poniedziałek, 31 października 2011

Do trzech razy sztuka

Skoro już mowa o moich poprzednich wizytach w gej lokalach, to można je policzyć na palcach jednej ręki. Dokładnie na trzech palcach. Warto o tym napisać, bo to się niespodziewanie wiąże z moim obecnym kolegą.

Byłem w sumie trzy razy, w dwóch lokalach, w ciągu dwóch dni. To było czterech większych chłopaków temu. Dwa lata wstecz. Za pierwszym razem poszliśmy w czwartek do Toro - akurat trafiliśmy na karaoke. Były tam dwie sympatyczne pary hiszpańskie, hetero. Przyszli, bo szukali właśnie karaoke, a ten lokal mieli najbliżej hotelu. I mój ówczesny chłopak załatwił im śpiewanie jakiś hiszpańskojęzycznych przebojów.

Był tam też brodaty chłopak w japonkach, wstawiony w znacznym stopniu, który się po pijanemu usiłował dobierać do tych Hiszpanek. W ogóle gości na tym karaoke dawało się policzyć na palcach obu rąk, lub było ich niewiele więcej. Pamiętam jeszcze przystojnego chłopaka, który wychodził z rozpiętą koszulą z dark roomu. Ładny był. Potem kilka razy o nim myślałem.

I wymyśliłem. To był mój obecny gość. Wtedy też tam był. Dokładnie tego dnia! Skojarzyliśmy to po dwóch charakterystycznych elementach - hiszpańskich parach i tym brodatym pijanym chłopaku. Oni nie występowali w innych dniach. Zatem spotkaliśmy się z moim obecnym towarzyszem, ale nie w bezpośrednim in-touch, już dwa lata temu. To też jest jakiś ewidentny znak od Boga. Dlatego teraz jest dobra okazja, aby o tym napisać.

Następne dwa wyjścia były kolejnego dnia, w piątek. W sobotę żegnałem już mojego ówczesnego chłopaka, jak się okazało na zawsze. Poszliśmy do Galerii, za radą mojego znajomego fotografa. Była tam dyskoteka, pamiętam parę młodych chłopaków tańczących razem i całujących się.

Potem poszliśmy do Toro - dostaliśmy na wejściu kupony, jak się potem okazało na darmowe piwo. Ale okazało się gdy te kupony przeglądałem dawno po imprezie. W Toro przetańczyłem sam około dwie godziny na parkiecie - chyba więcej niż w ciągu całego mojego życia na różnych imprezach czy weselach. Potrafiłem się wczuć w rytm muzyki. Dobrze to zapamiętałem.

Tak samo jak pamiętałem jakiegoś faceta który na mnie tam patrzył - ale nie poznałem go, bo miałem swojego chłopaka, choć jak się okazuje tymczasowego. I jeszcze jedno pamiętam - coś bardzo złego. Otóż będąc sam, bo mój ówczesny chłopak tylko sam tańczył, przypalałem papierosa za papierosem, aby z fajką w ręku sprawiać wrażenie godnie czymś zajętego. Normalnie nie palę - i nikt w mojej rodzinie nie pali - ale w tym lokalu palenie było metodą na robienie czegokolwiek, a nie stanie jak sierota pod ścianą. Nie jest to jednak dobra metoda na głoda - dlatego wolę paczkę przyjaciół, z którymi się gada, niż samotne przypalanie paczki fajek.

Tak wyglądało moje "lokalizowanie się" po gejowsku. A two years ago in a galaxy far far away ;-)

#167 - hej hej poznajmy się

Idiotyzm osób, które na GG chcą mnie poznać, bywa czasem komiczny. Oto rozmowa z jednym "gadem-gadem".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- Hej
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- Poznamy się
- hej
- Hej
- hej
Hej hej - i na tym się to całe poznawanie skończyło ;-)

niedziela, 30 października 2011

Ekspres z kurzem

29 lipca 2011 
Coś w sam raz na lekki sobotni temat. Moi goście lubią kawę prawdziwą - a kawa prawdziwa najlepiej się parzy w ekspresie, a nie w kubku. Bo po co pluć fusami? Miałem ekspres kupiony na Allegro, za jakie 30 czy 40 złotych. Pasował - przypadkiem, ale to miłe - do mojego czajnika na wodę. A czajnik skromny, niedrogi, firmy Ardo, ale ma fajny i bardzo użyteczny element - termometr. I świetnie się spisuje.

Ale ekspres jakoś się teraz nie spisał - ten miał konstrukcję ciśnieniową - aluminiowa miska z siateczką w środku, przeznaczona na jedną porcję kawy, doczepiana do ekspresu. Dzbanka nie było, bo się stłukł w czasie dostawy, ale wystarczyło podłożyć kubek. Tyle, że kiedy teraz uruchomiłem ekspres, to działał bardzo słabo, kawa ciekła nieomal kropelkami. Ciśnienie było duże, bo gdy odkręcałem wlew do wody, to wylatywała para. Ale widać rury w środku się zakamieniły, bo wszystko rozpaczliwie wolno działało.

Przy okazji pobytu w centrum handlowym postanowiłem zobaczyć i może kupić nowy ekspres. Ponieważ miałem ugościć osobę nie mającą dobrej sytuacji finansowej, i chcącą mnie prosić o pomoc, więc nie chciałem aby ten zakup kłuł ją w oczy. Poszedłem do marketu AGD i tam upatrzyłem sobie przeceniony ekspres z wystawy.

To był Philips, który się dobrze by komponował z parowarem tej marki jaki posiadam - bo pochodził z tej samej serii produktów, o identycznym designie. Wyświetlacz z godziną na czerwono, ładnie pasuje do mikrofalówki Daewoo którą mam. A przede wszystkim ekspres jest przelewowy. Za jednym razem można zrobić łatwo dzbanek kawy, a co lepsze mogę potem parzyć tą samą kawę kilka razy, robiąc rozmyślnie coraz słabszą. I o to chodzi - aby potem był ciepły napój o posmaku kawy, a nie kolejna mocna kawa.

No to wybrałem ów ekspres - i tu ciekawostka. Prosiłem aby nie ścierać z niego kurzu. Pasował mi do koncepcji. Nie muszę mówić jakie miny miały panie w sklepie, gdy o to prosiłem. Postanowiłem bowiem powiedzieć tej osobie, że ekspres wiozę od rodziny, gdzie stał i kurzył się - dosłownie. I odkurzyłem go dopiero w domu. I zrobiłem w nim kawę - i była super.

Oczywiście tak ustawiłem zegar w ekspresie, aby się zmieniał dokładnie z zegarem w mikrofali. Musi być jakaś symetria, prawda?

#166 - powodzenia :)

Oto rozmowa przeprowadzona przeze mnie za pośrednictwem systemu mailowego Fellow. Napisałem mail do chłopaka, który raz był u mnie z wizytą (do niczego wtedy nie doszło między nami). Potem on mi zarzucił, że się u mnie nudził - nic dziwnego, skoro nie czuło się bliskości, to i nie było powodu aby przy nim skakać ;-)

Oznaczenia: jego mail / mój mail
- A ja tydzień temu jechałem przez [nazwa jego miasta] do chłopaka :)
- Witaj. To fajnie. powodzenia :)

Tylko tyle miał do powiedzenia. Oczywiście, gdyby wiedział, że ze mną nie będzie się nudzić, to by napisał do mnie 100 maili, tak jak - przed spotkaniem - przegadaliśmy około 15 godzin przez telefon. Opłacało się mu poświęcać czas na komunikację ze mną, póki się nie okazało, że do siebie nie bardzo pasujemy ;-)

sobota, 29 października 2011

Drag Queen

29 lipca 2011
Na wieczór postanowiliśmy pojechać z kolegą na imprezę do Le Garage. To byłby już mój czwarty wstęp do lokalu gejowskiego. Można dotychczasowe wymieniać na palcach jednej ręki. Ale o nich napiszę w następnym poście.

Zgodnie z moją sugestią zbudowaliśmy mini paczkę na to wyjście. Wzięliśmy jedną koleżankę mojego chłopaka z dawnej pracy, zadzwoniliśmy do pary jego przyjaciół gejów. I wybraliśmy się w piątkę.

Nowy lokal - jak to nowy lokal. Wrażenie jest takie, że jest bardzo nieduży. Sam lokal jest mikroskopijny, ale sytuację ratuje piwny ogródek. Scena też niewielka. Drinki, jak to w lokalach, drogie. Piwo półlitrowe za 8 złotych. Ale wiadomo, że na drinkach takie lokale zarabiają najwięcej. Na kawie czy herbacie zresztą także. Pracowałem też w branży szkoleniowej, robiącej szkolenia także dla personelu restauracji - więc wiem jakie stosują sztuczki, aby naciąć klienta na kasę ;-)

Dzięki temu, że nie byłem sam, ani jedynie z jednym towarzyszem, to jakoś się w tym Le Garage odnalazłem, tym bardziej, że miałem ulgową sytuację. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami zabrałem po półtorej godzinie koleżankę do domu, a potem wróciłem do siebie przespać się. Miałem około 3 w nocy pojechać po niego. Nie martwiło mnie to, że będzie sam - uznałem to za zaletę. W końcu nie widział się z ludźmi rok, warto aby sam z nimi pogadał. A ja mogę odpocząć od tego lokalu i dymu ;-)

Czwarty raz w lokalu gejowskim zaliczony. A o trzech poprzednich warto napisać osobnego posta.

#165 - rozmowy o pogodzie...

Rozmowa o pogodzie jest przysłowiowa. Oto jak wygląda na Fejsie.

