BI to jak wiadomo biseksualni, ale na użytek tego posta ukułem inne znaczenie tego określenia. BI to Brukselscy Intelektualiści. Czyli bardzo eufemistyczne określenie naszych wspaniałych unijnych polityków - komisarzy i innych niewybieralnych demokratycznie urzędników, którym umysły są przepełnione miłością do ludu i pragnieniem uczynienia dla niego świata idealnego. Tyle, że świat idealny nie istnieje. Lecz socjal utopiści z Brukseli tego nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć. Ale w czym innym przypominają mi oni biseksów z gej czatów. I o tym chcę dziś napisać.
Biseksi z czata są bardzo stanowczy w swoich poglądach i nieprzemakalni w swoich koncepcjach. Tłumaczę im z uporem maniaka, że ich podchody do spotykania się z chłopakami za plecami nic nie wiedzących żon i rodzin mogą się skończyć tragicznie. Że może się to wydać, choćby zgodnie z prawami Murphy'ego, które mówią, że jeśli coś może nie wyjść, to nie wyjdzie. I w takiej sytuacji niefrasobliwemu bi grozi awantura i rozpad związku. Ale pan bi o tym nie myśli, on ma własną idée fixe - aby się spotkać z chłopakiem. za wszelką cenę. A po tym choćby potop.
I ten potop pewnie następuję w iluś przypadkach, ale zmywa on tak skutecznie pana bi, że ten wypłukany jest z gej czata i swoim anty-sukcesem nie może się już pochwalić. A jak to wygląda w Unii Europejskiej? Mamy komisarzy zaklinających rzeczywistość i zbyt pewnych swoich racji. Ostatnio wyszedł im Brexit - ale to oczywiście nie ich wina, tylko ciemnych Brytoli. Jeśli wyjdzie potem Francja, Holandia, Grecja, Włochy lub Hiszpania - to też wina tych ciemniaków. A jeśli Polska i Węgry mają najwyższe w Europie udziały zwolenników pozostania w Unii - to też jesteśmy ciemniakami, bo nie rządzą nami lewaccy nawiedzeni. Wszędzie ciemniacy. Przypomina się tabliczka z napisem "ostatni wychodzący gasi światło".
Ale w Brukseli chyba światło zgasło zanim ktokolwiek z niej wyszedł :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz