnego rodzaju serduszek jako znaki, które da się wstawiać do tekstu. Podobnie jest w systemie Android - mam tam dwa serduszka w znakach specjalnych. Jedno mniejsze i chudsze wypełnione, a drugie troszkę większe i szersze - jako sam kontur pusty w środku. I ta druga wersja, jako bardziej pełna i zarazem dyskretna, jest przeze mnie wykorzystywana.

Serduszko to wpisuję do kontaktu w telefonie dotyczącego osoby, którą kocham i z którą jestem w związku. Oczywiście nietrudno się domyślić, że tylko jedna osoba at a time może mieć to oznaczenie. I w pewnym momencie zacząłem to serduszko zapisywać w telefonie przy kontakcie mojego byłego chłopaka, z którym komunikuję się tak intensywnie ostatnimi czasy. W tym wypadku oznaczało ono nie tyle bycie w związku, co raczej otwarcie na to. Jednak w czasie komunikacji z nim już kilka razy wyrzucałem to serduszko z kontaktu i wstawiałem ponownie - stąd ten zabawny puls serca
 
Po prostu w czasie poznawania mojego byłego chłopaka miałem lepsze i gorsze chwile. Czasem wydawało się, że nic z tego nie będzie i wtedy serduszko usuwałem. Potem wszystko wracało do normy i dodawałem. Na dodatek mój były chłopak ma niezłe właściwości aktorskie i czasem potrafi żartem powiedzieć coś, co ja biorę na poważnie - i to sprawia, że odbieram mu serduszko, a potem okazuje się to fejkiem i wkurzam się na fejka.  Mam więc taki Up and Down w trakcie poznawania. W końcu doszedłem do wniosku, żeby serduszko wstawić i zostawić, bo ładnie wygląda kontakt z nim, ale decyzję w sprawie jego ostatecznego przyznania i tak potwierdzić musi spotkanie w realu. Zresztą innej drogi nie ma. Tylko real weryfikuje to, co się czuje do danej osoby.

A na dziś przynajmniej ubawiłem się własnym niezdecydowaniem :-)

czwartek, 23 marca 2017

Dwa światy

Terroryści ponownie uderzyli, tym razem w Londynie i właśnie w związku z tymi zamachami terrorystycznymi zobaczyłem zdjęcie, które jest symbolem naszych czasów. Ktoś opublikował je na Twitterze z dopiskiem, że nie wymaga to komentarza. Praktycznie nie wymaga, choć na pierwszy rzut oka być może nie jesteśmy w stanie tego zdjęcia w pełni zrozumieć. Ale już po kilku sekundach orientujemy się, o co chodzi. 

Zdjęcie przedstawia kogoś leżącego na ulicy. Wokół niego pochylają się ludzie, ale na pierwszym planie, nieco przed nimi, idzie sobie muzułmanka w charakterystycznej chuście na głowie i jakby nigdy nic rozmawia sobie przez telefon, kompletnie nie interesując się osobą, która leży na ulicy - być może martwa - tuż obok niej. Faktycznie to są dwa światy - i tak ten wpis na Twitterze został zatytułowany. To świat Europejczyków, którzy ze współczuciem pochylają się nad ofiarą terrorystów i świat muzułmanów, którzy mają to wszystko, lekko mówiąc, w dupie. Ciekawe, na ile te dwa światy jeszcze są w stanie koegzystować ze sobą, a na ile są już na krawędzi wojny na śmierć i życie.

W sumie postawa muzułmanów mnie nie dziwi, bo można się po nich spodziewać znieczulicy. Zresztą, co tu dużo mówić, w Europie też nie jesteśmy lepsi, bo nieraz kompletnie nie interesujemy się ludźmi, którzy giną masowo w Afryce lub na Bliskim Wschodzie. Im dalej od nas, tym bardziej to dla nas obojętne. Nie bardzo możemy rzucać kamieniami w tym zakresie, bo sami nie jesteśmy bez grzechu. Jednak najbardziej w tym wszystkim martwi mnie postawa europejskiego lewactwa, które prawdopodobnie zawsze będzie starało się dalej pleść swoje bzdury o dalszym przyjmowaniu uchodźców, multi-kulti (polegającym na bezmyślnej promocji islamu i niszczeniu chrześcijaństwa) i tym podobnych projektach społecznej inżynierii, które - jak widać - niszczą naszą Europę. 

Największym zagrożeniem dla Europy nie są muzułmanie, ale nasze lewactwo.

PS Przeczytałem potem tekst o tym, że jednak ta kobieta była przygnębiona, co ilustruje zdjęcie wykonane przez tego samego fotografa sekundę potem - te przygnębione zdjęcia można zobaczyć pod tym linkiem.  Przynajmniej to jakaś jaskółka, oby czyniąca wiosnę i wyłom między tymi dwoma niestety wciąż oddalającymi się od siebie światami.

środa, 22 marca 2017

Sztuka nudzenia

Niedawno poznawałem chłopaka, który szukał do związku, a więc powinno się rozmawiać w miarę sensownie. Faktycznie, mówił pełnymi zdaniami, rozmawialiśmy przez telefon przez kilka dni w sumie około czterech godzin, ale tak naprawdę niewiele to zmieniło. Mało było w tym naprawdę  wartościowej rozmowy.  Przede wszystkim zapadała nieraz nawet kilkusekundowa niezręczna cisza. Ja spokojnie czekałem na jego pytania lub wypowiedzi, on zaś najwyraźniej nie miał wiele do powiedzenia. W rozmowie z moim byłym chłopakiem, z którym ostatnio gadam tak długo, takiej niezręcznej ciszy nie ma.

Przeprowadzę bowiem z tym moim byłym chłopakiem pogawędki, które często są bardzo długie, gdyż posiada on do mnie bezpłatne minuty połączenia telefonicznego. Często dzieje się w tych pogawędkach o wiele więcej merytorycznej wymiany zdań niż w czasie rozmowy z moim podanym wyżej rozmówcą. Bywa tak, że mój były chłopak ogląda jakiś film i przez telefon zdaje mi relację o tym, co się w tym filmie dzieje. Dla mnie to nuda, bo i tak nie wiem o co chodzi. Ale mimo tego czasem wtrąci coś z innej beczki i mamy kawałek ciekawej, żywej rozmowy. Z moim wspomnianym na wstępie rozmówcą ta pogawędka była po prostu długa, nudna, a nawet miejscami irytująca.

Irytujące było to, że na przykład zostawiał w rozmowie ze mną z różnego rodzaju pułapki na mnie, testujące na przykład moją cierpliwość. Jeśli jednak rozmowa jest nudna, to moja cierpliwość i tak się wyczerpuje i jej dodatkowe sztuczne testowanie wywoła nieadekwatnie zafałszowane wyniki.  Poza tym mam wrażenie, że gdy kogoś poznajemy, to sama rozmowa z nim, samo poznawanie go jest jednym wielkim testowaniem - ale naturalnym, a nie robionym na siłę, według jakiegoś wydumanego scenariusza. Podobnie było z wahaniami tej osoby w zakresie wysłania mi jej zdjęcia. Za dużo teoretyzowania, za mało życia - dlatego było to wszystko takie nudne. Nie tylko zresztą nudne, ale irytujące. Mam bowiem wrażenie, że poznawanie tego kogoś jest sztuczne, żmudne i przez to bezsensowne.

Skoro tak ciężko się go poznaje - to czy byłoby z nim łatwiej żyć?

wtorek, 21 marca 2017

Ptasia wiosna

No i mamy dzisiaj pierwszy dzień wiosny - kalendarzowej. Wstaję o godzinie 5:30 i co się dzieje za oknem? Pomimo, że okno jest zamknięte na głucho, wyraźnie słyszę przez nie śpiew ptaków. Nie jednego, ale wielu. Bardzo wielu, przekrzykujących się nawzajem. Tak naprawdę nie przypominam sobie, żebym poprzednio słyszał taki śpiew ptaków. Bardzo zabawne jest to, że ptaki zaczęły śpiewać wtedy, gdy zaczęła się wiosna. Ale można to jest dobra wróżba :-)

Przynajmniej mogę z zadowoleniem stwierdzić, że zaczynają się najlepsze pory roku - gdy jest ciepło, świeci przyjazne słońce i człowiekowi chce się żyć. Przeciwnie, w okresie zimowym, gdy nie ma słońca, jest zimno, mroźno (lub jest plucha, tak jak to było ostatnimi dniami) działa to wszystko demotywująco. Tymczasem życie niesie wyzwania i nakazuje, abyśmy mobilizowali się do działania, a ciężko to zrobić, gdy człowiek jest osłabiony - i dlatego mam nadzieję, że wiosna będzie działała także pod względem motywacyjnym.

