czwartek, 30 czerwca 2011

Związany za wcześnie

Związany to opcja do ustawiania opisu relacji partnerskich na Fellow. Do wyboru są tam 3 opcje - wolny, związany i nieważne. Szczególnie ta ostatnia jest ciekawa - nie wiadomo bowiem co o danej osobie sądzić i podejrzewać ją można krętactwo. Bo czemu ktoś chce ukryć swój status partnerski?

A dziś chciałbym napisać o związanym za wcześnie. Otóż życie nauczyło mnie aby nie wyskakiwać do całego świata z powiadamianiem o tym, że jestem z kimś związany. A miałem takie tendencje, zakładałem nawet wspólne profile ze swoimi chłopakami, fotografowałem się z nimi - a potem trzeba było zdjęcia usuwać i profile likwidować. I można mnie przez to kojarzyć jako niepoważną osobę. Bo to może niepoważnie wyglądać - choć nie było w tym złych intencji...

Teraz już się nie chwalę tym, że kogoś poznaję. Postanowiłem poczekać do zweryfikowania każdej zaczynanej znajomości. Dlatego też dziwi mnie i niepokoi, jeśli ktoś stosuję taką samą zasadę i jest "w gorącej wodzie kąpany". Miałem taką sytuację. Poznałem fajnego chłopaka, który po kilku dniach gadania ze mną zmienił status na swoim profilu na "związany" i napisał, że już znalazł. Jeszcze co innego napisać, że się znalazło kogoś, kogo się poznaje, mając nadzieję na związek. Ale on napisał to w taki sposób - odniosłem wrażenie - jakby już wszystko było przesądzone

No i spotkaliśmy się. Niestety, co mnie zszokowało, nie poczułem do niego żadnej sympatii.  Co oczywiście nie znaczy, że poczułem jakąkolwiek antypatię. Po prostu nie było elementu pozytywnego. Czułem wyraźnie przez skórę, że to nie jest to. I to chyba nie była kwestia wyglądu. Raczej bym powiedział, że jego aura nie była dla mnie odpowiednia.

Wolałbym więc poznać kogoś bardziej "oszczędnego" w deklaracjach przed spotkaniem się i bezpośrednią weryfikacją. A dla mnie to nauka, że tylko bezpośrednia weryfikacja i wyczucie drugiej osoby może potwierdzić że ostatecznie chcę ją poznać. 

Ale nie wypada rzucać gromów - sam robiłem większe szaleństwa pochopnie się z kimś na profilu pokazując... Chociaż - ja naprawdę czułem wtedy, że to będzie to. A że się nie udało - takie życie :-)

Ważne, aby się uczyć na błędach. Szczególnie własnych ;-) 

#044 - cale staroangielskie

Raz postanowiłem się wyśmiać ze zwyczaju mierzenia wszystkiego i podałem wymiary w... Rozmówca ma nick "Warszawa 30 pass now".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- ja 30/177/68/17
- aha
- a twoje wymiary?
- w cm czy calach?
- w cm
- mierzyłem w calach
- i to nie współczesnych ale staroangielskich [oczywiście nie ma takiej miary]
- to może przelicz na centymetry?
- nie umiem
- moje wymiary to 27/22,5/1,7
- ok, wymienimy się zdjęciami?
- nie mam zdjęcia a niestety nie mam skanera aby zeskanować z dowodu [oczywiście kłamałem]
- to może się opisz, jeżeli nie potrafisz w centymetrach to po prostu słowami
- normalny jestem
Rozmówca zamknął okno priva.

środa, 29 czerwca 2011

Kasa ekspresem do ekspresu

Tytuł jest literackim nadużyciem, bo chodziło o ekspresowe przekazanie kasy, ale nie w celu opłacenia ekspresowego pociągu. Tylko jakiegoś innego pociągu. Ale ważne - że pociągu.

