środa, 30 września 2015

Krótka wersja z blizną

Niedawno napisałem post o anonsie, który poznałem jako już pochodzący od autora, który już od jakiegoś czasu go publikuje w różnych wersjach. To był już mój drugi post o tym anonsie na moim blogu. A teraz trafiłem na ten sam anons w krótkiej wersji. Poznałem go po nieśmiertelnej bliźnie na twarzy. Nikt inny tego nie pisze, więc można nieomal na ślepo obstawiać, że to ten sam autor. Tym razem jednak pisze o wiele krócej i już nie wspomina o gangsterze czy farmerze. Oto ów nowy anons, w trzeciej odsłonie prezentowanej na tym blogu:

Marek 25L 175/75 P. Szukam przyjaźni, Miłości. Szukam też lepszej pracy fizycznej w Polsce, zagranicą. Szukam dużego faceta takiego od 180 cm a nawet od 190 cm i od 100 kg a nawet 140 kg Facet może być otyły, owłosiony, blizną na twarzy mi to nie przeszkadza bo się liczy piękno wewnętrzne człowiek a po drugie mi też tacy faceci się podobają :-)

W porównaniu do poprzedniej wersji jest zdecydowanie bardziej zjadliwy i brzmi już normalnie. Blizna na twarzy nie wygląda jak folklor (co innego w połączeniu z gangsterem lub komandosem - wtedy to prawie wyglądała jak fetysz). Jak widać, ludzie uczą się chyba na błędach i poprawiają swoją komunikację. To pozytywne - pokazuje przynajmniej, że dana osoba myśli.

A myślenie jest wbrew pozorom wciąż rzadko spotykanym elementem na czatach i w anonsach. I w ogóle w całej komunikacji gejowskiej opanowanej przez pisanie o seksie. A pisanie o seksie wymaga specyficznego ale krótkiego slangu i zwalnia totalnie od myślenia. Stąd osoby zanurzone w tego rodzaju pisaniu prawie nie potrafią gadać na normalne tematy.

Ciekawe czy ten autor potrafi, czy tak wpatrzyłby się w bliznę na twarzy, że zapomniałby języka w gębie ;-)

wtorek, 29 września 2015

W koło Macieju

Tak można by określić cześć rozmów, jakie zdarza mi się prowadzić na czatach. Ja swoje, rozmówca swoje - jak squash, a nie mecz tenisowy. Oto przykład rozmowy z kimś o nicku "Fajny chłopak faceta". Nick zapowiada się ciekawie. A wykonanie? Oto rozmowa (on i ja):

- hej
- cześć
- szukam chłopaka do związku
- nie do seksu
- Kamil 24l
- Maciek wiadomo ile 2x więcej
- opis
- 178 85
- 170 80 15
- szukam związku czyli życia razem
- a to dobranie się na wielu płaszczyznach
- nie tak jak na czacie od strony seksu
- jestem uni
- nie ma to znaczenia
- jeśli ludzie są blisko uczuciowo poradzą sobie w każdej konfiguracji

I szukaj tu kogoś kto jest fajnym chłopakiem. Niby znalazłeś, bo taki ma nick, szuka też faceta - czyli kogoś w moim wieku zapewne także. Prawie idealnie. Ale "prawie" czyni - jak wiadomo - wielką różnicę. Ja o związku, a on o opisie. Ja o życiu razem, a nie jedynie o seksie w tym życiu razem - a on o roli w analu.

A kiedy okazuje się, że jego 15 cm penisa czy uni w analu nie mają znaczenia - nagle nie wie co powiedzieć i po niedługim czasie zamyka okno rozmowy. Fajny chłopak szukający faceta do seksu - taki powinien mieć nick. O tyle może sobie pozwolić na krótszy nick, że na czacie ludzie przeważnie szukają do seksu. Więc niby to oczywiste.

W sumie to ja i niewiele innych osób należymy tam do wyjątków :-)

poniedziałek, 28 września 2015

Nie jestem idiotom

Czasem idiota jest takim idiotą, że trzeba go pogonić. Choć czasem jest także szansa na wytłumaczenie idiocie - o ile mu się da wytłumaczyć cokolwiek skutecznie - dlaczego jest idiotą. Oto przykład takiej rozmowy, którą miałem na GG (on i ja): 

-  wale sb chcesz zobaczyć
- Jestem gejem mam 48 lat i mieszkam w Warszawie.
- Szukam sensownych ludzi do rozmowy, przyjaźni lub związku.
- Nie szukam seksu, rozmów o seksie ani pustych gadek z nudów.
- Gdy nie odpowiem do razu to proszę poczekaj, odpiszę później.
- nie- czemu
- wal się
- czm ?
- wal się idioto!
- nie jestem idiotom debilu
- z taka propozycja jesteś
- oceniam cie po tym co piszesz
- chciałem żebyś ocenił go
- kolejne debilne podejście
- żegnam
- ej serio
- serio żegnam!

Byłem grzeczny na tyle, na ile mogłem. Odmówiłem. Ale pytanie "czemu?" wkurza mnie.  Mam prawo odmówić nieznajomemu w takiej sytuacji. Więc pogoniłem go, ale to nie wystarczyło, gdyż mój rozmówca okazał się, jak widzimy, nie być idiotom. Trzeba mu więc było wyjaśnić, że idiotyzm ocenia się po jego propozycjach w czasie rozmowy.

Ale ten nie będący idiotom rozmówca okazał się jednak debilem, bo nadal nie zdając sobie sprawy z niestosowności swoich propozycji, chciał aby zajmował się oceną jego fiuta!

No to zapytam po gejowsku - na chuj mi ocena jego fiuta?

niedziela, 27 września 2015

"Zboczeniec"

Dziś prezentacja rozmowy - tym razem na czacie - która odbyła się z innym bi, dosłownie godzinę po rozmowie opublikowanej wczoraj. Tutaj mamy do czynienia z prawdziwym "zboczeńcem". Ale oczywiście tylko w cudzysłowie. Oto wyjaśnienie dlaczego (on i ja):

- cześć
- cześć
- Karol 20
- Maciek 48
- szukam związku a ty?
- tzn ja w związku z dziewczyna jestem, ale na boku... chętnie
- wybacz boki mnie nie interesują, ja szukam związku czyli życia razem

Oczywiście już dalej nie było rozmowy, nie dlatego że szukamy czego innego, ale choćby dlatego, że większość osób po prostu nie wie wtedy co powiedzieć. Żałosne na czatach jest to, że ludzie wytresowali się do rozmów na bardzo wąskie tematy, a poza nimi nie mają już języka w gębie. Ale taki czatowy folklor.