Oznaczenia: tekst autora / komentarze 
- Dzień Dobry wszystkim, pogoda do dupy... ehhh :/
- Dzień Dobry, to samo tutaj....
- masakra ....
- dzień dobry u mnie słonko świeci jak na razie jest 11 st 
- mnie to jakoś odrzuca jak tylko patrze za okno, szkoda gadać, zimnooooo brrrrrrrr...:/ 
- to przyjedz na Śląsk:):):) ogrzeje Cie...
- byłem ostatnio w Katowicach tydzień ;p 
- no widzisz :):):) 
- :)
- U mnie pogoda też do dupy:( 
- u mnie słonko świeci od rana :) pozdrawiam 
- to może kiedyś będziesz jeszcze w kato:P 
- mam tam kuzynkę wiec czasem bywam ;p 
- a ja dzisiaj do fryzjera idę!:D [pisze dziewczyna]
- suuuuper, na łyso się obcinasz? :D hahaha 
- jest mi przykro 
- przecież żarcik taki kochanie ... daj buziaka :********* 
- no dobrze już dobrze:) wybaczam:P żarcioszek taki?:) 

Oczywiście to jest mila komunikacja między witającymi i żartującymi ludźmi. Mam jednak wrażenie, że dla niektórych, aktualnie bez zajęcia zawodowego, osób to jest styl życia prowadzonego nieomal 24h na dobę ;-)

piątek, 28 października 2011

Przedstawiać się czy nie?

25 września 2011
Temat nasunął mi się w związku z wieloma rozmowami na GG. Otóż chorobą pukających do mnie osób jest - w pewnym sensie - brak kultury. Zawsze mi się wydawało, że kultura nakazuje kilka czynności podczas nawiązywania z nieznajomym rozmowy:

  • przywitanie się 
  • przedstawienie się
  • wyjaśnienie czemu się z kimś zaczyna rozmowę
  • zagajenie samej rozmowy

Wydawało się, że takie powinny być obowiązki strony inicjującej kontakt. A tymczasem na GG wszystko jest postawione na głowie. Ludzie zamiast się przedstawiać - najpierw wypytują o moje imię. A kiedy rozmowa się nie klei bo nie zagaili jej - ode mnie oczekują inwencji. I oczywiście ja mam im powiedzieć dlaczego z nimi rozmawiam, anie oni mnie. Jedynie przywitanie się na ogół wszystkim wychodzi ;-)

I dziś sobie uświadomiłem, że moje reakcje na takie "normalne inaczej" rozmowy też są nienormalne. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że ktoś zamiast się przedstawić pyta mnie o imię. Irytuje mnie to, więc często pisałem całe zdanie o tym, że nie jest grzecznie się najpierw nie przedstawić samemu. Naklikałem się, edukowałem... Ale po co? O wiele szybciej jest napisać imię - kilka liter. A edukację sobie darować. Szkoda na nią czasu.

Trzeba tylko opracować sobie katalog gotowych odpowiedzi lub reakcji. I z tego katalogu korzystać. Prosta automatyka. Jak najbardziej zwięźle. A ponieważ większość rozmówców i tak nie pociągnie rozmowy, więc można spokojnie patrzeć jak ta rozmowa sama umiera.

Dziś to sobie uświadomiłem - po co mam się starać? Trzeba po prostu się jak najmniej zmęczyć. Jak w tym powiedzonku - Jasiu nie bij chłopca, bo się spocisz :-)

#164 - chleba naszego powszedniego...

Dziś premiera, oprócz rozmów będę publikował także co ciekawsze notki na Facebooku, które też (razem w komentarzami) przypominają konwersacje. Będą one oznaczane słowem kluczowym "face" zamiast "czat".

Oznaczenia: tekst autora / komentarze
[autor opublikował zdjęcie kanapki złożonej z dwóch kromek razowego chleba z masłem, smażonego bekonu i papryki]
Komentarz uczynnego kolegi z Fejsa:
- na chuj Ci chleb do tego? przecież to są węglowodany! one Cię zniszczą!!
- żeby się najeść

Biedni geje, to już im chleba jeść nie wolno?  

A z drugiej strony - widać jak Facebook schodzi na psy - teraz tylko czekać aż ktoś będzie fotografował i wrzucał na fejsa zawartość klozetu po dłuższym posiedzeniu. Można mówić o tym, że to swoboda komunikacji, ale taka komunikacja robi się już błahostkową anarchią ;-)

Choć z drugiej strony sam nie jestem bez winy - bo, jak napisałem w dzisiejszym poście, sam wysyłałem zdjęcie obiadu MMS-em. Tyle, że posyłałem konkretnej osobie w konkretnym celu, a nie publikowałem wszem i wobec... 

czwartek, 27 października 2011

Zabili go i uciekł...

O gejach, czy raczej ciotach (tym najgorszym rodzaju gejów) mówi się, że plotkują i obmawiają wszystkich. Coś w tym musi być prawdziwego, skoro się tak powszechnie mówi. Sam miałem do czynienia z takimi przypadkami, dotyczącymi mojej osoby, lub zasłyszanymi przeze mnie osobiście.

Przypadek ze mną związany, to przypadek z pewną ciotą, która w wieku dwudziestu kilku lat wyglądała na trzydzieści kilka. Gadałem z tym chłopakiem raz, u niego w domu, i nie dotknąłem się nawet do niego. Potem umówiliśmy się z tym chłopakiem na spotkanie we trójkę, gdy bylem już z moim byłym. Chcieliśmy przetestować w praktyce jak wygląda spotkanie z gejem. Umówiliśmy się w Sfinxie - jeszcze długo po tym spotkaniu żartowaliśmy sobie z uwag tej cioteczki o tanim piwie w tym lokalu. Raczej o tanim-inaczej.

Ta cioteczka, nawiasem mówiąc nie poznałem jej gdy się spotkaliśmy - tak bardzo się zestarzała przez pół roku, zaczęła zalotnie grać niedopowiedzeniami na mój temat, sugerując, że chodziliśmy razem. Niewinne to kłamstwo, ale od niewinnych się zaczyna. Kto zaczyna od kłamstwa, w kłamstwo może łatwo brnąć. Złe to są początki znajomości z kimś, kto zaczyna ob fałszywego obgadywania. Zresztą, potem już kontynuacji tej znajomości nie było. Mój chłopak nie życzył sobie tej cioty widzieć na oczy. Homoseksualizm - tak, wypaczenia - nie.

Druga historia jest znacznie ciekawsza, i znacznie młodsza. Dotyczy już okresu mojego kolejnego chłopaka. Poszliśmy na obiad do znajomych - i była obiadowa dyskusja. A tak się zdarzyło, że pierwszego dnia gdy mój chłopak przyjechał zamieszkać ze mną, wyciągnęliśmy rowery i bez przygotowania pojechaliśmy z Bemowa na Stare Miasto. I tam spotkaliśmy się z jednym gejem (też DQ) i jego chłopakiem. Miałem wrażenie, że to mili ludzie.

I w czasie naszego obiadu nagle się dowiaduję, że ten miły chłopak jest straszną ciotowską plotkarą, że obgaduje fałszywie wszystkich. Że kilka razy uciekał z jakiś lokali gejowskich w eskorcie policji, bo tak powszechnie chciano go tam zlinczować. Zacząlem się zastanawiać czy tego plotkarza dodawać do znajomych na Facebooku, ale mój chłopak przekonał mnie, że jednak warto.

I tak się zdarzyło, że bylem kilka dni później na imprezie w jednym z klubów - i był tam również ten "plotkarz". Tłum był straszny, kilkaset osób jak szpilki upychanych. Siedzieliśmy w loży koło głównego przejścia, więc w obie strony płynął nieprzerwany sznur gości. I jakoś nikt, dosłownie nikt, nie chciał tego "plotkarza" linczować. Bardzo dziwne. Z opowieści tamtych wynika, że ten chłopak zrobił sobie straszne tyły - a tymczasem nic takiego nie zaobserwowałem. Tamci gadali - ja widziałem na własne oczy. Wierzę zatem swoim oczom - plotkarzem okazał się ten, kto nas zaprosił na obiad.

Nie byłem zbytnio wprowadzony w środowisko DQ, ale jedną DQ poznałem wcześniej. I w czasie tej imprezy, o której przed chwilą pisałem, inna DQ narzekała na tego, kogo poznałem wcześniej, że okradł ją z bransoletki. Nie moglem tego zweryfikować, ale po tych "linczach" podchodzę do takich sensacji spokojniej. Zresztą, w świecie DQ może się zdarzyć, że ktoś weźmie, ale nie ukradnie, coś drugiej DQ - i taki przedmiot może być przechodni. Ale oskarżanie kogoś o świadomą kradzież to już znacznie cięższa artyleria.

Niestety, znając gejów, a raczej cioty, trzeba mieć urządzenie do deszyfracji co najmniej tak skomplikowane jak Enigma. Bo stopień poplątania zeznań jest w tej grupie doprawdy imponujący. Wynika z tego tylko jeden praktyczny wniosek - najbardziej godni szacunku są ci, którzy o nikim nie plotkują...

#163 - ile? skąd?

