poniedziałek, 31 marca 2014

Partner ze wpływami

Oto na jaki anons dotarłem swego czasu na Gejowie. Był na tle obszerny, że zwrócił moją uwagę, ale gdy zacząłem go czytać, postanowiłem go opublikować. Oczywiście anons jest zamieszczony w mojej ulubionej kategorii szukania partnera. Mam nadzieję, że przekopiecie się przez niego, ale dla wygody zaznaczyłem w nim pogrubieniem to co najciekawsze :-)

Nigdy nie byłem dobry w rozpoczynaniu czegokolwiek więc i tu uzupełnienie tych wszystkich rubryczek to nie lada wyczyn. Zacznę może od krótkiej charakterystyki siebie. Prowadzę całkiem szare i zwykłe życie, od czasu do czasu okraszone różnymi przyjemnościami. Na co dzień manager niższego szczebla (nazwa okropna, dziś ktoś mnie pouczył charakteryzując moją pracę w ten właśnie sposób, dlatego też niejako na próbę sam się tak przedstawię), student niestacjonarny (oby tylko nie wieczny, czy też żelazny). Tradycjonalista w wielu przejawach życia prywatnego, polityczny liberał, ekonomiczny kapitalista, całkiem zwykły człowiek, choć tak na dobrą sprawę chyba nie do końca, pogmatwany i dość skomplikowany – na własne życzenie. Marzyciel, wyznaczający sobie ambitne cele, na których zdobyciu upływa mu życie. Kogo szukam, czy też przez kogo chciałbym być odnaleziony. Jest taka piosenka z 1931 roku, którą śpiewa Zula Pogorzelska „To mi wystarczy” padają tam takie słowa „ja od życia wiele nie potrzebuję” i tak też jest ze mną. Tak szukam księcia z bajki, mężczyzny mądrzejszego, bardziej doświadczonego, inteligentniejszego i tak mógłbym wymieniać w nieskończoność, lecz chodzi o to by był on dla mnie ciągłą inspiracją, nie może być „gorszy”, słabszy, czy też głupszy ode mnie każdego dnia musi zaskakiwać sobą, nawet wtedy gdy nie mówiąc nic spędzimy wspólny wieczór na czytaniu beletrystyki. Musi być majętny (za raz pojawi się zarzut iż szukam s...a,od razu wyjaśnię, istotnie sfera materialna jest ważna, potencjalny kandydat nie może być życiową gapą, musi być mężczyzną na wysokim stanowisku, z ogromnymi wpływami, bo przecież partner na całe życie, a takiego chciałbym znaleźć musi być człowiekiem odpowiedzialnym, zaradnym o "silnych barkach"). Nie odnajduje do końca słów które pozwoliłyby mi opisać to koga szukam, choć z drugiej strony wierzę że jeśli to przeczyta przeznaczony mi książę będzie wiedział o czym mowa. A może znajdzie się ktoś w kim ja dostrzegę księcia, kto każdym dniem będzie sprawiał że nasze życie toczyć się będzie po królewsku :) Chciałbym stworzyć związek oparty na wzajemnym zrozumieniu i akceptacji siebie, chciałbym pokochać i być kochanym, chce wiedzieć że wspólna przyszłość nie skończy się na dzisiejszym popołudniu, a kiedy nawet z takich czy innych powodów nie będzie nam już po drodze, to nadal łączyć będzie to „coś"...Nie liczę na nie wiadomo jaki odzew, raczej korespondencja będzie rzadkością, ale żywię głęboką nadzieję iż znajdzie się ten jedyny. 

Zabawny jest ten tok myślenia. Z jednej strony "szare życie" i "manager niższego szczebla" - niczym jakiś zakurzony carski urzędnik piątej kategorii.A z drugiej strony wybujałe jak na taką szarą myszkę oczekiwania - mówiąc w skrócie księcia z bajki. Ale książę z bajki może się nam pozytywnie, romantycznie kojarzyć, jako promyk nadziei w życiu. Bo takim księciem z baki jest się od serca, może nim być przysłowiowy żebrak. Ale w tym przypadku książę z bajki musi być dosłowny aż do przesady - z ogromnymi wpływami i na koniecznie wysokim stanowisku. I czar pryska.

By the way - ciekawe czy jakikolwiek książę na wysokim stanowisku będzie miał w ogóle czas i chęć aby czytać ten przydługi anons ;-)

niedziela, 30 marca 2014

Były alfąs

Oto na jaki anons natrafiłem na necie przeglądając ogłoszenia w kategorii szukania partnera do związku. Nie raz znajdywałem tam ciekawe lub ciekawe-inaczej anonse, ale ten pobił plon ostatnich miesięcy swoim nienagannym literackim-inaczej stylem i niebanalną koncepcją. Oddajmy więc głos autorowi - anons przytoczony w pisowni oryginalnej.

Były alfąs szczupły 40 latek szukam chłopięcych chudych boys z hiv do 22 L bardzo mnie tacy podniecają pragnę pić speramkę pis i lizanie dupci plus boy wali mi kutacha i ciągle mnie spuszcza może być anal itp chętnego boya zapraszam do przyjazdu do mnie na jle by mugł dołączam fotke z widokiem mojego kutacha oczekóje fotke boyka przed przyjazdem z widokiem nogi klatka penis zachowóję dyskręcie błagam młodzi boys z hivkiem o chłopięcej sylwetce przyjezdajcie do mnie podaje nr tel zainteresowany boyek dzwoni do mnmie i mówi mam hiv jestes szczuplym chłopięcym i hce przyjechac do ciebie! 

Widać że facet jest obyty z życiem - był na pewno alfonsem i omegą w swojej specjalności.

sobota, 29 marca 2014

Drugi Sylwester

11-12 grudnia 2013
Paweł ma znów problemy ze swoim kochankiem, choć te słowo używam już tylko przez  konsekwencję nie wprowadzania nowych pojęć - bo z tego co widzę kochankiem on praktycznie nie był i już (jak wiele wskazuje) może nigdy nie będzie. Paweł mocno się zaangażował uczuciowo w tę znajomość - i sam nie raz pisał na Fejsie, że zakochał się i serce ma ku niemu otwarte. A teraz okazuje się, jak mi sam powiedział, że ten facet jest drugim Sylwestrem.

Jeśli zaś porównuje go do swego byłego, który tak mocno go skrzywdził i z którym ma takie problemy, to znaczy że jest naprawdę bardzo źle z tą nową znajomością. A ja teoretycznie mógłbym czuć jakąś ulgę, bo może wreszcie uda mi się z Pawłem coś zbudować razem, zaczynając od prostego życia ze sobą i przyjaźni - ale współodczuwam z nim te problemy i martwię się nimi.