Tym razem jednak mamy przynajmniej szczerość po stronie bi. Każdy ma prawo szukać tego, co uznaje za potrzebne dla siebie, nawet wtedy gdy dla kogoś innego, jak dla mnie, to nie jest opcją, którą się interesuję. Póki jednak takie szukanie nie jest jednoznacznie sprzeczne z prawem, to wolna wola szukającego - kogo szuka.

Ja zaś na boku wolę mieć koło biurka... kawę ;-)

sobota, 26 września 2015

Modelowy "związek" bi

Nie lubię na ogól bi, bo kojarzą mi się ze skakaniem z kwiatka na kwiatek. Niestety dobrze określa ich znana maksyma - żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek. Rozmawiając z wieloma bi niestety muszę przyznać, że mieszczą się w tym schemacie. A do tego przeważnie bi nie mają świadomości zagrożeń jakie takie skakanie w bok może nieć dla ich oficjalnego związku. Czasem jednak z bi udaje się stworzyć pouczającą wymianę korespondencji, tak jak prezentowana dziś. To korespondencja w odpowiedzi na mój anons szukania chłopaka. Przedstawiłem ją w formie rozmowy (on i ja):

- Witam. Mam 28 lat i jestem szczupłym brunetem bi pas. Również szukam kogoś do związku kogoś, kto będzie traktował mnie jak kobietę - lubię zakładać damskie ciuszki. Pozdrawiam Jola.
- Ja szukam kogoś kto szuka życia razem. Role w analu są mało istotne gdy się dobierasz do całego życia. Jeśli ludzie darzą się uczuciem, to poradzą sobie w seksie w każdej konfiguracji.
- Ja również szukam kogoś do bycia we dwoje? A czy możesz się opisać? Jola.
- Jak masz profile na Fellow czy Kumpello to sobie możesz mnie tam zobaczyć.
- Jesteś gej, czy bi? Proszę abyś się tu opisał?
- Gej.
- Nie znoszę gejów, papa. Jola
- Nie znoszę zakłamanych bi :-)
- Powodzenia kochany, papa. Jola.

Już samo zakończenie jest ciekawe. Życzy mi powodzenia, to miłe z jego strony, ale mam poczucie, że jakby ślepo szuka swego seksu i stąd przywykł się do wszystkich "kobieco" przymilać, nawet gdy rozmowa jest zakończona. A czemu sądzę, że szuka seksu na ślepo? Bo rozmowa z nim jest jak ślepego z głuchym. Dla niego związek to układ we dwoje. Nawiasem mówiąc: dwoje oznacza mężczyznę i kobietę. To dobitnie pokazuje naturę bi :-)

Nie dziwi mnie to, że bi szuka bi. A nawet to, że bi szuka kobiet :-) Dziwi mnie jedynie to, że bi szuka niby związku, ale kompletnie nie przyjmuje do wiadomości tego, czym związek naprawdę jest. Zamiast bycia razem i dobrania się - rola w analu i opisz się (choć w grzeczniejszej formie, wraz ze słowem "proszę"). 

Po tej rozmowie wiem na pewno, że bi do związku nie szukam ;-)

piątek, 25 września 2015

Pan Tadeusz księga 2

Wczoraj pisałem o panu Tadeuszu, który niestety nie ma ani uroku Michała Żebrowskiego z filmu Wajdy, ani zbytniej dawki romantyzmu w sobie. A zaraz potem życie dopisało mały, ale zabawny dopisek do tej historii. Jak pamiętamy, pan Tadeusz to humanista. Zaś humanista kojarzy się z wykształceniem, pewnym literackim obyciem, kulturą i tym podobnymi cechami. I ten humanista, gdy nie odpisałem na jego inicjalny list, przysłał mi następujący dodatek (pisownia oryginalna):

Mimo że mam 52 lata spróbujmy stworzysz związek
Nauczyciel samotny

Wygląda to jak coś w rodzaju dawnego telegramu, brakuje tylko słowa "stop". Konstrukcja gramatyczna raczej nie przypomina tu humanisty piszącego pełnymi, literackimi zdaniami. Raczej mamy tu do czynienia z humanistą od siedmiu boleści. Nie chodzi tu jednak o językową niepoprawność.

Wiele osób pisze stylem słabym, niegramatycznym. Ale mają coś do powiedzenia. I to sprawia, że to, co napiszą czyta się z zaciekawieniem. I nie wybrzydza się nad ich stylem. Tylko odpowiada się im i koresponduje z nimi. To nie od jakości pisania zależy jakość komunikacji, ale od tego co ma się do powiedzenia. A ten pan Tadeusz niestety nic ciekawego nie ma. 

No ale tego się trzeba samemu nauczyć, nawet jeśli się jest nauczycielem ;-)

czwartek, 24 września 2015

Pan Tadeusz

Nie o pięknym poemacie Mistrza Adama lub o jego filmowej inscenizacji ze wspaniałą muzyką Wojciecha Kilara będzie dziś mowa. Nie ma bowiem w dzisiejszym temacie romantyzmu, chyba że za motto jego przyjąć powiedzenie ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Bo są najwyraźniej osoby głuche na pewne doświadczenia. 

Należy do nich tytułowy pan Tadeusz (tak się przedstawia i pewnie tak ma na imię), lat nieco ponad 50, jak podkreśla - humanista. Otóż pan Tadeusz po raz któryś odpowiada na mój anons, w którym piszę chyba w miarę wyraźnie, że nie dogaduję się z dojrzałymi facetami. Ale on, humanista, dalej swoje. "Poznajmy się, jestem z zawodu humanista" - napisał. Doprawdy ciekawy zawód ;-)

Kłopot w tym, że ów humanista jakoś nie pamięta, że odpisuje na któryś anons po raz kolejny. Czyli robi to na ślepo. Zabiera się do poznawania na łapu capu, nie uczy się na błędach. Słabo to jakoś wygląda, jak na humanistę w średnim wieku, który powinien być raczej przykładem myślenia.

Cóż, nie każdy pan Tadeusz nadaje się do poematu ;-)

środa, 23 września 2015

Niezręczny mail?

Czasem powinniśmy się ucieszyć z otrzymania od kokoś maila, ale jednak nasza reakcja jest odwrotna. Dzieje się tak wtedy, gdy próbująca się z nami kontaktować osoba z jakichś powodów nam nie pasuje. Może nie być w naszym typie z wyglądu. Albo spodziewamy się, że ma intencje z którymi się kompletnie nie zgadzamy. Czasem jednak sytuacja jest nieco niezręczna. 

Miałem taką sytuację niedawno, gdy przypadkiem obejrzałem profil jakiegoś chłopaka na wózku. Szkoda że jeździł na wózku, wolałbym jednak partnera który potrafi ze mną iść na spacer, długo spacer, albo - pomarzyć można - pojedzie kiedyś ze mną rowerem (najpierw musiałbym jednak kupić rower). Albo powałęsa się ze mną po starych bunkrach, po których trzeba chodzić na własnych nogach, i to sprawnie. 

Z chłopakiem na wózku można się jak najbardziej zaznajomić i zaprzyjaźnić, ale nic więcej się nie uda. Więc może być przykry problem, gdyby jemu się mogło wydawać, że z takiej znajomości wyjdzie coś więcej. I ten chłopak napisał do mnie. Oczywiście nie deklarował ze mną związku, ani nie wyznawał miłości. Nie było w tym żadnej niezręcznej sytuacji. Ale moje "chore myślenie" już wybiegło w ten dziesiąty w przód ruch na szachownicy i rozważało i taką opcję. Na szczęście było to tylko teoretyczne gdybanie na wyrost - bo ów chłopak po pierwszym przywitaniu i tak już nic nie napisał.

Niestety, takich inwalidów komunikacyjnych pełno jest wśród ludzi na każdym poziomie zdrowia medycznego...

wtorek, 22 września 2015

Znieczulica kontrolowana

Czasem ma miejsce taka sytuacja, że znieczulica, czyli nie przejmowanie się cudzym losem, jest jak najbardziej uzasadniona i wskazana. O wiele dziwniejsze jest jednak, gdy dotyczy to kogoś, kto jest osobą szczególnie bliska sercu. A zdarzają się i takie przypadki.

Partner kojarzy się z osobą, z którą się żyje. Jest się z nią na co dzień. I codziennie udowadnia się z wzajemnością swoje uczucia do niego - czynami, a nie tylko słowami. Partner  jest zawsze z nami, nawet gdy los rzucił go chwilowo na drugi kraniec świata. Partner zawsze wykorzysta okazje, aby się skontaktować. I zawsze zainteresują się nami i tym jak się czujemy.  Bo jest partnerem.

A co robić, gdy partner jest partnerem głównie z nazwy, a poza tym nie zawsze spełnia swoje partnerskie powinności? Ciężko wtedy się żyje. Parter raz koi, a raz rani. Raz sprawia radość bycie z nim, a raz sprawia ból znoszenie jego nieobecności, albo co grosza tak zwanych humorów. I wtedy właśnie przydaje się ta kontrolowana znieczulica. Pozwala ona otoczyć się jakby powłoką ochronną, która chroni przed dalszymi urazami. 

Niestety, nie chroni ona przed nieuchronnie pojawiającym się wtedy na horyzoncie pytaniem - być albo nie być z takim partnerem?

poniedziałek, 21 września 2015

Konkret

Czasem z anonsów przebija Konkret. Uwielbiam te określenie. Jest takie męskie i takie kretyńskie. Kojarzy się z czymś na ślepo zdecydowanym. I na ogół wylewającym przysłowiowe dziecko z kąpielą. Oto przykład takiego konkreta z anonsu (pisownia oryginalna):

poznam męskiego /univ lub aktva/ , wolnego, zdrowego Chłopaka do 35 lat , chętnie do zamieszkania u mnie w Gdańsku... pomogę na początku... tylko konkretny meil , bez pisania w nieskończoność .

Pomijam już niechlujstwo samego anonsu. W końcu liczy się treść, szczególnie, gdy ma być konkretna. Konkret kojarzy się z seks ustawkami lub układami - i chyba tu też mamy z czymś takim do czynienia. Natomiast śmieszy mnie te narzekanie na pisanie w nieskończoność. Jest różnica między pisaniem w nieskończoność przez bajkopisarza, a napisaniem iluś maili czy przegadaniem na GG iluś godzin po to, aby się naprawdę poznać

Można więc powiedzieć, że ten anons potwierdza regułę, że konkret wiąże się z szybkim poznawaniem do seksu, bez zbędnych ozdobników. To jak konkretne zamówienie zestawu w MacDonaldzie. Jedyna różnica jest taka, że człowiek to nie kanapka. Ale ponieważ w MacDonaldzie i konkretnej ustawce na seks chodzi o to samo, czyli konsumpcję, to jednak konkret ma swoją wewnętrzną logikę. A jak ja poznaję do związku? Konkretnie - bo wiem, że do związku. I niekonkretnie - bo nie lubię spotykać się na ślepo bez poznania.

Czyli poznaję do związku konkretnie i niekonkretnie :-)

niedziela, 20 września 2015

Error 36

Error 36 to zmora użytkowników komputerów Apple. Pojawia się wtedy, gdy się kopiuje dane z dysków zewnętrznych - zarówno dysków twardych, jak i USB. Przez ten błąd o mało co nie straciłem wielu gigabajtów swoich danych. Kiedy błąd się pojawił i nie mogłem skopiować pewnych plików, zapuściłem program systemowy do naprawy dysków. Ale on nie mógł naprawić początkowo dysku i zalecał format. Może bym i sformatował dysk, ale szkoda tego robić, gdy są na nim dane, których nie mogę skopiować przed formatem. Kropka.

Wreszcie po kilku przebiegach udało się dysk naprawić. Ale nadal był Error 36. Znów kropka. Ale od czego jest Wujek Google? I okazało się, że na Error 36 jest banalne rozwiązanie w terminalu systemu MacOS. To polecenie dot_clean, po wpisaniu którego robi się spację a następnie przeciąga się do okna terminala katalog zawierający "errorowane" pliki. I ów dot_clean robi swój clean na tyle skutecznie, że ten błąd znika. 

Ulżyło mi - przez ten duperel (bo ten error to jest  objaw jakiś śmieci na dysku zewnętrznym) o mało co nie poddałem się i nie sformatowałem dysku tracąc dane (bo nie mógłbym ich skopiować). A teraz już wiem, jak w prosty sposób likwidować ten znienawidzony błąd. 

