poniedziałek, 31 grudnia 2012

Przesunięte w fazie

Ten dzień będzie wyjątkowy, bo na blogu znajdą się tego dnia aż trzy notki. Ale to zasługa queer.pl, który dziś wystartował i który w zakresie moich pierwszych wrażeń opisałem. A teraz postaram się krótko podsumować mijający 2012 rok. Przy okazji pisania o queer.pl nadmieniłem coś o mojej estetyce. Oczywiście nikt nie zauważy symbolicznego elementu w tym poście. Tak, godzina jego publikacji nieprzypadkowo nawiązuje do mijającego roku :-)

A rok 2012 był dla mnie - żeby go podsumować w jednym słowie - pechowy. Można powiedzieć, że pechowy prawie pod każdym względem. A przecież - teoretycznie bardziej do pechowości nadaje się 2013 ;-) Dlatego mam nadzieję, że nastąpiło przesunięcie w fazie i z pechem zetknąłem się rok wcześniej.

Z drugiej strony, wiele doniosłych i znaczących (a czasem zmieniających moje życie) wydarzeń miało miejsce w trzynaste dni miesiąca. Stąd dzień trzynasty nie kojarzy mi się z pechem, ale z potencjalnie epokowym wydarzeniem. Może więc rok 2013 będzie na tej samej zasadzie przełomowy? Byłoby miło, bo pecha już wystarczająco - moim zdaniem - zakosztowałem w życiu ;-)

Zatem czekam na szczęśliwą trzynastkę ;-)

Queer.pl

Wyjątkowo się zdarza na moim blogu abym miał tego samego dnia dwa posty - a jeszcze bardziej wyjątkowo abym pisał o aktualnym wydarzeniu w dniu jego zaistnienia. Z reguły robię to z opóźnieniem, które na ogól bywa zbawienne. Ale dziś postanowiłem napisać o moich pierwszych wrażeniach z kontaktu z nową Innąstroną czyli z Queer.pl.

Pierwsze wrażenie miałem niezbyt dobre, gorsze nawet niż wtedy, gdy po oczach bila mnie krwawa czerwień nowego layoutu fellow.pl. Blade białe tło, wiele szarego tekstu, menu na ciemnoszarym tle które wydaje się ciężkie niczym belka. To wszystko daje się określić jednym słowem - czerstwe. Ale najbardziej wkurzyło nie coś innego, dla innych niedostrzegalnego, co jest widoczne na poniższym zrzucie ekranu.

Przywykłem do estetyki, także w zakresie typografii lub treści - dlatego przywykłem także do zaczynania nicków dużą literą. Na Innejstronie serwerowa nazwa użytkownika była wymuszona małymi literami, ale nazwę wyświetlaną można było sobie napisać dowolnie. I okazuje się, że mój profil nazwano nazwą serwerową. Więc postanowiłem zmienić ją na pisaną duża literą - i zdumiałem się, gdy system odpowiedział mi, że taka nazwa jest już w bazie - czyli zmienić jej nie może.

No to skoro jest w bazie, to czemu jej nie zastosował? Może to się poprawi z czasem, być może teraz są tylko używane nazwy serwerowe. Może to się poprawi - ale dla mnie to jak zgrzyt. A poza tym? Myślę że czytelne nawiązanie do layoutu Google+ lub Facebooka jeśli chodzi o profil użytkownika (zdecydowanie bardziej do Google+).

Zobaczymy jak nowy portal okrzepnie. Na razie jestem wstrząśnięty, lecz nie zmieszany ;-)

Drobne znaki

7 września 2012
Gadałem z Matkiem do późna na GG. Zeszło szybko - a tu trzy godziny rozmowy nabite. Aż się położyliśmy spać. Ciekaw bylem co mi się przyśni, może jakaś wróżba - ale jak zawsze maiłem sen maksymalnie poplątany i udziwniony. Tak się dzieje gdy mój bujny umysł bryka sobie w nocy. A następnego dnia zaobserwowałem w moim życiu trzy drobne znaki.

Po pierwsze, skontaktował się ze mną bank - miałem problem ze spłacaniem kredytu, akurat bylem w finansowym dole. I tym razem pani z banku podpowiedziała mi aby napisać do nich pismo w tej sprawie z prośbą o rozpatrzenie innego wariantu postępowania w tej sytuacji. To dobry znak - może od strony finansowej będę miał lżej

Drugim znakiem było to, że płacąc na poczcie kartą za wysłanie listu poleconego do banku musiałem wypłacić 20 złotych - jako kwotę  minimalną z usługi pocztowego bankomatu. I zostało mi ponad 15 złotych w gotowce - to dobry znak, pomyślałem, bo starczy dla nas na wejściówkę do Toro dziś w piątek i na jedno piwo wspólnie. To taki znak, że może Bóg chce dać nam możliwość zabawić się i zapomnieć o problemach.

A trzeci drobny znak, to fakt, że przeciął mi dragę do poczty pedałek z walizką i reklamówką ZARA. Wybiera się widać zara na jakiś wyjazd. To taki znak, że może Matek szybko będzie w stanie zamieszkać ze mną. Bo obaj byśmy tego bardzo chcieli. 

Oby te znaki oznaczały coś dobrego - i pozytywnie nowego a na blogu będzie to symbolizowane przez wpisy dokonywane w nowym 2013 roku ;-)

niedziela, 30 grudnia 2012

Splot

6 września 2012
Zasiadłem przed komputerem. Fotel, kawa i czat. Interia. Przeglądanie czata i poszukiwanie nicków, które mogłyby być interesujące dla faceta szukającego związku. I był taki nick "blondynek-wawa" - więc zapukałem do niego. Młody chłopak. Zodiakalny skorpion - iskra przeleciała gdzieś w sercu. I zaczęliśmy rozmawiać. A potem wymieniliśmy zdjęcia, telefony. Zadzwoniłem do niego i po kilku minutach rozmowy zapytałem czy chciały się spotkać. Owszem, chciałby. No to ubrałem się i pojechałem...

Trafiłem na miejsce. Parking. Było kilka minut wolnego, kupiłem czekoladę. Białą, którą najbardziej lubię. Nie zdążyłem zjeść całej tabliczki gdy on się zjawił. Wsiadł do auta. Poczęstowałem go - ale nie lubi słodyczy, więc zjadłem tabliczkę do końca. I pojechaliśmy na spacer do lasu. Przeszliśmy kilometr może mniej, rozmawiając. I wtedy Matek zapytał czy może mnie wziąć za rękę. Uprzedziłem go, że to złamie barierę intymną między nami - ale on potwierdził, że wie co robi.

Wziął mnie za rękę - od razu splatając palce. To jest uchwyt zakochanych. A dalej był już tylko las - rak i skorpion. Razem. Coraz bardziej razem. A kiedy rak i skorpion trzymają się za ręce, to wiedz że coś się będzie działo. Coraz bardziej działo. I działo się. A las szumiał w zadumie. Coraz bardziej szumiał. A my odpłynęliśmy ponad ten las, a kto wie czy nie ponad cały system słoneczny. I gdy wróciliśmy na ziemię, było już ciemno. Ciemno na dworze ale jasno w sercu.

I oby było w sercu coraz jaśniej :-)))

sobota, 29 grudnia 2012

Chleb z margaryną

wrzesień 2012
Trafiła mi się ciekawa rozmowa na czacie - albo raczej ciekawa-inaczej. Pełna była bowiem dziwnych elementów. Chłopak niby szuka związku. Wysłałem mu zdjęcie mailem aby się przekonać czy jesteśmy w swoim typie - ale poczyta mu się długo ściąga. Podobno 1300 wiadomości ma ładujących się w poczcie - podobno miał problemy z netem. To jak długo nie korzystał z tej poczty?! Pytam o czy może wysłać mu zdjęcie przez MMS - ale on ma stary telefon który padł. Okej - wierzę mu...

Wreszcie zdjęcie dochodzi i jest OK. Rozmawiamy o potencjalnej współpracy zawodowej. Chłopak wypytuje mu czy kupię mu telefon z dotykowym wyświetlaczem. jakoś bardziej go to interesuje niż zakres pracy. Wreszcie gdy mówię że mogę mu pożyczyć stary aparat sprzed kilku lat, wypytuje o jego zdjęcia i pyta czy jest szykowny. To szuka pracy i telefonu do komunikacji, czy narzędzia szpanu? Dziwne to. Rozmawiamy dalej - a on coś tam mówi o swoich wizjach biznesu.

Ja mu zaś powiedziałem, że na razie oferuję tylko ciężką pracę i będzie się żyło o chlebie i margarynie. I spytałem go czy jest zainteresowany próbą życia zemną i pracy. A on napisał że nie. Nagle mu się ta margaryna nie spodobała. Nagle się okazało, że niby ma własny biznes. Tak? To czemu nie stać go na jakikolwiek telefon? Zabawne tłumaczenie. Gdy miał nadzieję na telefon z dotykowym wyświetlaczem - wszystko było pięknie. Gdy pojawiła się margaryna  nagle sam się kreuje na biznesowego krezusa nieomal. Jaka błyskawiczna zmiana na lepsze ;-)

Niewiarygodne, jak ludzie szybko potrafią zmienić swoją sytuację życiową na lepszą ;-)

piątek, 28 grudnia 2012

System ostrzegania

Oto jakie ogłoszenie zobaczyłem na jednym z portali:

UWAGA!!
PRZESTRZEGAM WSZYSTKIE OSOBY PRZED GOŚCIEM Z OGŁOSZENIA XXXX I O JEGO MAILU xxxxxx@interia.pl
KOLEŚ KOMPLETNIE NIE WYSYŁA SWOJEJ FOTY A PROSI O FOTĘ OSOBY KTÓRA DO NIEGO PISZE!!
UWAŻAJCIE!!!

Powodowany ciekawością odszukałem ogłoszenie źródłowe - i wygląda ono następująco:

Czytając ogłoszenia na tym portalu odnoszę wrażenie, ze ogłaszają się prawie te same osoby. Każdy szuka pracy, kochanka, albo szybkiego seksu, ale chyba niewielu znajduje. Albo ludzie niepoważni, albo wymagania wygórowane, albo po prostu ogłoszenia na gejowie zostały sprowadzone do roli czatu, gdzie istotnymi pytaniami są pytania o długość penisa, ilość wytrysków, czy często ordynarne propozycje seksu w każdym miejscu i o każdej porze. Pomijam już typowe ogłoszenia o dawaniu d... za..... Osobiście szukam młodego szczupłego chłopaka, którego przygarnę do siebie, pomogę, dam prace, czy umożliwię dalsza naukę. Jestem dojrzałym 57 letnim facetem, niezależnym finansowo. Ciekawe czy znajdzie się wśród grona czytających czy anonsujących młody zgrabny niestraszący wyglądem chłopak, który jest w trudnej sytuacji, być może chce zmienić środowisko w którym przebywa, poważnie myśli o swojej przyszłości i chce być na długo ze sporo starszym partnerem. Jeśli tak to czekam na odpowiedzi. Serdecznie jednak dziękuję puszystym i przegiętym. Cóż mam chyba także zbyt wygórowane wymagania.

Zakładam, że ostrzeżenie jest prawdziwe - bo kto by chciał tracić czas na pisanie pustego ostrzeżenia? Zatem raczej bajkopisarzem jest autor anonsu. I to by pasowało - zostało jemu pisanie, pisanie, pisanie - i marudzenie. Może nawet jest walikonikiem, który onanizuje się przy fotkach nadsyłanych przez potencjalnych partnerów.

Bardziej mnie jednak zastanawia, czy w czasie czytania takich anonsów można się domyślić intencji autora. Czy bajkopisarstwo da się wyczuć w samym ogłoszeniu. Niestety chyba nie, i dlatego biorą się potem takie pomyłki.

Ciekawe co lepsze - ordynarne propozycje seksu (wspomniane w tym anonsie) czy bajkopisanie ;-)

czwartek, 27 grudnia 2012

Słiczerzy

sierpień 2012
W pewnym momencie pobiłem rekord -  z różnych powodów miałem aż 4 konta na GG. W tym trzy konta gejowskie, każde z nich mające status opisowy widoczny w katalogu. I wtedy zaczęły się zabawne pomyłki i wkurzające rozmowy, które można by z angielska nazwać słiczerowaniem. Od słowa switch - przełączyć.