Rozmowy z osobami, z którymi poznałem się (wirtualnie) i korespondowałem jakiś czas temu zaczynają teraz przebierać wścibskie formy, gdy ludzi ci dowiadują się, że mam chłopaka. Oto rozmowa na GG z facetem (formalnie ma 24 lata, ale na zdjęciach ma powagę wyglądy 44-latka, więc bardziej pasuje do niego to słowo), któremu poświęcony był post o moich dylematach z opłacaniem na poczcie przekazu pieniężnego.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hej co się nie odzywasz
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- z reguły się nie odzywam bo nie mam nic ważnego do zakomunikowania
- a to co standardowo chce wszem i wobec napisać to pokazuje w blogu
- właśnie piszę psoty na blog fotograficzny teraz :-)
- dalej szukasz chłopaka
- ?? 
Przypomniał sobie, że jest znak zapytania :-)
- nie
- masz już
Zapomniał już, że jest znak zapytania :-)
- tak
- poznałem niedawno ciekawego chłopaka
- ooo ile ma lat
Nie mam zamiaru przedstawiać mu ankiety personalnej mojego chłopaka.
- mniej niż ja :-)
- czyli skąd on
Jego ciekawość zaczyna być denerwująca.
- z Polski :-)
- a z miasta ile ma lat??
- niewielkiego miasta, ma mniej niż ja lat
I na tym rozmowa wygasła. Pewnie w przyszłości albo ten facet się nie odezwie by mi zadawać kolejne wścibskie pytania, albo już nie odezwie się wcale - i tego bym wcale nie żałował ;-)

środa, 26 października 2011

Dlaczego nie lubię fejsa?

Wczoraj było o Netlogu a dziś o Facebooku. Nie lubię fejsa - i od samego początku mam do niego wrodzoną niechęć. Korzystam z niego, ale negatywne odczucie jeszcze się pogłębia. Dlatego nie zmartwiłbym się gdyby Google+ dokopało Facebookowi.

Dlaczego nie lubię fejsa? Nie wiem nawet dokładnie czym to jest spowodowane. Generalnie, po prostu jakoś mi nie leży. Podejrzewam jednak kilka głównych powodów. Na przykład rozmyślnie bardzo utrudnione kasowanie konta. Nawet ja, komputerowy power user, musiałem się natrudzić zanim znalazłem opcję kasowania, a nie jedynie zawieszania konta. Bo miałem kiedyś konto na fejsie, które postanowiłem skasować. I bardzo mi się nie spodobała taka chamska metoda zatrzymywania na Facebooku - a nuż się komuś nie uda skasować konta.

Poza tym Facebook przewija się w wielu reklamach - a reklamy najczęściej denerwują. Pamiętam reklamę w radiu Eska z pytaniem - czy masz fejsa? Jasne. To było w czasie, gdy Eska napędzała facebookowe lubienie jej rozdając iPhony. Facebook to oczywiście standard dla współczesnego marketera - i cale sztaby mądrych ludzi nie robią nic innego, jak tylko rozgryzają jego obecne i potencjalne marketingowe zastosowania. Nic więc dziwnego, że wstawia się fejsa gdzie tylko możliwe - a to prosta droga do alergii na niego.

Sam layout Facebooka nie bardzo mi się także podoba - taki trupio siny. I jakiś czerstwy, choć niby prosty. Przypomina czerstwe layouty zagranicznych gejowskich portali randkowych, spolszczone "po polskiemu". Na szczęście Facebook przynajmniej nie jest "po polskiemu" - ale to niewielka korzyść.

Ale chyba najbardziej drażni mnie w Facebooku Ti Dablju Ej - czyli TWA. A po polsku - Towarzystwo Wzajemnej Adoracji. Bo z tym mi się Facebook mocno kojarzy. Szczególnie w jego gejowskim wycinku - kojarzy się z przegiętą ciotą, która ma tysiąc znajomych na fejsie i każdą wolną chwilę spędza plotkując z nimi. Te ciągłe generowanie swoich stanów emocjonalnych, pod którymi od razu pojawia się kilkadziesiąt Lubię To i drugie tyle komentarzy. Przeważnie to są jakieś kompletnie mało ważne sprawy - ale na fejsie urastają do rangi celebracji.

Równie zabawne jest wzajemne adorowanie fotografii, ostatnio połączone z dodatkową zabawą rozpoznawania tam twarzy. W dawniejszych czasach była to specjalność Naszej Klasy - tam się wstawiało pinezki. Dziś adoracja realizuje się na bardziej światowej platformie. Ale istota adoracji pozostaje taka sama. W efekcie Facebook zaczyna być społecznościowym podniecaczem dla wielu osób, poza rolą zapychacza wszelkiego dostępnego wolnego czasu, jaką już wcześniej przejął.

W sumie, można powiedzieć, że to nic dziwnego - bo taka jest rola portalu społecznościowego. Niby tak. Ale znów mamy tu do czynienia z inflacją. Tym razem inflacją kontaktów międzyludzkich. Wiek komputerowy to wiek inflacji. To co, dawniej było trudniejsze, teraz jest banalnie proste. W efekcie pojawia się masa chłamu, spamu, bezwartościowej komunikacji. Dawniej pisało się listy, kartki, spotykało w realu albo dzwoniło przez kablowy telefon. Dziś wystarczy komputer i wymiana znacznie bogatszych (bo także multimedialnych) informacji jest banalnie prosta. I wiadomo, że nie każda z tych informacji jest naprawdę ciekawa. Ale po prostu się pojawiają, pojawiają, pojawiają...

Pól biedy jeśli się tylko pojawiają - ale istota Facebooka, jak innych portali tego typu, polega na interakcji użytkowników. Nie wystarczy więc pojawienie się jakiejś notki - od razu są komentarze, dyskusja, wymiana myśli. Choć brzmi to mądrze, to przeważnie mądre nie jest. Głupia notka rodzi kolejne głupie notki - i tak głupota pączkuje. I może dlatego też nie lubię Facebooka.

A Google+? Lubię je - choćby dlatego że lubię produkty Google. Gmail używam od lat, blog też powierzyłem systemowi Google. Jakie więc zalety ma Google+, których nie ma Facebook?

Nie będę się zagłębiał w techniczne porównania, bo od tego są lepsi fachowcy - i nie chodzi to o ewentualne przewagi techniczne, bo zapewne wielu ich nie ma. Napiszę o moim subiektywnym - zabawnym odczuciu. Ponieważ Google+ działa od niedawna, więc nie ma tam na tyle rozbudowanych społeczności co na fejsie. A więc nie kojarzy mi się z plotkarstwem i wzajemną adoracją. Oczywiście Google+ ma takie same zadatki na TWA jak Facebook. Po prostu jest jeszcze w wieku dziecięcym, a dzieci przeważnie są o niebo bardziej słodkie niż ich dorosłe wydania ;-)

I dlatego mam nadzieję, że Google+ dokopie przemądrzałemu fejsowi. I choćby G+ także stało się forum dyskusji o niczym, to zawsze kojarzyć mi się będzie jako coś świeższego i czystszego od zatęchłego Facebooka.

#162 - gratulacje i wypytacje

Oto kolejna rozmowa, tym razem taka, w której rozmówcy, z którym gadałem miesiąc wcześniej, sam teraz powiedziałem, że mam chłopaka.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- Hay jak tam :*
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- hej jak tam :*
- ??
- Hej.. jesteś.???
- Hellolo?
Byłem poza kompem, jadłem obiad - i nie lubię jak ktoś się awanturuje na GG w tym czasie, gdy mnie nie ma przy komputerze.
- jestem
- otwarte GG nie oznacza ze siedzę przy kompie
- Aha co tam :*
Jak zwykle debilne pytanie na otwarcie - co tam? Więc będzie standardowa odpowiedź.
- nic nowego
- Znalazłeś sobie chłopaka?
- ??
Powiem mu, może się odczepi :-)
- znalazłem
- Serio.? Gratulacje jak ma na imię ile lat? :-)
Gratulacje jak u kulturalnego człowieka. Ale wypytywanie jak u pieprzonej cioty.
- :-)
- takich informacji się chyba nie udziela na prawo i lewo, prawda?
- Ejj no pochwalić się nie chcesz ok jak nie chcesz nie musisz :-)
Typowe podejście cioty - mam chłopaka = pochwalę się wszem i wobec...
- nie mam zamiaru się chwalić, bo nic tu do chwalenia
- Ehhh jak uważasz.. ! a robiłeś już to z nim??
Kolejne mega bezczelne pytanie o sprawy intymne!
- przepraszam cię, ale sprawy prywatne, jeśli się z kimś jest, to już nie są do publicznego omawiania, ja cie o takie sprawy nie będę wypytywać
- ee.. kurwa... skąd tyś się urwał z choinki wesołych świąt <lol>
- skąd ty się urwałeś z takimi bezczelnymi pytaniami?
- ?? ja z planety gejów .. tam się urodziłem ;]
- to wracaj tam :)
- hehe ;)
- Sorry ale czasami jestem za ciekawy...
Dalej rozmowa zeszła na temat ulubionego piwa (obaj lubimy Redds Apple) i już nie dotyczyła chłopaka :-)

wtorek, 25 października 2011

Netlog

3 sierpnia 2011
Kolejny konkurent dla Facebooka - europejski Netlog, z siedzibą w Brukseli - zupełnie jak centrala Unii Europejskiej. I podobnie jak Unia Europejska zbiurokratyzowany. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej ankiety dotyczącej zainteresowań - miejscami wręcz żenująco śmiesznej. Starałem się ją wypełnić, ale nie wszędzie było to sensowne. Tylu idiotycznych pytań jeszcze nie widziałem ;-)

Moje skojarzenie jest taki, że to portal dla snobów. Jakże inaczej można by interpretować niektóre pytania ankiety personalnej - np. marka posiadanego auta i ulubionego auta czy motoru. Albo styl ubierania - z takimi opcjami jak: elegancko, modnie, ze smakiem, tylko sławni projektanci.  Brakuje tylko wykazu snobistycznej bielizny i równie snobistycznych perfum. za to są ulubione miasta czy drinki. Jeszcze tylko ulubiony pięciogwiazdkowy hotel - i można się dobierać na randkę. 