Jedno proste polecenie i ruch myszką - i problem znika :-)

sobota, 19 września 2015

STOP! AIDA

STOP! AIDA! Nie żaden AIDS, ale AIDA - czyli schemat działania dobrej reklamy. To marketingowy skrót od angielskich słów Attention, Interest, Desire, Action. Każda reklama powinna najpierw przytrzymać uwagę (Attention), spowodować zainteresowanie (Interest), następnie sprawić, aby odbiorca zapragnął wykonać odpowiednie działanie (Desire) - i w końcu doprowadzić do tego działania (Action). I taki anons trafiłem niedawno. Oto on, tradycyjnie w pisowni oryginalnej:

STOP! Poznam fajnego chłopaka (20-35 lat,szczupłego) - chłopaka,którego zjada rutyna i potrzebuje oderwać się od rzeczywistości.Jeśli jesteś znudzony życiem,samotnym,odezwij się! Śmiałość nie gryzie! Ja (176/65) sympatyczny,miły i otwarty na fajny kontakt.Sprawię,że dogadamy się w każdym temacie.Jeśli byłoby ciekawie,nie wykluczam stałej relacji.Gwarantuję pełną dyskrecję.Proszę odpowiadać z opisem swojego wyglądu (wiek,wzrost i waga) lub ewentualnie ze zdjęciem.Pozdrawiam.

Attention mamy tu na pewno. STOP! Mało który anons potrafi tak zatrzymać. Ale za tym zatrzymaniem muszą iść kolejne kroki - zainteresowanie i chęć wykonania działania. A tu już z tym słabiej. Owszem, ciekawe, że ktoś szuka kogoś, kogo zjada rutyna - a więc może szansa na nie-rutynowe życie? Ale potem są zgrzyty - dyskrecja, opis wyglądu. Zupełnie jak na seks ustawkę.

Pomijam już to, co mnie razi, a czego wielu pewnie nie zauważy, czyli brak spacji po znakach interpunkcyjnych. Ale kto się tym przejmuje w dzisiejszych czasach :-) W sumie to tylko folklor gramatyczny, liczy się treść. A treść nieco zgrzyta.

Czyżby to było STOP - seks ustawka? ;-)

piątek, 18 września 2015

Kochanie

Bardzo mnie śmieszy gdy ktoś, z kim dopiero co zaczynam rozmawiać na czacie lub na GG, od razu, lub po krótkim czasie, zaczyna się do mnie zwracać per "kotku" albo "kochanie". Zawsze wydawało mi się, że to są zwroty zarezerwowane dla ludzi, z którymi łączą nas głębsze relacje. I nie powinno się używać ich nadaremnie ani zbyt pochopnie. Jest to dla mnie po prostu nieodpowiedzialne.

Jednak są osoby, które szafują nimi od razu, na początku rozmowy. Może mają taką manierę, niczym Karol Radziwiłł, który do wszystkich mówił "panie kochanku" - i pod takim właśnie znany jest  historycznym pseudonimem.  Ale brzmi to dość niezręcznie. Nie wiadomo bowiem, czy to tylko taka przesadna ornamentyka wypowiedzi, czy też nieodpowiedzialne podejście do rozmówcy. I czasem trudno to określić jednoznacznie.

Na szczęście, albo na nieszczęście jeśli patrzeć na to z drugiej strony, tego typu rozważania nie zawsze są konieczne, bo ludzie z tak "kochaną" rozmową nader często spalają się jak meteor w atmosferze i rozmowa z nimi szybko wygasa. A wtedy już jest kompletnie bez znaczenia, czy mieliśmy do czynienia z folklorem, czy też z głupotą. 

Po prostu nie było rozmowy, kochanie :-)

czwartek, 17 września 2015

Drakensang offline

Jest taka gra MMORPG Drakensang Online. I w nią postanowiłem zagrać dowiedziawszy się o niej. Latami grałem w Wowa i nieuchronnie porównuję gry do niego. Tym razem recenzja była miażdżąca. Gra jako taka jest całkiem fajna. Takie Diablo II w wersji MMORPG. Grafika w porządku. Ale i tak gra mi się nie spodobała na dłuższą metę.

Po pierwsze - zacinała się. Cofało mnie o kilka kroków, czasem wielokrotnie. Jak w jakimś kręciołku. Po drugie - jakoś opornie szło przenoszenie przedmiotów w grze myszką. Na przykład z plecaka postaci do kupca. Jakby gra nie łapała co ja chcę myszką złapać. Małe, ale wkurzające.

Ale najbardziej denerwujące było umieranie. W Wowie biegnie się duchem do ciała i wskrzesza. A tu, jeśli nie masz abonamentu premium, to się wskrzeszasz w mieście. A teleport do strefy w której grałeś kosztuje. I przeciwnicy są tam od nowa obecni. Znów z nimi walcz i się przez nich przebijaj. W kółko Macieju.

No to się Maciej w końcu wkurzył i grę wywalił - teraz jest offline :-)

środa, 16 września 2015

Konserwacja

Mam już tokeny w Wowie, ale nie mam teraz czasu - a raczej sił - na granie. Każdy kto wie, jak zapalonym jestem graczem, domyśli się, że naprawdę muszę mieć powody aby nie grać. I przez sierpień tak naprawdę grałem podtrzymująco. Wysyłam najemników w grze na misje, bo to szybka praca. Ale sam postacią nie biegam. Za dużo z tym czasu. 

Nałożył mi się miesiąc grania z brakiem chęci i czasu na granie. A gdy już gra się wyczerpała, to ją zakonserwowałem. Co mogłem to sprzedałem, pościągałem pocztę, zebrałem ostatnie dochody, upewniłem się że mam token w zapasie. dzięki temu tokenowi mogę wrócić do gry kiedy zechcę, zużywając go na abonament. A kasy mam tyle, że starczy na 3 kolejne tokeny. 