Polega to na tym, że rozmówca rozmawia ze mną na jednym koncie GG, a potem zagaduje na innym, a ja mu odpisuję na to co napisał na koncie poprzednim. Ale mój komunikator Adium pokazuje obie rozmowy w jednym oknie, na zasadzie ciągłości, więc moja odpowiedź ląduje w nowo rozpoczętej rozmowie. I widać, że za obu numerami stoi ta sama osoba. Dlatego trzeba uważać, gdy ktoś pisze nagle w środku rozmowy przywitanie - to oznaka, że zagaduje na drugim koncie.

Gorzej, jeśli rozmawia na raz na obu kontach. Przestawienie się na rozmowę na jednym czy drugim koncie jest skomplikowane. Łatwiej to robić w odpowiedzi na czyjś tekst - wtedy standardowo ustawiane jest do pisania konto na które trafił ostatni tekst rozmówcy. Ale jednoczesne odpisywanie jest męczące i wymaga koncentracji - łatwo pomylić rozmowy. Najlepiej więc zgasić rozmówcę na jednym koncie, aby przeszedł zdecydowanie do rozmowy na drugim.

Generalnie, nie lubię słiczerow - oznacza to bowiem, że masowo zagadują na GG, zapewne nie wiedzą też czego chcą, Bo opisy na różnych kontach mam różne. Więc zagadując mnie na wszystkich robią rozmowy na zasadzie grochu z kapustą. Z takimi ludźmi raczej nic sensownego się nie uda, dlatego też chętnie rozdaję im bany.

Jak widać, nawet rozmowy na GG mogą nieść ze sobą nieoczekiwany fun i komplikacje ;-)

środa, 26 grudnia 2012

Opowieść poświąteczna

sierpień 2012
Na dodatek w związku z zaleganiem z czynszem właściciel mieszkania które wynajmuję zmusił mnie do podpisania wypowiedzenia do końca sierpnia. Ustaliliśmy, że muszę uregulować zaległości i bieżący czynsz na wrzesień, aby zostać w mieszkaniu. I nie wiem jak zarobię na to - jedyną szansą jest sprzedawanie zbędnego wyposażenia.

Zabierałem się za to od dawna - ale szczęściem w nieszczęściu nie rozpatrzyłem oferty sprzedania całości sprzętu po chłopaku DJ za niezbyt wysoką kwotę. Teraz wystawiłem to za w sumie kwotę niemal dwa razy większą i już część sprzętu udało mi się upłynnić. Jest więc szansa na to, że uda się te pieniądze do końca sierpnia skombinować jakoś, a może także częściowo zarobić. 

Zatem testem pomocy Boga dla mnie będzie to czy uda się przeżyć do września.  A docelowo czy we wrześniu uda się jakoś stanąć na nogi. Być może przyjedzie wreszcie do mnie Rafał z Wałbrzycha. I można zacząć pracować. Może uda się jakoś zarobić na życie i przeżycie. Oczywiście w dniu publikacji tego postu będzie to już wiadome, ale w czasie jego pisania jest to jeszcze kompletnie nieznane.

Tak czy owak, święta - w sensie treści publikowanych na blogu notek - minęły chyba wystarczająco emocjonująco ;-)

wtorek, 25 grudnia 2012

Opowieść świąteczna

sierpień 2012
Przybiły mnie te wypadki, strasznie się czułem. I do tego wszystkiego jeszcze w domu wszystko wskazywało na to że wyswatałem sobie kolejną parę a sam zostałem na lodzie. Nie dość że los mnie tak poturbował materialnie i sentymentalnie, to jeszcze do tego szturchał mnie w sferze uczuciowej i pragnienia miłości. Dno kompletne, jak się wydawało. A co na to Bóg, który mi tak wszystko w życiu do tej pory układał?

Bóg okazał się niezawodny. Następnego dnia mój nowo przybyły gość musiał planować szybki powrót do domu. Jego brat miał wypadek, leży, a trzeba pomoc mamie przy gospodarstwie. Nie ma wyjścia, koniec romansu i trzeba wracać. Z romansu zresztą by wiele nie wyszło, bo ten gość nie planował nic rozwijać z moim współlokatorem, a poza tym ciągle się waha czy aby nie jest hetero, a może bi. Zatem jedyne w czym się nie wahał, to powrót do domu. I wrócił następnego dnia rano.

A mój współlokator? Poszedł tego dnia z jakimś kolegą na Dworzec Centralny, po prawie nieprzespanej nocy, i tam stracił przytomność i wypadł z peronu na tory. Potem pojechał do szpitala aby go tam zbadali - na szczęście nic nie złamał, a tylko się dobrze potłukł. Obolały i nieszczęśliwy wrócił do domu.

Tak dobry Bóg zadrwił sobie z moich kochanków - bo ze mnie zadrwił wcześniej kradzieżami które mnie dotknęły :-(

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Opowieść wigilijna

sierpień 2012
Pisałem swego czasu cykl relacji z majowego poznawania pewnego 18-latka - w czasie pierwszych dni długiego weekendu majowego. I ten gość wreszcie do ans przyjechał, po wielu kontaktach i odkładaniach terminu z przyczyn obiektywnych. Ile się rozpisywał w SMS-ach o seksie jaki mnie i jego czeka. Już miałem na ten seks apetyt.

Ale do niczego takiego nie doszło. Słowa i słowa jedynie. Za to mój gość zaczął się coraz bliżej mieć do chłopaka który u mnie zamieszkał jako współlokator. Nawet kochali się pierwszej nocy. A mnie było smutno, że oni się mają ku sobie a ja siedzę sam. 

Ale dobry Bóg wkrótce zafundował mi lepsze emocje. Nasz gość sprawdzał obrączki w necie i postanowiłem mu pokazać moją złotą i pamiątkową rodzinną, mającą już 113 lat. I nie było jej w biurku!!! Podobnie znikł z szuflady mój złoty krzyżyk. Chłopak przypomniał sobie, że krzyży w lombardzie sprzedawał pan hrabia jak z nim pewnego razu poszedł na miasto. I bardzo prosił aby mnie o tym nie mówić. Zatem ten buc okazał się złodziejem i ukradł jeszcze moją rodzinną pamiątkę.

A wcześniej znikły mi pięknie wykonane pamiątkowe moje własne obcinacze do paznokci i maszynka do golenia Brauna ale o to podejrzewam innych gościnnych współlokatorów. Czyżby do trzech razy sztuka? Co jeszcze może zginąć? Pal diabli przedmioty materialne. Ale serce boli gdy giną przedmioty pamiątkowe, których wartość jest ponadmaterialna...

Poczułem się jakby ktoś mnie opluł i spoliczkował...

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozlana kawa

sierpień 2012
Postanowiłem spontanicznie wyrzucić naszego multitaskera. Sprowadził do Warszawy chłopaka, który niby się z nim zakochał - ale on sam traktował go jak służącego. Wielki pan hrabia. Mnie było bliżej do tego chłopaka sercem. I o wiele bardzie mi się podobał z wyglądu. A jeszcze bardziej z zachowania. I pewnego dnia nasz hrabia tak źle potraktował tego chłopaka że o 4 nad ranem postanowiliśmy z chłopakiem pójść na rower.

A pan hrabia przymówił mu złośliwie, że ma nadzieję, iż ten chłopak pojedzie na jakąś ruchliwą ulicę na której go rozjedzie samochód. Wkurzyłem się i ostrzegłem go. Ale pan hrabia dalej swoje. Tego maiłem już dość i kazałem mu się pakować. Miałem na niego oko aż się wyniósł. Przygotowałem kawę w małym termosie, w którym się pije przez korek. I zapakowałem do plecaka. Chłopak już pojechał rowerem pogadać jeszcze z tym hrabią na przystanku, a ja się pakowałem na rower.

I nagle coś mi pluszcze z tyłu. Kawa się rozlała z termosu, przez kubek i popłynęła z plecaka. Dość dziwnie zresztą bo środek plecaka był suchy, a poleciała na zewnątrz i na podłogę oraz poduszkę na moim fotelu. Zaniepokoiło mnie to, bo nie widziałem jaki to znak od Boga - a takie znaki z reguły coś znaczą. Na bieżąco pomyślałem sobie, że to takie wydarzenie które ma mnie przytrzymać. I dokładnie tak się też stało - gdy wyjechałem w końcu z domu to chłopak już wracał od rozmowy z panem hrabią, który zdążył go obrazić po raz kolejny.

Zatem oszczędziło mnie to widzenia się z tym bucem. A on oczywiście wydzwaniał i pisał SMS z prośbą o przenocowanie go choćby do rana. Nie zgodziłem się, bo nie chcę go już trzymać u siebie. I boję się, że mógłby coś ukraść. Pojechaliśmy rowerami 5 kilometrów i wróciliśmy do domu.

Ciekawe jakie może być ewentualne inne znaczenie tego znaku z rozlaną kawą?

sobota, 22 grudnia 2012

Multitasking

sierpień 2012
Poznałem kolejnego chłopaka. I tym razem zdziwiło mnie jego podejście do kontaktów. Ze mną rozmawiał tak jak tego bym chciał - szuka związku, chce układać życie etc. Słowem - frontem do mnie, jak tego oczekuję od poważnego rozmówcy. Byłoby wszystko pięknie, gdyby nie jeden "drobny" szczegół...

A ten szczegół wyszedł już pierwszego dnia znajomości. Zdziwiło mnie trochę, że po przyjściu do mnie zasiadł do kompa i puścił w ruch portale. Odpisywał pracowicie na maile. A potem zaczęli do niego dzwonić. Odbierając od nich telefony zachowywał się identycznie jak w czasie rozmowy ze mną. Był frontem zwrócony do każdego, do każdego się łasił i z każdym rozmawiał tak jakby już miał z nim być w związku. Prawdziwy multitasking.

Tyle że ja oczekuję że będę z chłopakiem się poznawał na wyłączność. A nie że on będzie kręcił na raz z wieloma. I to mieszkając u mnie. Znów poczułem się jak hotel - a tej roli mam serdecznie dość. Trafiłem więc na pewnego rodzaju naciągacza, bajkopisarza i kłamcę który wszystkim obiecywał złote góry.

Rychło po rozpoczęciu tej "znajomości" zacząłem szukać pretekstu pozbycia się intruza.

piątek, 21 grudnia 2012

Dwukanałowy anons

Oto podwójny anons na jaki natrafiłem dzięki charakterystycznemu adresowi mailowemu, który mi utkwił mimowolnie w pamięci. A potem okazało się, że numer telefonu także się zgadza. Tylko treść zupełnie inna. Oba anonse były zamieszczone w kategorii szukania związku. Pierwsza wersja, na którą trafiłem, była następująca:

kto ma ochotę z owłosionym i brzydki a nawet słabosłyszącym facetem
kto ma ochotę z owłosionym i brzydki a nawet słabosłyszącym z brzuszkiem średni facetem który nie ma takie duże doświadczenie a ma ochotę na loda i całowanie mam 24 lat 14cm penis a szybko leci sperma kto ma ochotę takim owłosionym i brzydkim facetem to zapraszam możemy się poznać napisz smsa xxx-xxx-xxx czekam na smsa


Szczerość godna podziwu i szacunku - przyznawać od razu że jest się brzydkim a nawet słabosłyszącym to prawie hardcore. Tyle, że tu się szuka do związku zaś anons dotyczy tylko seksu. Takie małe przeoczenie :-) Ale co mam pomyśleć o nadawcy tego ogłoszenia, gdy nieco poniżej znalazłem inny anons przez niego sygnowany o następującej treści:

seks/zabawa/przyjemność/przyjaźń
Kto ma ochotę na seks erotyczna w smsy może coś więcej mile widziane fotki mms a potem ja wyślę fotki wiek bez znaczenia itp czekam na smsa xxx-xxx-xxx lub gadu gadu xxxxxxxx lub skype xxxxxx


I to jest już całkiem zabawne - tam brzydal nawet słabosłyszący do cyber pisanek i esemesowanek. W sumie działa dwukanałowo - w reali i wirtualu. Nie ma w tym nic śmiesznego czy głupiego, wręcz przeciwnie - jakiś system w tym jest. I szersze oddziaływanie na grupę docelową, jakby powiedzieli marketingowcy.

A najśmieszniejsze jest to, że gdyby nie bardzo charakterystyczny e-mail (i przez to łatwy do zapamiętania), to bym nie skojarzył tych dwóch anonsów :-)

czwartek, 20 grudnia 2012

Niewygórowane wymagania?