A wyzwania mam, zarówno finansowo-organizacyjne tym miesiącu, jak i osobiste, bo na dniach, a być może nawet jutro, ma przyjechać do mnie mój dawny chłopak. Nie widzieliśmy się kilka lat, ale rozmawiamy bardzo intensywnie przez telefon. Niedawno sprawdzałem statystyki rozmów telefonicznych ciągu ostatnich kilku lat, odkąd na telefonie mam program do nielimitowanego ich logowania.  Na telefonie mam wygadanych 166 godzin, w tym na rozmowy z tym moim byłym chłopakiem w ciągu ostatnich dwóch miesięcy przypada 68 godzin, czyli spora część całego kilkuletniego okresu używania telefonu. To świadczy o intensywności naszej komunikacji. Oczywiście zobaczymy, jak będzie wyglądało nasze spotkanie w realu. Pożyjom, uwidim.

A co do ptaków, ktoś kiedyś zacytował takie hasło: hej chłopaki, w górę ptaki.

poniedziałek, 20 marca 2017

Fake Poll?

Zadziwiająco przegrywa Prawo i Sprawiedliwość w sondażu, który został zrealizowany przez IBRIS dla "Rzeczpospolitej". Partia Jarosława Kaczyńskiego traci aż 5 punktów, tymczasem Platforma zyskuje aż 10. To zadziwiające, bo pozostałe partie balansują się na zero - partia Razem zyskuje 2 punkty, a Kukiz traci 2, natomiast Nowoczesna, PSL, SLD pozostają na tym samym poziomie. Trochę to dziwne. Tak samo jak ogromny wzrost dla Platformy. Bo niby z czego? A do tego frekwencja jest szacowana na 63%, czyli nierealistycznie wysoką - dla przypomnienia, w wyborach 2015 roku frekwencja wyniosła około 51%.

Mieliśmy już fake newsa o tym, że Kaczyński i Le Pen mają wspólne rozmontować Unię Europejską. O ile sobie przypominam zamieściła go "Rzeczpospolita" i jak dotąd nie przeprosiła za to kłamstwo. Czyżby sondaż, który "Rzeczpospolita" publikuje miał być ucieczką do przodu i odwróceniem uwagi od tego, co skrewiła rozpuszczając zupełnie nieprawdziwą plotkę o demontażu Unii? Zaczynam się zastanawiać, czy lipne wiadomości oraz lipne sondaże nie jest stają się w Polsce klasycznym elementem propagandowej wojny. Tonący brzytwy się chwyta - czyżby gasnąca elita III RP chwytała się sondażu?

Zobaczymy, co powiedzą inne pracownie badania opinii społecznej i czy ich wyniki w sondażach będą również zaskakujące. Cieszy oczywiście wynik IBRIS wskazujący na tak na ogromny wzrost zainteresowania Polaków wyborami i gigantyczny wzrost frekwencji przez niego prognozowany. Zapewne wiąże się z to ze spaniałym merytorycznym programem totalnej opozycji, który nawet jeśli nie istnieje - to mógłby istnieć. A możliwość istnienia atrakcyjnego programu, to możliwość przekonania niezdecydowanych wyborców aby poszli do urn. Zastanawiałem się, co było przyczyną takiego wyniku sondażowego i chyba znam rozwiązanie. IBRIS wróżył z fusów po niemieckiej kawie produkowanej dla Polaków.

A jak wiemy jest to kawa zdecydowanie gorszego sortu w porównaniu do produkowanej dla Niemców ;-)

niedziela, 19 marca 2017

Niesmak z Makłowiczem

Od dawna szalenie cenię programy kulinarne Roberta Makłowicza. Zdecydowanie najbardziej lubię oglądać jego opowieści nie ze względu na informacje o samych sprawach kulinarnym - przepisy kulinarne mało mnie interesują bo na gotowaniu się nie znam i raczej ich nie zastosuję. Za to wprost uwielbiam jego smaczki kulturowe i historyczne, które wplata do swoich programów. Z największą przyjemnością słucham różnych anegdot i powieści o obyczajowości, kulturze i minionych czasach, który właśnie w programach Roberta Makłowicza są wplatane. Dlatego z rozczarowaniem i niesmakiem przyjąłem decyzję TVP o zerwaniu z nim współpracy.

Cenie sobie wiele zmian, które wprowadza Prawo i Sprawiedliwość, również w mediach, bowiem były one swego czasu jednostronną tubą propagandową zwróconą jedynie w stronę liberalnej mainstreamowej władzy. Dziś są bardziej różnorodne, właśnie dzięki TVP i innym mediom, które wyłamały się z jednobrzmiącego mainstreamu, który dziś jeszcze bardziej w swojej propagandowej zaciekłości skarlał. A jednak bardzo nie przypadł mi do smaku, fakt że wypowiedź Roberta Makłowicza, która dotyczyła zupełnie czegoś innego, została umieszczona w reklamie Telewizji Polskiej bez wiedzy i zgody autora. Trzeba stanowczo manipulację nazwać manipulacją, niezależnie od tego, czy robi ją ktoś przez nas lubiany, czy też nielubiany. Bo świadoma manipulacja zawsze jest karygodna.

Dlatego też uważam że za całkowicie słuszne oburzenie Roberta Makłowicza, związane z manipulacją jego wypowiedzi, Telewizja Polska powinna przeprosić. Byłoby to honorowo i zyskałaby w oczach ludzi rozumnych. Rezygnacja Telewizji Polskiej z publikacji już nakręconych odcinków (a więc nagłe wylanie dziecka z kąpielą) jest bezsensowna i po prostu głęboko szokująca. Telewizja pokazała pokazała tylko swoją głupotę, butę i arogancję - a takich cech nie toleruję niezależnie od tego, kto je posiada. Dzięki wyrzuceniu Roberta Makłowicza z TVP moja ocena działania prezesa Kurskiego (bo jak mniemam on podjął decyzję w tej sprawie) jest bardzo gorzka.

Co jak co, stosunku do Makłowicza TVP powinna być wzorem dobrego smaku.

PS Właśnie przeczytałem artykuł, w którym przedstawia się podobno prawdziwy przebieg wydarzeń, stawiający TVP i Makłowicza w innym świetle.  Niezależnie od tego, nadal będę twierdził, że jeśli TVP zrobi coś budzącego niesmak, to będę ją za to krytykował.

sobota, 18 marca 2017

Piękna wrażliwość

Wczoraj pisałem o pięknym kneblu i Wojciechu Młynarskim, który niestety odszedł od nas w ostatnich dniach. Dziś chciałbym coś w tym zakresie dodać prywatnego. Otóż rozmawiałem z moim byłym chłopakiem, który w czasie gdy 13 lat temu poznawaliśmy się nie był na pewno osobą zbyt zorientowaną w kulturze i być może w ogóle nie miał wtedy pojęcia, kim był Wojciech Młynarski. W każdym razie tak można byłoby przypuszczać. Jakież było moje pozytywne i szokujące zdziwienie, gdy on sam powiedział mi o jego śmierci.

Oczywiście dzisiaj jest już dorosłym człowiekiem i nie przypomina tego dwudziestolatka, z którym poznawałem się trzynaście lat temu. Jednak okazuje się, że jego życiowa dojrzałość i kultura znacząco wzrosły - szokująco pozytywnie. Spodziewałem się, że skoro wtedy był takim lekkoduchem, który niespecjalnie interesował się czymkolwiek naokoło i nie miał wielkiego pociągu do wiedzy wszelakiej, to może będzie taki nadal. A tymczasem wyrósł na faceta, z którym można pogadać na wiele tematów i to jest bardzo pozytywne.

Jednocześnie zachował swoją wariacką młodość w wielu sprawach i kiedy z nim się rozmawia nie czuć, że jest facetem w wieku w miarę poważnym. Tak jak ja nie dał się zawiązać tak zwanym wirtualnym krawatem. Tak jak ja potrafi być młodzieńczy, wesoły, radosny, spontaniczny i świeży - nie jest zasuszoną mumią korporacyjnej poprawności. Jak tak dalej pójdzie, to się w nim ponownie zakocham - i całkiem możliwe, że z wzajemnością.

Ale od takiego przybytku głowa na pewno nie zaboli ;-)

piątek, 17 marca 2017

Piękny knebel

Śmierć Wojciecha Młynarskiego to dla polskiej kultury ogromna strata. Jak niektórzy mawiają, to ostatni z prawdziwych inteligentów, a nie ćwierć inteligencji przez "Gazetę Wyborczą" taśmowo produkowanej.  Nawiasem mówiąc "Gazeta Wyborcza" bezwstydnie wykorzystała śmierć Wojciecha Młynarskiego publikując odniesienie do wywiadu z artystą, w którym krytycznie wypowiadał się o aktualnej rzeczywistości w Polsce. Młynarski powiedział w nim o malarzu, który namalował zbiorową mądrość Polaków a potem stwierdził, że teraz musi ją zastąpić zbiorową głupotą. Problem tylko w tym, że "Gazeta Wyborcza" powołała się na wywiad, który został udzielony w marcu 2015, a więc za czasów rządów Platformy Obywatelskiej, a pisze o nim tak, jakby Wojciech Młynarski dowalał obecnie rządzącemu PiS-owi.

Oczywiście niektórzy krytykują Wojciecha Młynarskiego za, to że popełnił utwór ostatnimi czasy dotyczący tragedii smoleńskiej, który delikatnie mówiąc nie był zbyt przyjemny i wpisywał się raczej generalnie w brak kultury totalnej opozycji.  Podobnie wiele osób nie wybacza Młynarskiemu tego, że udzielił poparcia PO i prezentował je wszem i wobec w różnych "tefałenach". Ja jednak uważam, że jego wkład do polskiej kultury jest tak wspaniały, że nie należy żaden sposób go przekreślać, choćby nawet tego rodzaju kwiatkami, które być może z nieznanych nam do końca powodów zdecydował się zasadzić w swoim ogródku. Zdecydowanie prędzej można być krytycznym wobec jego córki Agaty Młynarskiej, która zasłynęła swego czasu mądrościami na temat spożywających frytki ofiar programu 500+, najeżdżających polskie morze tabunami, które uniemożliwiają skupienie się na jodze elitom III RP.

A ja dzisiaj chciałbym przypomnieć jedną z piosenek Wojciecha Młynarskiego, która dotyczyła knebli. Stąd też tytuł dzisiejszego posta. Autor, który zresztą miał świetne poczucie humoru i genialne potrafił puentować socjalistyczną rzeczywistość (a tekst ten dotyczy właśnie czasów socjalizmu w Polsce i jest zresztą zabawnie aktualny, bo socjalizm próbują wprowadzać do dzisiaj elity Unii Europejskiej) opisuje w niej konkurs na kneble, które jakaś władza kreatywnie urządziła. Wiele różnych knebli zgłoszono, między nimi knebel o smaku malinowym, ale zdecydowanie w konkursie wygrał knebel o wyglądzie miło uśmiechniętych ust. Trudno wyobrazić sobie lepszą puentę rzeczywistości w czasach PRL i niestety również obecnej w czasach Unii Europejskiej.

Totalitaryzmy i kneble mogą przeminąć, ale twórczość Wojciecha Młynarskiego na pewno nie.

czwartek, 16 marca 2017

Kłody

Nie od dziś wiadomo, że w czasie poznawania osób często życie jest przeciwne i rzuca przysłowiowe kłody pod nogi. Tak mi zdarzyło się również w ciągu ostatnich kilku tygodni, gdy zacząłem od nowa poznawać chłopaka, z którym już byłem kilkanaście lat temu. Znamy się więc (z przerwami) od bardzo długiego czasu. Kiedy się pierwszy raz poznawaliśmy, byliśmy jeszcze życiowo niedojrzali (relatywnie do naszej obecnej sytuacji). Teraz jesteśmy już innymi ludźmi i dlatego tak bardzo chcemy się poznać na nowo. Ostatnio chcieliśmy się znowu spotkać, ale bez przerwy to nasze spotkanie trzeba było odkładać. 

Najpierw on zachorował, potem nie miał pieniędzy na przyjazd, a ściślej nie tyle na przyjazd, co na pobyt u mnie, bo mieszka tak naprawdę kilkadziesiąt kilometrów ode mnie, po drugiej stronie Warszawy. A ostatnio, kiedy już było prawie pewne że przyjedzie, trafiła mu się bardzo przykra sytuacja rodzinna. Z jednej strony takie nagromadzenie kłopotów może irytować - ja jednak odbieram to jako test wykonany przez Kogoś na Górze, sprawdzającego naszą determinację poznania się i cierpliwość. A ta cierpliwość popłaca - jestem o tym głęboko przekonany. Im bardziej ćwiczymy naszą cierpliwość i determinację, tym większa będzie radość, gdy w końcu zobaczymy się na żywo.

Jest także inny, bardzo ważny element tej szkoły cierpliwości i pozytywnego wpływu na życie. Z każdym dniem coraz bardziej odczuwamy do siebie to, co chcielibyśmy odczuć i coraz bardziej czujemy, jak bardzo zależy nam na poznaniu się i docelowo byciu razem. Innymi słowy, miłość która została kiedyś wygaszona przez zewnętrzne okoliczności i zdarzenia potencjalnie powstaje i rozpala się na nowo. A to oznacza, że gdy w końcu się zobaczymy (a prędzej czy później to nastąpi) - to będziemy już inaczej do siebie nastawieni i nie będzie to takie zwykłe spotkanie, ale być może zaręczyny do nowego życia.

O seksie już nawet nie wspominam, bo z tym chłopakiem zawsze był on zajebisty ;-)

środa, 15 marca 2017

Szwedzki debilizm

Szwecja kojarzyła się wielu osobom z państwem dobrobytu, w którym płynnie powiązano odpowiedzialność społeczną, interwencjonizm państwowy i działanie na rzecz obywateli. Tymczasem coraz bardziej okazuje się, że Szwecja pod rządami lewackiej koalicji zaczyna zamieniać się w pośmiewisko. Zima nie oszczędziła niestety Szwedom kompromitacji - tak zwane równouprawnienie w odśnieżaniu sparaliżowało ich stolicę. Dziś jednak przeczytałem informację, która mnie dosłownie zamurowała.  Okazuje się, że pół murzyńska (córka Gambijczyka i Szwedki) Minister do spraw Kultury i Demokracji, pani Alice Bah Kuhnke, zapowiedziała miękkie lądowanie dla islamskich bojowników ISIS, wracających z wojny na Bliskim Wschodzie. Początkowo myślałem, że to żart, ale ona naprawdę tak rozumie swoją "kulturę i demokrację".

Pani Minister Kultury i Demokracji proponuje ni mniej ni więcej, tylko wspaniałą ideę edukacji i asymilacji fanatycznych islamistów z ISIS, którzy wracają ze swojej świętej wojny. Dlaczego fanatycznych? Taka jest moja logika. Wydaje mi się, że ci mniej fanatyczni już dawno zdezerterowali, zostali więc tylko ci najbardziej zagorzali w swoim religijnym fanatyzmie i dla nich lewacka minister proponuje komfortowe mieszkanie, dobrą pracę i odpowiednią edukację - oczywiście wszystko w ramach darmowej pomocy szwedzkiego państwa. W efekcie ci fanatyczni bojownicy ISIS zamienią się w praworządnych i nowoczesnych obywateli. Primaaprilisowy żart? Niestety nie.