Zatem odpoczywam od gry. Po co kupować, nawet za golda w grze, token i abonament, jeśli będzie się tylko logowało na chwilę dziennie aby wysłać najemników i odebrać skromne generowane przez nich dochody? Lepiej czekać z tym do lepszych czasów. Takich czasów, gdy codzienne aktywności się na tyle ustabilizują, że - być może - będzie czas i chęć na grę. A na razie przynajmniej wiem, że na te granie na pół gwizdka ostatnio robione nie zmarnowałem prawdziwej kasy :-)

A zatem odpoczywam od Wowa.

wtorek, 15 września 2015

Zbawienny token

Czasem Blizzard wymyśli coś fajnego w zakresie swojej gry World of Warcraft, w którą gram od (nomen omen) 10 kwietnia 2007 roku. Takim genialnym pomysłem, oczywiście zaczerpniętym z innych gier, był WoW Token

Idea jest prosta - ktoś kupuje token za realną kasę i sprzedaje w grze za golda, czyli walutę zbieraną w samej grze. Wystawiający token zarabia golda w grze całkiem legalnie. Kupujący token może go zużyć na 30 dni przedłużenia abonamentu gry. Ceny tokenów są ustalane przez rynkowe prawo popytu i podaży. Ale generalnie ceny są wyższe o jaką 1/3 w porównaniu do ceny pierwotnej, lecz na tym się mniej więcej skończyło.

Innymi słowy, da się żyć. I da się tokeny kupić. Jeśli ktoś tak jak ja intensywnie "biznesuje" w grze, to stać go łatwo na granie za golda. A to znaczy że w obecnych chudych czasach nie muszę się martwić o grę, bo gram za darmo - nie wydając na grę ani złotówki. Dobre i to. A jeszcze lepsze jest to, że token to polisa na grę - nie użyty może umożliwić powrót do gry w przyszłości.

Bo gdyby nie tokeny, to już bym w Wowa nie grał :-)

poniedziałek, 14 września 2015

Niaprawdę niechciany

Czasem ktoś jest niechciany, bo za takiego się uważa. A chciałoby mu się powiedzieć, że akurat jest chciany. I jakoś nie można. Miałem taką rozmowę na czasie - chłopak o nicku "niechciany". Myślałem, że to będzie osoba wartościowa, bo skoro niechciana, to może szczególnie potrzebująca miłości i potrafiąca ją odwzajemnić. A kogoś takiego bym chciał znaleźć.

Jednak w czasie rozmowy okazało się, że mimo, iż w tym chłopaku pasował mi wiek, to jednak nic z tej znajomości raczej nie będzie. Pierwsze jego pytanie było bowiem takie czy stosuję kary cielesne. Zdumiało mnie to. Oczywiście, że nie stosuję i nie wyobrażam sobie czegoś takiego w związku. Związek to partnerstwo, a nie przymus i tego rodzaju dominacja. 

Ale najwyraźniej trafiłem na kogoś kto ma taki fetysz. Bo napisał, że czasami chłopakowi przydaje się kara. Może się przydaje - ale nie taka kara. A jeśli miałbym taką karę robić komuś na silę, wbrew mojej naturze, to nie ma żadnego sensu. I pomimo sympatii jaką miałem na początku do tego chłopaka, musiałem przyznać, że raczej nic z tego nie będzie.

Niech to będzie ta przydatna kara dla niego ;-)

niedziela, 13 września 2015

PIXI dobrym znakiem?

Czasem, gdy człowiek jest już podłamany życiem jako takim,  potrzeba jakiegoś symbolu, albo nawet pretekstu, aby potraktować go jako dobry znak. Taką sytuację miałem niedawno. Nie dość, że życie nie rozpieszcza, to jeszcze pogoda robi się ostatnio fatalnie-jesienna. I brakuje, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, promyka słońca w tym pochmurnym dniu.

I nagle przeczytałem w prenumerowanym przez siebie newsletterze o Manfrotto PIXI Smart. Ten najbardziej na świecie uznany producent statywów wypuścił przepiękny miniaturowy (dosłownie kieszonkowy) model, specjalnie przeznaczony do mocowania smartfonów. Dzięki temu można nimi będzie robić zdjęcia przy słabym oświetleniu i długich czasach migawki. 

Dla mnie to na razie nic przydatnego, bo nie mam telefonu na miarę iPhone, aby robić dobre zdjęcia, a posiadam już analogiczny kieszonkowy statyw Manfrotto do aparatu fotograficznego. Ale potraktowałem to jako przyjazny znak na przyszłość. Tak jakby ktoś mi powiedział - będzie lepiej i kiedyś przyda ci się także ten gadżet. Może to mało racjonalne myślenie, ale czy w poszukiwaniu chwili szczęścia w codziennym życiowym dniu wszystko musi być racjonalne?

A może to trening cieszenia się chwilą?

sobota, 12 września 2015

Krótki czy długi?

Gejom kojarzy się to jednoznacznie. I na myśl o tym czy krótki czy może długi niektórzy pobiegną zaraz po miarkę. A miarka będzie zbędna. Bo to się ocenia na oko. Miarka jest w tym przypadku zupełnie zbędna. Mam bowiem na myśli długość anonsu, który się zamieszcza szukając kogoś do związku. Myślę, że można wyróżnić aż pięć rodzajów takich anonsów. 

Najkrótsze mają jedno zdanie i myślę, że mówią za mało i na odwal się. Najdłuższe zajmują cały ekran, mają kilkadziesiąt zdań i nikt nie przeczyta takiej "blachy" - to też jest odwal się w przeciwną stronę. Te skrajności są oczywiście negatywne. Zostają trzy typy do rozważenia. Po pierwsze krótki anons na kilka zdań. Kilka to może tyle, ile da się policzyć na palcach jednej ręki. Po drugie, średni anons - na dwa, trzy razy więcej treści. Długi anons to już nieco za wiele informacji, powinien być podzielony na akapity i rzadko kiedy ktoś go zechce przeczytać w całości. Zatem odpada.

Który wybrać? Jak na razie zdecydowałem się na krótki anons - dosłownie pięć krótkich zdań. Anons ma zaciekawić, a nie przedstawiać wypracowanie o autorze. Jeśli ktoś chce kontaktu, pogada osobno o dowie się tego, co go interesuje. Zatem zarzucam wędkę, ale nie zamierzam na haczyk zakładać całego obiadu, a jedynie przynętę. 

A skoro stosuję wędkarskie porównanie - to czy anons zrobiłem na rybkę?

piątek, 11 września 2015

75 groszy

Niedawno poszedłem na spacer, jedną z moich typowych tras - na pewien Fort. No, wiadomo, fort to fosy i wały - ale także ławeczki. I mam tam moją ulubioną ławeczkę, z dala od chodnika, na której lubię przysiąść. Ale tym razem przeżyłem małą odyseję. Moja ławeczka - niejako zajęta, blisko stoi tatuś z wózkiem. Położona niedaleko "ławeczka awaryjna" zajęta przez dwóch mężczyzn - młodego chłopaka i około trzydziestolatka. Siedzą i gadają. Trochę to podejrzane. Czyżby geje na randce?

Idę dalej, jakieś dwie dziewczyny na ławce - lesbijki na randce? Zaczęło mi się robić prawie tęczowo. Wdrapałem się na wał - bez skojarzeń proszę i przysiadłem na słupku (jak wyżej bez skojarzeń). I parzę - moneta na dole? Faktycznie, 50 groszy. I kolejna - 10 groszy. I jeszcze jedna. I na deser 5 groszy. W sumie 75 groszy. Kwota niewielka, ale fajnie znaleźć aż cztery pieniążki w jednym miejscu. 

Może to jakiś dobry znak. Faktycznie, spojrzałem z wału, moja pierwsza ławeczka już wolna. No to moglem usiąść legalnie i oficjalnie. Ze skojarzeniami, lub bez. I z ogromną kasą w kieszeni. Starczy aż na pół bochenka chleba. 

Szkoda że do pieniędzy nie stosuje się znanego powiedzenia o głupcach - że same się rodzą ;-)

czwartek, 10 września 2015

Granica miłości

Czasem zastanawiam się gdzie przebiega granica między miłością jako uczuciem od serca, a miłością jako traktowaniem kogoś jak kochanka, a nie partnera. Teoretycznie łatwo to rozdzielić. Ale co innego wygodna teoria "przy herbacie", zaś co innego - realne życie. Najgorzej zaś próbować to określić gdy się samemu zakochało w kimś, praktycznie dosłownie do szaleństwa. Wtedy ciężko pogodzić się z opcją, która kłoci się z tym, czego pragnęłoby serce.

Ja myślę, że probierzem prawdziwej miłości (czyli tej od serca) jest wychodzenie sobie naprzeciw. Można się w życiu spierać, kłócić, być na siebie nawet obrażonym. Ale ludzie naprawdę zakochani prędzej czy później wrócą do siebie, podadzą sobie ręce, padną sobie w ramiona. I oni wiedzą, że tak będzie. Że po każdej nocy przyjdzie dla nich dzień. Dlatego nie boją się wspólnej przyszłości, bo wiedzą, że zawsze będą walczyć o swoje. I zawsze będą się wspierać

Być może kiedyś im się nie uda. Być może jednak się okaże, że nie są wystarczająco do siebie dobrani aby iść razem przez życie. Ale nawet wtedy, gdy będą musieli rozstać się jako partnerzy - będą zawsze ku sobie, otwarci, wspierający się nawet w rozstaniu. I zawsze zostaną im w głowie mile wspomnienia, nawet jeśli się nie uda. 

Gdy więc brakuje tego otwarcia się i wspierania, to niestety - mimo wszelkich słownych deklaracji - mamy relację kochanków, a nie prawdziwych partnerów.

środa, 9 września 2015

Waga anonsu

Czasem zwracam uwagę na jakieś ogłoszenie, bo przykuwa moją uwagę jakiś szczegół. Tym razem było to miasto, które podał autor, a które jest mi bardzo bliskie sercu. Przyjrzałem się więc temu anonsowi. I coś mi zaświtało w głowie. Oto ów anons (oczywiście tradycyjnie pisownia oryginalna):

KTOŚ CHCE PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI ALBO ZNA KOGOŚ BO JA SZUKAM PRAWDZIWEGO FACET nawet GANGSTERA, FARMERA, KOMANDOSA, KRYMINALISTĘ. Ja Marek 25L 175/75 prawiczek ale w 100% czuje się Pasywem. Szukam przyjaźni, Miłości. Szukam też lepszej pracy fizycznej w Polsce, zagranicą. Szukam dużego faceta takiego od 180 cm a nawet od 190 cm i od 100 kg a nawet 140 kg Facet może być otyły, owłosiony, blizną na twarzy mi to nie przeszkadza bo się liczy piękno wewnętrzne człowiek a po drugie mi też tacy faceci się podobają :-) DLA MIŁOŚCI BYM ZAMIESZKAŁ NAWET NA ANTARKTYDZIE DLA PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI BYM WSKOCZYŁ NAWET W OGIEŃ. Jestem zdrowy fizycznie i psychicznie a to co napisałem to są moje bardzo mało prawdopodobne marzenie do spełnienia.

Pomijam już fakt, że ten anons przynależy do obecnego czasem na portalach (i ubarwiającego je) folkloru. Ale moją uwagę zwróciła waga tego wymarzonego partnera. I blizna na twarzy. Już taki anons widziałem i nawet pisałem o nim na tym blogu. Zabawne, że po dwóch altach wciąż mam do czynienia z tego typu anonsem. To, że można szukać tak długo i nie znaleźć - jest normalne. Choćby i ja sam tak mam. 

Ale treść tego anonsu jest, co nietrudno przyznać, co najmniej dziwna. I zapewne równie dziwna jest osoba, która go zamieszcza. Dla mnie nawet trochę przerażająca. Jeśli ktoś lubi każdego, szuka każdego, pragnie każdego - to znaczy że nie pragnie tak naprawdę nikogo. Może teoretycznie odejść z każdym. Wolałbym już kogoś, kto szuka kogoś nietypowego, kogoś tylko dla siebie

No i w końcu ta Antarktyda - przedsmak zimnej miłości ;-)

wtorek, 8 września 2015

Luźny stosunek

Trzeba mieć luźny stosunek. Najlepiej widać to w analu. Wiadomo, im luźniej, tym łatwiej wchodzi. No chyba, że jest za luźno, to wtedy może się obijać. Ale stosunek jest najważniejszy. Bo jak wiadomo, dla geja miłość to nie wartość sama w sobie, liczy się stosunek do miłości. I w takim duchu otrzymałem odpowiedź na anons o szukaniu do związku. Odpowiedź podpisana, zatem od kogoś mającego pewną kulturę. Oto ona:

Mam nadzieje, że masz luźny stosunek do seksu i lubisz się pieprzyć, a nie szukasz męża.
Darek. 

No niestety, pan Darek się zawiódł. Odpisałem mu, że wręcz przeciwnie. Nie było dalszej korespondencji, bo kulturalny pan Darek usunął wątek rozmowy. Obawiam się, że pan Darek nie zostanie moim mężem. Nie tylko z powodu luźnego stosunku, ale także zbytnio luźno luźniejszego kontaktu - czyli braku kontaktu. 