Na ciekawy anons trafiłem na jednym z internetowych portali. Pan nadający anons ma prawie 70 lat. A o to co pisze w swoim krótkim, ale bardzo treściwym ogłoszeniu (pisownia oryginalna):

Proszę o pomoc w znalezieniu przyjaciela. Od pół wieku szukam przyjaciela bez rezultatu.
Nie mam wygórowanych wymagań. Pragnę poznać kogoś podobnego do mnie.
Obecnie to 62-72/165-180/55-75/16-20 .
Nie akceptuję nierzetelnych oraz hetero, bi, żonatych i rozwiedzionych.

I tu jest chyba pies pogrzebany. Widełki podał bardzo precyzyjne, może nawet za precyzyjne, bo panowie ze wzrostem 164 lub wagą 76 się już nie łapią - a starsi faceci chyba standardowo mają brzuszki. Ale ta lista braku akceptacji jest doprawdy imponująca. W wieku 62-72 lata chyba większość facetów na których ów ogłoszeniodawca mógłby trafić załapie się do tych kategorii: bi, żonatych lub rozwiedzionych. Bo unikanie nierzetelnych to rzecz zrozumiała - nawiasem mówiąc też ich pełno ;-)

W sumie nie dziwi dlaczego pan nie może nikogo znaleźć od pół wieku. Postawił tak precyzyjne wymagania, że de facto nie łapie się na nie nikt. A w każdym razie nikt, z kim ten człowiek mógłby się skontaktować, lub kto mógłby się skontaktować z nim. Na jego miejscu zastanowiłbym się na czym mu zależy najbardziej. Na przyjaźni? A jakie ma znaczenie czy przyjaciel jest żonaty, bi czy rozwiedziony? Lub czy waży 76 czy 86 kilogramów? Nie bardzo tego rozumiem. On chyba szuka seksu, może związku, a nazywa to przyjaźnią.

Jeśli się szuka kogoś do określonej relacji, to nie powinno się stawiać wymagań, które tej relacji nie dotyczą - bo inaczej można szukać nie tylko pól wieku, ale i całe życie ;-)

środa, 19 grudnia 2012

Przenocuję?

Oto prawdopodobny scenariusz oszustwa, którego ofiarą mógłbym paść. Na czacie zagaduje mnie chłopak, 20-letni, o nicku związanym z nocowaniem. Pisze, że stracił kartę płatniczą i szuka noclegu na dziś, bo nie może za hotel zapłacić. Na szczęście mógł do mnie zadzwonić, więc mu podałem telefon. Coś długo nie dzwonił, ale po kilku minutach zadryndał. 

Niby ma studiować medycynę w Warszawie. Zgubił kartę i dowód - ale gdy go spytałem o inny dokument tożsamości, okazało się że odwód się znalazł. To typowe zagranie dla złodzieja - niby nie ma dowodu bo zgubił, a przez to zostałby anonimowy. Pogadaliśmy trochę i zaproponowałem mu najlepsze wyjście w tej sytuacji (była sobota) - pójście do klubu. A on zaraz potem powoedział że za chwilę zadzwoni bo idzie do łazienki, gdzie straci zasięg. Rozłączył się. Nawiasem mówiąc dziwne - tracić zasięg w łazience ;-)

Ja poszedłem do sklepu, nie było mnie 10 minut, ale on już się nie odezwał. Spisałem więc go na straty jako potencjalnego złodzieja. Nie udało mu się przenocować aby kogoś okraść, to odczepił się. W klubie przecież mnie nie okradnie. Albo nie będzie miał z czego. Przyjąć potrzebującego pod dach - to dobry uczynek. Ale na pewno nie przyjmować złodzieja czy kogoś podejrzanego :-)

Dobry Bóg zesłał mi sobotę, aby wypalić do niego ze "śmiertelnym" dla jego planów klubowym pomysłem ;-)

wtorek, 18 grudnia 2012

Modelowy bajkopisarz

8 sierpnia 2012
Miałem dziś szczęście do bajkopisarzy, bo trafił mi się jeszcze jeden model - i to dosłowny. A do tego chamski - bo zażądał od razu ode mnie na dzień dobry zdjęcia. Napisałem mu więc cytując terminatora, że zapomniał napisać "proszę". I zapytałem po co mu zdjęcie - a on na to napisał że chce zobaczyć czy mu się spodobam. Bezczelnie to zabrzmiało, choć szczerze, więc mu odpaliłem że nie jestem małpą w klatce która każdy może oglądać i zażądałem aby sam wysłał zdjęcie najpierw. I oto co mi wysłał...

Od razu mu napisałem, że to zdjęcie modela z netu. Za dobre oświetlenie i kompozycja i zero informacji w środku o parametrach zdjęcia ani aparatu. Nie jest to zdjęcie wykonane metodą domową, jakie mają ludzie robiący sobie. Mój rozmówca usiłował deklarować, że to jego fotka - ale zaproponowałem mu aby zrobił na szybko zdjęcie komórką i wysłał. 

Oczywiście napisał, że ma zepsutą komórkę. Typowe głupie wytłumaczenia bajkopisarza wysyłającego fotki modeli z netu i usiłującego wyłudzić zdjęcia od kogoś. Oczywiście nie wysłał żadnych innych zdjęć i zasłużył sobie na bana z mojej strony. 

A ja tylko zastanawiam się skąd w ludziach tyle kretyństwa :-)

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Brodnickie Gadu-Gadu

8 sierpnia 2012
Rozmawiałem z dwudziestolatkiem z Brodnicy - zresztą miasteczka, które kojarzę i byłem w nim kilka razy lub przez nie przejeżdżałem. I on szukał, podobnie jak ja, do związku - zatem było dla mnie bardzo interesujące poznanie go. I gadaliśmy miło na GG przez całą dobę, a jeszcze nie zdążyliśmy wymienić fotografii. Bo on miał jakieś problemy techniczne z ich wysłaniem.

W końcu kolejnego dnia postanowiłem postawić sprawę na ostrzu noża. Zażądałem wymiany zdjęć. Póki jej nie będzie, nie mam ochoty dłużej rozmawiać. Mój rozmówca był zasmucony, oburzony, uniesiony. A ja mu wytłumaczyłem, że mam dość zachowań które pasują do bajkopisarzy - gadających w kółko ale bez chęci rzeczywistego poznania się. A ja mam ochotę w końcu zobaczyć twarz mojego rozmówcy.

Kiedy piszę te słowa nie wiem jeszcze jak się potoczy rozwój wypadków. Jeśli nie dostanę zdjęcia to zablokuję tego gadułę, bo rozmowy na ślepo mi nie są potrzebne. jeśli zdjęcie wyśle, to będzie można pchnąć znajomość do przodu - przy założeniu że się obaj sobie spodobamy. Niestety trzeba ostro podejść do osób nie do końca zdeterminowanych w rozwijaniu znajomości. Bo mogą być wśród nich bezpłodni bajkopisarze. Rozumiem techniczne przeszkody w wysłaniu zdjęcia - ale mogę też być zmęczony pisaniem z kimś kogo w ogóle nie znam z wyglądu i nie jestem nawet pewny czy poczujemy do siebie w tym zakresie sympatię.

Trzeba uważać aby nie tracić energii na puste rozmowy, które potem można włożyć między bajki ;-)

niedziela, 16 grudnia 2012

Murzyn na GG

I znów zagadał mnie Patryk 18-latek z Ełku. Już raz o nim pisałem na blogu. Podawał się za murzyna. I teraz znów mnie zaszczycił taką deklaracją. Ale tym razem zgasiłem go proponując mu ukazanie się na kamerce. I nawet nie skojarzyłem go wtedy jako oszusta, z którym już raz gadałem poprzednio. Ale skojarzenie przyszło potem ;-)

Ten chłopak naprawdę ma jakiś fetysz do murzynów. Ale jakoś nie do wiary w Polsce jest aby rozmawiało się z murzynem, choć bywało że w Toro widziałem ich całą grupę - więc murzyni geje na pewno w Polsce są. Ale weryfikacja przed kamerką internetową byłaby jednoznaczna i najprostsza w takim przypadku. Co jednak ma robić biały murzyn? Przecież zostałby zdemaskowany ;-)

Na wszelki wypadek zablokowałem tego Patryka na GG aby mi już więcej nie zawracał głowy swoimi murzyńskimi fantazjami. Ale wdzięczny mu jestem za to, że ponownie dał mi temat na bloga. Przynajmniej jeden dodatkowy dzień dla mojego bloga podarował ;-)

BTW nie wiedziałem, że w Ełku są murzyni i w dodatku geje ;-)))

sobota, 15 grudnia 2012

Zwięźle i na temat

Oto jak wygląda anons napisany, jak zaznacza sam autor, zwięźle i na temat (pisownia oryginału zachowana):

zwiezle i na temat !!!!!!
Poszukiwany;
1) Facet w wieku minimu 45 lat
2) Facet który nie utozsamia sie z tymi wszystki kurwidołkami profilami ( po 5 profilow itp), knajpami itp!!!
3) Facet który w pierwszy emailu nie pisze swoich wymiarów kutasa i tez tego nie wymaga ( tacy niech odrazu sobie odpuszczą ... )
4) no i oczywiscie facet który SZUKA KUMPLA PRZYJACIELA PARTNERA - jezeli dla kogos nie zrozumiałe jest to co napisałem duza czcionka niech nie odpisuje szkoda czasu JA NIE SZUKAM NA PRZELOTNY SEX !! NIE CHODZE DO WYRKA Z KIMS KOGO ZNAM KILKA DNI...!!! WIEC NIECH NIKT NIE LICZY ZE SIE UMOWI NA RUCHANKO!!!!!!!!!!!!!! JA 30 LAT MESKI FACET TROCHE MISKOWATY NORMALNY "CHŁOP" - CZYSTY SCHLUDNY NA POZIOMIE, NIE BUDZACY SKOJARZEN NIE WYGLADAJACY JAK "GWIAZDA" CZY " GWIAZDECZKA", JEZELI SZUKASZ BOYA Z OKLADI CZY WSPOMNIANEJ GWIAZDKI DAJ SOBIE SPOKUJ NIE JESTEM ZMANIEROWANYM PEDZIEM.
Szukam rownie normalnego faceta który ma poukladane w glowie ktory sie wyszumial ktoremu brakuje towarzystwa ktory ma dosc samotnosci i ktory wie co to ZAUFANIE !!!! WIECEJ W PRYWATNEJ ROZMOWIE ................. CIOTY CIOTECZKI GWIAZDY I GWIAZDECZKI ZOSTANCIE NA SWOJEJ PLANECIE I NIE PISZCIE DO MNIE, pANOWIE PONIZEJ 45 LAT TEZ DAJCIE SOBIE SPOKOJ NIE MA SENSU ... WAŻNE : NIE ODPISUJE NA MEILE KTÓRE MAJA W TRESCI JEDNO CZY DWA ZDANIA, JEZELI SIE DECYDUJESZ NA ODPISANE WYSIL SIE TROCHE NAPISZ COS O SOBIE... NIE UZNAJE EMAILI JEDNO CZY DWU ZDANIOWYCH ..., PO SZYBKIEJ WYMIANIE KILKU EMAILI PREFEROWANY KONTAKT TELEFONICZNY ( NIE KLIKAM PRZEZ MIESIACE CZY LATA JESTEM KONKRETNYM FACETEM I KONKRETNEGO FACETA SZUKAM !!!!!!

O ile pierwsze trzy punkty są krótko i na temat, to w punkcie czwartym i kolejnym niewypunktowanym akapicie autora poniosła już kawaleryjska fantazja w iście epickim, krzyczącym stylu - bo przecież pisanie WIELKIMI LITERAMI oznacza krzyk, jak to często przypominają admini na czacie Interii :-)

Czy to jest taki symboliczny krzyk nad gejowską marnością gejowskiego świata? Może. Ale stawiałbym raczej na kiepską i zbyt krzykliwą osobistą frustrację. Taki krzyk, który zamiast uderzyć jak dzwon, trzeszczy jak tępy nóż uderzany o tęp garnek.

No ale przynajmniej temu panu chciało się napisać - zwięźle i na temat ;-)

piątek, 14 grudnia 2012

Związek przez telefon

Można robić seks przez telefon - choć co to za seks, raczej żałosna jego namiastka, cień prawdziwego seksu. Ale jak wygląda związek przez telefon? Bylem o krok od rozwikłania tej pasjonującej tajemnicy, bo znalazłem na czacie kogoś z takim nickiem. I pogadałem z nim. jak widać dowiedziałem się nawet, że był w takim związku trzy lata. Niestety widać związek ten na tyle go osłabił, że nie maił siły napisać mi na czym on polega. A może chciałby to wyjaśnić przez telefon? Oto ekran tej rozmowy:

Usiłuję sobie wyobrazić na czym taki związek polega. Na pewno na intensywnym kontakcie przez telefon. Z moim najlepszym byłym w ciągu 9 miesięcy napisałem 27 tysięcy SMS-ów (średnio po 100 dziennie) a on do mnie drugie tyle. Było do pogadania (czy raczej popisania) dosłownie o wszystkim. Bo gdyby nie było do popisania o wszystkim, to by się szybko tematy na wiadomości skończyły. Tak naprawdę wymiana SMS funkcjonowała u nas niczym rozmowa na GG.

Ale nie nazwałbym tego związkiem. Raczej podtrzymaniem więzi, która się wytworzyła w czasie pierwszego miesięcznego pobytu tego chłopaka u mnie. To była realna więź i realny związek. Kontakt telefoniczny wynikał z konieczności życia w rozdzieleniu. Był tylko odpowiedzią na rozdzielnie nas przez życie. Ale nie wyobrażam sobie trzech lat spędzonych w ten sposób. To jest tylko podtrzymanie znajomości, a nie związek sam w sobie. Widocznie jednak ten chłopak miał jednak inne potrzeby.

Tylko czy słowo "związek" zasługuje na takie spłycenie, a uczuciowa relacja dwóch ludzi na sprowadzenie do telefonicznych pogaduszek i pisanek?

czwartek, 13 grudnia 2012

Stan wojenny?

lipiec 2012
Post na 13 grudnia - stąd nawiązanie do rocznicy, ale uzasadnione na swój sposób. Miałem bowiem coś w rodzaju wojny w anonsach. Nie raz już zdarza się trafiać na kretynów którzy dają anonse na wabia i potem piszą głupstwa. A teraz trafiłem na kretyna-idealistę, który szuka związku i pluje żółcią na mnie, bo nie pasuję mu do koncepcji. Ma kilka adresów e-mail z których daje ogłoszenia i po tym go poznać. Ale nie to jest w tej historii najciekawsze.

Z reguły tacy ludzie pozostają anonimowi, ale nie tym razem. Naszego opluwacza zdradził bowiem pewien serwis społecznościowy, który rozsyła zaproszenia - ta jak Facebook - do osób z którymi się korespondowało mailowo. I dostałem od tego kogoś zaproszenie - automatyczne, bo wątpię czy wysłane świadomie - do tego aby dołączyć do owego serwisu społecznościowego. I na tego gościa nieszczęście była tam także miniaturka jego zdjęcia. A te zdjęcie skojarzyłem bez pudła :-)

To poszukiwacz związku którego raz spotkałem. Nie wyszło nam bo on szuka kogoś znacznie starszego z wyglądu, bardziej dojrzałego niż ja - to akurat dla mnie komplement. Zabawne, że ten gość tak pięknie opisujący w profilach i anonsach szukanie związku równocześnie tak pięknie opluwa ludzi nie pasujących mu do koncepcji - niejako "po godzinach". Taka jakby wewnętrzna sprzeczność. Niby tyle miłości oczekującej na kogoś, a zarazem tyle nienawiści wylewanej na innych.

Słowem - miłość dialektyczna. Miłość i nienawiść - dwa w jednym :-)

środa, 12 grudnia 2012

Sezon na doradców

lipiec 2012
I poznałem kolejną osobę, tym razem do współpracy biznesowej i geja zarazem. idealne połączenie. Dwa w jednym jak szampon i odżywka. Po sezonie na buraki zaczął się sezon na doradców. Kolega gej-doradca udzielił mi wiele cennych wskazówek, które świadczyły nie tylko o tym, że ma doświadczenie zawodowe, ale też że potrafi z niego korzystać. Pogadaliśmy ze trzy godziny. Przyjemna odmiana po prezentowanych wczoraj burakach.

Tyle że potem nie odezwał się już z własnej inicjatywy, a ja chciałem specjalnie sprawdzić na ile mu zależy na kontakcie. Nie chodziło nawet o odezwanie się przez telefon - ale o maila, bo wymieniliśmy ze sto maili w trakcie poznawania się. I co jak co, ale maila mógł po jakimś czasie wysłać. Przed spotkaniem jakoś je wysyłał - a po spotkaniu? Cisza.

Tak to jest z poznawaniem ludzi do życia lub współpracy - zawsze coś jakoś nie pasuje. Albo nie pasuje osoba, albo coś nie pasuje osobie ;-) Trzeba po prostu nie poddawać się i cierpliwie szukać dalej. 

Można by napisać że mam sezon na mak - bo cisza jak makiem zasiał ;-)

wtorek, 11 grudnia 2012

Sezon na buraki

lipiec 2012
Wydawało się że poznałem kolejnego kandydata do związku. Znak zodiaku jak najbardziej mi odpowiada. Chłopak wydaje się mieć życiowe potrzeby podobne jak ja. Ale im dalej w las, tym więcej drzew. A raczej krzaków. Okazało się bowiem, że chłopak jest miły i ludzki ale taki sobie hmm mało pojętny i dość wieśniacki. Żeby nie powiedzieć prymitywny intelektualnie. Modelowy "spoko kolo" którego akurat nie bardzo potrzebuję ;-)

Zamieszkał u mnie, a raczej należałoby napisać, że przymieszkał. Czyli od czasu do czasu nocował, a poza tym wybywał na dzień lub dwa. Nie było to specjalnie uciążliwe, wręcz przeciwnie, jego obecność była mniej dokuczliwa. Ale z drugiej strony nie wychodziła mu praca i szansa na to, że dołoży się do czynszu była coraz bardziej znikoma. A darmozjada w obecnej sytuacji nie potrzebowałem.

W końcu zaczęło mnie to irytować. I wtedy poznałem kolejnego chłopaka, o wiele bardziej wartościowego. I szukającego związku. Ale niestety to było dla mnie pechowe. Bo on - zaczął się dogadywać z moim wieśniackim współlokatorem. I w końcu, po zabalowaniu przez pół weekendu, obaj panowie przyszli do mnie, ale mój wieśniak cichcem się wyprowadził. Aby nie poruszać sprawy należności za pobyt. Nawet się nie pożegnał. A ten drugi, mądrzejszy, też jakoś zapomniał.

Prawdziwy sezon na buraki. No to barszcz już mamy. Byle nie było w nim za dużo grzybów ;-)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

45... 33... kto da mniej?

23 lipca 2012
I znów zapuszczam szukanie związku, jak zawsze wieloma torami, z których jednym jest nadawanie anonsów w kategorii związku lub szukania partnera, To ważne, bo nie zawsze - jak się okazuje - ludzie właściwie odczytują intencje takiego anonsu. Miałem trzy zabawne kontakty telefoniczne związane z anonsem zamieszczonym dziś.

Pierwszy to była rozmowa głosowa. Potencjalny kandydat przedstawił się - ma 45 lat, po czym podaje wymiary. Dla mnie to abstrakcja, bo nie mam pamięci ze słuchu więc i tak jego wzrostu i wagi, a kto wie czy i długości penisa, nie zapamiętam. A rozmawiam na balkonie, bo współlokator śpi w pokoju, więc nie słyszę dobrze w szumie za oknem. Faktem jest że wiek doskonale zapamiętałem - nie jest to wiek potencjalnego partnera. Doczekałem więc do momentu gdy można było coś powiedzieć na ten temat i wyraziłem żal mówiąc że szukam młodszego. Na to mój rozmówca pospiesznie zapewnił, że ma 33 lata! Gdybym z mim pogadał chwilę dużej zapewne po chwili rozmawiałbym z przedszkolakiem ;-)

Zabawne, jak geje odmładzają się w oczach :-) Zresztą przy okazji tego odmłodzenia akcent rozmówcy przeszedł w ciotowski. Takie przeciąganie słów, też mi nie bardzo pasuje u kogoś w tym wieku, u młodego to ma swój urok. Więc rozmowa się zakończyła. A potem zobaczyłem, że ktoś wcześniej dzwonił, więc odpisałem mu SMS z informacją, że mogę już rozmawiać. Na co on zapytał  - uwaga - czy lubię walić przez telefon. Ten już się minął kompletnie z przeznaczeniem ;-)

Zresztą potem kolejny gościu przedstawił się i na moją odpowiedź zapytał czy lubię jak mi possać. Może i lubię, ale szkoda kasy na odpisywanie, na koncie telefonu podanego w anonsie zostało mi około 50 groszy i każdy SMS jest cenny ;-)

Nawet jeśli na anons nie odpowiada nikt odpowiedni, to przynajmniej można mieć trochę fun ;)

niedziela, 9 grudnia 2012

Wojna domowa inaczej

A teraz coś z zupełnie innej beczki - i nawiązanie do tytułu filmu Monty Pythona nie jest przypadkowe. Otóż wpadłem na pomysł jak mógłby wyglądać współczesny domokrążca na wzór tego z serialu "Wojna domowa". Pamiętamy Jaremę Stępowskiego który pojawiał się w każdym odcinku i zbierał nieśmiertelny suchy chleb dla konia - zresztą dla geja to całkiem przyjemne do konia nawiązanie ;-)

A ja wymyśliłem gejowską wersję tego domokrążcy. Wyobraźmy sobie typowego, ciotowatego geja, który ubrany w modne ciuszki i z gejom tylko właściwą zwinności i płynnością ruchów, swoim piskliwym ciotowksim głosikiem pyta - zbieram na baterie do wibratora

Ciekawe na ile we współczesnej Polsce, w której Robert Biedroń i Anna Grodzka zasiadają w parlamencie, tego typu żartobliwe nawiązanie zyskałoby popularność. Czasem stare, ale kultowe powiedzonka zyskują nowe, bardziej współczesne wcielenia ;-)

BTW ja też mam wibrator - może po prostu podładuję dla niego akumulatorki ;-)

sobota, 8 grudnia 2012

Przeprosiny-inaczej

16-17 lipca 2012
I ten nasz książę z bajki (a raczej książę-inaczej z bajki-inaczej) zaczął mnie zagadywać na czacie w dnu odejścia i następnym. Zaczynał od przepraszania i przymilania się ale stopniowo, gdy spotykał się z grzeczną odmową przyjęcia z powrotem pod mój dach, zaczynał pokazywać pazurki. Typowy arsenał kogoś kto instrumentalnie traktuje drugiego człowieka: granie na emocjach, obiecanki-cacanki, ironia, wyśmiewanie, odgrywanie się i nawet próby grożenia.

Byłem po rozmowie z jego facetem, z którym rozmawiało mi się bardzo miło i fajnie. Od razu poczułem do niego naturalną koleżeńską sympatię. Przy okazji wyszło na jaw, że ten chłopak i jego oszukał. Zatem zaczyna się z niego robić mały Kuba, który oszukiwał wszystkich naokoło. I dlatego w rozmowie na czacie ostrzegłem go, aby nie motał się w kłamstwach, bo szybko przestanie się w nich orientować i po prostu zrazi do siebie wszystkich ludzi. 

Oczywiście takie argumenty nie trafiły do niego.Ale to normalne w takim stanie ducha i takiej sytuacji. Ludzie czasem tracą rozum i zachowują się jak ślepe lemingi. Nie moja sprawa że podążają tym samym ku przepaści. Nie moja sprawa - bo ja z nimi nie podążam. Co najwyżej podążam do swojej własnej przepaści i swoją własną ścieżką. Bo sytuację finansową mam fatalną, kasa się skończyła, nie mam na życie, mieszkanie i spłacanie długów. A chłopaka, który nadałby sens mojemu życiu i wykrzesałby we mnie wewnętrzną motywację do działania - jakoś nie widać.