To chyba bardzo pozytywne że tak czuję się blisko jego problemów i zmartwień. Ale tym sposobem buduje się relacje bardzo długo, choć przy tym stabilnie. Tylko pytanie czy los da nam dość czasu na zbudowanie czegoś razem. A z tym obecnym "kochankiem" na pewno też sprawy będą się długo ciągnęły zanim ewentualnie wygasną. Co prawda po znajomości z Sylwestrem Paweł może już być nieco odporniejszy na pewne rzeczy i bardziej praktycznie doświadczony - ale jak sam wiele razy pisał - serce nie sługa.

Zapowiada się długi czas niepewności...

piątek, 28 marca 2014

Cut

9-10 grudnia 2013
Grałem sobie w WoWa i zostało mi już tylko zrobienie jednego insta aby kupić ostatni item epicki. I nagle w czasie robienia tego insta disconnect z gry. Modem coś nie działa. No to zrestartowałem modem, ale nadal nic. Nie działa internet. Okazało się że jak zwykle nie zapłaciłem rachunku i tym razem przekroczyłem termin ostrzeżenia o dwa dni. No to mi obcięli.

Była już druga w nocy - więc nie miałem jak dzwonić do biura obsługi klienta. Rano zrobiłem mozolnie przelew z komórki. Potwierdzenie wysłałem do BOK, ale potem kiedy dzwoniłem do nich pokazało się, że włączą dopiero po zaksięgowaniu wpłaty, czyli za dzień lub dwa. Skorzystałem więc wieczorem z opcji odblokowania mi internetu po to aby zapłacić jeszcze raz z ich strony internetowej. Nie tylko miałem internet od razu, ale też okazało się, że mam w sumie płatność za dwa miesiące, więc podwójna zaplata była jak najbardziej na czasie.

Zanim jednak to zdecydowałem męczyłem się cały dzień bez netu. Bez gry, bez bloga, bez pracy polegającej na szukaniu klientów przez internet. Mogłem się przekonać jak bardzo stałem się zależny od Sieci. Już sama praca na komputerze nie podłączonym do internetu była trudna. Ale wykorzystałem ten czas obrabiając zaległe zdjęcia. Teoretycznie mógłbym też pisać posty na blogu w pliku tekstowym, aby potem je tylko wkleić, ale już tego mi się nie chciało.

Internet włączyli więc moglem wrócić do swego uzależnienia ;-)

czwartek, 27 marca 2014

Czynsz

9 grudnia 2013
I przyszedł poniedziałek 9 grudnia, a czynsz miałem płacić do końca poprzedniego miesiąca. Nie płaciłem go na bezczelnego, licząc na znalezienie mieszkania i na szybką wyprowadzkę. Zastanawiałem się tylko kiedy właściciel się upomni o zapłatę. Ale mieszkania jakoś sensownego nie znalazłem dotąd. I właściciel wreszcie się o swoje czynszowe pieniądze upomniał.

Napisał taki list jakiego wcześniej nie miałem od niego. Dosłownie napisał tak: Co z kasą na grudzień ? 9 dni po terminie. I nic więcej. Zawsze pisał do mnie per "panie Maćku" a teraz tak po młodzieżowemu, a facet ma około 60 lat. Zadziwiające. Czyżby jakiś kolejny znak od Pana Boga, ale taki którego teraz nie potrafię jeszcze rozgryźć? Oczywiście od razu odpisałem, że coś tam nie wyszło z przelewem, przeprosiłem i obiecałem zaraz zapłacić. I zapłaciłem.

Ale tym razem zaplata mnie strasznie zabolała. Jakbym sobie serce wyrywał. Tak zadziałał na mnie Paweł i jego mądra propozycja wyszukania tańszego mieszkania. Teraz każde dodatkowo wydane na czynsz pieniądze wyczuwam jako oderwane żywcem z własnego ciała. I dobrze, że już nie żyję sobie w nieświadomości (pozornej) ponoszenia tutaj wysokich kosztów wynajmu. Po prostu Paweł wyrwał mnie z pewnego marazmu w którym tkwiłem.

To bardzo pozytywne i oby rokowało dobrze na przyszłość :-)

środa, 26 marca 2014

End Level

8 grudnia 2013
Teraz, kiedy już postawiłem na nogo zamulonego laptopa u rodziny,  przyszła kolej na inne aktywności informatyczne. W weekend był Call to Arms (czyli premiowany battleground) na Alterac Valley. Robiłem jeden battleground za drugim, a każdy dawał 9% levela. I wbiłem wreszcie upragniony end level 90 w World of Warcraft moim hunterem.

Już kiedyś, gdy pierwszy raz wbiłem ówczesny end level 70 w czasach Burning Crusade, wiedziałem że na end levelu gra się zaczyna niejako od nowa. I wiedziałem z jak dużą pokorą trzeba do tego podchodzić. Więc już mnie nic nie rozdymało fałszywą dumą. I spokojnie zabrałem się za end levelową pracę. Czyli insty heroiczne, pompowanie Justice i Valor pointów, kupowanie epickich itemów.

No to mam jakieś pozytywne zajęcie i mogę - niestety tylko w grze - budować coś sensownego. Szkoda, że na razie nie mam równie pozytywnego zajęcia w życiu. Z nowym mieszkaniem na razie nic się nie udało, a Paweł ma swoją własną sytuację rozhuśtaną emocjonalnie. W takim świecie paradoksalnie gra jest ukojeniem ;-)

Choć życie to przecież także gra :-)

wtorek, 25 marca 2014

Ubuntu

8 grudnia 2013
Postanowiłem zrobić sobie wróżbę informatyczną. W poprzednią niedzielę byłem u rodziny i próbowałem postawić na nogi zamulonego laptopa pod Windows XP. Zostawiłem wtedy komputer z niby zainstalowanym na nowo systemem, ale jakoś za długo się uruchamiał. Wtedy jedyne co zrobiłem, to zgranie danych i backup poczty elektronicznej. Dziś powiedziałem sobie, że jeśli uda mi się postawić tego laptopa na nogi, to mi się w życiu powiedzie ;-)

I nagle wpadł mi do głowy pomysł aby wziąć dysk instalacyjny Linuxa Ubuntu 12.10. I wziąłem go na wszelki wypadek. Najpierw próbowałem zainstalować Windows XP ale nie wyszło. Więc odpaliłem dysk Linuxa. I z samego dysku odpaliłem wersję demo systemu. Od razu przeskoczył kroki na których DVD instalacyjny Windows XP się wywalił. Zgrałem dane na zewnętrzny dysk twardy i zapuściłem pełną instalację Linuxa, włącznie z formatowaniem dysku w laptopie.

A potem przez kwadrans przeszukiwałem internet po to by zobaczyć jak się importuje pocztę z Thunderbirda do Linuxa. Dziękowałem Bogu, że na tym laptopie nie było poczty w Outlooku. Poczta w pełni się przeniosła, włącznie ze wszystkimi folderami. A potem tylko zgrałem dane na nowy linuksowy dysk w laptopie. Zostanie tylko przyuczenie rodziny i synka do obsługi nowego systemu operacyjnego.