Ale ważne (i optymistyczne), że pan Darek ma nadzieję - choć wiadomo czyją matką nadzieja.

poniedziałek, 7 września 2015

Czołem żołnierze

Anonse seksualne w kategorii szukania partnera to norma. Widocznie nie każdy wie na czym polega relacja partnerska. Ale można taki faux pas wybaczyć, jeśli sam anons dotyczący seksu ma swój urok i wdzięk. Wtedy staje się on miłym elementem seksualnego folkloru, zamiast być nudnym i powtarzalnym erotomańskim kretynizmem. I na taki anons trafiłem niedawno. Oto on (pisownia, jak zwykle, oryginalna):

Poznamy młodego żołnierza ze ŚWIĘTOSZOWA aktywnego w seksie z dużym karabinem aczkolwiek nie jest to warunek. Nas dwóch 60 latków czyścimy lufę, liżemy granaty i inne akcesoria karabinu. Oczekujemy strzału w 10 do dwóch tarcz. Lokum jest możliwe do wykorzystania w tygodniu.

Idealnie po żołniersku - krótko i na temat. I z zabawnym żargonem. Czyżby istnieli jeszcze na tym świecie ludzie, którym seks nie kojarzy się z wałkowanymi do obrzydzenia i znudzenia "konkretami" i "dyskretami"? Ktoś kiedyś wykpił genialnie te słowa, pisząc o sobie, że nie jest hrabią von Konkret-Dyskret. Lubię taką kreatywność. Pokazuje ona, że piszący takie słowa, lub zamieszczający taki anons, ma w sobie to, co u mężczyzny jest najseksowniejsze.

Oczywiście nie chodzi o lufę czy granaty - ale o umysł ;-)

niedziela, 6 września 2015

Powrót do korzeni?

Czasem zastanawiam się, czy tak zwany powrót do korzeni jest dobrą opcją. Nawiązując do wczorajszych rozważań o "emigracji" można przywołać i ten wątek. Przez powrót do korzeni rozumiem chęć powrotu do byłego partnera, od którego się kiedyś odeszło. Albo, jeszcze lepiej, z którym los nas rozłączył. W takiej sytuacji jest bowiem o tyle komfortowo, że nie można mówić o czyjejś winie, o czyjejś odpowiedzialności za rozejście się

Naturalnie, były jakieś powody takiego rozejścia, ale czas leczy rany i dawne powody mogą się rozmyć w pamięci. Ponadto w tak zwanym "międzyczasie" i my sami mogliśmy się zmienić. Być może to, co kiedyś nam nie pasowało, teraz będzie już u byłego partnera akceptowalne. Być może wyszliśmy już z "dziecięcego" postrzegania go, jakie kiedyś mieliśmy. Być może docenimy go teraz bardziej, na ile faktycznie on zasługuje.

A być może - to opcja smutna, ale życiowo często spotykana - kolejni "partnerzy" tak nam dokopali w kość, że zdecydowanie wolimy myśleć o tym, który (w porównaniu do późniejszych) naprawdę nas nie zawiódł. Można powiedzieć brutalnie, że jest on "najmniejszym złem" spośród byłych. Albo, co bardziej sprawiedliwe, że kolejni partnerzy przytłoczyli go swoim negatywnym wpływem. I powstaje pytanie: wracać do tych korzeni czy jednak nie wracać?

After all - przynajmniej nie trzeba się będzie ze swoim byłym poznawać od zera.

sobota, 5 września 2015

Chwilowa emigracja

Wczoraj zastanawiałem się nad pokojową (czyli powodowaną przez miejsce zamieszkania) torturą. Ma ona miejsce wtedy, gdy wszystko w naszym miejscu zamieszkania kojarzy się z Ukochaną osobą, a jej właśnie nie ma. I wtedy każde spojrzenie na cokolwiek w tym mieszkaniu może rodzić ból. Wszystko kojarzy się z Nim. Łóżko, w którym się kochało, prysznic w którym myło się plecy (i nie tylko). Nawet dwa talerze, które zanosiło się do mycia po pysznym posiłku. Każde takie skojarzenie staje się torturą.

Jeśli Ukochany jest z jakiś powodów nieobecny ciałem, ale obecny jest "duchem", to nie ma powodu do takiego bólu. Mamy XXI wiek. Są telefony, SMS-y, MMS-y, komunikatory, a nawet maile. Można być w kontakcie. Można przesyłać sobie dowody pamięci i miłości. Można wiedzieć, że się jest kochanym. Ale co w sytuacji, gdy Partner wyjechał i nie daje znaku życia. Albo - popuśćmy wodze fantazji - w jeszcze gorszej sytuacji, gdy nie tylko wyjechał, ale nawet zaniedbał spotkania z nami przed samym wyjazdem? A my czujemy się po prostu niekochani i porzuceni. W takiej sytuacji mieszkanie jest prawdziwą torturą. I to w podwójnym znaczeniu - jako samo przywołujące wspomnienia miejsce i jako czynność samotnego życia.

Jakie wtedy zastosować lekarstwo? Chyba najlepszym jest po prostu chwilowa emigracja. Po prostu wystarczy spakować to, co potrzebne i ruszyć przed siebie. W świat - nawet na kilkudniową wycieczkę, która pozwoli o wszystkim zapomnieć. Albo do przyjaciół lub rodziny - którzy podadzą pomocną dłoń. I zatrzymać się w miejscu, które na pewno samo w sobie nie skojarzy się z Nieobecnym Ukochanym. Ale to tylko częściowe ukojenie. Bo nikt nie zgasi obaw i tortur, które są w samej zakochanej duszy. 

W każdym razie lepiej usunąć (poprzez ową chwilową emigrację) choćby ten jeden cierń z duszy, którym jest bolesna moc związanych z miejscem zamieszkania wspomnień.

piątek, 4 września 2015

Pokojowa tortura

Pokojowa tortura to określenie dwuznaczne. Wiem, że tak będzie odbierane, ale tym razem mam na myśli jego dosłowne znaczenie. Pokojowa czyli związana z pokojem, z miejscem zamieszkania, z pomieszczeniem, z mieszkaniem, z domem. Nie mam na myśli pokoju jako braku wojny, ani białego gołąbka a eko-gałązką w dzióbku. Jest to więc tortura, którą sprawia miejsce mieszkania. Ale mam tu na myśli torturę atakującą samą psychikę. Nie jest to więc kwestia przysłowiowego przeciekającego dachu. 