Wydawało mi się że w kraju, w którym jak na dłoni widać, że imigranci (niekiedy nawet w drugim lub trzecim pokoleniu) nie potrafią się integrować, mieszkają w swoich gettach i ulegają największej kryminalizacji i radykalizacji, powinno się wiedzieć, że tego typu pomysły są chybione. Szczególnie jeśli dotyczą najbardziej fanatycznych, twardogłowych religijnych szaleńców. Oni dla świętej wojny i dla swojego Allaha gotowi są dosłownie oddać życie. Tacy ludzie oczywiście bardzo chętnie przyjmą bezpłatną pomoc i gdy tylko będą mogli poderżną gardło swoim nauczycielom lub pracownikom socjalnym oferującym im wsparcie. Myślałem, że tylko u nas lewacka opozycja buja w obłokach. Okazuje się, że władze Szwecji utraciły elementarny instynkt samozachowawczy chcąc wpuścić do kraju największych zbrodniarzy i terrorystów. Ich delirium poprawności politycznej osiągnęło poziom absurdu.

Wydaje mi się, że sama pani minister powinna poddać się asymilacji i integracji - z rozumnym i realistycznym myśleniem.

wtorek, 14 marca 2017

Liberalna pałkokracja

No i mamy wspaniałą liberalną demokrację w Holandii, w której - jak wszyscy wiemy - tak bardzo dba się o prawa gejów i innych, nieraz zadziwiających płci i mniejszości seksualnych. Kiedyś przeczytałem, że w Holandii najgorzej jest być białym heteroseksualnym mężczyzną, a teraz najwyraźniej najgorzej jest być po prostu rodowitym Holendrem. Można bowiem teraz oberwać od jakiegoś rozentuzjazmowanego-inaczej Turka. Poprawność polityczna sprawia, że nie można będzie powiedzieć "wkurwionego Turka", bo zostanie się oskarżonym o Turkofobię. Czytałem także niedawno informację o tym, że holenderska armia liczy 47 tysięcy żołnierzy, a Turków jest Holandii 369 tysięcy. Gdyby się zebrali do kupy, to mogłoby być gorąco i zresztą już jest - w Rotterdamie są podobno na skraju wojny domowej.

Warto bowiem pamiętać o tym, że wielu Turków jako mieszkańców Holandii posiada holenderskie obywatelstwo, więc nazwanie ewentualnych zamieszek wojną domową niestety jest na rzeczy. Ciekawe, gdzie w tej chwili znajduje się pan Frans Timmermans, który tak bardzo pochyla się nad Polską i jej "zagrożeniami demokratycznymi", że zapewne kompletnie nie dostrzega ciężkiej sytuacji w swoim własnym kraju. A w Holandii w ruch poszły policyjne pałki, gaz i armatki wodne - i tak liberalna demokracja holenderska zamieniła się w liberalną pałkokrację, nie tylko dlatego, że pałkami uspokaja się demonstrantów, ale również dlatego, że pałkami nie lada są różnego rodzaju politycy, którzy doprowadzili do takich napięć, a także ideologowie lewactwa, którzy wszczepiając w Europie Zachodniej przez dziesięciolecia idiotyczne zasady politycznej poprawności wyrwali tak naprawdę Europie przysłowiowe jaja.

I w efekcie doprowadzili do tego, że powstała Europa mazgajów, którzy po zamachach terrorystycznych potrafią tylko rysować infantylne rysunki na ulicach i zamieniać sobie kolory avatarów na Facebooku, lub też wypisywać kolejne idiotyczne hasztagi, takie jak sławetny hasztag wprowadzony po nicejskim zamachu. Po angielsku #NiceAttack oznacza zarówno atak w Nicei, jak i fajny atak. Wyborny debilizm hasztagowej manii w pigułce. Tymczasem wydarzenia, które zaczynają się dziać w świecie i Europie, wymagają twardej ręki i przysłowiowych politycznych jaj. Przydaliby się politycy na miarę Clinta Eastwooda, czyli sławnego Brudnego Harrego, który zresztą powiedział, że kończy się epoka ciot i lizodupów. A miał na myśli nie gejów, ale fircyków wychowanych przez współczesne lewactwo. Na szczęście w Polsce jak dotąd islamscy imigranci nam nie grożą, zaś ukraińscy (których mamy mniej więcej tylu, ile Niemcy islamskich) jakoś bomb nie rzucają, ale znakomicie pracują i integrują się z nami. I oby tak było dalej.

Jedyne, co nam grozi, to totalna głupota totalnej opozycji - ale jej wojna domowa z rozumem jakoś mi nie przeszkadza tak, jak widmo wojny domowej na zachodzie Europy.

poniedziałek, 13 marca 2017

Analna rolada

Zacznę od samej rolady - kojarzy mi się ona z roladą śmietankową, a to jedna z moich ulubionych ciasto. Puszyste i miękkie, pyszne, słodkie, naprawdę wspaniałe. A więc gdy piszę tego posta z takim apetycznym tytułem, zmuszony jestem trochę się rozmarzyć kulinarnie. Jednak ta analna rolada to tak naprawdę analna rola, która jest przeceniona przez wszystkich i czasem doprowadza mnie do furii lub w najlepszym przypadku do pełnego politowania uśmiechu. Miałem niejeden taki przypadek na czacie.

Posiadałem wtedy nick z dopiskiem "partnera", więc dla każdego inteligentnego człowieka powinno to oznaczać, że szukam partnera. A partner, jak mniemam, rozumiany jest przede wszystkim jako odpowiednik męża. Partner do związku partnerskiego, a związek partnerski to przecież nie tylko seks, ale również całe życie z bogactwem jego ról, które przyjmuje się w nim i nie kończy się ich na analu. Role życiowe to sprzątanie, gotowanie, zakupy, praca, mieszkanie, pranie - ale również radości, smutki, uniesienia, depresje i wszystko razem. Seks jest tym tylko wycinkiem życia, zaś anal jest małym wycinkiem seksu. I co się dzieje z rozmówcą? Jako pierwsze zadaje mi pytania o rolę w analu tak, jakby to było absolutnie najważniejsze. Ludzie oczywiście uzasadnią takie pytanie troską o dobranie się do analu. No bo seks jest ważny, anal zaś dla nich to nieomal wyłączna istota seksu. 

 A ja uważam, że to bzdura, to tylko wycinek - i to stosunkowo łatwy do uzupełnienia. Jeśli nie pasujemy rolami w analu, to niedobranie analne zaklajstrować można na przykład wibratorem. Ba, nawet trzecią osobą, przyjacielem domu, który uzupełnia analne doznania, jeśli marzący o analu partner chce mieć wiadomo gdzie jedynie żywego fiuta. Natomiast nie dosztukuje się charakteru, dobrania pod innymi życiowymi względami. To nie jest takie proste, jak znaleźć brakującego analnego kutasa. Dlatego uważam, że seks analny nie jest na tyle ważny, by dobieranie się do niego było istotne od samego początku rozmowy. To po prostu debilny nawyk z czata, który wiąże się z tym, że większość osób na czacie szuka szybkich przygód. A wtedy pytanie o rolę w analu jest faktycznie zasadne. 

Szkoda, że na analną głupotę nie można odpysknąć huj ci w dupę - bo rozmówca odebrałby to jako analną deklarację ;-)

niedziela, 12 marca 2017

Dlaczego Polacy?

Przeczytałem dziś bardzo ciekawą notatkę o tym, jakie pytania poszczególne nacje zadają w Google szukając informacji o Polakach. Niektóre z tych pytań są żenujące, inne są bardzo ciekawe i zapewne sami Polacy nie wpadli by na to, żeby o takie rzeczy można pytać. Zacznę więc może od tych najciekawszych pytań. Norwegowie zapytują najczęściej o to, czy Polska ma króla. Włochy to kraj, w którym ludzie pytają, dlaczego Polacy są blondynami. Na Ukrainie pytają, dlaczego Polacy mają dwa imiona, a w Austrii są najbardziej dociekliwi wobec polskich kierowców i pytają, dlaczego mają takie długie anteny na samochodach. Zapewne nie używają w Austrii CB radio. Ciekawe są również pytania, które można by określić jako żelujące.