Poznałem na czacie chłopaka o nicku "związek stałe :-)". Taki podwójny nick - związek i to jeszcze związek na stałe, z uśmiechem. Rozmawiam z nim - chłopak szybko podaje swój telefon. Po dziesięciu minutach rozmowy skontaktowaliśmy się telefonicznie. Miał darmowe minuty więc dzwonił. Miałem dość pozytywne wrażenia z tego kontaktu, ale jak drzazga tkwiło w tym wszystkim to, że mając 24 lata miał tylko ukończoną szkołę zawodową. I dobrze, że przynajmniej nie gastronomiczną - bo do kucharzy maiłem ostatnio aż za duże "szczęście". A ja wolałbym kogoś, kto ma lepsze wykształcenie. Boję się bowiem, że bardzo sympatyczny chłopak po zawodówce nie będzie jednak na dłuższą metę równym partnerem do rozmowy. Do normalnej rozmowy, nie jakiś pseudoambitnych bredni. Miałem w tym względzie doświadczenia, więc wolę nie ryzykować błędów po raz kolejny.

W sumie zgodziłem się dość pochopnie na to, aby zaprosić go do Warszawy z (dosłownie) krańca Polski gdzie mieszkał. Organizacyjnie mógł przyjechać w każdej chwili, ale nie miał kasy na bilet - koszt około 80 złotych. I dlatego zaproponował mi nadanie na poczcie przekazu ekspresowego na jego nazwisko, w ten sposób już po kilku minutach będzie mógł podjąć pieniądze i kupić bilet.

Postanowiłem wystawić go na dość okrutny test wiarygodności. Pod pretekstem potrzeby znajomości jego nazwiska prosiłem go o przesłanie MMS-em zdjęcia dowodu osobistego. Jeśli to oszust - odmówi. Ale ten chłopak mi przesłał zdjęcie dowodu - tylko, że nieostre. Trzy razy je robił i zawsze było nieostre. Niby dało się odczytać imię i nazwisko, ale fotografia była bardzo rozmazana.

I mam nowy dylemat - czy to uczciwy chłopak, który nie umie zrobić zdjęcia dowodu, czy też oszust, który robi specjalnie takie nieostre zdjęcie? Niestety, obie opcje są możliwe. Uczciwy i nie potrafiący zrobić zdjęcia to coś łatwego do zrozumienia. A oszust? Czemu miałby focić swój dowód osobisty? Bo zdjęcie, jakie wcześniej chłopak mi wysłał, pasowało do tego w dowodzie. Ano właśnie - to nie musi być jego dowód. Mógł zeskanować dowód, zmienić literki nazwiska, wydrukować go na kolorowej drukarce a potem specjalnie zrobić nieostre zdjęcie, aby nie było widać oszustwa. Być może za dużo kombinuję, ale taka opcja jest też możliwa. Wystarczy mieć taki "dowód" i można oszukać dziennie kilka osób na kwoty rzędu 80 czy 100 złotych. I jest już za co żyć.

Kolejna "spiskowa" myśl - a jego miejsce pobytu dosłownie na krańcu Polski? Może wybrane specjalnie, aby długość dojazdu była na tyle znaczna do Warszawy czy innych miast, aby kasa do wysłania na bilet była bardziej znacząca? Znacząca, ale nie na tyle, by dawca bawił się w sprawdzanie połączeń kolejowych i cen biletów.

W sumie dotarłem na pocztę ale nie wszedłem do środka. Zawróciłem i tego dnia wymyśliłem jakąś grzeczną wymówkę, odkładając zapłatę na następny dzień. A "mój" chłopak już zdążył mnie zawiadomić, że siostra u której mieszkał właśnie wyrzuciła go z domu. Niby to prawdopodobne, ale dziwne. I znów to można odbierać jako sprytną zachętę na litość do wysłania kasy.

Następnego dnia miałem kolejną wymówkę na podorędziu aby odwlec na kilka dni transfer kasy i w tym czasie poznać tego chłopaka bardziej. Trochę mnie zastanawiało też, że ten chłopak zamiast rozmawiać ze mną na GG o sobie i o nas, porusza bardziej temat wyjazdu i kasy - to też wydało się podejrzane. Raczej powinien dążyć do tego, aby dać się mnie poznać z jak najlepszej strony i przez to naturalnie mnie zachęcić do zapłacenia wyjazdu. A on raczej interesował się tą kasą - a przynajmniej tak to mogłem interpretować.

Potem nagle mi napisał na GG że jedzie pracować do Czech i będzie tam mieszkał w "chotelu" (pewnie to C na początku to skrót od określenia "czeski hotel"). I to znów wydało się podejrzane - jako alibi wycofania się z próby oszukania mnie.