Wróżba informatyczna się udała - teraz pora na powodzenie w życiu :-)

poniedziałek, 24 marca 2014

Dzień

6 grudnia 2013
Ale tym razem przyszła kolej na moje sytuacje życiowe. A w moim życiu miewam zadeptywanie zła dobrem. Czyni się coś złego albo jest się pod wpływem złych wydarzeń - ale potem pojawia się tyle dobra i pożytecznych rzeczy że ta zła początkowa siła jest przez nie zakrywana. I tak było w moim przypadku.

Przyjąłem prezent z wdzięcznością - rękawiczki są świetnie dobrane do kurtki. Paweł pojechał kupić kąpielówki, bo jego kochanek zaprosił go na basen do Hiltona. Potem spotkaliśmy się w solarium gdzie się ostatnio smażę także z powodów leczniczych. Paweł miał kolejne pomysły na moje sprawy. Szkoda tylko, że nic nie posunęło się w sprawie mieszkań i jeśli do niedzieli nie wynajmiemy nic i nie przeprowadzimy się, to trzeba będzie tu zapłacić za kolejny miesiąc.Jesteśmy z Pawłem zgodnymi współlokatorami i wróciliśmy do pozytywnego myślenia o życiu.

Najciekawsze jest to że wrócił mi jeszcze większy spokój - zupełnie się nie przejąłem umawianiem się Pawła z kochankiem, choć wiem jak się będą do siebie mizdrzyć na basenie. Nawet jeśli nie będą formalnie uprawiać seksu, to ich emocje w pieszczotkach niejeden pusty seks mogłyby rozpalić do białości. A ja zdecydowałem że na razie nic się nie zmienia w liczeniu na Pawła jako na współlokatora. I w szukaniu chłopaka przeze mnie.

Ulżyło mi w wielu sprawach i na razie na pierwszy plan wróciły sprawy egzystencjalne, przede wszystkim mieszkaniowe. I dobrze abym się na nic spokojnie skupił, bo to faktycznie ważne. A może przy okazji ułoży się życie także w innych sprawach, kto wie? Może nawet kiedyś ułoży się z Pawłem - bo on mi się coraz bardziej podoba fizycznie ;-)

Zatem dobro zwyciężyło zło.

niedziela, 23 marca 2014

Noc

5/6 grudnia 2013
Paweł zauważył że miałem zapalone świeczki i bardzo miał mi to za złe, że przystąpiłem do wywoływania zjawisk nie będąc do tego przygotowanym. Było też coś dodatkowego o czym kompletnie nie pomyślałem - że Paweł sam jest zamieszany w swoje zjawiska, i to co ja wywołuję może w niego uderzyć rykoszetem. Albo u niego - zamiast u mnie - się ujawnić. Więc mogłem mu zrobić nieszczęście, o czym kompletnie nie pomyślałem.

Nieszczęście przyszło w nocy. Paweł wparował przerażony do salonu. Miał jakąś zjawę w pokoju, czołgającą się po ziemi poćwiartowaną kobietę. Bał się do pokoju wrócić. Niedługo potem światło na chwilę przygasło i Paweł dodatkowo się przeraził. Wcześniej zaważył, że gdy stał nad świeczkami, to jedna zgasła. To też uznał za znak. Nie działał internet i telefony.

Mieliśmy godzinę czuwania, w czasie którego na chybił trafił obaj znaleźliśmy fragmenty Pisma Świętego jako wróżby. Paweł znalazł coś związanego z najściem zła a mnie przypadł fragment mówiący o tym, że w swoim czasie pewne sprawy się wyjaśnią. Potem dopiero położyliśmy się spać i już nic się w nocy nie wydarzyło.

Na kolejne wydarzenia musiałem czekać do następnego dnia.

sobota, 22 marca 2014

Wybuch

5 grudnia 2013
Nie wiem już dokładnie jaki był dalszy przebieg wydarzeń. Coś mnie nakręciło negatywnie do Pawła i jakaś kropla przepełniła kielich goryczy. Zacząłem mu gadać że nie powinniśmy mieszkać razem. A potem w przypływie nagłej furii wyrzuciłem prezent za okno. A Paweł wściekł się.

I zaczął mnie podbijać. Nie powiem, że bić, bo to były pretensje słowne połączone z uderzeniami, ale nie było to regularne bicie. I tak stracił panowanie nad sobą. A słownie miał pretensje o to, że stara się - a się stara - a ja się tak zachowuję. Miał rację w tym zakresie, a rację potrafię przyznać nawet po pijanemu. Więc nie zastanawiając się, pomiędzy kolejnymi ciosami, ubrałem spodnie i buty aby wyjść po prezent i przynieść go z powrotem.

Niestety, znalazłem tylko prezent, nie było już torby, gdzieś ją wywiał silny wiatr. Więc po części zawiodłem. A Pawła zastałem żalącego się na mnie do telefonu swemu kochankowi. I chwalącemu się jak to dzięki niemu nie stracił panowania nade mną. A mnie te jego umizgi do kochanka dodatkowo zdołowały. A poza tym obiecałem mu że już nie będzie wybuchów i zawiodłem. A on mi to słusznie przypomniał.

Ale to nie był koniec strasznych wydarzeń tej nocy.

piątek, 21 marca 2014

Prezent

5 grudnia 2013
Paweł kupił mi prezent. Dyskretnie podejrzałem to co było w torbie jaką mi postawił na biurku - rękawiczki i Toffifee. Ale przecież wyraźnie mu powiedziałem, że nie chcę prezentu. Ostatnio jego ukochany dał mu medal z mennicy i Paweł się popłakał ze wzruszenia. Na mnie jednak jego prezent działa jak płachta na byka - Paweł nie startuje do mnie a ja wolę być nie dotykany przez niego w jakikolwiek sposób, bo taki dotyk zainteresowania boli.

Niby Paweł jest wolny i niby na luzie podchodzi do tego ukochanego, ale ewidentnie jest w nim (z wzajemnością) zadurzony więc można to nazwać płomiennym romansem. I boli mnie, że chłopak, któremu kilka ładnych miesięcy temu dałem prawo pierwokupu do mojego serca, i wciąż tej decyzji nie żałuję, zwrócił się do kogoś innego - a ze mną mieszka i nieświadomie, komunikując się w skowronkach ze swoim kochankiem - bardzo mnie dołuje.

I w ten sposób doszedłem do pożytecznej konstatacji - że to romans i kochanek a nie związek i ukochany. Ale to niewielka pociecha, bo romans blokuje go do mnie tak samo jak związek. A może nawet wkurza bardziej, bo związek daje przynajmniej luksus przekonania że już wszystko stracone, a romans zawiesza w niepewności co do naszej docelowej możliwej relacji.