Na razie więc nasz książę-inaczej z bajki-inaczej postarał się tylko o to, aby mi wykazać, że moja decyzja o jego wyrzuceniu była niesłuszna-inaczej :-)

piątek, 7 grudnia 2012

Odejście-inaczej

16 lipca 2012
Przyszedł poniedziałek i okazja do pozbycia się chłopaka, który zaczął być coraz bardziej irytujący. Nie tylko puszczał muzykę głośno, ale także stawał się coraz bardziej hardy - i jakby nieprzytomny. W końcu doszedłem do wniosku, że musiał brać jakieś środki psychotropowe. Dlatego był taki nieobecny. Tak czy owak, nie przyznał się do tego że coś brał - a więc zagłębiał się w kłamstwa. I na dodatek nie było szans aby się dokładał do czynszu. Całe dnie przesiadywał u swojego ukochanego. A ja nie prowadzę sanatorium.

Sprowadziłem do mieszkania innego współlokatora, którego znałem od 3 lat i moglem mu zaufać. Obudziliśmy śpiącego królewicza i wyprawiliśmy go z domu. Dosłownie jak stał. Bez bagażu. Bo nie miał wcale bagażu - jego bagażem był portfel jedynie. Dosłownie. Nawet komórki nie miał  a tę którą odstał do używania musiał oddać z kartą. Mógł wziąć kartę SM jaką sobie sam kupił, ale nie zrobił tego. Przynajmniej nie straciłem aparatu telefonicznego i biznesowego srebrnego numeru kupionego za 25 złotych na Allegro :-)

Przynajmniej pozbyłem się kogoś, kto zamiast pomagać jedynie coraz bardziej przeszkadzał. Powinienem był wcześniej się zdziwić, że nie posiada bagażu a w dowodzie osobistym nie posiada meldunku. To podejrzane. Ale dzięki temu mam kolejne doświadczenie życiowe i tym razem bez dodatkowych kosztów, jeśli nie liczyć kupionego telefonu, który jednak został u mnie. I może dalej służyć.

Coraz tańsze mam te negatywne doświadczenia życiowe, ale przydałoby się mieć wreszcie jakieś negatywne-inaczej ;-)

czwartek, 6 grudnia 2012

Partner-inaczej

Lipiec 2012 
Z tym chłopakiem-inaczej postanowiliśmy, podczas czwartkowego pobytu w Toro, że będziemy bez napinania się i nie na sił próbowali budować związek, poprzez otwarcie się na siebie i wyjście sobie naprzeciw. Okazuje się, jednak, że owa osoba do współpracy, którą chłopak poznawał, raczej nie jest osobą do współpracy. Bo zdecydowanie zbyt często z nią przebywał i zdecydowanie za bardzo zachowywał się jak ktoś zakochany, niż jak jedynie niewinny współpracownik.

I faktycznie, potem przyznał się do tego, że zakochał się w tym człowieku. Nie ma w tym formalnie nic złego, bo nie zaręczyliśmy się. Tylko otworzyliśmy na siebie. Dziwne jest tylko to, że otworzyliśmy się na siebie w nocy z czwartku na piątek, a on poznał tego swojego ukochanego już w sobotę. Ekspresowe tempo przerzucania się z jednej osoby na drugą ;-)

Ja już podejrzewałem, że coś jest nie tak z tym "współpracownikiem" więc nie zaskoczyło mnie to. Nawet się ucieszyłem, że intuicja mnie w tym zakresie nie zawiodła. I może nawet poczułem ulgę, że ten chłopak został skreślony z listy potencjalnych partnerów. Bo skoro nie czułem z jego strony wychodzenia ku mnie, to po co mi taki partner-inaczej? Szkoda tylko, że znów wracam do punktu wyjścia przy poznawaniu potencjalnego życiowego partnera.

Ale jeśli to ma być poznawanie inaczej-inaczej, czyli normalne, to może i lepiej - bo tego "inaczej" mam już trochę powyżej uszu ;-)

środa, 5 grudnia 2012

Współpraca-inaczej

Lipiec 2012
Chłopak postanowił spotkać się z inną osobą do współpracy zawodowej. Czyli spotkanie biznesowe. Będzie w domu przed północą. Nie ma zatem problemu, niech sam rozgryza potencjalnego współpracownika. No i pojechał rozgryzać. Ale to rozgryzanie było tak skuteczne, że nie zjawił się na noc. I potem dopiero napisał, że po spotkaniu z tym chłopakiem udali się paczką znajomych na Plac Zamkowy gdzie siedzieli przez całą noc.

Zacząłem się zastanawiać nad tym czy to naprawdę jest osoba do współpracy, czy jakiś nowy partner życiowy który się temu chłopakowi kroi. Bo współpraca zawodowa nie generuje aż tak długich i zakrapianych spotkań jakie on miał. Takie spotkania są wtedy, gdy poczujesz do kogoś szczerą sympatię i może nawet uczucie.

Zacząłem więc uważnie się przyglądać temu chłopakowi i obstawiłem intuicyjnie, że poznał kogoś w kim się zakochał. Zacząłem też od razu uruchamiać stosowne procedury. Zapuściłem szukanie innego chłopaka do związku. Jeśli ten się sprawdzi jako dokładający się do czynszu współlokator - bardzo dobrze. Ale nie szukam już z nim żadnej relacji o głębszym charakterze.

Ten program zabezpieczający można by nazwać "Unikatorem rzucania pereł przed wieprze" ;-)

wtorek, 4 grudnia 2012

Cisza-inaczej

Lipiec 2012 
Przekonałem się, w ramach naszego życia-inaczej, na czym polega także cisza-inaczej w wykonaniu tego chłopaka. Otóż on puszczał muzykę na głośnikach, w takt której tańczył lub jej słuchał. Jakoś nie przeszkadza mi gdy na słuchawkach jest muzyka, nawet bardzo głośna. Ale gdy taka muzyka jest, nawet znacznie ciszej, na głośnikach - czuję się niekomfortowo. Być może mam uraz do tego, że taka muzyka może przeszkadzać sąsiadom. W każdym razie wolę muzykę słuchaną przez kogoś na słuchawkach.

Kłopot tylko wtedy, gdy ktoś przy takiej muzyce chce tańczyć. Wtedy albo musi mieć wygodny długi kabel od słuchawek, albo - najlepiej - słuchawki bezprzewodowe. W innym przypadku musi puszczać muzykę na głośnikach. A jeśli nie jest to muzyka dokładnie w moim typie - to na dłuższą metę będzie mnie irytowała coraz bardziej.

A jeszcze gorzej, gdy poza muzyką puszczane są filmy - które w swej "zabawności" plasują się poniżej poziomu gruntu. Słowo "kurwa" rzucane jest tam raz po raz - i to jest oś humoru dla niewybrednej widowni. Humor Jasia Fasoli to przy tym stratosfera, zaś Monty Python to "galaxy far far away" :-) A ja z takim "humorem" też miałem coraz częściej do czynienia. Oczywiście na głośnikach. I nieraz odtwarzane po raz kolejny.

Oj, rysy się zaczynają pojawiać na tym szczęściu-inaczej ;-)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Czekanie-inaczej

8 lipca 2012
Trafiło mi się czekanie na powrót Chłopaka ze spotkania z kumplem jakie maił gdzieś na mieście. I przedłużało się to bardzo. Ale ja zaobserwowałem u siebie to, że cale z tego powodu nie ulegam żadnej irytacji. A więc mamy tym razem czekanie-inaczej do kompletu z całym dotychczasowym poznawaniem-się-inaczej jakie z Chłopakiem mam.

Same pozytywne zaskoczenia w tym naszym poznawaniu się inaczej mamy. Nie ma takiego ciśnienia na poznawanie się, na zaliczanie jakiś etapów znajomości, na robienie czegokolwiek. Znamy się już 5 dni a jeszcze nie robiliśmy ze sobą seksu. I wolę takie poznawanie na spokojnie, niż za szybkie robienie seksu a potem kolejną porażkę. 

Wolę więc czekać na rozwój wydarzeń i naturalne poznanie się, niż popychać to na siłę. Wyluzowanie dobrze mi zrobi, bo mam dość nastawiania się na związki, na znajomości, na jakieś etapy. Teraz zastępuję to nastawianiem się na pracę o na powolne zarabianie pieniędzy, aby pokryć koszty życia. Tym razem więc zastępuję nastawianie się na związek robieniem czegoś pożytecznego.

I może już sam ten fakt napawa mnie takim optymizmem ;-)

niedziela, 2 grudnia 2012

Obrączki-inaczej

lipiec 2012
Mam już w mojej historii aż 11 par zakupionych obrączek, w tym wie pary po trzy obrączki (jedna dla trzech osób, a druga z powodu kupienia złego rozmiaru). W sumie więc nabyłem 24 obrączki. I niedawno wyciągnąłem na światło dzienne (całkiem dosłownie zresztą) wszystkie posiadane obrączki, aby je razem sfotografować - czego dowód widoczny jest obok. Faktycznie została mi w ręce dosłownie garść obrączek. Aż garść :-)

Policzyłem wszystkie obrączki jakie mi zostały. No tego złomu trochę zostało, a określenie "złom" ma sens, bo żadnej srebrnej już w nich nie ma - wszystkie stalowe. Oto zdjęcie całej czeredy z czasu gdy była trochę bardziej kompletna niż w momencie pisania tego posta ;-)

W sumie jest w tym tylko jedna para jako dwie obrączki - ta z serduszkami, która ładniej wygląda na zdjęciu w internetowym sklepie niż w realu. Jet też druga para potrójna (bo domówiłem bardziej adekwatny rozmiar) - pleciona. W ob przypadkach obrączka dla chłopak jest bardzo mała, na cienki palec. Te małe obrączki są po lewej stronie. Niżej inne ujęcie, w powiększeniu :-)

Sygnet z kamykami kwadratowymi już nie istnieje - wyrzuciłem go w jednym miejscu, specjalnie po to aby został tam i "opiekował się" bliskimi mojemu sercu ludźmi w pobliżu mieszkającymi. Bo niestety ale cześć kamyków z niego wypadła i straszyły puste po nich otwory. Za to okrągła obrączka z z kamykami trzyma się rewelacyjnie. Pękła też (i została wyrzucona) najmniejsza obrączka pleciona, pożyczona komuś - Polak potrafi wszystko zepsuć ;-)

Z tego asortymentu który został ja noszę dużą obrączkę z serduszkami na lewej ręce i obrączkę plecioną oraz obrączkę z cyrkonią na prawej.

sobota, 1 grudnia 2012

Telefon-inaczej

7 lipca 2012
Kupiłem kolejny telefon. Niedawno pisałem o kupowaniu telefonów dla mnie i Rafała. Polegało to na wykładaniu moich pieniędzy a potem skutki były czasem opłakane - na 7 kupionych telefonów aż 4 zostały stracone. Na szczęście nie były tak drogie jak jakiś czas temu, gdy jeden kupowany dla chłopaka aparat kosztował tyle co wszystkie siedem kupione obecnie. Ale niesmak pozostał z powodu zniszczenia trzech aparatów przez Rafała...

Tym razem też wykładałem pieniądze na telefon, ale już na innych zasadach. Zaczęliśmy zarabiać kasę i wiadomo było, że Chłopak zwróci za ten telefon. Było to więc jedynie krótkotrwałe wykładanie pieniędzy. I kupiłem Nokię C2, biznesową, ale w kolorze szarozłotym. Teraz się na pewno nie pomyli z moją i z młodym chłopakiem na pewno lepiej wygląda. Ten zakup był niezbędny, bo Chłopakowi zginął telefon na imprezie i nie miał kontaktu do siebie. Kupił co prawda starter ale ja mu użyczyłem tylko gościnnie jednego fona.

A ja jestem zadowolony, bo czuję kolejną ulgę w naszym poznawaniu się - zamiast "bezmyślnie" wykładać kasę na telefon, kupuję coś za co mi się pieniądze odda. To kolejna dobra wróżba dla naszego poznawania się. Na luzie, na racjonalnych zasadach, bez fałszywego przyspieszania i zbędnych emocji.

Czyli kolejny dobry znak - mam nadzieję ;-)

piątek, 30 listopada 2012

Toro-inaczej

5 lipca 2012
Pojechaliśmy do Toro na imprezę karaoke. Pierwsza nasza wspólna wizyta w tym klubie. Tym razem było ze dwa razy mniej ludzi niż w inny czwartek gdy też po raz pierwszy pojechałem do Toro z Rafałem. Ale było i tak bardzo miło. napiliśmy się trochę piwa, wypaliliśmy paczkę fajek. I gadaliśmy ze sobą. Chłopak mi opowiedział o swoim życiu i sytuacji. Nie ma wesołej życiowej historii ale ludzie doświadczeni przez los są właśnie, moim zdaniem, najwartościowsi.