Na wszelki wypadek skreśliłem tego chłopaka. To znaczy zdecydowałem nie finansować mu przyjazdu do Warszawy. Sam coś wspominał o tym, że może by przyjechał, gdyby ktoś inny mu dał wsparcie. No to niech przyjedzie, chętnie się z nim spotkam. Ale sam go nie sfinansuję.

Nie wiem czy to był uczciwy chłopak, czy oszust. Niestety, obie opcję są równie prawdopodobne. Wszystko można interpretować na dwie strony. Po prostu szkoda, że prawdziwi oszuści robią potem tyły uczciwym ludziom, których się - nieraz niesłusznie - podejrzewa o bycie oszustami. Na szczęście w końcu szydło wychodzi z worka - i zarówno uczciwość, jak i oszustwo, dają się określić. Szkoda tylko, że uczciwości trzeba dowodzić.

Ale lepiej dowodzić uczciwości, niż dać się oszukać. Tak trzeba postępować w świecie, który takim jest...

#043 - patrzysz na nick?

Miałem czasem czata z nickiem w którym było napisane "noSex" i oto jakie bywały rozmowy (nick rozmówcy też swoją drogą piękny: "Polak seks").

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- ruchasz?
- patrzysz?
- co?
- patrzysz na nick kogoś z kim gadasz?
Polak zamknął okno priva.

wtorek, 28 czerwca 2011

Nie przygotowałeś się do analu...

Przypomniała mi się pouczająca historyjka o pewnym geju z którym miałem "zaszczyt" się spotkać. Albo raczej ten "zaszczyt" mnie kopnął ;-)

Rozmawiałem z nim na czacie i facet (nie pamiętam dokładnie wieku, ale około 28-30 lat zapewne) bardzo się na mnie napalił. Pamiętam, że użył określenia, że chce mnie schrupać. Zobaczmy więc jak owo chrupanie wygląda.

Odwiedziłem go na Saskiej Kępie w mieszkaniu w nowo wybudowanym bloku. Oczywiście zaparkowanie samochodu na ulicy było wyczynem - wolne miejsce to loteria. Pogadaliśmy chwilę i oczywiście on zrobił wszystko aby doszło do schrupania. Pamiętam, że gdy lizałem mu pupę, to bardzo się prężył i przeżywał to. A potem, rozochocony, dał mi klapsa - niech mu ujdzie w tym seksualnym uniesieniu - i zabrał się za wchodzenie we mnie. I nagle zonk. Bo nie bawiłem się w płukanie mojej kiszeczki, czyszczenie i szorowanie od środka - więc nie mógł wejść do końca.

Nie przygotowałeś się do analu - rzucił krótko i od tej pory wszystko zaczęło przypominać zjazd na saneczkach. Skończył się seksik, zaczęła się krzątanina. Pamiętam, że rozmawialiśmy o komputerach Macintosh. A w ogóle on nagle sobie przypomniał, że ma z kimś Ważne Spotkanie. I musi szybko na nie pójść. To Bardzo Ważne Spotkanie wypadło mu akurat w momencie mojego - jakże tragicznego - nie przygotowania się do analu. Cóż za wspaniała koincydencja ;-)

Dalej było już tylko ubieranie butów (bo spodnie już miałem założone) i szybko wyszliśmy z mieszkania, a mój niedoszły schrupacz spieszył się na swój Bardzo Ważny Meeting. Oczywiście nie muszę dodawać, że od tego czasu mój rozochocony wcześniej schrupacz nagle stał się ofiarą Totalnej Amnezji i nie skontaktował się ze mną nigdy więcej.

Poniosłem straszną karę za nie przygotowanie się do analu. Nie miałem przeczyszczonej kiszeczki. Penisek schrupacza mógł się zderzyć z moją kupą i byłby problem. A przecież chcemy unikać problemów...

Jaki stąd wniosek? Skoro się już nie przygotowałem do analu to sram na wszystkie panienki, które oczekują ode mnie zabawy w lewatywę. Miałem już nie raz anal z kimś, kto naprawdę chciał go robić, miał penisa o wiele dłuższego i grubszego od tej cioteczki, i jakoś potrafił wejść i wyjść bez bólu swojej główki.

Nie chodzi tu o przygotowanie się czy nie. To nie ma znaczenia - chciałem pokazać prosty przykład pedalskiego zakłamania. Niby chodziło o realną znajomość z kimś - a tak naprawdę owo schrupanie było chęcią aby kogoś poruchać. Gdy to się okazało chwilowo niemożliwe, czy trudne do wykonania, od razu cały mit prysł. Król okazał się nagi. Ja się nie przygotowałem do analu, a on - do godnego noszenia swojej korony...

#042 - jak się wali żonę?

Miałem kiedyś w nicku słowo "żonaty" i oto jakie to przynosiło efekty.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- chciałbyś patrzeć jak koleś wali ci żonę?
- młotkiem?
Rozmówca zamknął okno priva.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Ironia - zgaga rozmowy...

Ironia - zgaga rozmowy, na którą nie pomoże żadna cudowna tabletka... Z lekcji języka polskiego w ogólniaku pamiętam znamienne określenie: ironia jest bronią słabych. Może to i prawda, w takim razie bywa, że czasem na tych "słabych" trafiam na w czasie internetowych rozmów (przeważnie na czacie, choć czasem także w korespondencji).

W czym się ta ironia przejawia? Trudno to racjonalnie zdefiniować - ironię się po prostu wyczuwa. Najlepszym jej przykładem są kwaśne, złośliwe uwagi. Albo "krótka logika", po łebkach i bez zastanowienia. Przykład - korzystam z Apple, to jestem gadżeciarzem. Ale gadżeciaż to ktoś, kto szpanuje iPhonem (nie bez znaczenia, że nazywa się go też gejFonem), zaś ja używam komputerów Apple Macintosh i pracuję na nich. Nie jestem więc gadżeciarzem, pracuję tylko na innym sprzęcie i pod innym systemem operacyjnym.

Ironia jest zgagą rozmowy, bo rozmowa z kimś ironizującym jest trudna, idzie jak po grudzie. Charakterystyczne dla takich rozmów jest to, że trwają one jakiś czas - kilka czy kilkanaście minut - a tak naprawdę nie zaczęliśmy gadać o czymś normalnym. Za to powstaje wrażenie siłowania się, przepychanek. Półsłówek, złośliwych niedopowiedzeń, krzywdzących uogólnień. Rozmowa kręci się w kółko, stoi w miejscu...

Gdy ironizuje osoba, która się nam nie podoba (z tego czy innego powodu), to możemy dać jej do zrozumienia, że nie jej szukamy. Jakże często wtedy ironia bardzo szybko przechodzi w napaść. Złośliwą, ale też bezsilną i na swój sposób śmieszną. Ten fun z napaści to jedyna "nagroda" za stratę czasu, którą była cała ta ironiczna, miałka rozmowa.

Czasem też to, co się wydaje ironią, jest na szczęście niewłaściwą interpretacją czyjegoś poczucia humoru czy stylu rozmawiania. Ale to już nie jest ironia - sprawa się wyjaśnia i kwalifikacja zmienia :-)

Ironia jest jak zgaga. A zgaga bywa - bo taki jest ten świat - ale też zgaga mija. Tak samo mijają ironizujące osoby. Wielcy panowie, którzy się nie schylą, bo korona im z głowy spadnie. Pomachajmy im życzliwie ręką i idźmy dalej swoją drogą - normalną, najzwyklejszą - i autentyczną. A ironię schowajmy do szufladki z napisem "Archiwum Osobliwości" :-)

#041 - dziurka, ale jaka?

Dziurka nie musi być jednoznaczna, nawet dla geja. Oto rozmowa z nickiem "Konkret pasyw 38".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cze
- cześć
- lubisz posuwać?
- tak, samochodem lub metrem
- mam na myśli moją dziurkę
- od klucza?
- pa [rozmówca nie wytrzymał]
Rozmówca zamknął okno priva.

niedziela, 26 czerwca 2011

Palenie szkodzi zdrowiu :-)

Prawda banalna. Palenie szkodzi też portfelowi. Przekonałem się o tym jak ładnie go "wypala" ;-) Oto zdjęcie efektu, jaki zafundowały mi trzy osoby, które u mnie mieszkały i paliły - oczywiście na mój koszt ;-)

Wygląda prawie jak urna z prochami starożytnego Wodza ;-)

Czy "prawie" robi tu wielką różnicę? ;-)