W zakresie żenujących pytań należy wymienić z pewnością pytania zadawane przez Duńczyków -  dlaczego Polacy są Żydami, oraz Portugalczyków - czy Polacy są Żydami. Z tego co wiem, Portugalczycy swoich Żydów w średniowieczu wyrzucili, więc teraz być może są to pewne wyrzuty sumienia. Rosjanie są bardziej racjonalni, bo pytają, dlaczego Polacy nie lubią Rosjan. Z kolei Węgrzy zapytują, dlaczego Polacy i Węgrzy są przyjaciółmi. Brytyjczycy są bardzo pragmatyczni, bo pytają, dlaczego polscy budowlańcy są lepsi. A Francuzi mają bardzo dobrą pamięć dlatego, że pytają, dlaczego Polacy emigrowali do Francji w 1920 roku. Sam bym się chętnie o tym  dowiedział, bo raczej nie mam pojęcia co było tego przyczyną. 

Natomiast w zakresie ciekawych pytań chyba wszystkich przebili Hiszpanie, którzy po prostu zapytują, dlaczego Polacy są brzydcy. Dobrze, że nie pytają tak o Polki. No ale Hiszpanów uznajemy za piękny wzór śródziemnomorskiej urody, są dla nas bardzo przystojni, więc zrozumiałe, że mogą pytać o relatywną brzydotę innych nacji. A może po prostu jest to wina lewackiego rządu Hiszpanii, który być może również wbija do głowy swoim obywatelom prawdę o tym, jakim brzydkim kurduplem jest pan Prezes, a zapewne brzydota pana Prezesa w przekonaniu licznych Hiszpanów musimy przykładać na brzydotę wszystkich Polaków. Pokój augsburski wprowadził zasadę cuius regio, eius religio (czyj kraj, tego religia), a czemu nie miałaby być prowadzona zasada czyja władza, tego brzydota?

Ale w takim wypadku gdzie byłoby piękno totalnej opozycji?

sobota, 11 marca 2017

Niemcy do gazu

Tytuł dzisiejszego posta oczywiście może być zrozumiany dramatycznie, bo to hasło kojarzy się z obozami koncentracyjnymi i z inną nacją, którą do gazu wprowadzono w ramach zbrodniczej polityki wyniszczenia całych narodów. Jest to jednak nawiązanie do informacji, którą przeczytałem dzisiaj o zamachu gazowym na metro w Hamburgu. Ucierpiało kilkadziesiąt osób, był to gaz obezwładniający na szczęście - a więc nie jakiś śmiertelnie trujący - więc obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale przecież liczy się to, że był to atak. Niestety, następny może być już z użyciem innego, groźniejszego gazu.

Na miejscu Niemców obawiał bym się tego, bo skoro porywacze byli w stanie rozpylić w metrze gaz obezwładniający, to jakim problemem byłoby dla nich rozpylić gaz śmiertelnie trujący? Skoro są to żołnierze Allaha (jeśli tacy są, bo jeszcze ich nie złapała policja ani nie ujawnia żadnych danych na temat ich pochodzenia) to przecież śmierć w trakcie przeprowadzania zamachu jest dla nich marzeniem, bowiem otwiera błyskawicznie drogę do muzułmańskiego raju. Wszyscy doskonale wiemy, że terroryści poświęcają swoje życie bez wahania walcząc o kalifat w Europie. Tylko europejskie elity w swoich wieżach z kości słoniowej nie mogą tego zrozumieć, albo udają że tego nie widzą.

W takiej sytuacji wypadałoby współczuć Niemcom z powodu przeprowadzonego w metrze ataku niezależnie od tego, czy był to atak prawdziwych terrorystów muzułmańskich, czy jakiś drani, którzy postanowili zrobić sobie głupi żart. Tak czy owak atak powoduje strach, a przecież o to chodzi terrorystom. A w przypadku głupich żartownisi chodzi o osiągnięcie efektu i wątpliwej sławy. Na szczęście w Polsce taka zbrodnicza tradycja się jeszcze narodziła i mam nadzieję, że się nie narodzi. A to że Niemcy mają kłopoty i Europa Zachodnia ma kłopoty z terroryzmem, niestety jest na ich własne życzenie. Trzeba było wcześniej się zorientować, że migrujący muzułmanie słabo się integrują i trzeba było nie zapraszać ich hurtem w ostatnich latach.

Bardzo dobrze że w tym wypadku to nie Polak nie musi być mądry po szkodzie.

piątek, 10 marca 2017

Kolorowa żywność

Ostatnio przeczytałem tekst o tym, że jogurty, które jak wiadomo są popularne i chętnie spożywane przez ludzi, są podobno porażające, bowiem wyposażono je w różnego rodzaju barwniki, które mogą być bardzo niezdrowe. Niektóre z nich źle działają na organy wewnętrzne, na przykład wątrobę, a nawet w niektórych przypadkach mogą mieć działanie rakotwórcze. Wśród tych złośliwych dodatków, które nie są co prawda zabronione, ale warto ich unikać, jest między nimi żółcień pomarańczowa, czerwień koszenilowa, czerwień allura, azorubina, tatrazyna i żółcień chinolinowa. Problem w tym, że nazwy są długie, trudne do zapamiętania, a mało kto i tak czyta ostrzeżenia na etykietach.

Na szczęście te wszystkie dodatki są ponumerowane i posiadają one numerki E104, E104, E110, E122, E124 i E129. Musiałem zadać sobie trud, ażeby każdy z tych dodatków wyszukać ręcznie w internecie i znaleźć przypisany mu numerek, bo w artykule, który przeczytałam o szkodliwości tych dodatków barwiących do jogurtów, niestety numerki te nie były wymieniane. A nikt normalny przecież nie zapamięta tak skomplikowanych nazw składników. Łatwiej po prostu zapamiętać numerki lub też zapisać sobie je na przykład w telefonie po to, aby mieć możliwość unikania ich. Zresztą być może wystarczy po prostu zapamiętać to, że są to numerki zaczynające się na cyfrę 1. W klasyfikacji różnych środków wykorzystywanych do produkcji żywności z pewnością seria ich numerów oznacza określony rodzaj składników.

Będę jednak bardzo złośliwy i trzeci, ostatni akapit mojego opisu przeznaczę na najważniejszą informację, która najbardziej mnie zaciekawiła w innym artykule. Kto nie doczytał do tego momentu, to jego strata. Otóż okazało się, że cholesterol, który znamy jako straszliwy środek wpływający na zawał serca, czego należy unikać, unikać, unikać - jak przekonują nas reklamy producentów różnego rodzaju margaryn - jest najlepszym pokarmem dla mózgu. Powoduje regenerację komórek mózgowych, karmi mózg, a jego brak może powodować na przykład chorobę Alzheimera i Parkinsona. Zadziwiające, jak firmy, które produkują różnego rodzaju środki farmaceutyczne lub żywność, potrafią robić nam (nomen omen) wodę z mózgu

Obawiać się trzeba nie tyle cholesterolu, ale chciwych i zakłamanych firm.

czwartek, 9 marca 2017

A mury runą...

Jak na razie wczoraj runęły, i nie mury - ale słynne Lazurowe Okno na Malcie, czyli formacja skalna, która była symbolem tej wyspy i bardzo ważną atrakcją turystyczną. Lazurowe Okno u wybrzeży wyspy Gozo było zagrożone upadkiem ze względu na erozję i prędzej czy później musiało to nastąpić - i akurat nastąpiło w dniu Święta Kobiet. Nastąpiło to jednocześnie na dzień przed dzisiejszym szczytem Unii Europejskiej (ale nie na Malcie, jak chciał Petru w swoim pierwotnym piśmie), w czasie którego być może wybrany zostanie kolejny Przewodniczący Rady Europejskiej. A w tym zakresie PiS zafundował swoim przeciwnikom prawdziwy gambit.