W sumie więc irytowało mnie to bardzo i wystarczyła iskra na prochy...

czwartek, 20 marca 2014

Pokaż się

5 grudnia 2013
Nagle postanowiłem zrobić coś bardzo ryzykownego. Zapaliłem sześć świeczek, które zostały po tym jak Paweł robił pewien rytuał około miesiąca temu. Wiem, że w moim życiu Ktoś mi ciągle pomaga - postanowiłem go wyzwać, poprosić go aby mi się pokazał, albo dał wyraźny znak jak mam postępować. A nie wiem kto mi pomaga i jakie siły mogę tym postępowaniem wywołać. Swego czasu dwóch chłopaków widziało w moim mieszkaniu duchy i ostrzegali przed ich prowokowaniem.

Nikt mi się nie ukazał i nie było nic nadzwyczajnego, ale takie zjawiska się nie robią na pstryknięcie palcem. Kto wie jaką lawinę mogłem wywołać, choć ta lawina zdaje się jeszcze nie ruszać. Paweł miał ogromne poczcie że dziś zdarzy się coś strasznego, więc czyżbym miał mu to teraz zafundować?

Świeczki zapaliłem specjalnie w świeczniku, nie tak jak Paweł to robił. Nie chciałem bowiem nawiązywać do jego rytuału, gdyż sam go nie robiłem. Jakoś nie ciągnie mnie do tej strony z której usług Paweł odważył się w akcie rozpaczy skorzystać jakiś czas temu, i od tej pory jest już z nią związany umową. Mam też nadzieję że mi pomaga ktoś inny.

Jak się okazało, później faktycznie maiło się coś wydarzyć.

środa, 19 marca 2014

Kuracja

5 grudnia 2013
Paweł pojechał "bić świętego Mikołaja" ale zaznaczyłem, że nie chcę prezentu i mikołajek, które są następnego dnia, nie obchodzę od lat. Powiedziałem tylko, że chciałbym dwa prezenty od Mikołaja - mieszkanie do wynajęcia lub chłopaka do życia. A żadnego z tych prezentów mi raczej nie da. No a ja postanowiłem sam zrobić sobie prezent mikołajkowy.

Wybrałem się do Lidla, kupiłem czekoladę, orzeszki, paluszki słone i 0,7 litra wódki gorzkiej żołądkowej, która się Pawłowi powinna skojarzyć, bo jego ukochany ją przyniósł i ostatnio upił nią Pawła myślącego że to pół litra jedynie. A wódkę kupiłem w celach leczniczych - i to na poważnie. Miałem zamiar ją całą wypić w celu leczniczym.

Można się zastanawiać nad tym do czego potrzeba wódki, ale to naprawdę miała być kuracja, a poziom alkoholu we krwi miał wpłynąć na zniszczenie pewnych bakterii w moim organizmie. A zatem dozowałem alkohol do mojego organizmu, nie zdając sobie sprawy w jakie problemy i rozwiązania mnie to zapędzie tego dnia i tej nocy.

Niedługo miałem się o tym przekonać.

wtorek, 18 marca 2014

Wy-rzut

3 grudnia 2013
Wszedłem do mieszkania, było ciemno, rozebrałem się po ciemku aby się położyć. Pokój Pawła był zamknięty i wiadomo było, że nie jest on tam sam. Położyłem się do łózka i usłyszałem jak jego ukochany zabiera się do wyjścia. Paweł, cały w skowronkach - co mnie wkurzało jeszcze bardziej - proponował że odprowadzi go daleko aż pod jego dom. Mnie na pewno by tak nie nadskakiwał. Więc skupiłem się na leżeniu i regulacji oddechu :-)

Potem szybko wyszli. Wstałem aby zobaczyć przez okno jak będą szli, czy na przykład trzymając się za ręce - ale jakoś poszli bokiem lub wcześniej, bo już ich nie zobaczyłem. Poszedłem więc do pokoju aby rzucić okiem, czy nie ma nic niezwykłego. Zobaczyłem tylko wisiorek Pawła na podłodze. Zawsze go miał na sobie więc jeśli leży na podłodze to znaczy że ktoś go zerwał w przypływie namiętności - dla wisiorka to nie problem bo ma zapięcie magnetyczne, stworzone do zrywania w namiętnym porywie ;-)

Ale mnie trafił szlag. Po prostu wziąłem wisiorek i wyszedłem na balkon, a potem się zamachnąłem i wyrzuciłem go w trawę. Najpierw rzut a potem wy-rzut sumienia :-) Bo potem zrobiło mi się żal i pomyślałem, że jeśli go odnajdę, to będzie dobra wróżba dla mnie i Pawła - jakbym wracał mu duszę (symbolicznie wracając z wisiorkiem). No to wyszedłem, póki Pawła nie było w domu, wziąłem moje klucze z latarką Fenix. Najpierw obejrzałem teren zielony na jego krawędzi od chodnika, w świetle latarni, a potem zacząłem szukać dalej posługując się latarką. I szybko znalazłem moją zgubę.

I oby ta wróżba się sprawdziła ;-)

poniedziałek, 17 marca 2014

Drgawki

3 grudnia 2013
Wysiadłem z tramwaju i - mimo ciepłej kurtki - złapał mnie taki mróz że zacząłem dygotać. Ledwo się poruszałem. Pomodliłem się do Boga i poprosiłem Go aby wyciszył te drgawki jeśli mam w określony sposób zacząć postępować w mojej obecnej sytuacji. Innymi słowy, odjęcie ode mnie poczucia zimna miało być znakiem od Niego dla mnie. I drgawki nagle ustąpiły - znak został otrzymany. Potem poprosiłem o kolejne drgawki, aby w takiej postaci zjawić się w domu. I drgawki momentalnie wróciły. Dzięki za pomoc Boże ;-)

Miałem bowiem taką koncepcję, żeby nie okazywać jakoś nieładnie mojego poirytowania wystawieniem mnie na godzinę poza mieszkanie. A do tego irytacją na widok rozanielonego Pawełka, tuż po spotkaniu z ukochanym. Więc postanowiłem, że od razu po przyjściu do domu kładę się na drzemkę. Więc ani nie opowiem Pawłowi i mieszkaniach i nie zaspokoję jego ciekawości, ani nie posłucham co on ma mi do powiedzenia o randce z ukochanym.

Zdecydowanie to było najlepsze rozwiązanie, bo jakakolwiek jawna irytacja byłaby nie tylko w złym stylu, ale też nie odnosząca skutku, a raczej odwrotnie - oddalająca Pawła ode mnie. A ja pewnie identycznie postąpiłbym na miejscu Pawła. A poza tym - naprawdę byłem zmęczony i naprawdę chciałem się położyć i odpocząć. A teraz, mając drgawki, dodatkowo chciałem się wygrzać pod kołdrą.