#040 - coś ciekawego

Oto co można mieć coś ciekawego do powiedzenia. Rozmowa z nickiem "Warszawa męski kolo".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hej
- cześć, czy masz coś naprawdę ciekawego do powiedzenia? :-)
[miałem już dość nudnych rozmów]
- tak, że moja dupa nie była dawno ruchana i chcę żeby ją ktoś przeleciał
- aha
- i co jeszcze masz mi ciekawego do powiedzenia? :-)
Męski kolo zamknął okno priva.

sobota, 25 czerwca 2011

Wieczni tułacze

Dziś o czterech osobach, które kojarzę z portali gejowskich, a którzy szukają i szukają związku - lecz znaleźć nie mogą. Tacy wieczni tułacze ;-)

Pierwszy to Conneyfan (Michał) - ma teraz 30 lat, a kojarzę go już od kilku lat i pamiętam jego pierwsze zdjęcie, na których miał doczepione skrzydła anioła. Teraz ma już inne zdjęcie, chyba dziesiąte które widziałem. Szuka kogoś starszego (45-60 lat), do związku, więc nadawałbym się idealnie gdyby... Odrzuciło mnie jego zdanie "Nie interesują mnie żonaci, będący w jakiś układach, nie akceptujący swojej orientacji".  Akurat żonaty formalnie jestem nadal, przez to jestem w jakimś układzie, choć swoją orientację akceptuję.

A szkoda, bo chłopak wydaje się być ciekawy, choć z wyglądu - hmm - taki "typowy gej", żeby nie powiedzieć, że... wujek? ;-)

Druga osoba to Wilmington (Krzysiek) - ma teraz 26 lat i jest uroczym chłopakiem. Trafialiśmy na siebie wiele razy w czasie rozmów na czacie - ale po prostu nie jestem w jego typie. Nic na to nie poradzę ;-) A teraz, widzę, szuka kogoś kto od niego wynajmie pokój - choć w "kogo szukam" ma wpisany związek. Też metoda na szukanie związku. Jak dotąd ciągle jest wolny - zapewne inni też mu się nie podobają.

Ja w tym czasie miałem już jednego chłopaka przez rok, a on ciągle sam. Ale widać taki jego los. I pewnie ja będę mieć kolejnego partnera, może już ostatecznego, a on będzie nadal alone ;-)

Trzeci, którego kojarzę, to Jacek - ma 30 lat, szuka związku, ale kiedyś do niego napisałem i nie odpowiedział. Ogłoszenia na portalach daje co kilka dni i nie kasuje starych więc go wszędzie pełno ;-)

Czwarty, niepodrabialny, to jest Tomek-VIP lat 27 z Duisburga w Niemczech. Tomek szuka związku i głośno się awanturuje (na Innejstronie głównie w ogłoszeniach) że "Czemu same oszusta są tutaj?". Od kilku lat klnie na te oszusta, a one są ciągle i nikogo nie może znaleźć ;-)

Szukajcie a znajdziecie - jak głosi znane przysłowie. Ciekawe czy w ich przypadku to się kiedykolwiek spełni ;-)

#039 - wartość i mieszkanie

Wartościowość kojarzy się niekiedy jednoznacznie. Oto przykład z czata.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- kogo szukasz?
- wartościowego
- wspólne mieszkanie??? odpada, nara
Rozmówca zamknął okno priva.

piątek, 24 czerwca 2011

Potomkowie Andersena

Wczoraj rozważałem kwestię osób BI a dziś o osobach, które można określić BP - bajkopisarze. To "potomkowie" Hansa Christiana Andersena - tylko, że on pisał przepiękne baśnie na których się wychowały i będą wychowywać pokolenia - a czatowi bajkopisarze tylko piszą bajki, które nikomu nie pomagają, jedynie wprowadzają zamęt oraz irytację.

Po czym poznać bajkopisarza? Raczej po fakcie zakończeniu rozmowy w sytuacji, która logicznie nie ma uzasadnienia. Ktoś niby szuka związku, wspólnego życia - ale nie dochodzi do żadnej sensownej konkluzji. Do dalszego poznania się lub spotkania. Słowa bajkopisarza są jedynie pustymi słowami, jego obietnice - obietnicami bez pokrycia. Niestety, trudno to wyczuć w trakcie samej rozmowy.