W szachach gambit oznacza wystawienie na zbicie własnego piona w celu uzyskania przewagi nad przeciwnikiem - na przykład wystawienie jego figury na niebezpieczeństwo, zmarnowanie przez przeciwnika ruchu, rozszczelnienie jego obrony pozycyjnej, uniemożliwienie mu zrobienia roszady i w tym podobnych celach. Gambit w wykonaniu PiS już teraz niektórzy określają jako mistrzowskie posunięcie. Ten gambit to odkrycie prawdziwej twarzy Donalda Tuska - jako de facto, a teraz już na pewno, kandydata Niemiec, a nie Polski. Osobiście wątpię w wybór Jacka Saryusza-Wolskiego, bo za późno to wszystko zostało zmontowane, ale tu nie chodzi nawet o jego wybór - ale o demonstrację

Po pierwsze, demonstrację tego, że Polska ma prawo wskazać swojego kandydata i odciąć się od kandydata formalnie posiadającego polskie obywatelstwo, ale bynajmniej nie działającego w polskim interesie. Za granicą to normalne, że działa się w interesie swojego kraju. U nas nie było to normalne za rządów PO. Po drugie - jeśli Tuska wybiorą, to będzie bardziej obnażenie nieformalnych układów decyzyjnych w Unii Europejskiej. A takie układy nie podobają się nie tylko Polsce. Ostatnio ich ucieleśnieniem jest także sygnalizowana przez Niemcy i trzy inne kraje Europa różnych prędkości, która może zaś docelowo, kto wie, wbić gwoźdź do trumny Europy Zachodniej właśnie. Bo ta Europa jest wyzuta z wartości, zagubiona, zalana imigrantami i coraz bardziej terroryzmem - i być może coraz bardziej zdychająca. Kto wie, czy na naszych oczach nie następuje podział unijnej Europy na bogaty i zgniły Zachód i zdrowy oraz coraz lepiej się rozwijający Wschód.

Jak na razie zawaliło się jedynie Lazurowe Okno - kiedy kolej na zawalenie się obecnej, kierowanej przez zaślepione elity, Unii?

środa, 8 marca 2017

Polska liderem równości gender?

Potencjalnie tak, ale nie chodzi tu o lewackie "gender" będące zacietrzewioną ideologią, lecz o równość płci w zakresie płac. Według badania In Work Index 2017, przeprowadzonego przez renomowaną światową firmę konsultingową PWC, które opublikowane zostało przez Międzynarodowym Dniem Kobiet, okazuje się, że nasz kraj osiągnął największy skok jakościowy w zakresie likwidacji różnic wynagrodzeń wśród kobiet i mężczyzn, awansując na dziewiątą pozycję w rankingu 33 rozwiniętych krajów OECD. Co najciekawsze PWC przewiduje, że nasz kraj będzie pierwszym rozwiniętym krajem świata, który  już w 2021 roku zlikwiduje różnice wynagrodzeń kobiet i mężczyzn, podczas gdy wspaniałe, będące wzorem dla polskich środowisk opozycyjnych, Niemcy (podobnie jak Hiszpania i Korea Południowa) dla osiągnięcia równości płac kobiet i mężczyzn potrzebować będą około trzystu lat.

To chyba miła informacja dla kobiet pracujących w Polsce. Oczywiście ciekawe, jak to wszystko przełożyć na realne życie, realne pensje. Taki indeks przygotowywany przez firmę konsultingową to jedno, a życie to drugie. Miło jednak wiedzieć, że nasz kraj w jakieś dziedzinie jest w ścisłej światowej czołówce, i to w dziedzinie, która dotyczy kwestii cywilizacyjnych i społecznych, a nie jedynie konsumpcji batoników lub też zaopatrzenia w smartfony. Nie będę próbował zastanawiać się, kto jest ojcem tego sukcesu i dlaczego w naszej gospodarce, jak PWC obliczyło jest taka równość wynagrodzeń kobiet i mężczyzn. Ale miło, że do takich wniosków doszli.

Oczywiście trudno wyciągać z tego dalekosiężne wnioski na temat kondycji społeczno cywilizacyjnej Polski. Być może jednak z takich drobnych cegiełek zbuduje się obraz kraju cywilizacyjnie bardzo dojrzałego i atrakcyjnego w przeciwieństwie do wielu krajów Europy Zachodniej, które choć formalnie są na wyższym poziomie rozwoju niż Polska, to jednak prześcigają nas głównie w konsumpcji owych batoników i liczbie smartfonów, nie zaś w zakresie spełniania pewnych norm cywilizacyjnych i społecznych, które są oczekiwane od współczesnej cywilizacji. Można by oczekiwać, że na przykład bezpieczeństwo obywateli we własnym kraju jest powszechnie pożądanym cywilizacyjnym standardem. Ale kraje Europy Zachodniej o takim bezpieczeństwie mogą już niestety zapomnieć.

Pamiętajmy zatem, że buduje się nie tylko konsumpcję, ale też cywilizację.

wtorek, 7 marca 2017

Kobiety wszystkich płci

W przeciwieństwie do wielu mężczyzn, którzy usiłując siebie robić macho, ja mam bardzo duży szacunek do kobiet - ich mądrości życiowej, zapobiegliwości i determinacji. Są jednak takie kobiety, które najwyraźniej przystają bardziej do wzorów odmawiającego im pełnej równości Janusza Korwin-Mikkego. Już jakiś czas temu posłanka Joanna Scheuring-Wielgus znana stała się z powodu wykrzyczenia przez nią absurdalnego hasła "Dość dyktatury kobiet!" w czasie jednego z Czarnych Protestów. Co gorsza, to hasło zostało równie bezmyślnie powtórzone przez uczestniczki i dopiero po chwili ktoś zorientował się, że powinno być "mężczyzn". Ostatnio jednak pojawiła się kolejna perełka tego rodzaju na niedawnej manifie.

Tym razem czasie manify uwagę internautów zwróciła tabliczka z napisem "Kobiety wszystkich płci łączcie się". Wiadomo do czego jest to nawiązanie - do starego komunistycznego hasła, które swego czasu miała jako motto "Trybuna Ludu", a także tygodnik "Polityka", dziś stojący się w piórka nowoczesnego i obiektywnego. To hasło wzięte z Manifestu Komunistycznego Karola Marksa i Fryderyka Engelsa brzmiało "Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!".  Oczywiście pierwszą reakcją na takie absurdalne hasło może być tylko śmiech. Mogą być kobiety wszystkich narodów, ras, religii - ale nie płci. Choć, jeśli się nad tym dłużej zastanowić, to niestety nie jest już do śmiechu...

Bo przecież jest lewactwo i cała jego radosna genderowa twórczość, która (jak ostatnio to słyszałem) wyróżniła już 75 płci, ale być może jestem nie na czasie i może naprodukowali ich więcej. Z pewnością znaczna część tych dodatkowych genderowych "płci" to kobiety. Dlatego też mówienie o kobietach wszystkich płci ma w tym wypadku pokraczny sens. Jednak dla mnie prywatnie jest tylko jedna płeć kobieca - niezależnie od tego, czy biologicznie zrodzona, czy po operacji zmiany płci. Dzielenie kobiet na jakieś płciowe warianty przypomina mi bardziej praktyki faszystowskie dzielenia ludzi na nadludzi i podludzi. 

Z jedną różnicą - autorki tego napisu z manify sam się przydzieliły do tych głupszych.

poniedziałek, 6 marca 2017

Wielka szkoła cierpliwości

Miałem jakiś czas temu taką rozmowę na czacie z kimś, kto w nicku miał określenie, że bawi się, a więc góry wiadomo było, że raczej rozmowa z nie będzie zbyt poważna. Zabawa bowiem na czacie to po prostu seks. Jednak starałem się zapytać tego rozmówcę, do jakiej relacji kogoś szuka, aby zorientować jak się dokładnie. Już nieraz tak bywało, że głupie nicki wcale nie oznaczały (w samej rozmowie) równie głupiego człowieka. Warto więc było spróbować. Oto efekt w postaci tej rozmowy (on i ja).