Otrzymałem zaproszenie na Netlog od jednego se swoich byłych chłopaków - w tym wygenerowanym automatycznie zaproszeniu była mowa o tym, że to jest społeczność internetowa milionów młodych ludzi w całej Europie. Zatem jestem forever young ;-)

Natrudziłem się tam ze swoim profilem - przy moim perfekcjonizmie to normalne. Ale jest też korzyść dla mojego Facebooka i Google+. Trochę inaczej napisałem swój opis na profilu, a potem ten opis skopiowałem także na tamte dwa portale. Zatem było warto, bo dzięki temu na wszystkich portalach mam lepszy opis :-)

W praktyce zobaczymy czy ten portal ma sens. Próbowałem wcześniej Twittera ale początkowo uznałem to za bezsensowne rozwiązanie - bo do szukania chłopaka się nie bardzo nadawał. Potem jednak do Twittera wróciłem, kiedy się przekonałem, że można łatwo z bloga do niego wrzucać linki do postów. Twitter jako zajawka bloga - jak najbardziej :-)

Ciekawe czy ten profil się sprawdzi. I tak nie mam wielu znajomych na tych portalach społecznościowych, więc słaby rozgłos mojego profilu mnie w niczym nie zdziwi.

Teraz rola tych profili jest już inna. Nie szukam bowiem chłopaka, szukam znajomych lub partnerów do biznesu. A takie szukanie może trwać dowolnie długo ;-)

#161 - co za małolata masz?

Oto pierwsza z rozmów z ludźmi na GG po tym jak się dowiedzieli, że miałem chłopaka. Rozmówcę jakoś kojarzę jak przez mgłę, ale już zupełnie nie kojarzę abym mu specjalnie mówił, że kogoś mam. Musiał więc zobaczyć zmieniony status na profilu.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- co za małolata masz?
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- ?
- słucham?
- ile ma lat ten nowy?
- jaki nowy?
- twój
- a skąd wiesz ze mam chłopaka?
- mówiłeś mi
Niby jak mówiłem, skoro nikomu z tego typu bliżej nieznanych osób nie ujawniałem tej informacji?
- to ile ma
- 18? mniej?
Co za bezczelność! Może w ogóle jest noworodkiem?
- nie twoja sprawa sory, mój chłopak to nie towar do pokazywania
- bawisz się ludźmi ciekawe jak długo z nim
- a co ci do tego ze wypytujesz się tak obcesowo?
- nie lubię takiego podejścia
Koncept na rozmowę temu wypytywaczowi się skończył. Zamknąłem okno.

poniedziałek, 24 października 2011

Synek

24 lipca 2011
Pojechałem niespodziewanie na Mazury aby odwiedzić synka, który tam przebywał na wakacjach, i osobiście dać mu prezent, który mu kupiłem. Dojechałem na miejsce. Znalazłem pokój, w którym mieszkał mój synek z ciocią i babcią. Reakcja cioci - jakby zobaczyła upiora. Reakcja babci - ale się przestraszyłam! Reakcja żony (też była w odwiedzinach) - co ty tu robisz? I tylko dzieciak się ucieszył.

Dałem mu prezent, poszliśmy na pomost nad jezioro - niemiły zonk, pomostu nie ma. Zmienił się kierownik ośrodka, nowe porządki. W ogóle niemiło w tym ośrodku teraz. A dla mnie podwójnie niemiło, bo przyjęcie mam lodowate. Niedługo potem przyszła żona, więc nawet nie posiedziałem z dzieckiem in private. W ogóle to nocowanie tu jest problematyczne, bo choć w pokoju jest łóżko, to mnie tam nie chcą. Musiałbym wysłać e-maila do kierownika, bo on telefonu nie podaje. Pieprzona biurokracja. Odechciało mi się na siłę tu bukować - i na siłę tu być, w sytuacji gdy będę miał przeciw sobie rodzinę.

Wysikałem się więc i zebrałem do wyjazdu. Oczywiście jestem zaproszony w połowie sierpnia, na wyjazd, bo auto żony nie wystarczy, aby zabrać bagaże. Gdy potrzeba taksówki - to mogę jechać. Gdy potrzeba tylko serca - to nie.

Wyjechałem. Po kilku kilometrach zatrzymałem się i nalałem kawy z termosu. I rozpłakałem się.

Aha. Jeszcze ciekawostka. Po pierwsze, tuż przed dojazdem na miejsce sprawdziłem w telefonie, że mój synek ma urodziny jednak nie 24 ale 26 lipca ;-) Więc uniknąłem gafy. Zewnętrznie to nic dziwnego, że przyjechałem w niedzielę, a nie we wtorek. Zawsze można pomyśleć, że we wtorek pracuję...

#160 - zabójczo słodka odpowiedź

A to dawna wyszperana korespondencja z czasu gdy bylem z jednym chłopakiem, pisana w naszym wspólnym imieniu ;-)

Zabawna bywa korespondencja na Fellow. Tym razem zamieszczam przykład, który może być formalnie dosłownie rozumiany jako pozytywny, choć ja odbieram go jako słodką ironię. Oto korespondencja z chłopakiem, który szuka związku, ma modelowe zdjęcia na Fellow (modelowe - czyli wymuskane jak u modela), i nie do końca wiadomo kim naprawdę jest i kogo naprawdę potrzebuje.

Oznaczenia: jego mail / mój mail

Nie bardzo było wiadomo jak napisać, więc nawiązałem do tego, że ten profil już kojarzę od jakiegoś czasu.

Witaj 
Kojarzę Twój profil z wcześniejszego czasu. Mam nadzieję, ze uda Ci się poznać kogoś - na pewno nie warto się poddawać. My się nie poddaliśmy i poznaliśmy się, choc dopiero zaczynamy budować nasz związek. 
Mam nadzieje ze za około 10-12 dni już zamieszkamy razem w Warszawie, wtedy zapraszamy na kawę czy piwo jeśli byś chciał :)
Pozdrawiamy
[nasze imiona]

Odpowiedź przyszła tego samego dnia.

Witaj :)
O jak miło :)
Gratuluję i życzę wiele dobrego, byście faktycznie razem tworzyli coś cudownego a jednocześnie normalnego. Z całego serduszka wiele dobrego i jeszcze więcej szczęścia i przede wszystkim Chłopcy MIŁOŚCI!!!
Teraz się nie będę poddawał... bo widzę po Was, że warto walczyć!
[jego imię]

Potraktowałem to jako negatywny respons. Po pierwsze, brak potwierdzenia chęci spotkania się, wprost przez nas zaproponowanej. Po drugie - język za grzeczny jak na zdjęcie pedalskiego modela. Coś tu nie gra - ten mail jest za słodki. To chyba jednak wykop w białych rękawiczkach.

Nie odpisywałem na ten mail, bo uznałem go za policzek.

niedziela, 23 października 2011

Seven months later

Niedawno na czacie zagadałem chłopaka, który miał nick z informacją że ma 24 lata i szuka starszego. Oczywiście zacząłem od pytania czy szuka związku. Okazuje się, że szuka - co już jest wielką rzadkością. Upewniłem się więc, że szuka kogoś w moim wieku - okazuje się, że mógłby nawet kogoś w starszym. Pogadaliśmy i zapytałem czy chce zobaczyć mój profil na necie. Miał na Fellow - co niestety też jest zagadkową rzadkością u szukających związku - więc mu podałem swój. I okazało się, że on ma mnie w ulubionych!

Jak się okazuje, dodał mnie do ulubionych już po trzech dniach od założenia przeze mnie profilu. A teraz, po siedmiu miesiącach, zetknęliśmy się na czacie. No to przeszliśmy na GG. zapytałem go o znak zodiaku - skorpion! Mój najbardziej ulubiony. Zaczęło być coraz bardziej gorąco gdy krok po kroku odkrywaliśmy że mamy podobne potrzeby intymne i uczuciowe. Jedyny chwilowy problem jest taki, że on mieszka na Śląsku.

Nie dokończyliśmy rozmowy bo gdy ją zaczynaliśmy była godzina 5 - a ja byłem po przespaniu kilku godzin i nie miałem już chęci spania. Ale ten chłopak nie spał, więc po prostu zasnął za klawiaturą. Ale najważniejsze, że mamy kontakt na GG i na Fellow. Chłopak wydaje się interesujący, mamy wspólną pasję do fotografii ;-)

I co z tego wyszło? Jak zwykle - zero kontaktu z jego strony. Kolejny niezdecydowany bajkopisarz, jak się zdaje :-)

#159 - ask and go

Na GG plagą jest zaczynianie pierwszej rozmowy (z nieznajomym!) przez debilne wypytywanie. Ktoś puka do mnie, nie ma pomysłu na rozmowę, więc usiłuje to zwalić na mnie. Oto klasyczny przykład.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- siema
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- siema
- hej
- co tam?
Czerwona płachta na byka! Nie zna mnie - a już wypytuje co u mnie. Nie ma innego, ciekawszego tematu na pierwszą rozmowę?
- nic
- opowiec coś o sobie [pisownia oryginalna!]
- dobra to nara
Byłem zajęty przez kilka minut i nie zwróciłem uwagi na tą rozmowę więc nie odpisałem i zastałem od razu wszystko w pigułce - debilne wypytywanie i pożegnanie. Dwa w jednym. Ask and go.

sobota, 22 października 2011

Odpowiedź na anons

Oto jak przebiegała korespondencja z osobą, która odpowiedziała na mój anons - zawierzający wyraźną informację o tym, że "Szukam partnera do związku, czyli docelowo wspólnego zamieszkania i ułożenia sobie razem życia". Sytuacja jest na tym modelowa, że zdecydowałem się całą tę korespondencję przytoczyć.