Nie wiedziałem tylko że cały ten misterny plan spali na panewce...

niedziela, 16 marca 2014

Tour de Varsovie

3 grudnia 2013
Pojechałem oglądać trzy mieszkania a potem doszło czwarte, które Paweł mi znajdywał w internecie w sensie dojazdu do niego z tego trzeciego mieszkania. W sumie jednak nieciekawie. Dwa pierwsze mieszkanie niezbyt fajne i w odrapanych blokach. I nie tak dobry dojazd. Trzecie wspaniałe ale zdecydowanie za drogie, a poza tym za małe i bez możliwości wstawienia stołu do masażu. Ale nie to mnie wkurzyło.

Gdy wychodziłem z oglądania trzeciego mieszkania zadzwonił Paweł i powiedział abym nie wracał przed 21.30 do domu, zaznaczając przy okazji że wtedy będzie na pewno wolny. To mnie wkurzyło bo się poczułem jak wyrzucany z mieszkania pies. Potem okazało się że czwarte mieszkanie odpadło, ale doszło inne które umówiłem prywatnie z właścicielką trzeciego. Więc pojechałem tam - i też nie było do końca odpowiednie. Ale też miło pogadałem z tą właścicielką i gdy wyszedłem miałem już "tylko" godzinę do powrotu o 21.30.

Złapałem niewłaściwy tramwaj, który mnie nieco oddalił od domu, potem wysiadłem i sprawdziłem godziny przyjazdu tramwaju, który akurat z tego miejsca jechał bezpośrednio do mnie. Zaraz miał nadjechać tramwaj zwykły a kwadrans po nim niskopodłogowy. Wybrałem ten drugi, bo jego przyjazd wypadał akurat o 21.30, więc miałbym już możliwość iść wprost do domu. Wolałem więc najpierw czekać a potem mieć czekanie z głowy.

Wyjąłem termos z kawą, zacząłem układać pasjanse na telefonie (ale jako wróżby, nie dla samej zabawy). I uparcie mi nie udawały się - czyli zły znak. Wypiłem całą kawę (poza nią dwa razy bylem dziś w McDonaldzie) i potem byłem gotowy na wsiadanie do tramwaju.

Nie wiedziałem co mnie czeka w domu...

sobota, 15 marca 2014

Prepare to go

3 grudnia 2013
Jednak Paweł ze mną nie pojedzie, bo jego ukochany właśnie się zaanonsował że wpadnie zabrać rękawiczki jakie zostawił Pawłowi w czasie spotkania poza naszym domem. A Pawełek wąchał zapach tego ukochanego z rękawiczek, ale on  ma ogólnie talent do wyczuwania zapachu ludzi. Mnie pokazywał te rękawiczki i mimo wciągania nosem na całego nie bylem w stanie wywąchać z nic zapachu tego faceta. Ale też jeśli kogoś wącha się bezpośrednio, to potem łatwiej odnaleźć jego zapach w ubraniu ;-) 

No to poczułem się lekko zawiedziony a poza tym jakoś nieswojo mi się zrobiło na myśl, że Paweł spotka się u mnie z ukochanym i Bóg wie co będą razem robili. Potem korespondowaliśmy SMS-ami w czasie gdy jechałem obejrzeć mieszkanie i Paweł zarzekał się że nie będzie seksu z ukochanym, a potem sprecyzował to na 90 procent. Czyli na dwoje babka wróżyła, bo zawsze może się na te brakujące dziesięć procent powołać gdyby do seksu jednak doszło ;-)

Bo ukochany Pawła to nie jest taka prosta, otwarta na jej pogłębianie - także erotyczne - miłość. To jest raczej bardzo nieszczęśliwe i z góry ograniczone przez życie zadurzenie się w kimś. Coś w rodzaju - można by to tak określić - masochizmu uczuciowego. Bo wie doskonale, że z tym ukochanym nie zamieszka i nie będzie żył tak jak tego można by po miłości oczekiwać. W efekcie on nie będzie w tej miłości spełniony, a mnie to tylko smuci.

Dobrze, że jadę oglądać mieszkania, bo mam przynajmniej się czym zająć.

piątek, 14 marca 2014

Agent pracujący

3 grudnia 2013
Zobaczyłem kolejne ciekawe mieszkanie w ogłoszeniach w internecie i okazało się że to kolejny agent pośrednictwa operujący na szczęścicie na małych prowizjach - czyli tak do 250 złotych, a nie w wysokości całego miesięcznego czynszu. Ale z drugiej strony, agenci z większą prowizją pobierają ją tylko gdy się wynajmuje mieszkanie, a ci pobierają z góry, niezależnie od wyniku. Mam już umowy z dwoma agentami tego rodzaju i jakoś nie mam nic ciekawego od nich. A ten trzeci? Jak mawiają, do trzech razy sztuka.

No to pojechałem podpisać umowę. Od razu rzuciła się w oczy zmiana w porównaniu do innego agenta z którym podpisywałem umowę (z trzecim nie podpisałem umowy ale wykupiłem on-line dostęp do ofert). U tamtego agenta były świergoczące panienki, czekałem 15 minut na przyjecie z umową, musiałem dopominać się o resztę. Tutaj umowę podpisałem szybko, wypytano mnie dokładnie o preferencje i od razu dostałem nie tylko resztę ale także paragon fiskalny.

I gdy wracałem do domu zaczęły napływać wiadomości dotyczące umówionych spotkań. Akurat nie było wśród nich tego mieszkania jakie sobie opatrzyłem - może już jest nieaktualne - ale za to miałem cztery inne. Przyjechałem do domu na chwilę, przebrałem się w cieplejszą kurtkę, zrobiłem kawę do termosu, zabrałem w torbie rzeczy, a także zaplanowałem przejazdy w konfiguratorze ZTM.

I miałem nadzieję, że Paweł pojedzie ze mną oglądać mieszkania, bo jak mi napisał nie miał nic innego do roboty, a we dwóch zawsze raźniej.

czwartek, 13 marca 2014

Dwójmyślenie

2 grudnia 2013
Tak się przejąłem tym pawłowym "w związku" że usunąłem go ze znajomych na Fejsie. Poniosło mnie. Ale przemyślałem wszystko starannie w związku z tym "w związku". I wyszło mi na to, że to jest autentyczne, na fali spontanicznego entuzjazmu, przyznanie się Pawła do uczucia z którym w sobie walczy i któremu się daje ponieść.