Był w rodzinie zastępczej, teraz się chce wyprowadzić do Warszawy. Jest naprawdę fajnym chłopakiem, o ślicznych orientalnych oczach. I w porównaniu do Rafała jest odwrotny - zamiast konfliktowości i wybuchu fochów jest bardzo spokojny i opanowany. A to sprawia że czuję się z nim zdecydowanie bardziej bezpiecznie i komfortowo

Poznałem chłopaka który jest pewnym przeciwieństwem nie tylko Rafała, ale także chyba wszystkich do tej pory poznawanych. Minęły już 2 dni naszej znajomości a nawet się jeszcze nie pocałowaliśmy, mimo że śpimy razem w nocy. Myślę, że z powodu takiej znajomości-inaczej nie będę niezadowolony, a wręcz przeciwnie. 

Bo może dzięki temu będzie też wynik-inaczej tej znajomości ;-)

czwartek, 29 listopada 2012

Poznawanie-inaczej

lipiec 2012
Chłopaka, którego poznałem, poznaję-inaczej. Było już spotkanie-inaczej a teraz jest poznawanie-inaczej. Przede wszystkim nie ma w nim seksu. Nie uprawialiśmy go przez pierwsze dni znajomości. zajęliśmy się pracą, która faktycznie bardziej się nam przydaje życiowo, a nie wzajemnym podrywaniem się. I co najpiękniejsze - nie mamy ciśnienia na pójście do łóżka (w sensie uprawiania seksu) ;-)

W łóżku oczywiście śpimy razem, ale to tylko spanie jest -  a nie uprawianie seksu. I nie ma na ten seks żadnego ciśnienia. Ale też praca nam zajmuje trochę czasu. I nie ma chęci na igraszki. A poza tym nie ma ciśnienia na budowanie relacji i związku. Pozornie to postawa luzacka, ale ja w głębi serca czuję ogromną ulgę z tego powodu. Brak napisania się traktuję bowiem jako dobry znak.

Jakoś napinanie się i nastawianie na związek i relację jest dla mnie czymś mniej komfortowym teraz. Za wiele miałem już niepowodzeń i błędnych znajomości aby się tak chwalić kolejną. Dlatego spokojne i rzeczowe podejście bardziej mnie pasuje, tak jak spokojna jazda kierowcy, zamiast kaskaderskich popisów :-) 

Czuję więc pewien wewnętrzny spokój - i to mi się w naszej znajomości podoba ;-)

środa, 28 listopada 2012

Spotkanie-inaczej

lipiec 2012
Wszedłem na czata i jak zwykle zabrałem się za szukanie chłopaka i do związku i do pracy, którą już zacząłem rozkręcać. Usługi związane mówiąc ogólnie z internetem. Ciężka praca ale daje jakąś drobną kasę na przetrwanie. Tylko najlepiej jak robią ją dwie osoby na raz, bo wtedy można większy segment rynku ogarnąć. I poznałem na czacie chłopaka z którym się milo gadało, więc się z nim umówiłem na spotkanie.

Ładny prezent urodzinowy dostałem od losu. Poznałem chłopaka w moje urodziny. Ale to było prawdziwe poznawanie-inaczej. On nie miał bowiem telefonu, gdyż zgubił na imprezie. Trzeba było więc się tak umówić aby zapobiec ewentualnym przeciwnościom losu. Jakoś ustaliliśmy miejsce spotkania i wiedziałem jak on jest ubrany. Tym razem na spotkanie nie musiałem brać telefonu. Bo nie byłoby do kogo zadzwonić ;-)

Chłopak jest trochę wschodniej urody i ma śliczne piwne oczy. Poznałem go łatwo po pewnym detalu ubrania który nie jest typowy. Przywitaliśmy się i poszliśmy do domu. Ciekawe jak potoczy się ta znajomość i czy będzie z tego jakaś znajomość godna dnia w którym się rozpoczęła, czyli moich urodzin ;-)

Zawsze można powiedzieć, że urodziła się w tym dniu nowa znajomość ;-)

wtorek, 27 listopada 2012

Świetny pretekst aby nie tęsknić?

4 lipca 2012
I zadzwonił do mnie Rafał, prawie po tygodniu od naszego rozstania się po odwiezieniu go do domu. I niestety, zadzwonił do mnie nie dlatego że tęsknił, ale dlatego, że znalazł mnie na czacie. Gdzie szukałem zresztą osób zgodnie z jego sugestią. I co gorsza, po rozmowie z nim uświadomiłem sobie, że obserwował mnie już wcześniej na czacie, wczoraj, ale się wtedy nie raczył skontaktować. Czyli nie wykazał się wolą polityczną kontaktu. Ale to nie koniec złych wiadomości.

Rafał zdał poprawkę! I to też jest zła wiadomość. Dlaczego? Przecież znika przeszkoda - bo teoretycznie nie zdanie poprawki mogło go zatrzymać w domu. Tak - ale zła wiadomość jest taka, że Rafał nie powiadomił mnie o tym zdaniu wcześniej. A więc oblał egzamin na wolę polityczną kontaktu. Dobra wiadomość jest taka, że nie musi od razu tam pracować jak się tego obawiałem - praca by go tam ostatecznie uziemiła. Ale zła wiadomość jest jeszcze taka, że Rafał w ogóle nie myśli o dalszym kontakcie ze mną.

Powiedziałem mu, że nawet jeśli już nie będziemy razem to jest dla mnie oczywiste że będzie moim przyjacielem. I to nieważne czy się odezwie rok czy miesiąc po tym kontakcie. Ale Rafał w ogóle zdaje się nie myśleć o kontakcie. Jak jaśnie hrabia któremu się nie chce. Zacząłem pytać go, czy po tym co razem przeszliśmy a nawet po tym jak mu kupiłem takie czy inne rzeczy, jak choćby rozwalone przez niego telefony, on chce tak to wszystko wywalać do kosza. Rozmowa zaczęła nabierać negatywnego tempa, jak to nie raz się wcześniej zdarzało, aż wreszcie trzasnąłem słuchawką.

A może jednak Rafał był użyteczny, bo mi dostarczył świetny pretekst do tego aby za nim już nie tęsknić?

poniedziałek, 26 listopada 2012

Młody ułan

Taki nick, z serduszkiem wskazującym na szukanie miłości, miał rozmówca, którego zagadałem na czacie Interii. Nick sam w sobie ciekawy, ale moją uwagę przykuło oczywiście serduszko - bo ułan równie dobrze może się kojarzyć z określeniem analnego ogiera.  Ale trafiłem na zupełnie inny przypadek...

Tak naprawdę trafiłem na moralizatora o trochę mentorskim podejściu. Gadaliśmy o moim życiu a ten chłopak (lub facet - bo nawet nie pamiętam ile miał lat i czy się w tym zakresie w ogóle przedstawił) zaczynał sprzedawać mi swoje tanie morały na temat mojej sytuacji i moich życiowych wyborów. Moralizowanie połączone z niedźwiedzim pocieszaniem. Bezsensowna metoda "pomagania" komuś, a w praktyce jedynie marnowania czasu i przeszkadzania komuś w jego wewnętrznej refleksji.

W sumie rozmowa nie była jakaś odpychająca i wytrzymałem z nim jakie pół godziny - ale wreszcie postanowiłem tę bezużyteczną konwersację zakończyć. Wspomniałem coś mu o moim blogu, ale nie zdecydowałem się podać mu jego adresu - nie chciałem aby stał się jakiś dyżurnym komentującym narzekaczem czy moralistą. Na takich czytelnikach mi nie zależy :-)

Pożegnaliśmy się więc z Bogiem - i niech On każdego z osobna poprowadzi :-)

niedziela, 25 listopada 2012

Początek marzeń?

30 czerwca 2012
Koniec dotychczasowej znajomości z Rafałem - jak to mówię "zostaliśmy rozstani" przez los. I wskazywały na to znaki, wróżby z kart, inne oznaki jakie zauważałem. A teraz, kiedy jesteśmy w oddaleniu i tęsknie za moim kochaniem, o pięknych rafałowych oczach, mam dwa znaki, które wskazują na to, że może ułożę sobie życie... I może z nim właśnie.

Najpierw na czacie poznałem chłopaka który ma podobne do moich zainteresowania fotografią. To może być znak, że znajdę pracę w tej dziedzinie którą tak lubię. A potem poznałem faceta który ma pokój do wynajęcia, a nawet może mnie jakiś czas przetrzymać w domu za darmo gdybym miał taką potrzebę. To jest szansa na przeżycie. Ale co mi po takiej szansie jak nie mam chłopaka - a obaj poznani nie są w moim typie?

Może to wróżba mająca pokazać, że Rafał, albo ktoś inny równie fajny, zawładnie w końcu moim sercem? Na razie nie rozpowiadam o wyjeździe Rafała nikomu i tylko jednej osobie napisałem SMS, ale to daleki i nie skomunikowany z innymi znajomy. Skoro nie rozpowiadam o Rafale, to jest szansa, że on wróci zanim jeszcze zdążyłbym rozpowiedzieć. Chciałbym aby tak było.

Trzymam więc więc tych znaków z nadzieją na przyszłość z Rafałkiem :-)

sobota, 24 listopada 2012

Koniec roku

28-29 czerwca 2012
Po przyjeździe do Warszawy nie bardzo wiedziałem co ze sobą zrobić. Najpierw przez niedługi czas zająłem się technicznymi sprawami. Rozebranie, umycie termosu po kawie, porozstawianie telefonów na biurku. Ale nawet nie zgrałem trasy z nawigacji ani zdjęć z aparatu (zrobiłem trochę fotek na jednym postoju - zboże i BTS telekomunikacyjny w nim stojący). Po prostu nie bardzo maiłem co ze sobą zrobić. Zająłem się profilami, wlazłem na czata - ale po godzinie postanowiłem się położyć na drzemkę. Nastawiłem budzik na 19, ale po nim jeszcze postanowiłem pospać. A potem poszedłem spać na dobre.

Obudziłem się z budzikiem o 5.45 ale potem zasnąłem licząc na budzik o 6.30. Obudził mnie telefon od żony - zbliżała się 8 a ja miałem iść na 8 na zakończenie roku z dzieckiem. Ale wpadka! Zacząłem się szybko ubierać, nawet bez mycia. Pobiegłem do samochodu, chwytając plecak z przygotowanymi latarkami na wyprawę do bunkra jaką planowałem z dzieckiem. Ale część baterii zdołałem tylko pobieżnie podładować - wstawiłem je po obudzeniu się.

W domu nikogo nie zastałem i domyśliłem się, że żona poszła z dzieckiem na zakończenie roku. Na szczęście wzięła w tym dniu urlop. Jedyne co mogłem zrobić w domu to umyć się. Potem czekałem na nich ze zdychającym telefonem, którego nie moglem podładować (miał tylko wejście mikro-USB). Później żona wróciła i zabrałem dzieciaka na wycieczkę. W samochodzie podładowałem nieco baterie do latarki i telefon. Pojechaliśmy do bunkra dowodzenia - 3 piętra pod ziemię. Było fajnie, dzieciak obejrzał to miejsce, porobiłem trochę zdjęć.

Była wpadka z rana, ale potem już było miło. Czyżby to miała być dobra wróżba dla mnie i Rafała? :-)

piątek, 23 listopada 2012

Kablowanie

27 czerwiec 2012
Przypomniał mi się taki niby nic nie znaczący epizod w Rafałem. Leżeliśmy w sypialni i całowaliśmy się. Byliśmy blisko. Jego były facet był w sąsiednim pokoju albo siedział z papierosem na balkonie. A Rafał dał mi sygnał, że chce o czymś głupim powiedzieć. Zapytałem o co chodzi. A on mi powiedział, że w opakowaniu po Nokii 500, które zostało po tym jak sam telefon on zniszczył, był kabelek USB i on pyta czy mógłby go dostać...