Oznaczenia: jego mail / mój mail
- witaj
Piękna odpowiedź na anons - krócej się już nie dało :-)
- witaj, jeśli masz GG zapraszam na [numer]
- nie mam, ew. e-mail, lub podaj nr tel
OK niech zatem będzie e-mail...
- jesteś?
- jestem ale nie przeglądam co chwile maila - :-) możemy pisać mailem
- tak, ale pisz konkretnie szczeguliki.....
Z ortografią na bakier, jak widzę - taki drobny szczególik :-)
- jakie szczególiki? kogo ty szukasz? i czego oczekujesz?
- miłe spotkanko MM! JA 45 170 14 POZDRAWIAM
A więc kretyn się ujawnił - ślepo oferuje spotkania, chyba nie doczytawszy w ogóle treści mojego anonsu, którego pierwsze zdanie o szukaniu partnera zacytowałem :-) Postanowiłem być grzeczny.
- nie doczytałeś chyba ze nie szukam na żadne "mile spotkanka" ale do związku?
- ok, wiec napisz coś więcej jakie warunki?
Związek to nie jest ustawka na seks - aby były "warunki". Facet najwyraźniej nie ma pojęcia co to jest związek, więc odpaliłem bez litości.
- a czy ty w ogóle wiesz co to jest związek? bo po korespondencji z tobą wątpię w to
- ja nie byłem w związku z facetem wiec napisz .....
Już mam podejrzenie, że to biseks, który się puszcza na boku swojej rodziny - skoro nie był dotąd w związku. Albo, co równie odrażające - gej skaczący z kwiatka na kwiatek... W obu przypadkach - nie interesuje mnie. Udałem więc zdziwienie i napisałem.
- to cóżeś robił przez te 45 lat życia? jak się uchowałeś bez bycia z facetem w jakimkolwiek związku?
- pociąga mnie ten klimat
Człowieku, tu się szuka wspólnego życia w związku, a ciebie tylko "pociąga ten klimat"? Co za absurd! Alę będę nadal miły.
- od kiedy cie pociąga? jesteś gejem czy bi?
- bi
Szydło wyszło z worka. Pora dopytać, choć obstawiam, że tak. Muszę tylko obmyślić jakąś ostateczną odpowiedź gody moje podejrzenie się potwierdzi...
- żonaty?
- tak
Robi się ciekawiej - pociągnę dalej wywiad...
- a żona oczywiście wie o tym, że spotykasz się z facetami i akceptuje to?
- nie wie, chodzi o dyskretne spotkanka
No to wszystko jasne. Obrzydliwy zakłamany bi. Pogadamy jeszcze trochę.
- kochasz swoją zonę? uważasz że to w porządku że ja zdradzasz za jej plecami?
- nie pisz więcej
Poddał się - bo zobaczył, że nici z dyskretnego seksiku. Tym razem postanowiłem go podsumować.
- A właśnie napiszę kretynie! Zapamiętaj sobie w swoim biseksualnym łbie zaprzątniętym obsesją ruchania że są ludzie, którzy szukają związku i miłości. Chcesz się ruchać za parawanem tchórzliwej dyskrecji? Znajdź amatorów uciech na czacie. I módl się aby się nie wydało twojej żonie, bo życie płata nieprzewidywalne figle. Współczuję jej a tobie życzę abyś jak najszybciej złapał jakiegoś syfa, który może ci pobudzi szare komórki do myślenia. Życzę miłego dnia. Bez odbioru.
Nie sądzę aby temu kretynowi przemówiło to do serca czy rozmumu. Ale próbować zawsze warto. W odpowiedzi napisał:
- dzięki za dobre rady
Co oznacza, że nadal jest nieprzemakalnym kretynem. Ale to już nie moje zmartwienie :-)

#158 - przyjaźń? może być

Opisywana dziś rozmowa z chłopakiem na czacie była modelowym przykładem rozmowy udanej i wartościowej. A tu - dla równowagi - modelowy przykład rozmowy nieudanej i bezwartościowej :-)

Gdy się poznaje fajną osobę, można nie szukać innych do związku. A wtedy oferuje się innym przyjaźń. Co na to rozmówcy? Oto przykład rozmowy z GG.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- :-)
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- :-)
Debilny zwyczaj witania się - z nieznajomym! - uśmieszkiem.
- hej
- hej
- przyjaźń hm.
Chyba szukał seksu, skoro przyjaźń jest hm.
- a ty czego szukałbyś?
- może być
- oki
Przyjaźń może być, rozmowa już nie - na tym się bowiem skończyła. Kolejny przykład amatora szybkiego seksu, który rzekomo szuka przyjaźni - ale jakoś nie kwapi się do rozmowy :-)

piątek, 21 października 2011

Spóźniona promocja

21 lipca 2011 
Kiedy kupowałem Mega Top Profil na Fellow (czyli gwarancję pokazania mojej fotki na stronie głównej Fellow przez tydzień), to zawsze zastanawiałem się czy ta promocja będzie już ostatnia i czy w czasie jej trwania poznam kogoś odpowiedniego. I jak dotąd zawsze było to przedsięwzięcie chybione, bo nikogo wartościowego nie poznałem.

I kupiłem znów Mega Top Profil - bo postanowiłem, że w okresie wakacyjnym trzeba się "pokazać" na Fellow. Może jakiś chłopak mający wakacje wejdzie na mój profil i zapuka do mnie? Pytanie tylko czy warto i czy nie będzie to spóźniona promocja?

Nie szaleję z tymi top profilami, ale staram się je kupować wtedy gdy dochodzę do wniosku, że ma to sens. I jak zwykle bywa z marketingowymi kampaniami - nie zawsze osiągają one zamierzony efekt. Ale to jest wliczone w koszty marketingu - wykładają się na tym nie tylko takie skromne osoby jak ja, ale także wielkie agencje reklamowe i jeszcze większe korporacje :-)

Najważniejsze jest nie to, czy wygrałem lub przegrałem bitwę - ale to, czy wygrałem wojnę. Mogę przegrać bitwę o skuteczną w poznaniu chłopaka promocję profilu na Fellow. Ważne, abym wygrał wojnę o poznanie chłopaka - w ogóle. A to w jaki sposób poznam chłopaka - nie ma już znaczenia...

#157 - a pomożesz mi

Plagą GG (i czata) jest zadawanie pytań bez znaku zapytania - bardzo tego nie lubię. Oto na swój sposób zabawny przykład z GG.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hej
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- a pomożesz
- mi
- co to za pytanie od nieznajomego?
- nara
Koniec rozmowy - i dobrze. Bezczelne pytanie od nieznajomego źle wróżyło ;-)

czwartek, 20 października 2011

Gejowskie porno

Gejowskie porno. Ale nie będzie o smakowitych opisach namiętnych scenek. Będzie analiza. Analiza - a nie Anal Iza ;-)

Gejowskie porno znam, bo trochę filmików widziałem. Ale podejrzewam, że to, o czym będę pisał, można łatwo odnieść także do porno heteryckiego. A chodzi mi o emocjonalność w tych filmach.

A mówiąc dokładniej - o brak emocjonalności. Porno, jaki do tej pory oglądałem, jest po prostu żenujące. Kompletnie amatorskie. Nie chodzi i samą technikę kręcenia, bo ta przeważnie jest w porządku - kamera na statywie, dobre oświetlenie etc. Nie ma natomiast praktycznie zupełnie emocji, uczucia, autentyzmu namiętności i oddania w seksie. Jest posuwanie, lizanie, ssanie, całowanie - z nieodłącznym, i wytartym, jęczeniem czy stękaniem. Och, ach - jak mi dobrze panie bobrze. W sumie to nawet nie jest podniecające, to jest po prostu nudne.

Oczywiście przeważnie w ogóle brakuje jakiejkolwiek fabuły w tych filmach. Szczątkowa fabula, to jedynie krótkie wprowadzenie między jednym skeczem erotycznym a drugim - pewnie po to aby widz mógł sobie nalać kolejną szklankę piwa. Nakręcono niejeden film erotyczny z pełnowartościową fabułą, ale czy jest wiele takich samych fabularnych filmów porno? Raczej w to wątpię.

A byłoby to o wiele ciekawsze, niż nudne i powtarzalne skupianie się na kolejnych jebaniach, posuwaniach czy obciąganiach. Akcja, intryga, humor, dialogi, sytuacje - to byłoby naprawdę czymś ożywczym, w oprawie którego seks nabrałby smaku - niczym obiad podany na eleganckiej porcelanie, a nie na tanich papierowych talerzach, jak porno dla samego porno. W końcu powinna się liczyć jakość doznań a nie ich ilość. Ale twórcy tanich porno idą na ilość - jakby od niej zależała liczba wytrysków wśród publiczności. Kto wie zresztą, może "inna publiczność" potrzebuje właśnie tego do walenia konia. Ja przy takim porno konia nie zwalę, bo mnie to nie podnieca... Ale przy tym samym porno jednak walę konia - i podnieca mnie na maksa. Jak to możliwe?

Bardzo prosto :-) Po pierwsze - oglądam porno bez dźwięku, aby te udawane jęki mnie nie przeszkadzały. Po drugie - podkładam pod te sztampowe i nudne gimnastykowanie się aktorów moje własne emocje, marzenia, odczucia. Tam na ekranie ktoś beznamiętnie liże komuś dupę. A ja wyobrażam sobie, że to ja liże dupę chłopakowi, którego kocham, i który okazuje mi w spontanicznie namiętny sposób swoją rozkosz. Rozkosz, której próżno by dopatrywać się w tym filmie.

Czyli ja przerabiam film porno do własnego poziomu emocjonalnego - aby wykreować sytuację, która mnie podnieci. Tak naprawdę film jest tylko pretekstem do zagłębienia się w świat własnych pragnień emocjonalno-uczuciowych. I tylko w takiej roli daje się zastosować ;-)

Zatem z mojego punktu widzenia typowe porno to dla mnie po prostu niezbyt podniecający półprodukt.