-cześć
- hej
- Tomek 170 88 15
- jakiej relacji szukasz?
- ja pas uległy
- nie interesują mnie role w analu
- pytam jakiej relacji szukasz

- seks
- zatem pa

Warto zwrócić uwagę na taki szczegół w tej przytoczonej powyżej rozmowie, że mój rozmówca nawet przedstawił się i podał swoje wymiary, ale zapomniał padać najważniejszej cyferki - czyli wieku. Za to podał rozmiar fiuta. O tym jakoś nie zapomniał. A potem można już było się domyślać po jego odpowiedzi na moje pytanie, że zupełnie nie wie co to jest relacja. Bowiem relacja to nie jest rola w analu lub dominacji. Relacja to układ, przyjaźń, związek, netowa znajomość i tym podobne. Czat jednak na tyle ukierunkowuje ludzi, że wszystko kręci się tam wokół seksu.

Oczywiście nie dziwię się temu. Na czacie zdecydowana większość ludzi szuka seksu i ta presja sprawia, że inne osoby po prostu nasiąkają tego rodzaju stylistyką rozmów i stylem myślenia, Dlatego też na czatach szukam wyłącznie wyjątków od reguły, których rzecz jasna. jak każdych z wyjątków, jest bardzo niewiele. O tyle lepiej, że nie ma specjalnie problemu zbyt wielkiej liczby osób, spośród których można by cokolwiek wybierać. Jednak płaci się za to także koniecznością przekopywania się przez wielkie góry śmieci informacyjnych i bezwartościowe rozmowy, takie jak między innymi ta przytoczona dziś.

W sumie czat jest tak naprawdę wielką szkołą cierpliwości.

niedziela, 5 marca 2017

Gorzka recenzja

Anonse internetowe są czasem miejscem, w którym nie tylko można znaleźć informacje o ludziach szukających kogoś w takim lub innym celu, ale także miejscem wielu krytycznych mini esejów na temat innych osób, które tam się albo same ogłaszają, albo  też na anonse reagują. I właśnie na  taki mini esej o reagowaniu na cudze anonse, moim zdaniem głęboko życiowy i słuszny, trafiłem niedawno na jednym z portali ogłoszeniowych. Oddajmy więc głos jego autorowi, który przedstawia się jako Zero Szacunku.

Masakra, siedzą tu tacy, którzy odpisują na anonse, które ich nie dotyczą. To jest dopiero desperacja. Taki człek jest bardzo nieszczęśliwy. Gdyby było inaczej to zainteresowałby się ogłoszeniem osoby, z którą chciałby nawiązać normalny, ludzki, otwarty kontakt. Ale nie, taki "ktosiu" musi odpisać i komuś dowalić, wyrzucić z siebie nieuzasadnioną złość. Żal. Tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy, że to on ma problem, podświadomość wypycha z niego jego butę, arogancję. Dlaczego? Bo sam był i jest niespełniony, choć jemu wydaje się że jest inaczej. Do tego cytowanie pani polityk w stylu "sorry, taki mamy klimat" dowodzi, że nie potrafi sam skonstruować niczego rzeczowego, a jedyne co mu wychodzi do wyżycie się anonimowo na jakimś anonsie. Żenada? Nie. Dno. Tylko takie, z którego woda już wyparowała. Smutne to. Człowiek człowiekowi wilkiem. Tylko po co? Jak może kogoś zainteresować coś co nie dotyczy go kompletnie? Nie wyobrażam sobie odpisać na jakikolwiek anons, z którym nawet bym się nie zgadzał. Nie o marnowanie czasu chodzi. O bycie CZŁOWIEKIEM.  

Sam wielokrotnie doświadczyłem takich odpowiedzi, także będących formą hejtu. I wtedy zastanawiałem się również, dlaczego ktoś tak bardzo pokazuje swoje kompleksy, że musi trudzić się, aby hejtersko odpowiadać na czyjś anons. Są też inni, którzy odpowiadają na anonse po prostu na ślepo, wklejając zawsze taki sam gotowy tekst i nie dbając o to, że odpowiadają po raz piąty lub dziesiąty na to samo (nie zmieniające się wcale!) ogłoszenie. Ta druga kategoria może być zaliczona do lekkich idiotów, natomiast ta pierwsza faktycznie mieści się w przedziale przypadków klinicznych.

Myślę, że odpowiedź na pytanie, dlaczego mamy do czynienia z takimi przypadkami klinicznymi, jest chyba stosunkowo prosta. Po pierwsze, takie przypadki zawsze zdarzały się, zdarzają i będą zdarzać w społeczeństwie. Po drugie zaś, dostęp do bardzo łatwej komunikacji przez internet sprawił, że te przypadki niejako "wyszły spod dywanu" i po prostu ujawniły się. W dawniejszych czasach po prostu nie było możliwości, żeby ujawniały się w tak szerokim zakresie. Ktoś zamieszkał anonse tylko w papierowej gazecie. W odpowiedzi można było napisać list ze znaczkiem pocztowym. A tego już większości domorosłych hejterów nie chciało się robić. Na dziś wystarczy kliknąć w komputerze, aby wysłać wiadomość do anonsu i nic nie stoi na przeszkodzie, aby taki hejt błyskawicznie wykonać.

Ceną powszechnej komputeryzacji jest bowiem wysyp miernoty.

sobota, 4 marca 2017

Wiewióhka

Rano internet obiegło zdjęcie martwej wiewiórki, która biedna leżała na ściętym pniaku drzewa. Widocznie miała swoją dziuplę, którą jej zabrano wycinając drzewo. Dzięki ustawie, do której powstania przyczynił się minister Szyszko zabiło tę niewinną wiewiórkę. Jako człowiek, który sam posiada domowe zwierzęta podobnej wielkości (mam trzy szczurki)  bardzo mocno to przeżyłem. Chciałem napisać post na bloga o biednej wiewiórce i o tym, o czym już mało kto pomyśli, że potrafimy publicznie wzruszać się cierpieniem zwierzęcia lub człowieka, ale za to wzruszenie jest tylko krótkotrwałe i następnego dnia lub tygodnia już mam wszystko jedno i zapominamy o tym. Tymczasem sprawa ma drugie dno, o wiele ciekawsze.

Po południu sięgnąłem po dawkę wiadomości i okazało się, że to zdjęcie, które zamieściła między nimi Gazeta Wyborcza (czego porównanie ze stanem faktycznym daje portal Niezależna), z odpowiednio soczystym komentarzem, jest manipulacją - u źródła świadomą lub też nie. Być może ktoś zamieszczając to zdjęcie jako pierwszy po prostu usiłował jedynie poruszyć ludzkie sumienia, a być może z góry usiłował zrobić to w perfidny sposób, jako narzędzie walki politycznej. Ponieważ osoba,  która jako pierwsza to zdjęcie umieściła jest osobą prywatną, obstawiam wariant pierwszy, czyli dobre intencje obudzenia ludzkich sumień. Natomiast lewackie media, które podchwyciły temat, z pewnością potraktowały go już stricte politycznie. Tymczasem nawet tygodnik "Polityka" pisze o tym, że zdjęcie było zmanipulowane. "Polityka" odkrywa manipulację lewackich mediów! Nie sądziłem, że kiedykolwiek dożyję takiego dnia!

Dzisiejszego dnia miały miejsce dwa gigantyczne ciosy w systemy manipulacji, którymi posługuje się polska opozycja i lewactwo. Najpierw Magdalena Jethon, była szefowa radiowej Trójki, a obecnie szefowa mediów KOD, w wywiadzie  z Robertem Mazurkiem buńczucznie zapowiada, że ludziom pod rządami Kaczyńskiego odebrano pewne swobody - po czym, na pytanie jakie, stwierdziła, że nie potrafi odpowiedzieć i nie jest w stanie wymienić nawet jednej z tych tak dramatycznie odebranych swobód. Teraz okazuje się, że biedna wiewiórka została sfotografowana nie na ściętym drzewie, lecz na kikucie odciętej gałęzi drzewa, w miejscu, które należy do Miasta Stołecznego Warszawy i w przypadku którego wycięcie gałęzi nie było związane z prawem Szyszki. Czyli z jednej strony pustosłowie działaczki KOD, a z drugiej strony bezwstydna manipulacja. Jedynie internauci nie zawiedli - a z ich memów wziąłem między innymi tytuł dzisiejszego posta.

Jakby dziś powiedział Jan Zamoyski - takie trzecie rzeczypospolite będą, jakie ich newsów manipulowanie.

piątek, 3 marca 2017

Seks w przerwie na kawę?