A kiedy miejsce zamieszkania atakuje naszą psychikę w tak dramatyczny sposób? Wtedy, gdy kojarzy się z czymś, co nas boli. Czasem może to być skojarzenie z przemocą jakiej tam doświadczyliśmy, albo z nieszczęściem życiowym, które nas tam spotkało (na przykład złe inwestycje na giełdzie i utrata kasy). Ale mam na myśli inną przyczynę - taką najbardziej osobistą. Chodzi oczywiście o miłość. Jeśli kogoś bardzo kochamy i mieszkamy z nim, lub spotykamy się, pod danym dachem - to miejsce to nasiąka niejako naszą miłością. Wkrótce wszystko może się kojarzyć z Ukochanym. Nie tylko łóżko czy prysznic, krzesło czy stół, ale nawet talerze i szklanki.

I co dzieje się wtedy, gdy nagle tej ukochanej osoby zabraknie, choćby na kilka dni? Wtedy nasze własne miejsce zamieszkania zaczyna nas torturować. Nie mam bowiem na myśli takiego "normalnego" kilkudniowego rozstania - gdy jest ciągły kontakt z Ukochanym. Wtedy wszystko w mieszkaniu kojarzy się pozytywnie. Kontakt z drugą polówką sprawia, że nie jesteśmy sami. Ale co będzie, gdy nieobecność Ukochanego łączy się z ubóstwem lub brakiem kontaktu? Z poczuciem porzucenia (nawet chwilowego) i opuszczenia? Wtedy całe nasze mieszkanie kojarzy się coraz bardziej boleśnie i negatywnie

Co wtedy robić, jak sobie poradzić? O tym jutro.

czwartek, 3 września 2015

Wiem co to związek

Pora ochronić przed zapomnieniem perełki z korespondencji na jednym z portali ogłoszeniowych, na którym zamieściłem anons o szukaniu partnera do związku. W odpowiedzi dostałem między innymi od pewnego chłopaka jego cyferki, włącznie z rozmiarem penisa i rolą w analu. A do tego dwa zdjęcia, jedno sylwetki z twarzą, ale w łóżku i majteczkach, a drugie samej gołej pupy (zresztą wzięte z internetu). Zacząłem jednak z nim pisać. Cała rozmowa na maile wyglądała w postaci konwersacji tak (ja i on):

- Szukam do związku nie do seksu :-)
- A związek to co to jest.
- Skoro nie wiesz to szkoda gadać.
- Ja wiem ale chyba ty nie masz o tym pojęcia.
- Guzik wiesz o związku skoro w pierwszym mailu przekazujesz informacje o roli w analu, jakbyś szukał seksu. 
- Związek to sex stały układ jeden partner.
- Widać że nie masz pojęcia. Związek to ie seks i nie układ. Żegnam.

 Typowe dla ludzi wkurzających się, przerzucają odpowiedzialność na drugą stronę. On wie, co to związek. To seks w stałym układzie. W takim seksie ważna jest rola w analu i koniecznie długość penisa. 

Prawdopodobnie im dłuższy penis, tym dłuższy związek.

środa, 2 września 2015

Nieśmiałe przywitanie

Skoro zaczynam ponownie pisać bloga, to pora na jakąś aktualną perełkę międzyludzkiej komunikacji. Tym razem coś idealnego na sam start. Oto na GG dostałem od kogoś przywitanie w postaci komunikatu o tym, że nadawca proponuje abym dodał go do listy kontaktów. Bardzo chętnie, ale może najpierw przekonałbym się czy w ogóle warto. Na szczęście mój autoresponder był na straży i wyświetlił się. A potem i ja się przywitałem. Odpowiedź trochę mnie zaskoczyła (jak zwykle - pisownia oryginalna):

CZEŚĆ. JAKOŚ TAK DZIWNIE.MOŻE NIE UMIEM NAWIĄZYWAĆ NOWYCH ZNAJOMOŚCI. ALE PRÓBOWAŁEM.

Piękna samokrytyka - albo raczej piękny dystans, jaki tak osoba ma do siebie. Trzeba mieć, jak mawiają Anglosasi, courage, aby być tak szczerym. Zapytałem więc co ta osoba ma na myśli. W sumie całkiem interesujący początek rozmowy. Ale do rozmowy trzeba rozmowy. A tu jej po prostu zabrakło. Zero odpowiedzi. Nic. 

Biedny samokrytyczny człowiek. Nie umie jakoś nawiązywać nowych znajomości. Faktycznie - nie umie. Pięknie to zademonstrował. Tyle, że po co komu taka demonstracja dla niej samej. Albo mówiąc brutalnie - po co komu takie zawracanie głowy? I jak ja się czuję w takiej sytuacji? 

Cytując autora - jakoś tak dziwnie?

wtorek, 1 września 2015

Koniec wakacji ;-)

Za oknem piękna letnia pogoda. W sercach młodych istot - smutek z powodu końca wakacji. Trzeba wracać do kombinatu śmierci - oczywiście tej umysłowej. Do szkoły, która rozwijając zwija. A ja od dawna uczę się w innej szkole - szkole życia. Przynajmniej dobrze, że nie trzeba w niej płacić czesnego. Płaci się własnym szczęściem i nerwami. Kto wie, czy to nie gorsza waluta. I bardziej bolesna, gdy przychodzi nią zapłacić. 

Za dwa miesiące minie rok od przerwania pisania blogu. A raczej wygaśnięcia pisania, bo nie było to jakieś katastroficzne zdarzenie. A teraz postanowiłem wrócić do swego zwyczaju, ale już bez takiego ciśnienia na regularność pisania. Może uda się zapewnić ją na blogu, ale nie nastawiam się na to na siłę. W każdym razie wracam do "blogowej szkoły życia" :-)

Co się zmieniło w moim życiu przez ten prawie pełny rok nieistnienia na blogu? W sumie niezbyt wiele. Nie było jakiś wielkich zmian. A raczej są zmiany stopniowe, pełzające. I oby były to zmiany w dobrym kierunku. Ale zmiany na busoli życia bywają szalone i nieprzewidywalne. Trzeba po prostu robić swoje, działać. A może życie wyjdzie naprzeciw. 

No to wracam do działania na moim blogu ;-)