#156 - intruz na linii :-)

Piętnastoletni Patryk przewija się już przez tego bloga. Oszukał mnie mówiąc, że ma 18 lat i brata bliźniaka (obaj rzekomo jednocześnie się we mnie zakochali). Jest więc niewiarygodny. Ale co jakiś czas się odzywa na GG - i daje mi inspirację do zamieszczania kolejnych rozmów ;-)

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- Siema
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- Siema
- tak?
- Kotek pogadamy
Nie lubię spoufalania się wyrazami typu kotek.
- o czym?
- a poza tym nie jestem kotkiem
- O nas
Ale bezczelny!
- w jakim sensie o nas? parą nie jesteśmy przecież
- i nie będziemy
- zostańmy
- nie będziemy para, nie ma takiej możliwości i nie będzie. koniec. kropka. koniec dyskusji
- Nara
Typowe dla idioty - najpierw kotku, potem zostańmy parą, a na końcu równie szybkie nara. Oby to nara było ostateczne albo - będą kolejne tematy na bloga ;-)

środa, 19 października 2011

Kanały social media

4 sierpnia 2011
Po Twitterze przyszła pora na portale społecznościowe. Puszczam je w ruch w celu rozpropagowania mojego blogu. Nie opieram się już jedynie na statycznym opisie w moim profilu, ale umieszczam na obu profilach osobne powiadomienia.

We wszystkich przypadkach (Twitter, Facebook, Google+) mam stosowne opcje na blogu. Twitter jest najprostszy, po prostu publikuję Tweet. Na Facebooku publikuję posta na swojej tablicy, ale muszę go ręcznie edytować - zmieniam standardową treść (automatycznie opublikowany tytuł posta i początek treści pierwszego akapitu) na wybrany fragment treści posta - ale bez tytułu, bo przecież jest on powtórzony pod tą notką, w formie linku.

Podobnie jest w Google+ gdzie trafiają posty z Google Buzz, do którego jest przycisk na blogu. Trochę to skomplikowane, ale działa. Na moim profilu Google+ zasysane są notki z Buzza i mogę je tam edytować - zastępuję automatycznie cytowany początek notki z bloga takim fragmentem, który uznam za stosowny. Zupełnie jak na Facebooku - i mogę ten sam fragment posta wkleić w obu tych miejscach. 

A zatem informacje o moich postach publikować będę przez trzy kanały social media: Google+, Facebooka i Twittera. Co nie znaczy, że publikować będę informacje o wszystkich postach na blogu. Będę nieformalnie dzielił moje posty na "eksportowe" i "zwyczajne", o tych drugich nie będę powiadamiał. Przede wszystkim wtedy, gdy uznam, że post nie jest na tyle ciekawy, aby o nim trąbić naokoło. Niektóre posty są bardziej techniczne (jak chociażby ten dzisiejszy) i nie ma potrzeby chwalić się nimi.  Z zasady nie będę też szeroko propagował postów zawierających bardziej osobiste informacje o mnie. Oczywiście osoby śledzące bloga będą je czytać - ale takie osoby są już mniej lub bardziej wprowadzone w mój temat.

Z propagowaniem bloga przez kanały social media jest podobnie jak z publikowaniem zwiastunów filmowych - nie wszystkie sceny filmu są pokazywane w zwiastunie - a kto chce, ten i tak cały film obejrzy ;-)

19 października 2011
Już nie publikuję w Google Buzz, gdyż ta usługa będzie w Google wyłączona. Zresztą, blog gejowski spadł z roli mojego bloga flagowego, dlatego teraz jego propagowanie będzie znacznie skromniejsze. Czasy się zmieniają, więc blogi też ;-)

#155 - stary dobry czat ponownie

I tego samego dnia trafiła mi się jeszcze jedna rozmowa w starym "dobrym" czatowym stylu - po opublikowanej wczoraj. Tym razem podobieństwo do czata było inne.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- :-)
15:00:23 Anubius: (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- :-)
Mówiąc szczerze nie lubię zaczynania rozmowy od uśmieszków, ale skopiuję pomysł.
- :-)
- szukam faceta dyskretnego do spotkań
Najgorszy wzór czata - seks i to jeszcze za obłudnym parawanikiem tzw. dyskrecji.
- nie szukam seksu
- szkoda
Nie wytrzymałem!
- szkoda?! szkoda, bo nie szukam seksu? 
I nie szkoda, że koncept na rozmowę się tamtemu panu skończył - nawet nie miał siły aby się pożegnać. W tym zakresie czat jest już zazwyczaj lepszy.

wtorek, 18 października 2011

Gejowski Twitter

4 sierpnia 2011
Na czym polega moja wiara w Boga? Między innymi na praktycznie namacanym przekonaniu, że On czuwa nade mną i pomaga mi w życiu na różne sposoby. I jeden z takich dowodów Jego pomocy miałem dziś, gdy wracałem do Twittera.

Zakładałem konto Anubius na Twitterze jakiś miesiąc czy dwa temu - jako fragment kampanii poznawania chłopaka. Ale Twitter nie bardzo się nadaje do roli pomocnika w poznawaniu kogoś. A więc wtedy to konto okazało się nieprzydatne i usunąłem je.

Teraz postanowiłem reaktywować Twittera po to aby za jego pomocą zamieszczać informacje o postach publikowanych na moim blogu.To jest już zupełnie inna funkcja niż w przypadku szukania chłopaka, w której Twitter się nie sprawdził.

I dziś, gdy ponownie stworzyłem konto na Twitterze - mój nick był już niestety zajęty. Ktoś go sobie wykorzystał. Miałem problem, bo się byle jakim nickiem nie zadowolę. Żaden Anubius1 mnie nie zbawi. Nick musi być wyjątkowy, elegancki, przemyślany, piękny - i w ogóle. Nigdy nie wymyślam byle jakich nicków. Nigdy nie używam jakiś tanich literowo cyfrowych kombinacji.

Zdefiniowałem na Twitterze moje imię jako Anubius ale nie mogłem zastosować go jako nazwy konta. I jaką nazwę sprawdziłem w pierwszym rzędzie? Oczywiście nawiązującą do bloga. Rzecz jasna nie chodziło o praGEJenie - bo tylko ja to słowo używam w całym necie. Konto na Twitterze miało promować mój blog gejowski. Właśnie - gejowski. O adresie gejowski.blogspot.com - trudno o bardziej wymowny i prosty do zapamiętania adres, i jestem z niego słusznie dumny.

Sprawdziłem więc nick "Gejowski" na Twitterze - i nikt nie miał takiego. Nikt nie wpadł aby stworzyć konto o tak oczywistym nicku. No to ja wpadłem na taki pomysł - i odtąd na Twitterze jestem jako Gejowski. A biorąc pod uwagę podawanie nazwy użytkownika obok nicka - jako Gejowski Anubius. I o to właśnie chodzi.

Ktoś powie, że to przypadek z tą wolną nazwą. W porządku. To już kolejny przypadek tego typu, jakie mi się notorycznie trafiają w życiu. Po prostu zwykły, przypadkowy przypadek ;-)

#154 - jak na starym dobrym czacie

Czasem rozmowa na GG przypomina starego dobrego czata. Oto rozmowa, która dobrze to ilustruje.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- Cześć
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- Cześć
- cześć
- Jak masz na imię? Ja Szymon
Przynajmniej zadał pytanie ze znakiem zapytania i sam się przedstawił :-)
- Maciek
- sory ze wolno piszę ale konfiguruję bloga z Google+ :-)
- Aha spoko jak wyglądasz?
- 175/69/18cm brunet opalony zielone oczy
Już śmierdzi czatem - cyferki, opis. Tylko czekać pytania o rozmiar mojego fiuta i rolę w seksie.
- czemu pytasz jak wyglądam?
- Bo chciałbym wiedzieć
- a po co?
- nie szukam seksu z nikim :-)
- No ale jak napiszesz jak wyglądasz to chyba nic Ci sie nie stanie
Gościu koniecznie się interesuje moimi cyferkami, zupełnie jak na czacie.
- Anubius na Fellow - tam masz napisane jak wyglądam i moje fotki też tam są :-)
- Mam GG w telefonie
Zabawne, ale niestety sensowne alibi.
- 178/95
- Tylko tyle?
Brakuje mu chyba penisa, roli w seksie, ewentualnie koloru oczu, włosów i stanu opalenia ;-)
- a co byś chciał jeszcze?
- no cały Twój wygląd ja Ci napisałem
Czyli w zasadzie zgdałem, tylko roli w analu nie musiałbym podawać, bo on jej nie opisał :-)
- Boże czyli co? nie będę scrollował
Podpuszczam go, aby wprost napisał o co mu chodzi...
- Ciężko sie z Tobą pisze narazie
I na tym się "czat" skończył.

Dopiero przepisując tą rozmowę zrozumiałem dwuznaczność słowa "narazie" - może oznaczać, że w danej chwili, ale też może oznaczać (i w tym wypadku oznacza) pożegnanie. No to się pożegnaliśmy - żadna strata, bo na GG przypominającym czata mi jakoś nie zależy :-)

poniedziałek, 17 października 2011

Czy Plus wyjdzie na minus?

Google+ to najmocniejszy potencjalny konkurent Facebooka i jest to projekt realizowany przez amerykańskiego giganta od niedawna (czerwiec 2011). Miałem zaszczyt znaleźć się bardzo szybko w wąskim kręgu osób korzystających z Plusa. Ponieważ znalazłem tam dawnego kolegę dziennikarza, który pisze bardzo ciekawe teksty i ma wielu ludzi w swoich kręgach znajomych, więc dzięki jego tekstom mogłem brać udział w dyskusjach, które toczyły się na Plusie przy użyciu systemu komentarzy.