A potem Paweł przyszedł po 20 złotych bo Holender chciał się z nim spotkać i wypadało tym razem mu zafundować jakiegoś drinka, aby Paweł nie wyszedł na utrzymanka. Przyznałem się Pawłowi do skasowania go na Fejsie i Paweł mi powiedział że ten status nie jest oficjalny, ale ustawiony dla picu aby ludzie się od niego odczepili. Dlatego na pytania znajomych kto jest wybrankiem odpowiadał że to tajemnica - a ja też uznałem to za racjonalne ukrywanie.

Innymi słowy - możliwe są dwie kompletnie rożne interpretacje tego statusu na Fejsie. Zarówno jako wybiegu - tak jak to zrobił Paweł. Ale także jako szczerej deklaracji uczucia - jak ja to zinterpretowałem. Zabawne, ale w życiu pewne rzeczy dają się nawet skrajnie odmiennie interpretować i może to prowadzić do równie skrajnych nieporozumień.

Ale podobnie, choć na swój sposób odwrotnie jest przy poznawaniu ludzi. Do pewnego momentu zarówno uczciwy chłopak jak i złoczyńca mogą zachowywać się identycznie. Dopiero potem się okazuje komu było warto zaufać. Ja ufam Pawłow. Oczywiście natychmiast ponownie zaprosiłem go do znajomych na Fejsie a Pweł natychmiast to przyjął, jeszcze przed swoim wyjściem.

Nawiasem mówiąc - rozkoszne są te wahania nastrojów w mojej relacji z Pawłem ;-)

środa, 12 marca 2014

12.34

2 grudnia 2013
Dwie negatywne wróżby się zdarzyły dzisiejszego dnia. Po pierwsze, dostrzegłem godzinę 12.34 co podobno oznacza śmierć). A potem gdy Paweł poczęstował mnie orzeszkami ziemnymi i pierwszy jaki wyłuskałem był samotny i skarlały. Też nieprzyjemna wróżba. Więc nie podbudowało mnie to pozytywnie. A potem przyszło kolejne uderzenie.

Paweł zmienił statu na Fejsie na "w związku". I tym razem nie byłem w stanie być obojętny, coś mnie przeszyło w środku bólem. Ale przynajmniej postawiłem się do pionu, po rutynowej serii głupich myśli. W moim Planie S to nie powinno grać wielkiej roli. Bo Plan S to plan Spokoju i - w domyśle - oczekiwania. Ale tak naprawdę teraz można będzie oczekiwać najgorszego.

Paweł zadurzył się w ukochanym do tego stopnia, że już się nie kontroluje. Teraz na fali entuzjazmu zaznacza związek na Fejsie. Wszystko pięknie, ale jest jeden problem. Z tego co mi opowiada, wszystko wskazuje na to, że z tym ukochanym nigdy nie zamieszka. Czyżby skazany był na związek na odległość? I czy taki związek prędzej czy później nie ugodzi go, jak związek z poprzednim facetem?

A Paweł jest teraz szczególnie wrażliwy na takie ciosy. Boję się o to, że zawiesił nad swoją głową miecz Damoklesa. A z drugiej strony, miałem możność obserwować u siebie resztki emocji jakie do Pawła żywiłem nastawiając się na budowanie z nim docelowo związku, a  teraz staram się je wygasić aby mnie nie poparzyły.

Zapowiada się znów bardzo smutne samotne życie, a jeśli z Pawłem jako zakochanym współlokatorem - to podwójnie bolesne...

wtorek, 11 marca 2014

Plan S

2 grudnia 2013
Nie miałem wiele do myślenia o mojej sytuacji. Bo to - co początkowo działo się też we mnie - nagle jakby wygasło (albo przynajmniej przygasło) i czuję się obok tego wszystkiego. Za to wróciły inne problemy jakie miałem w tyle głowy - przede wszystkim egzystencjalne, organizacyjne, życiowe. O wiele lepiej mieć takie problemy na głowie, niż być miotanym przez destrukcyjne uczucia :-)

A zatem, kontynuując moje rozpoznanie sytuacji, moglem wybrać Plan S - czyli Plan Spokoju. Przede wszystkim muszę zabezpieczyć moje uczucia i chronić moje serce przed przegrzaniem. Na szczęście mam luz - nic nie wskóram z Pawłem na siłę i dlatego mogę spokojnie odpuścić. Czas pokaże jak się wszystko ułoży, trzeba zaś nastawić się na to, aby układało się dobrze, pomimo tego w co Paweł się wplątał i co może nim strasznie miotać przez nie wiadomo jak długi czas.

A ja, jeśli jakoś się ogarnę życiowo, chętnie będę Pawłowi moralnie pomagał w tym życiu i jego problemach. Jak przyjaciel - taki prawdziwy, nie od seksu. Może z tego coś wyniknie, ale nie nastawiam się na to. Nie ma czasu na takie czekanie w nieskończoność. I mam jeden  argument który wszystko rozkłada - jeśli nam z Pawłem jest pisane być razem, to będziemy. I nieważne co się wydarzy w międzyczasie.

Ja muszę tylko zadbać o to aby w tym międzyczasie mnie nie zabrakło ;-)

poniedziałek, 10 marca 2014

Plan K

2 grudnia 2013
Wieczorem Paweł wrócił ze spotkania ze swoim ukochanym. I potwierdzało się w jego opowiadaniu jak gigantyczne emocje ma w sobie i jak te mocje wiszą w powietrzu niczym naładowanie kondensatora. Ale nie mogły po prostu uziemić się, lub w naturalny sposób znaleźć pożytecznego ujścia. W dodatku nic nie ustalił z ukochanym, Więc mamy Plan K - czyli Kicha.

Nie był w stanie oczywiście zerwać z ukochanym, ani ukochany z nim. Obaj wpadli w sidła tych emocji. To że tak naprawdę dotąd nie uprawiali seksu nie ma znaczenia - przecież emocje nie zależą jedynie od seksu. Ale wszystko wskazuje na to, że płyną na rafę - ukochany nie jest w stanie, z tych czy innych powodów, żyć z nim. Paweł nie jest w stanie z nim zerwać. I prędzej czy później zapewne srogo się na tym zawiedzie. A niedawno przeszedł jedno załamanie i nie wiem czy przeżyje drugie.

Ja zaś podszedłem do tych informacji z kompletnym spokojem - aż prawie cmentarnym. Co nie znaczy że czułem się cmentarnie smutny. Po prostu trochę się zdziwiłem się widząc, że ta sprawa jest przeze mnie już widziana jako dziejąca się obok mnie, a nie we mnie. To dobry znak, bo niepotrzebnie podsycałbym własne zaangażowanie emocjonalne w budowanie relacji z Pawłem. W tej sytuacji dla mnie najzdrowiej być zwykłym przyjacielem, współlokatorem - bez żadnych dodatkowych uczuciowych obciążeń.