Udałem potem, że zapomniałem o tym pytaniu. W sumie kabla mu nie dałem. To taka krótka przejściówka z USB na mikro-USB używane do łączenia się z telefonem lub ładowania go. W sumie "zakosiłem" z pudełka także ładowarkę - a słuchawek już tam oczywiście nie było. Słuchawki by się przydały (wziąłem je też z drugiego pudełka po Nokii C2) - wstawiłem je jako dyżurne do samochodu. W czasie jazdy z Rafałem doskwierał mi ich brak - mógłbym na nich puścić swobodnie muzykę w czasie gdy Rafał i jego były facet spali na tylnej kanapie auta. Teraz już je mam, ale nie zapowiada się żadna dłuższa podróż niestety :-(

O tym pytaniu o kabel napisałem specjalnie posta, aby zwrócić uwagę na niepokojące zjawisko. Pytania o takie materialne duperele mogą sugerować, że ktoś usiłuje zakosić ode mnie jak najwięcej rzeczy a jednocześnie zachowuje się tak jak ktoś, kto już nigdy więcej do mnie nie przyjedzie. Bo czemu się miałby martwić o kabelek, skoro nie ma telefonu? I skoro ma w przyszłości do mnie przyjechać, jeśli mu się wszystko ułoży? 

Takie pytania mnie niepokoją, bo mogą wskazywać na złe zamiary drugiej osoby. Choć zawsze można by pomyśleć o jakimś racjonalnym wytłumaczeniu - Rafał z natury biedny, może chcieć nawet taki drobiazg wziąć, aby swój niewielki majątek powiększyć. Zawsze może być racjonalne wytłumaczenia, ale niepokój na wszelki wypadek - jest uzasadniony. Tym bardziej, że ja nie mam czasu na bierne czekanie i muszę szybko układać z kimś moje życie.

Obym już nie miał takich niepokojów w przyszłości - ale ciemno widzę taką radosną sytuację ;-)

czwartek, 22 listopada 2012

Po pożegnaniu

28 czerwca 2012
Niestety dojechaliśmy na miejsce. Stety o tyle, że sam się trochę spieszyłem z powrotem do domu. A zaczynała być już godzina 17. I przyszła pora zaparkowania w miejscu - nomen omen - tym samym w którym kilka dni wcześniej zabierałem Rafała na przyjazd do Warszawy. Rafał miał ode mnie wziąć numer GG aby być może grzecznościowo się zalogować od sąsiadów i mieć przez GG jakiś kontakt od mnie. Specjalnie nie przypominałem mu o tym, chcąc zrobić pewien test na jego wolę kontaktu. Sam nie poprosił - więc test oblał, ale przecież w takiej sytuacji mógł do tego nie mieć głowy :-)

Zwracałem uwagę na to czy będzie jakieś tkliwe pożegnanie, czy może się obejrzy za mnie. Nie nastąpiło nic takiego. Kto wie kiedy i czy się jeszcze spotkamy - a Rafał się na mnie nie oglądał. Znów może to wina towarzystwa jego byłego - ale nadal zazdrosnego - faceta. W sumie niewesoła to była perspektywa dla mnie. Ale po takich detalach nie można przecież wnosić o przyszłości związku.

Wracałem samotny i przybity. Ale sam zamówiłem za 13 złotych obiad dnia tam, gdzie wcześniej zjadłem za 37. I miałem tyle samo jedzenia za trzy razy mniejszą cenę. Rafał mi pokazał tę możliwość - i potraktowałem to jako symbol pokazania przez niego innych możliwości życia. Ale chciałbym je z nim realizować. A nie samemu. Ale przynajmniej to dobry znak.

A potem mijałem też inne miejsca w trasie. Także te w którym się po raz pierwszy z Rafałem pocałowaliśmy. Teraz te wspomnienie tak bardzo boli. Kto wie czy jeszcze z nim będę. I dlatego te wspomnienia tak bardzo ciążą w tej chwili.

Dojeżdżając do warszawy zobaczyłem billboard z zamkiem Książ i zaproszeniem do Dolnego Śląska. Uśmiechnąłem się - potraktowałem to jako dobry znak dla mnie. Z Rafałem, albo bez niego - ale dla mnie dobry :-)

środa, 21 listopada 2012

Po pobycie

28 czerwca 2012
Jednak Rafał i jego były facet jadą na Dolny Śląsk. Odwiozę ich autem, ze względu na psa. To dla mnie zbyt duży wysiłek finansowy i już więcej tam  nie przyjadę - chyba że zacznę zarabiać i zdołam ogarnąć życie. Ale samemu to będzie raczej niemożliwe - i mamy błędne koło.

Poszło o to, że Rafał się focha z byłym facetem i on postanowił wyjechać. A Rafał nie chce zostać teraz sam ze mną i postanowił razem z nim pojechać. Mnie to ubodło. Bo raczej to jest znak tego, że Rafał nie chce za bardzo ze mną być. Nie raz mówił on w czasie tego pobytu, że się nudzi. I nagle to dla niego jest ważniejsze niż bycie ze mną. Jak się kogoś kocha to można znaleźć z nim masę rzeczy do robienia i na pewnie się z nim nie nudzi. A jak nie ma nic do robienia to się można kochać. Albo razem być. Mówienie o nudzie zaczyna mi przypominać hotelowanie, czyli podejście do mnie jako do hotelu a nie partnera. 

Tak się złożyło, że mogłem odwołać swoje codzienne zajęcia i bylem gotowy na wyjazd. I pojechaliśmy. Z jednym naprędce zrobionym termosem kawy. Koło Bełchatowa zjadłem za 37 złotych obiad - szwedzki stół - ale Rafał był głodny i poszliśmy z nim na obiad, ale z jego skromną gotówką - 12 złotych. I stał się cud, Rafał znalazł tam danie dnia za jedyne 11 złotych. To taki znak, że można coś zrobić taniej i lepiej.

Dojechaliśmy w końcu na miejsce. Ironia losu - maiłem tu pierwotnie być po Rafała w ten czwartek. A byłem już z nim z powrotem. I bez nadziei na powrót - bo bez kasy na kolejny wyjazd. 

Tak to los zadrwił z naszych planów bycia razem w wakacje :-(

wtorek, 20 listopada 2012

Po obrączkach

27 czerwca 2012
Dzień po naszej kłótni przyszły zamówione dodatkowe obrączki, w tym para z serduszkami tak bardzo mi się podobająca na zdjęciu w sklepie internetowym. Niestety - i do tych obrączek nie miałem szczęścia, bo na zdjęciu wyglądały lepiej niż w rzeczywistości. Jakieś "przeklęte" są te obrączki kupowane dla mnie i Rafała ;-)

Ta jedenasta para nie była przeze mnie kupiona wcześniej, bo przez długi czas nie było dostępnych obrączek w rozmiarze odpowiednim na mój palec. I wreszcie się taki rozmiar pojawił. No to je zamówiłem. I fakt, że przyszły dopiero po naszej kłótni odebrałem jako specjalny dobry znak od Boga.

Obrączki są ładne - ale ja się widocznie spodziewałem, że będą  znacznie ładniejsze. Kolory wypełnienia serduszek przypominają jakiś tani lakier do paznokci bardziej niż jubilerską farbę. Nie są tak fajne jak mogłyby być w moim przekonaniu. Czyżby ta "mała fajność" była jakąś ukrytą drwiną Boga z mojej znajomości z Rafałem? Mam nadzieję, że będzie jednak inaczej, i że obrączki te będą znakiem naszej szczęśliwszej znajomości :-)

Przy okazji wyszło na jaw, że rozmiary jakie Rafał zamawiał były z kolei prawie za małe dla niego. Dla mnie za duże, a dla niego za małe - kolejna ironia losu i przysłowiowa ilustracja odchodzenia od siebie z rozmiarami, każdy w inną stronę poza skalę :-)

Oby z tym przyjściem obrączek po kłótni to był jednak dobry znak :-)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Po kłótni

27 czerwca 2012
Wróciłem rano do domu i wtedy odebrałem kolejny telefon od Rafała. Otrzeźwiał i przepraszał za wszystko. Pozwoliłem im wrócić. Przyszli z powrotem. Akurat wychodziłem załatwiać moje popołudniowe obowiązki. Rafał zabrał się za sprzątanie mieszkania, ale mimo to balem się że znów zacznie rzucać szklankami.  Na szczęście zamiast tego zabrali się za robienie obiadu :-)

Bilans zajścia jest tragiczny. Po wyjściu ode mnie Rafał rozwalił wszystkie telefony otrzymane ode mnie telefony. W sumie trzy - dwa nowe i jeden stary - z kartami Orange, Plus i Play. Więc nie tylko kupione przeze mnie dwa aparaty i podarowany mu trzeci stary są rozwalone, ale także nie ma do Rafała żadnego kontaktu, poza numerem z którego dzwonił a który jest mu dany tylko grzecznościowo.

Poza tym nie oceniam Rafała źle i cieszę się, że się stało jak się stało. Dotarliśmy do pewnej nieszczęśliwiej granicy, ale takie jest życie. Można będzie tego unikać na przyszłość. Liczy się nasza przyszłość a nie to co już się działo. Dlatego zapraszam go do siebie ponownie i mam nadzieję, że nam się uda coś razem zbudować.

Bo liczy się tylko przyszłość :-)

niedziela, 18 listopada 2012

Kłótnia

26 czerwca 2012
Dziś przeżyłem najgorszą kłótnię w moim życiu. Mówiąc w skrócie - piliśmy we trzech wódkę a potem wybuchła kłótnia z pewnego powodu. Rafał poczuł się zagrożony i zaczął się agresywnie zachowywać. Rozwalał szkła, atakował i gryzł mnie i swojego byłego faceta, który musiał go silą poskramiać. Z tego co wiem to wina jakiegoś warcholstwa Rafała, ale jego problemów ze zdrowiem. Złożyło się na raz kilka czynników, które doprowadziły do wybuchu.

Udało mi się doprowadzić do tego, że spakowali się i mieli wyjść z mojego mieszkania. Ale Rafał znów się na mnie rzucił, więc pobiegłem po ochronę. Wtedy dopiero wyszli. Ochrona ich goniła ale ich powstrzymałem wyjaśniając, że chodzi o pozwolenie spokojnego ich odejścia. Z jednej strony ulga, że koszmar się skończył, a z drugiej żal, że się to tak skończyło.

Otarłem krew z twarzy, jakoś zatamowałem rozciętą brew. Posprzątałem mieszkanie. Poza stłuczonym szkłem szkody były niewielkie. Największa szkoda to stracenie chłopaka i to w taki dosłownie krwawy sposób. Nagle świat się wali. A ja zostałem sam, na gruzach potłuczonych naczyń, z podobnymi gruzami w sercu. Zrozumiałem czemu pasjanse źle mi wychodziły.

Rafał dzwonił do mnie ale nie odbierałem telefonu :-(

sobota, 17 listopada 2012

Fochy razem

25-26 czerwiec 2012
No i jesteśmy we trójkę ale i fochy są teraz potrójne. Każdy strzela fochy i nie raz mamy to atmosferę kłótni prawie. Coś słabo będzie z tym poczuciem bezpieczeństwa na jakie tak bardzo liczę. Może się to zmieni jak ten były facet Rafała wyjedzie - ale znając moje relację z Rafałem nie byłbym takim optymistą. I mam coraz większe zmartwienia z tego powodu...

Zaczyna się tydzień roboczy, nie mieliśmy oczywiście okazji być w żadnym klubie. Dopiero za tydzień będzie można się tam zabawić, potańczyć i zapomnieć o tych problemach. A problemy są bo próbujemy rozkręcać biznes z Rafałem ale jeszcze nam to słabo idzie. To normalne, bo najczęściej początki są trudne. Ale przydałoby się trochę poczucia stabilności emocjonalnej także.

Rafał zaopiekował się nowymi telefonami i mam przynajmniej radość z tego powodu, że będą mu dobrze służyły. Mamy też psa, Perełkę, która ucieszyła się na ten pobyt u mnie ponownie. Taka mala rozkoszna maskotka. I jednak gdzieś w tle zmartwienia.

A pasjanse stawiane z pytaniem o naszą z Rafałem przyszłość nadal wychodzą w większości źle :-(

piątek, 16 listopada 2012

Nareszcie spotkanie

24 czerwca 2012
Czekam więc na Rafala i jego byłego faceta, który miał z nami pojechać na jakiś tydzień, a potem wracać samodzielnie na Dolny Śląsk. I przyszli wreszcie ale Rafał nie przywitał się ze mną szczególnie wylewnie. Zwróciłem na to uwagę i wziąłem to za zły znak.