Zasadnicza różnica pomiędzy Facebookiem, na którym podpompowałem liczbę znajomych do 360 osób, a Plusem była taka, że dyskusje w Plusie były autentyczne - merytoryczne, kulturalne, cywilizowane. A przede wszystkim to były dyskusje - a nie ecie pecie. Oczywiście to "wina" garnituru biorących w nich udział - ludzi intelektualnie wyrobionych, potrafiących dyskutować, uszanować odmienność poglądów, spierać się w sposób kulturalny. Nie było tam żadnego taniego efekciarstwa, nie było błazeńskich tematów - o tym, że ktoś na przykład przeżuł muchę w czasie picia kawy. To, nawiasem mówiąc, autentyczny przykład z Facebooka.

Jak zawsze, gdy liczba użytkowników przekroczy pewną granicę, zacznie się obniżanie poziomu komunikacji na portalu. Zaśmiecanie nieistotnymi duperelami, pseudo dyskusje. Jaka jest jednak przewaga Google+ nad Facebookiem? Google+ jest niesymetryczne. Nie trzeba się wzajemnie zaprzyjaźniać. Można podglądać to, co piszą inni, bez konieczności związania z nimi. To znaczy, że my nie musimy wcale podglądać tego, co pisze ktoś inny, zaprzyjaźniony z nami. Albo możemy tego kogoś umieścić w innym kręgu znajomych - kręgu nie podglądanym w strumieniu wiadomości. Bardzo wygodne jest natychmiastowe filtrowanie strumienia wiadomości poszczególnymi kręgami. Błyskawicznie można wyłapać komunikaty rodziny czy kolegów z pracy.

Oczywiście o jakości portalu społecznościowego decydują ludzie, ale mam wrażenie, że w Google+ jest o wiele łatwiej zapanować nad niechcianym spamem. Największą jednak nadzieję sukcesu Google+ pokładam w popularności Facebooka. Mam bowiem nadzieję, że bardzo wiele osób, których komunikacja społeczna ogranicza się do stadnego puszczania informacyjnych baków, po prostu zostanie przy fejsie. I oszczędzi nam bazarowego klimatu Facebooka na Google+. A jeśli znajdą się jakieś trolle, to bardzo łatwo jest je zablokować.

Ktoś w czasie dyskusji na Google+ porównał użytkowników Google+ do szlachty a Facebooka do plebsu - ale takie porównanie jest moim zdaniem trochę zbyt brutalne. W początkowym okresie Google+ będzie grupowało bardziej wyrobionych użytkowników, ale stopniowo ten Olimp będzie się spłaszczał i w efekcie otrzymamy coś w rodzaju pustyni z niewysokimi wydmami i nielicznymi górami, które utrzymywać będą wieczny śnieg...

Ja mam jednak nadzieję, że przejście z Facebooka na Google+ dla części osób będzie okazją do przemeblowania modelu komunikacji społecznej. To zupełnie tak, jak z przeprowadzką do nowego mieszkania. Jest szansa na nową aranżację i nowe życie...

#153 - siema kotek

Pisałem kiedyś (7 września) o rozmowie z 18-latkiem z Ełku, który miał rzekomo brata bliźniaka (i obaj mnie podrywali) - a potem się okazało, że ma niby 15 lat. Otóż ten Patryk co jakiś czas mnie zagaduje. Raz na przykład opowiadał, że jest modelem i lubi striptiz. Oczywiście jest dla mnie rozmówcą niewiarygodnym. Oto typowa rozmowa z nim, ilustrująca też pewne zjawisko spotykane na czatach lub GG.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- Siema
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- Kotek
- tak? 
Kotek czy piesek - nic dalej się nie wydarzyło. A zatem zmarnowany czas, bo nie ma rozmowy. Na szczęście niewiele czasu zmarnowałem, tyle co na wklepanie 4 znaków.

A przede wszystkim to przykład przymilnego spoufalania się poprzez używanie wyrazów typu kotku, skarbie  lub posyłanie na GG (albo czacie) ikonek serduszka, ust czy kwiatka). Mnie się takie spoufalanie kojarzy z kurtyzaną puszczającą oczko do klienta. I odbieram to jako niepoważne rozpoczynanie rozmowy - poważny człowiek nie spoufala się z kimś, kogo w ogóle nie zna.

W tym przypadku rozmówca niby mnie zna, bo ze mną już wcześniej rozmawiał, ale mimo tego spoufalanie się mu nie przystoi - bo nie jesteśmy na tak zażyłej stopie przyjacielskiej, ani tym bardziej intymnej.

niedziela, 16 października 2011

Święty od myszek...

Są różni święci, ale nie wiem czy jest Święty od Myszek komputerowych - a taki by mi się często przydał, gdy korzystam z applowskiej MagicMouse. A myszka ta, jak wiele rzeczy u Apple, jest fenomenalna z wyglądu, choć już nie tak fenomenalna w użytkowaniu ;-)

Wygląda zupełnie nietypowo - gdyż nie ma żadnych osobnych przycisków. Cała myszka jest jednym wielkim przyciskiem, w dodatku szklanym. Jej design jest - jak zwykle u Apple - nienaganny, a myszka posiada smukłe i płaskie kształty. To wszystko sprawia, że mamy wrażenie obcowania z komputerowym dziełem sztuki, które na mojej ręce wygląda tak:

Wygląd jest piękny, ale praca z taką myszką już nie zawsze. Po pierwsze, na co narzekją użytkownicy, akceleracja kursora jest za słaba. Innymi słowy, trzeba się bardziej namachać myszką po biurku, aby przenieść kursor na ekranie. To nie jest wina myszki, ale sterowników. Myszki innych firm, na przykład Logitech, mają sterowniki pozwalające na większą akcelerację kursora. Wtedy drobny, ale zdecydowany ruch myszką pozwala łatwo przenieść kursor na drugą stronę ekranu. Na szczęście są na Macu programy przyspieszające kursor, więc można to jakoś obejść. Ale najlepiej byłoby dostać to w standardzie, a nie obchodzić.

W grze World of Warcraft ta myszka się w ogóle nie sprawdza, bo kursor dziala tam rozpaczliwie wolno - gra jest de facto niemożliwa. Dlatego mam kablową myszkę G5 Logitecha, przeznaczoną dla graczy, której w tej grze używam.

W użyciu na kompie myszka jest cudowna - ale ma jedną wadę konstrukcyjną, zresztą nieuniknioną. Czasem źle interpertuje wciśnięcie. Nie dziwi to, skoro sensor zbiera nacisk z całej myszki i przelicza to. W pewnych pośrednich miejscach nacisk może zostać zinterpretowany nie tak jakbyśmy chcieli. To jest normalne. Choć czasem mam wrażenie, że myszka nadinterpretuje - np. lewe kliknięcie pokazuje się jako prawe.

Za to mysz pozwala na stosowanie bardzo wielu gestów - przeciąganie palcami, pukanie. I nie tylko jednym palcem - ale także dwoma, trzema i czterema. W sumie tych kombinacji, które można do myszki przypisać, jest kilkadziesiąt.

Ta myszka jest postrachem mojego bloga. Czasem się zdarza, kiedy klikam w treść pisanej notki. aby coś porawić, myszka - bo chyba to jej wina - zamyka okno edycji i wymusza powrót do listy postów. A ja tracę niezapisany tekst. Dlatego używając tej myszki stosuję często podgląd posta, który automatycznie zapisuje kopię roboczą. Albo używam Logitecha, który ma oddzielne przyciski.

I właśnie korzystając z myszki w czasie pisania bloga modlę się do Świętego od Myszek, aby oddalił ode mnie myszkowe nieszczęścia i nie zmuszał mnie do pisania notki po kilka razy...

Co akurat w przypadku tej notki szczęśliwie się nie zdarzyło ;-)

#152 - chcę się z tobą zaprzyjaźnić

Oto jak wygląda... chęć zaprzyjaźnienia się na GG.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hej
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- hej
- hejka
- co tam u ciebie
Czemu ludzie jakoś przeważnie piszą pytania bez znaku zapytania?
Tym razem zmieniłem taktykę i odbiłem pytaniem o pytanie...
- a czemu pytasz?
- a tak chcę się z tobą zaprzyjaźnić
- jestem gejem
- domyślam się ze gejem
- zaczynanie rozmowy od co tam jakoś na mnie działa alergicznie :-)
- wole jakikolwiek najgłupszy temat byle nie takie wyświechtane otwarcie :-)
- ok sorki
- no problemo
Problemo było, bo ówże chętny do zaprzyjaźnienia się gej już się nie potrafił odezwać.

Takie to są te ludzkie-gejowskie chęci do zawierania przyjaźni ;-)

sobota, 15 października 2011

Amatorski jesteś!

Dawno dawno temu, w innej galaktyce - miałem inny profil Anubius na innym Fellow. I miałem tam inne zdjęcia. Inaczej wykonane i inaczej mnie przedstawiające. Zwykłe, najzwyklejsze zdjęcia - zwykłego najzwyklejszego faceta, przeciętnie ubranego.

Pamiętam rozmowę z jedynym facetem w podobnym do mojego wieku, któremu podałem mój profil do obejrzenia. Jego komentarz był zabawny - amatorski jesteś. Po czym bardzo szybko zamknął okno rozmowy. Szkoda, bo napisałbym mu, że nie lubię profesjonalnych ciot ;-)

I to jest temat. Są cioty, które potrafią chłopakowi powiedzieć - a jeden chłopak mi o tym mówił na swoim własnym przykładzie - że ma klamerkę od paska, która była modna dwa lata temu. To nie są geje - to są cioty, które spędzają czas na dobieraniu aktualnych klamerek do pasków i malowaniu się. A potem idą do ciotowskich, snobistycznych lokali i plotkują tam na ciotowskie, pedalskie tematy. I oczywiście oceniają, kto ma pasek lub koszulkę z tego miesiąca, a kto z poprzedniego. Lub, uchowaj Boże, sprzed pół roku - co u nich zakrawa na pół wieku...