Szwedzi są mistrzami we wprowadzaniu różnych postępowych, dziwnych i czasem szokujących rozwiązań. Jakiś czas temu głośno było o ich równouprawnieniu w usuwaniu śniegu, spowodowało śniegowy paraliż Sztokholmu. Jednak tym razem szwedzcy radni wpadli na pomysł, który może być bardzo atrakcyjny dla wielu grup zawodowych. Proponują, żeby zamiast tradycyjnych przerw na kawę zorganizować dla pracowników seks ze swoimi partnerami lub też partnerkami, albo lub też pracownikami. Czyżby to była atrakcyjna perspektywa również w naszym kraju?

Pomijam już to, że w naszym kraju taka otwartość seksualna raczej nie zawsze i nie w każdej dziedzinie obowiązuje, a w firmach, w których ludzie są "seksualnie wyzwoleni" (jak to pięknie określa lewactwo) i tak prawdopodobnie seks odbywa się - tyle, że bardziej po godzinach pracy, niż w czasie firmowej przerwy na kawę. W o wiele lepszej sytuacji są pracownicy w firmach i branżach, w których pracują sami geje lub ich zdecydowana większość (albo geje i bi) - ale tam chyba o seks nietrudno nie tylko w czasie przerw w pracy ;-)

Oczywiście w Polsce byłoby masa protestów ze strony różnych oburzonych grup społecznych, gdyby taki system usiłowano wprowadzić. Czy to źle i czy to oznacza, że nasz kraj jest wsteczny? Nie sądzę. Myślę, że pewne dziedziny ludzkiego życia powinny być pozostawione w sferze sacrum. Ich mieszanie do codziennej pracy lub wykładanie na światło dzienne jest burzeniem pewnego porządku ludzkiego życia i prowadzi do tego, że życie ludzkie staje się pomieszane, jakby wymiksować je w mikserze. Czy nie lepszy jest seks w spokojniejszych okolicznościach niż krótka przerwa w pracy, pełen bliskości i uczucia? 

Chyba nic dobrego nie czeka seksu, gdy zdegradują go do roli gimnastyki w przerwie pracy.

czwartek, 2 marca 2017

Pomarańczowa alternatywa

Tym razem nie o dawnej Pomarańczowej Alternatywie, ale o firmie Orange, która jak przeczytałem usunęła spoty z Agnieszką Jastrzębską, albowiem promowały one kredyt na zakup bagatelka bluzy za 449 złotych. Podobno internauci nie zostawili suchej nitki na tym spocie i nie dziwię się. Dla osób, u których 449 zł to znaczna część pensji, kupowanie bluzy za takie pieniądze jest co najmniej żenujące. Kto kupuje, ten kupuje, ale chwalić się tym w reklamie przeznaczonej, jak mniemam, do masowego odbiorcy - jest głupio. Ale to nie jedyna osoba przyłapana przez internautów na kupnie drogiej odzieży.

Barbara Nowacka, działaczka lewicowa, występowała na wielu manifestacja Komitetu Obrony Demokracji ubrana szary shirt z białym orłem (w tym artykule występuje ona przy godzinie 15:55). Internauci namierzyli tę koszulkę w internetowym sklepie a jej cena wynosi 350 zł. To pokazuje, że pani Nowacka, nie przymierzając, należy do tak zwanej kawiorowej lewicy i raczej z realiami życia przeciętnego Polaka ma niewiele wspólnego. Dla niej istotne są tak zwane "walki o demokrację", a dla wielu polskich rodzin ważna jest walka o przeżycie - i to bez cudzysłowu. Nie od dziś jednak wiadomo, że kawiorowa lewica, pijąca przysłowiowe sojowe latte lub jedząca sushi i telefonująca iPhonem raczej nie będzie rozumiała normalnego człowieka, podobnie jak nie będzie go rozumiała pani sędzia Gersdorf, która uważa, że za 10 tysięcy brutto to przeżyć można jedynie w małych miastach.

Orange prawdopodobnie chciał stworzyć swego rodzaju pomarańczową alternatywę (pomarańczowa w nawiązaniu do jego kolorystyki firmowej), czyli pewnego rodzaju równoległą rzeczywistość, w której wszyscy są bogaci, albowiem wystawił w reklamie osobę, która zachowuje się tak, jakby jej dochód należał do kilku górnych procent społeczeństwa. Jeśli chce się jednak obsługiwać masowego klienta, nie powinno się go obrażać lub wprawiać w zakłopotanie, sugerując, że usługi, które się oferuje, są przeznaczone dla nowobogackich VIP-ów. W tej całej historii są dwa wnioski - optymistyczny i pesymistyczny. Optymistyczny jest taki, że Orange był w stanie wycofać się z błędnej reklamy. Pesymistyczny jest taki, że nasza zacietrzewiona totalna opozycja, która brnie w różne ślepe uliczki, nie potrafi się z nich wycofać

Widocznie nasza opozycja jest także totalną opozycją wobec myślenia.

środa, 1 marca 2017

Oscar idzie do...

Oscar goes to... - to znany początek zapowiedzi w czasie ceremonii rozdawania Oscarów w Ameryce. Jednak przypadku naszych polskich Oscarów można by powiedzieć, że Oscar idzie do... No właśnie, do kogo? Internauci wybrali swoje aktualne polskie Oscary w kilku polityczno-medialnych kategoriach. Najbardziej spodobał mi się Oscar dla Wojciecha Diduszko za najlepszą rolę komediową. Przypomnijmy, że Wojciech Diduszko to ten biedny "pokrzywdzony przez policję" uczestnik demonstracji 16 grudnia, który samodzielnie położył się na ulicy, udawał pobitego i następnie wstał o własnych siłach, by po chwili jakby nigdy nic zadzwonić do kogoś. Być może użył wtedy formułki - Panie Prezesie, melduję wykonanie zadania. Jednak nie on jeden otrzymał Oscara w kategorii kategoriach przyznawana przez internautów. Inne nominacje także są ciekawe.

Śledzę wydarzenia polityczne, ale nie pamiętam każdej osoby z imienia nazwiska i nie kojarzę wszystkich zawiłości, które złożyły się na przyznawanie polskich Oscarów. Dlatego też wspomnę przede wszystkim o tych Oscarach, których laureatów sam kojarzę. Oscar dla najlepszego operatora zasłużenie powędrował do posła Nitrasa - zapracował na to uczciwie w czasie okupacji parlamentu. Gdyby był też Oscar za najlepszą rolę detektywa śledczego lub szpiega, to też miałby go w kieszeni. W obu tych kategoriach także zasłużył się w czasie okupowania Sejmu. Oscara za najlepszą rolę dramatyczną została uhonorowana Hanna Zdanowska. Jej płacz w czasie konferencji prasowej po usłyszeniu zarzutów w gorzowskiej prokuraturze jest bezcenny. Za najlepszy film romantyczny uznano "Lot na Maderę". Wiadomo, kto w nim wystąpił, ale niestety nie wiemy, kto był jego reżyserem i producentem.

Gdybym sam miał przyznawać Oscara, to przyznał bym Oscara za efekty specjalne dla tego czarodzieja, który rozmnożył sztucznie demonstrację KOD-u. Nie pamiętam już dokładnie co to była za demonstracja, ale wykonano tam bardzo prostą operację w programie graficznym, po prostu rozmnożono ludzi kopiując te same grupy osób w kilku miejscach. Oczywiście dla średnio sprawnego obserwatora to nieudolne fałszerstwo szybko wychodzi na jaw. Jest też zdjęcie, które mogłoby dostać Oscara w kategorii wzorowa manipulacja. Zamieściła je "Gazeta Wyborcza" ilustrując zimowym zdjęciem lipcową manifestacje KOD-u na skwerze Martina Luthera Kinga. Zresztą pod tym linkiem widać także manipulację TVN polegającą na sprytnym kadrowaniu zdjęcia tak, aby było wrażenie ogromu demonstrantów. Jak ktoś napisał komentując manipulację GW - ponieważ szczyt NATO przywraca klimat zimnej wojny :-)

To raczej klimat III RP podtrzymuje tendencję do kłamstwa i manipulacji.