Potem sobie pomyślałem, że były dwa czynniki które mogły wpłynąć na takie przywitanie. Po pierwsze miejsce publiczne na oku być może wścibskich sąsiadów. A po drugie, obecność ciągle zazdrosnego byłego faceta u boku. Ale jednak gdzieś w tyle głowy pozostało zmartwienie, bo wydawało mi się, że nie czułem jakiegoś sercowego przyciągania ze strony Rafała. Tak jakby trochę ten wyjazd był towarzyski, a nie partnerski.

Wracałem więc do Warszawy nieco zmartwiony. Nie wiedziałem bowiem jak się ułożą nasze losy. Ale gdzieś w tle diabeł podpowiadał, że może się nie udać. A ja już nie mam raczej czasu na szukanie kolejnego chłopaka. I mogę być w coraz gorszej sytuacji jeśli nie wyjdzie z Rafałem.

Zatem droga powrotna nie była tak radosna, jak mi się marzyła :-)

czwartek, 15 listopada 2012

Nareszcie w drodze

24 czerwca 2012
Nasze początkowe plany zakładały, że pojadę po Rafała 28 czerwca w czwartek, ale plany uległy na szczęście przyspieszeniu. I pojechałem po niego już w niedzielę, w czasie gdy miał zakończenie roku szkolnego w swojej szkole zaocznej. Wróżyłem sobie z pasjansów na okoliczność tej podróży, ale wyszło mi, że nie powinienem jechać i spotykać się. Mimo to jednak pojechałem.

W czasie drogi nie było informacji od Rafała o zdanej poprawce z matematyki, a raczej - formalnie rzecz biorąc - o pochodzeniu do zaliczenia matematyki na litość. Bo formalna poprawka miała być co najwyżej w wakacje. Zatem niepokoiłem się czy zadał, albo "wylitościł" tę matematykę. Dopiero pod koniec drogi okazało się, że nie wskórał nic i ma poprawkę na wakacje.

Potem prawie się na niego obraziłem, bo chciał wjechać moim autem do siebie na osiedle - oczywiście sam - a ja się na to nie zgodziłem. Bo nie chcę aby ktoś szpanował moim autem samodzielnie. Już prawie byłem gotowy zawracać do domu, po więcej niż 400 przejechanych kilometrach, a kilkanaście kilometrów od celu. Ale Rafał się zgodził na to, że podejdzie z bagażami w miejsce gdzie ja zaparkuję. A ja postanowiłem tam zaparkować w cieniu pod pretekstem wentylowania i ochłodzenia auta.

Więc dojechałem ma miejsce i zaparkowałem w cieniu. Czekałem miesiąc na tę chwilę - i wreszcie nadeszła. Za moment zobaczę się z moim chłopakiem ;-)

środa, 14 listopada 2012

Obrączki 9 i 10

czerwiec 2012
I przyszły zamówione obrączki i bransoletki z Ameryki. Oczywiście Rafała już przy tym nie było. Bransoletki z łańcuszka czarnego z motywem tęczy - otwierają się dość opornie. A obrączki? Wrażenie nie jest tak fajne jak za pierwszym razem, gdy kupowałem parę z cyrkonią.

Plecione stalowe obrączki wyglądają trochę na niedorobione - i kupiłem dla siebie dwa rozmiary za dużą. Zatem kicha, spada mi z palca serdecznego a na środkowym czy wskazującym trzyma się niezbyt pewnie. Generalnie i rozmiar niezbyt odpowiedni - i same obrączki wyglądają surowo i grubo ciosane. Od biedy jakoś mogą ujść, ale nie jest to szczyt moich marzeń w zakresie obrączek niestety...

Sygnety z kamykami były kupione jako pierścionki zaręczynowe bardziej niż obrączki. Niestety, wyglądają niezbyt ładnie, bo są zrobione z czterech warstw blachy i widać tę warstwową konstrukcję. Nie są (a już mój szczególnie) dopasowane idealnie, do tego kamyki się krzywo ułożyły w moim. Sygnet dla Rafała ma mniejszy rozmiar, więc te niedoróbki nie są w nim tak bardzo widoczne. 


Oj słabo z tymi obrączkami i już się zacząłem zastanawiać nad ich oddaniem komuś. Zamówiłem dla siebie dodatkowo mniejszą plecioną obrączkę i - nareszcie dostępną w moim rozmiarze - parę z kolorowymi serduszkami, chyba najładniejszą w całym sklepie.

Oby te słabe obrączki nie były złą wróżbą dla naszego związku :-)

wtorek, 13 listopada 2012

Miesiąc fochów

czerwiec 2012
Pora na krótkie podsumowanie mojej imponującej komunikacji z Rafałem. Na tej nowej Nokii 300 którą w końcu osadziłem w numerze Orange, wygadałem 25 godzin z nim i wysłałem około 630 SMS. Ale nie raz zdarzało się, że w czasie rozmowy rzucaliśmy słuchawkami, rozłączając się w gniewie. Że się na siebie obrażaliśmy - choć to obrażenie mijało szybko. Zostaje jednak niepewność co do losu naszego związku.

Z jednej strony rzucamy na siebie fochy, a z drugiej jednak wracamy do siebie. Mnie jednak niepokoi to, że takie fochy mogą burzyć stabilność naszego związku, niszczyć albo podkopywać poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebuję. A mam wrażenie, że w czasie bycia z Rafałem tego poczucia stabilności mi jednak brakowało.

Niedługo jadę po niego i będziemy razem, mam nadzieję, cale wakacje. Ale czy wtedy będziemy żyli w zgodzie i spokoju, czy też będą takie fochy i obrażanie się na siebie. Na pewno z nimi znacznie gorzej będzie dla mnie układać sobie życie i znajdywać motywację do pracy. 

Oby tak się nie stało :-)

poniedziałek, 12 listopada 2012

Telefon imprezowy kupiony

maj 2012
I został mi tylko kupienie telefonu do karty Play, którą miałem zastosować jako imprezową. A więc telefon ma być bardzo nieszczególny z wyglądu, nawet ubogi czy badziewny. Aby złodziej się na niego nie połasił. Ale ta karta Play ma także zastosowanie biznesowe (w innych usługach które prywatnie oferuję) - więc odpadają posiadane przeze mnie stare telefony, bo nie mają wyświetlania wiadomości w trybie konwersacji SMS. Musiałem więc kupić coś nowego.

I kupiłem Nokię C1-02. Telefon wygląda ubogo i kiepsko, ale jego klawiatura, choć gumowa, jest po prostu fenomenalna. Miękka i bardzo wygodna do pisania SMS-ów. I tym razem trafiłem na idealny telefon, bez kupowania wcześniej nieudanego. W sumie więc nabyłem 7 telefonów, z tego dwa dla Rafała i 5 dla mnie - a z nich tylko 3 idealnie udane. I jeden zniszczony.

Nadal koszt tych wszystkich telefonów jest mniejszy od kosztu Nokii N900 którą jakoś czas temu nabyłem dla mojego flagowego telefonu, i która służy mi bezbłędnie po dziś dzień. Ale w mojej obecnej sytuacji to i tak ekstrawagancja - jedyna nadzieja że praca wspólnie z Rafałem podejmowana uda się. Bo inaczej będę w ciężkiej dupie :-)

Ale przynajmniej mam realną nadzieję na ułożenie życia :-)

niedziela, 11 listopada 2012

Telefony dodatkowe kupione

maj 2012
I nagle się okazało, że mój plan kupowania telefonów legł w gruzach. Dwa z czterech telefonów okazały się badziewiem. I jeden - najdroższy - rozwaliłem. Poszedłem więc do Media Marktu i kupiłem znów Nokię C2-01, tak samo czarną, jak moja biznesowa. No i wiadomo było, że oba telefony będą się mylić. Więc znów dokonałem złego wyboru :-)

Ale i tak miałem dla Rafała kupić ten model, dla jego telefonu biznesowego, więc nic straconego. Poszedłem znów do Media Marktu, tego samego dnia. I wybrałem Nokię Asha 300. Z klawiaturą i ekranem dotykowym. A tego dnia miałem a Rafałem sytuację bardzo podbramkową, pomagałem mu przez neta i wymieniłem wieczorem sto kilkadziesiąt SMS-ów z nim. I ten nowy telefon zdał egzamin śpiewająco. Pisanie SMS na nim jest łatwe i przyjemne, tym bardziej, że cześć opcji się klika palcem wprost na ekranie, co przyspiesza pisanie. 

Przeglądanie historii rozmowy nie jest jednak tak komfortowe jak na Nokii C2-01 - ale w zastosowaniu towarzyskim nie przegląda się na ogół historii korespondencji. Ważniejsza jest łatwość pisania wiadomości, bo pisze się je na ogół w odpowiedzi na dopiero co otrzymaną. A w przeciwieństwie do zastosowania biznesowego pisze się ich znacznie więcej.

Zatem kupiłem dwa kolejne telefony - tym razem udane :-)

sobota, 10 listopada 2012

Telefony prywatne kupione

maj 2012
Tak się ucieszyłem kupnem idealnego telefonu biznesowego, że postanowiłem wymienić moją starą Nokię 3110 w Orange na nowszy model. I wybrałem Nokię C6-01 - z aparatem 8 megapikseli i lampą błyskową. No bo miał służyć do robienia zdjęć na imprezach. A dla Rafała zamówiłem Nokię 500 którą od dawna sobie upatrzył i wymarzył. Obie były w okazyjnych cenach na Allegro.

Gdy przyszła Nokia C6-01 okazało się, że to badziewie. Po pierwsze - jest używana, zadrapana i brudna. Po drugie - system widżetowy Symbian jest tak badziewny, że aż się złapałem za głowę. Nawet nie da się przestawić języka telefonu z polskiego na mój stosowany wszędzie angielski. A ja zawsze gdzie mogę wolę interfejs po angielsku. Telefon zaczął mnie wkurzać, a ja zacząłem się gotować. Aż wreszcie wpadłem w taki szał, że rozwaliłem go o podłogę. Oto zdjęcie dowodowe :-)


Pierwszy telefon, któremu się udało mnie tak wkurzyć. I zostałem bez telefonu do zmiany w Orange. Potem oczywiście żałowałem tego rozwalenia. Zawsze można było coś pokombinować, może ściągnąć dodatkowe widżety do głębszej konfiguracji systemu. Bo bez nich ten system jest po prostu kretyński. A obsługa SMS niezbyt wygodna - zaś od telefonu towarzyskiego takiej wygody właśnie oczekuję.

No to mam już kupione cztery telefony, z czego dwa to kompletna porażka :-)

piątek, 9 listopada 2012

Telefony biznesowe kupione

maj 2012
Kupiłem 7 (słownie: siedem) aparatów telefonicznych, w cenie mniejszej niż dawniej pojedyncza komórka, którą kupowałem dla siebie. I od razu uprzedzę, że na telefonach kupionych się nie skończy. Kolejny post ukaże się za kilka dni i też będzie poświęcony telefonom. A tymczasem wyliczę dlaczego kupiłem ich siedem.

Najpierw potrzebowałem dodatkowego telefonu do biznesowego numeru, wyciągnąłem bowiem inną kartę ze starego aparatu, aby mieć w nim telefon biznesowy. Kiedy wracałem z Dolnego Śląska odwożąc Rafała, postanowiłem taki kupić. I nabyłem Nokię C1-01 - elegancką, ale niedrogą. Niestety, zbyt tanią - klawiatura skrzypiąca i niekomfortowa w dotyku, ekran za mały i SMS-y w trybie konwersacji słabo czytelne. A w biznesie konwersacja SMS to podstawa - pozwala łatwo prześledzić ustalenia z danym klientem, bez mozolnego wyszukiwania.

Kupiłem więc Nokię C2-01 - i ta się okazała idealna do biznesu. Szykowna, elegancka - ale zarazem skromna. Mam ekran QVGA na którym konwersacje SMS są bardzo komfortowo widoczne. Pisze się na niej wiadomości bardzo wygodnie. I miła jest w oglądzie. Nie wstyd się z nią pokazać. Ma swoją klasę. A Nokia C1-01 pójdzie do Rafała, który ja odkupi i da w prezencie dla kogoś z rodziny. 

Zatem drugi telefon okazał się idealny, a pierwszy - porażką. Czyżby taka metafora poznawania do związku?