I zacząłem się zastanawiać nad tym jak się w tej sytuacji odnaleźć...

niedziela, 9 marca 2014

Plan C

2 grudnia 2013
Następnego dnia miałem dość pracowity dzień, oglądałem mieszkania na wynajem albo kontaktowałem się w sprawie ich rychłego obejrzenia. Zaczynał się bowiem grudzień a jeszcze nie zapłaciłem czynszu za obecne mieszkanie. Jeszcze jest nadzieja na wynajęcie innego mieszkania i ucieczkę zanim właściciel zrobi tu awanturę o brak wpłaty.

Paweł pojechał na spotkanie z Holendrem a potem wrócił do domu i wyjechał na spotkanie ze swoim ukochanym (bo chyba tak mogę go nazwać). No i miał się z nim rozmówić. Może nawet ustalić wszystko na zasadzie wóz albo przewóz. Na razie nie daje znaku życia poza prośbą o doładowanie telefonu, bo podobno odezwał się do niego Holender, a skończyła mu się kasa na komunikację z nim (czyli z numerem zagranicznym w roamingu). A ja się zastanawiam jakie są opcje z tym ukochanym Pawła.

Wczoraj i dziś on za bardzo Pawłowi słodził, co było wysoce podejrzane. Ktoś wprost odpowiadający na czyjeś uczucie tak nie postępuje. To trochę sztuczne. No i nie wiadomo co ustalą i jak się potoczy ich znajomość. Ja i tak mam paradoksalny luz, bo nie mam na oku nikogo innego. Mogę tylko czekać - stąd mój obecny plan to Plan C - czyli Plan Czekania.

Tylko jak długo będę czekał i czego się doczekam?

sobota, 8 marca 2014

Plan A...

1 grudnia 2013
Paweł pojechał na spotkanie z Holendrem i potem dał mi znać dzwoniąc, jak bardzo jest poruszony i wzruszony, na granicy nieomal wylewu. Dostał dwie wiadomości od tego faceta w którym się zakochał i rozpłynął się jak cukiereczek. To pokazuje jak gigantyczne emocje wiąże z nim jego serce. Tylko problem polega na tym, że realność obcina loty tym emocjom prawie do gruntu. Może być z tego niezła załamka. A na razie jest niezły stres. Dla nas wszystkich.

Ja zaliczyłem mega huśtawkę nastroju, bo zdążyłem się załamać i zniechęcić. A jednak konkurent nie dał się wykorzenić z serca Pawła. No to w najlepszym wypadku mam Pawła współlokatora, czyli Plan B. I nie ma co liczyć na Pawła partnera - skoro jest tak w kimś zadurzony (bo to chyba najlepsze słowo). A na dodatek dzieli się ze mną swoimi odczuciami i historiami, co mnie dodatkowo zasmuca i boli w sercu, bo wszystko co opisuje chciałbym aby się działo ze mną...

No i wyszedł Plan A - ale taki specyficzny. Bo Paweł wrócił i piliśmy alkohol jaki był w domu, Stąd owo A w planie. Czyli po prostu Plan Alkoholowy. I nadal nie wiem nic. Dopiero jutro Paweł się spotyka z tym facetem, aby wszystko wyjaśnić. A do tego czasu - i kto wie, przy dobrych wiatrach także i po tym spotkaniu - nie będzie wiadomo nic sensownego.

A dla mnie to po prostu sygnał aby dalej szukać kogoś innego i nie poddawać się z szukaniem.

piątek, 7 marca 2014

Plan B?

1 grudnia 2013
Paweł miał dziś taki dzień, że zamierzał zerwać z tym facetem do którego podchodził. Zakochał się w nim sercem, ale wie że nie może z nim być z różnych powodów. Sama przyjaźń też jest niebezpieczna, bo jego serce niebezpiecznie nie jest sługą i może go pchać w rozpaczliwe zakochanie się w sytuacji, gdy dopiero co wychodzi z depresji po związku ze swoim byłym.

Powinienem się cieszyć bo wygląda na to, że ubędzie mi silny konkurent. Ale zachowałem spokój i dużą koncentrację. Nie ma w tym żadnego triumfalizmu. Jest skupienie do dalszej mozolnej pracy nad budowaniem ewentualnej relacji z Pawłem. Najpierw współlokatorskiej, życiowej i przyjacielskiej. A potem - być może - związku. Ale tylko być może.

Nie nastawiam się już na nic z nim. Wypalił we mnie spontaniczność jaką - być może za często i za szybko - okazują poznając ludzi. Poznawanie go do związku stało się przez to znacznie spokojniejsze, bez pośpiechu i be nastawienia na sukces. I w sumie takie poznawanie nadaje się na Plan B - bo ja naprawdę potrzebuję już teraz bliskości. Ale Planu A na razie nie mam.

A życie dopisało swój kolejny bolesny scenariusz niedługo potem.

czwartek, 6 marca 2014

Mój Katon

koniec listopada 2013
Dawno temu Katon Starszy kończył każdą mowę sławetnym zdaniem "Ceterum censeo Carthaginem delendam esse" (A poza tym sądzę, że Kartaginę należy zniszczyć). No i w końcu Kartaginę zniszczyli. A ja zacząłem ciągle powtarzać inne zdanie, nie o Kartaginie lecz o Pawle. I nie powtarzam go innym osobom, ale wyłącznie samemu zainteresowanemu...

Moje zdanie ma dwie formy, które są bliźniaczo podobne. Mówię zatem albo "byłaby z ciebie dobra żona", albo "byłby z ciebie dobry mąż". W sumie mógłby także mówić "byłby z ciebie dobry partner". Może być żona, mąż czy partner - byle nie kochanek. Bo o kochanku nie wypada się wypowiadać. Po pierwsze prawie nie uprawiałem seksu z Pawłem więc nie wiem jakim jest kochankiem. A po drugie - i najważniejsze - nie szukam kochanka ale żony-męża-partnera.

No i powtarzam te zdania do znudzenia zawsze gdy naprawdę czuję że mają one rzeczywisty sens. A Paweł zaskakująco często udowadnia jak świetną żoną i mężem byłby. Więc napędzamy się niczym perpetuum mobile - on ciągle udowadnia a ja ciągle go chwalę. I może faktycznie kiedyś to się ziści.

Bo naprawdę bardzo miło mi jest mówić mu komplement który jest autentyczny, a nie sztuczny ;-)

środa, 5 marca 2014

Do trzech razów sztuka

koniec listopada 2013
W sumie impreza w Toro mogłaby być zwyczajna gdyby nie pewien szczegół. Do tego faceta z którym był Paweł (i wobec którego żywi Paweł bardzo ciepłe, żeby nie powiedzieć bardziej niż ciepłe, uczucia) przypałętały się pewne osoby, w tym obecny i jakby nieobecny chłopak tego faceta. I potem obecny-nieobecny chłopak tego faceta z dwoma kumplami zasadzili się na Pawła przed klubem.