Dlaczego to są cioty, a nie metroseksualni geje? Bo gej ma klasę i kulturę - nie będzie tak chamsko o kimś mówił. Może grzecznie komuś zasugerować, że lepiej by mu było w innej stylizacji. Ale nie wali wprost, jak prostak. A ciota wali wprost - bo ciota jest od narzekania i krytykowania. Od plotkowania i obmawiania. To jest życiowa pasja, w której ciota się spełnia. To jest jej sens życia. Płynąć w rzece aktualnej mody i wiosłować lepiej od innych - a  gdy inni ją wyprzedzają, to najlepiej połamać im wiosła. Bo cioty lubią iść po trupach innych ciot. A trupy ciot nie śmierdzą - bo makijaż konserwuje, a perfumy uwznioślają ;-)

Ludzie mają różne pasje i style życia. Ja mam swój, cioty swój. I wzajemnie się raczej nie zrozumiemy. Możemy się więc jedynie wzajemnie wyśmiewać. Jesteś amatorski! A ty jesteś profesjonalny - jako ciota! I niestety - tylko jako ciota ;-)

#151 - lubię widzieć

Każdy lubi widzieć z kim rozmawia - oto do jakich absurdów to prowadzi. Nick rozmówcy "Warszawa 29x" gdzie X oznacza zapewne seks.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hej
- hej
- poklikamy?
- oki
- Tomek jestem [miło że się przedstawia]
- Maciek miło mi
- mi również
- co Cię do mnie sprowadza?
- masz kam?
- mam ale nie na czacie
- lubię widzieć z kim klikam
- zobacz mój profil
- ok
Rozmówca zamknął okno priva.

Nasuwa się kilka uwag. Po pierwsze - na czacie Interii widać czy ktoś ma połączoną kamerkę (jest ikonka), więc wystarczyło to sprawdzić zagadując do mnie. Po drugie - jego "OK" przed zamknięciem rozmowy to typowe bezmyślne potwierdzanie. Po trzecie - sam widać nie miał profilu skoro uciekł nie sprawdzając mojego. Po czwarte - po co tyle uprzejmości z przedstawianiem się, skoro zaraz zamknie okno rozmowy?

W sumie wszystko po to aby tą rozmowę zapisać na blogu ;-)

piątek, 14 października 2011

Adopcja języka

Mam 44 lata i używam często fragmentów młodzieżowego slangu. Postanowiłem więc o tym napisać posta.

Zabawne jest to, że używam tych fragmentów slangu zupełnie naturalnie, jest to mój własny potoczny język. Korzystam z takich słow jak spoko, 3mka, narka, siemka czy innych. Spotykam się z tym na czacie (także czacie gildii w World of Warcraft), w kontaktach na GG.

Jeszcze zabawniejsze jest to, że są słowa których jakoś nigdy nie używam - ale je rozumiem. Takim sztandarowym słowem jest nom. Sam tego nigdy nie napiszę w naturalny sposób. Prędzej napiszę ye.

Czasem znajomość slangu się przydaje. Kiedyś zagadał mnie jakiś Emil na czacie i na jego cześć napisałem yo man. A on napisał, że jestem popaprańcem. Zabawny gościu, oceniam go na wiek (jak to piszą) 40+ lub nawet 50+. Zapewne oczekiwał responsu w stylu - azaliż piękny mamy dzień jaśnie panie. A doczekał się młodzieżówki. I z rozmowy nici - ku mojej radości, bo nie miałbym z nim wiele do pogadania ;-)

Wielu ludzi na siłę usiłuje robić z siebie młodych i trendy.  Wychodzą z tego żałosne parodie. Jeśli stosujemy już elementy slangu - róbmy to świadomie i naturalnie. A nie jak papuga ślepo powtarzająca zasłyszane zdanie. Niec to będzie swobodnie zaadopotowany element naszego własnego stylu - wtedy jesteśmy sobą i wtedy wyglądamy z tym slangiem właściwie.

I to by było na tyle.  No to 3mka. Narq.

#150 - mam pytanie

Oto poszerzony przykład tego, jakie pytania można mieć gdy się zagaduje nieznajomego (czyli mnie) na GG.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hej
- (Autoreply) Jestem gejem. Nie szukam seksu ani cyber. Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Ignoruję rozmowy o niczym. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- hej
- hej
- hej 
- co tam [nawet bez pytajnika, klasyczna rozmowa o niczym]
- nic [klasyczna odpowiedź na rozmowę o niczym]
- mam pytanie [o, zaciekawił mnie]
- słucham
- jak masz na imię
O Boże, kolejne debilne pytanie (też bez znaku zapytania) do nieznajomego, są chyba ważniejsze sprawy do ustalenia niż to, jak ktoś ma na imię - choćby to, kogo szuka - takie pytania też mnie wkurzają.
- następne pytanie proszę
- no jak [nie wiadomo, pytanie czy stwierdzenie, bo znów bez znaku zapytania]

Tu się koncept skończył, dłuuugo nic nie napisał więc zamknąłem rozmowę.

czwartek, 13 października 2011

Bez rąk, bez nóg...

Jakiś czas temu na jednym z profili na Fellow przeczytałem taki, bardzo ciekawy tekst o miłości. Nie zacytuję go dosłownie, bo nie wiem na jakim jest profilu, ale przytoczę z pamięci.

Ktoś zastanawiał się czy jeśli kochamy kogoś takiego jakim jest teraz, to czy pokochalibyśmy go tak samo gdyby nie miał rąk czy nóg, gdyby był chory, gdyby przytrafiły mu się inne nieszczęścia. Nie jest sztuką kochać kogoś sprawnego i pięknego - ale co się stanie z miłością, gdy ten ktoś wyląduje na wózku, albo będzie w inny sposób niepełnosprawny? Lub też straci swoją urodę?

To jest pytanie - i odpowiedź nie jest taka prosta. Po łebkach można odpowiedzieć, że oczywiście będziemy go kochali takiego jakim jest - niezależnie od sytuacji. To jest piękna i płytka odpowiedź. Piękna, bo potwierdzamy naszą wielką i bezgraniczną miłość. Płytka, bo odpowiadając w ten sposób mamy w głębi duszy przekonanie, że tak się nigdy nie stanie i nasza deklaracja zostanie jedynie teorią.

Ale czasem teoria zamienia się w praktykę. I wtedy nie zawsze jesteśmy wierni poprzednim deklaracjom. Nic dziwnego, bo składamy je nie zdając sobie sprawy z tego, jak wyglądałaby nasza relacja z mocno zmienionym, czy okaleczonym partnerem. W zasadzie trzeba być kimś o gigantycznej wyobraźni, aby sobie coś takiego uzmysłowić w pełni. Normalny człowiek tego nie ogarnie i nie jest w stanie uczciwie powiedzieć jakby postąpił w takiej sytuacji.

Najbardziej uczciwa odpowiedź jest dwojaka. Po pierwsze - zastrzeżenie, że nie wiemy jak byśmy postąpili. Bo nie sposób sobie tego wyobrazić. A po drugie - precyzując - nasze odczucie i (co za tym idzie) postępowanie zależy od tego, co spotkałoby drugą osobę. Różne mogą być nieszczęścia i różnie możemy widzieć partnera nimi dotkniętego. Czasem nasz stosunek do niego w ogóle się nie zmienia, czasem wręcz rośnie sympatia i miłość - a czasem możemy czuć do niego odrazę i blokadę.

Człowiek nie jest ślepym robotem i nie może z robotyczną precyzją obliczać swoich uczuć w różnych wariantach życiowych. Stawianie takich wzniosłych pytań, jak to przytoczone dzisiaj, jest niebezpieczne. Bo prowadzić może albo do pochopnych i płytkich deklaracji, albo natrafia na zwykła ludzką niemoc wyobrażenia sobie wszystkich wariantów życia w sytuacji, gdy partner jest dotknięty nieszczęściem.

Ja bym traktował to pytanie jako pytanie retoryczne - które ma pokazać, że miłość powinna być maksymalnie głęboka i stała, ale nie przesądzające o tym, jak zachowa się człowiek w każdej życiowej sytuacji :-)

#149 - krótko i nie na temat

Na pechowy dzień trzynastego mam do zaprezentowania pechową rozmowę, jakich miewam bardzo wiele - pechową, bo kompletnie nic nie wnoszącą

Typowa rozmowa na GG zaczyna się bowiem najczęściej od głupiego wypytywania - przerzucającego ciężar konwersacji na mnie. Bardzo tego nie lubię, bo wolę gdy rozmówca podsuwa jakiś naprawdę ciekawy, nawet najbardziej banalny, temat do rozmowy - i można z nim pogadać. Dlatego na ogólnikowe wypytywanki w stylu "co tam?" odpowiadam zwykle wymijająco lub wręcz "gasząco" - jak to miało miejsce w przypadku dzisiejszej rozmowy.

Rozmówca już gadał ze mną wiele razy, więc nic-nie-znaczące pytanie początkowe jest  u takich osób niestety nagminne.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- siema
- (Autoreply) Jestem gejem (44 lata). Nie szukam seksu ani cyber seksu! Szukam normalnych ludzi, z którymi można się poznać i zaprzyjaźnić. Jeśli chcesz mnie poznać - odezwij się ponownie.
- siema
- hej
- Co tam o sobie powiesz
Nawet bez znaku zapytania...
- nic
Krótko i nie na temat :-)
- ok
Typowe bezmyślne potwierdzenie - do wyboru jeszcze acha lub spoko.

I cała dzisiejsza rozmowa się na tym zakończyła. Bezwartościowa strata czasu, jedynie coś w rodzaju mówionego pingowania - sprawdzania, że ktoś żyje.