Paweł jest dość drobny ale ostry. I nie był w nastroju do żartów. Dołożył równo wszystkim, a szczególnie obecnemu-nieobecnemu chłopakowi tego faceta. Czyli bez obrazy, posypały się na nich razy ;-) Ten ostatni miał ryjek zalany krwią. Bez afery w samym Toro się obyło, bo facet z którym był Paweł zna właścicieli klubu, więc słuszność była po jego stronie ;-)

Ja słuchałem tej opowieści bez emocji, a jedyne co mnie martwiło to zadrapania na kolanie Pawła i jego samopoczucie. Dla mnie ważne było przede wszystkim to czy Paweł nie ucierpiał w czasie tego spotkania. I czy nie będzie miał z tego powodu jakichkolwiek nieprzyjemności. Liczyła się tylko troska o Pawła a los faceta z którym poszedł bym mi w praktyce obojętny i interesowałem się nim z kulturalnej troskliwej uprzejmości.

Liczyły się jednak dwie rzeczy. Pierwsza taka, że Paweł "spowiadał" mi się z pewnych rzeczy tłumacząc się, o było bardzo dobrym znakiem. Nie spowiada się byle komu ale komuś na kim może zależeć. Potraktowałem to jako bardzo ciepłe wyróżnienie. A po drugie ja  ie czułem żadnej zazdrości ani zawiści do faceta, który towarzyszył Pawłowi, mimo, że jest de facto moim rzeczywistym lub bardzo niebezpiecznie potencjalnym konkurentem.

Siła mojego spokoju trwa nadal w najlepsze :-)

wtorek, 4 marca 2014

Szumonamiernik

koniec listopada 2013
Natychmiast wyłączyłem światło i komputer i szybko położyłem się spać. Udałem że śpię głęboko. Nie darowałbym sobie gdybym nie skorzystał z okazji zaobserwowania reakcji Pawła. Tym razem to nie aktywny sonar, ale szumonamiernik. Jestem na nasłuchu. Bardzo uważnym nasłuchu.

Pierwsze co Paweł powiedział na mój widok było stwierdzenie i zarazem pytanie - o tym, że żyję. Bardzo mnie to ucieszyło. Trudno o lepszy przykład troski o drugą osobę - a po mojej niedawnej furii Paweł mógł się obawiać o to czy faktycznie będę przy życiu. Więc skorzystałem z okazji gdy tylko bardziej zaszurał, aby udać że się nagle obudziłem.

Paweł był pod wpływem alkoholu, a napił się dziś solidnie w wielu miejscach. Najpierw z Holendrem, potem z tym potencjalnym partnerem, potem w Toro. I co najważniejsze na 13 jest umówiony z Holendrem na obiad, a jest 7. Ma pięć godzin na sen.

Ale oczywiście opowiedział mi swoją dzisiejszą historię...

poniedziałek, 3 marca 2014

Kod

koniec listopada 2013
Paweł pojechał do Toro. A ja zostałem z moim nowym starym towarzyszem - wspaniałym spokojem. I oczywiście nie spodziewałem się za wiele wiadomości od Pawła. Ale życie już niedługo sprawiło mi bardzo przykrą niespodziankę.

A konkretnie sprawił to World of Warcraft. Okazało się, że niedawno wykonany upgrade do Pandarii nie przedłuża czasu gry - nie mogłem się do niej zalogować. Musiałem kupić kod na dwa miesiące osobno. A potem już wszedłem do gry. Dopiero około 5 miałem SMS od Pawła z informacją że wraca. Spodziewałem się go maksymalnie godzinę potem. Czas jednak mijał a Pawła nie było.

Mimo wszystko nie martwiłem się. Nadal miałem bezcenny spokój. Po prostu w pewnym momencie położyłem się spać, ale nie zasnąłem. Potem, po jakiej godzinie, wstałem i zapaliłem światła włączając komputer. I wtedy usłyszałem dźwięk otwierania drzwi do klatki kodem.

W mgnieniu oka zdecydowałem co robić...

niedziela, 2 marca 2014

Spokój

koniec listopada 2013
Po tym wszystkim Paweł nie miał wiele czasu, bo umówił się ze swoim potencjalnym nowym partnerem, w którym się podkochuje, do Toro. Nie raz byłem już bardzo zazdrosny i w złym umorze dzięki jego podchodom do tej osoby. To był grunt na gromadzenie się napięć, które potem znajdowały ujście w czasie tych trzęsień ziemi jakie z Pawłem miałem. A teraz to się zmieniło.

Nagle wrócił ów nieziemski, niebiański spokój jaki miałem od początku poznawania Pawła. Nie martwiłem się o niego - w sensie bólu z powodu jego znajomości. Nie byłem o niego zazdrosny, Byłem całkowicie wyluzowany i spokojny. Ciężar spadł mi z serca. A jednocześnie nie pojawiła się w moim sercu żadna ślepa nadzieja i ślepe nastawienie na bycie z Pawłem za wszelką cenę. I to jest najważniejsze.

Ja jestem głęboko przekonany, że chcę być z Pawłem i próbować z nim budować związek. Od momentu naszego poznania się nie mam w tym zakresie wątpliwości. Ale nie jestem wprost w typie Pawła - to akurat poczytuję za komplement. Nie wiem czy nam uda się razem coś zbudować. Ale nie martwię się o to i jestem gotowy cierpliwie czekać i w międzyczasie budować wspólne życie, które Paweł chce ze mną prowadzić. Życie na luzie bez napinania się na szybki związek, ale za to z realną nadzieją na zbudowanie coś maksymalnie trwałego :-)

Nie wiedziałem, że wkrótce miała być pierwsza próba bojowa tego spokoju...

sobota, 1 marca 2014

Myszka

koniec listopada 2013
Po ataku furii nie miałem wiele czasu na kontemplację. Niedługo potem zadzwoniła osoba, która umówiła się na odebranie wystawionej przeze mnie na aukcji myszki Apple. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami była już na miejscu, więc wypadało się ubrać i wyjść do niej aby jej przekazać towar. No to się ubrałem i poszedłem.

Szybko załatwiłem sprawę i poszedłem wpłacić pieniądze do wpłatomatu. Ostatnio były same wydatki, więc niewielka kwota przynajmniej wpłynie w drugą stronę. I potem zadzwonił Paweł. Martwił się o mnie, nie wiedział gdzie jestem. 

Nagle poczułem się szczęśliwy. Poczułem się jak ktoś kto z zimnego deszczu trafił na prześliczne słońce. Tak bardzo byłem szczęśliwy, że Paweł o mnie myśli i martwi się. Tego właśnie potrzebowałem - sensownej nadziei na potencjalną możliwość budowania życia razem. A ponieważ mottem Pawła była cierpliwość, więc i mnie jej nie powinno zabraknąć.

Ważne aby wiedzieć że się płynie we właściwym kierunku :-)