Oczywiście, pewne nieścisłości, sprzeczności w trakcie rozmowy, niekonsekwencje, dziwne i podejrzane zachowania - mogą nas zaniepokoić i sprawić, że zaczniemy coś podejrzewać. Ale na ogół bajkopisarza poznaje się ex post. Najgorsze jest to, że zajmuje on nasz czas, trwoni go na pustą rozmowę bez pokrycia. Dlatego nie dziwi, że wiele osób ma na bajkopisarzy alergię, która przyjmuje nieraz przerysowane formy. Ludzie ci potrafią zbyt szybko zamknąć rozmowę, gdy tylko wydaje im się, często niesłusznie, że mają do czynienia z bajkopisarzem. W ten sposób bajkopisarze szkodzą uczciwym rozmówcom.

Niekiedy da się wyczuć bajkopisarza przez odwołanie do pamięci rozmów. Trafiałem już dwa lub trzy razy na chłopaka z Białegostoku. Mieszka sam z mamą, która wie o nim i bardzo go wspiera. To charakterystyczne i łatwe do zapamiętania, podobnie jak to, że wspomina o tym, iż ma duży dom. Raz szukał kogoś do trójkąta z mamą, kiedy indziej dojrzałego geja do związku na zasadzie tata-syn (końcówkę tej rozmowy zamieszczam dzisiaj). Kiedy dowiedziałem się w tej ostatniej rozmowie skąd jest i z kim mieszka, od razu nabrałem podejrzeń. Potwierdziło to zamknięcie okna rozmowy w sytuacji, gdy niby cała rozmowa była na jak najlepszej drodze do poznania się.

Właśnie cechą charakterystyczną bajkopisarstwa jest zamykanie rozmów, które bardzo dobrze układają się i zdają prowadzić do poznania kogoś. Bajkopisarz naprowadza rozmową na poznanie się z kimś, ale nie doprowadza do samego poznania. To jest oczywiście bardzo irytujące.

Ciekawym, ale też łatwiejszym do zdemaskowania przypadkiem, są bajkopisarze cyberseksualni. Niby szukają związku i w ogóle wspólnego życia, ale najchętniej by wyciągnęli każdego na rozmowy o cyber seksie. Taka sprzeczność rzekomej intencji szukania kogoś z realizacją jej w rozmowie może dać do zrozumienia.

Innym rodzajem bajkopisarzy są bajkopisarze śliscy - wymigują się od jakichkolwiek deklaracji lub konkretów. Gadają ogólnie, nie potrafią powiedzieć nic konkretnie. Nie mają profilu na necie, nie umówią się na spotkanie w celu dalszego poznania się - ale gadają o poznawaniu się, szukaniu związku i tak dalej. Gadają, bo tylko to potrafią robić.

Pomijam bajkopisarzy erotycznych - osoby, które się chwalą swoimi erotycznymi parametrami i cechami, ale które nigdy nie zdecydują się na życiową weryfikację tych dumnych zapowiedzi. Rozumiem dziadka emeryta, któremu już nie staje, i który korzystając z dobrodziejstwa internetu oddaje się bajkowemu czarowi uwodzenia kogoś swoją wirtualną męskością. Ale czemu tak postępują ludzie w sile seksualnego wieku?

Zostawmy bajki Andersenowi lub Ezpowi. Od ludzi oczekujmy zaś realnego kontaktu, prowadzącego do autentycznego poznania się...

#038 - koniec bajkopisarza

Oto koniec przeszło dwugodzinnej rozmowy z 17-latkiem z Białegostoku. Po przyznaniu się do tego, że nie ma na necie profilu i mojej uwadze o tym, że jest przez to niezbyt wiarygodny, a także po moim wspomnieniu, że już kiedyś gadałem z bajkopisarzem z tego miasta, miała miejsce taka końcówka rozmowy.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- Serio myślisz poważnie o mieszkaniu z kimś?
- Serio
- Z młodym?
- Z kimś odpowiednim
- To jest ważne
Rozmówca zamknął okno priva.

Bajkopisarz widać nie dowierzał, że ktoś może naprawdę szukać związku, o którym on potrafi tylko pisać bajki. Taka jest istota bajkopisarstwa - w sferze rozmowy jest idealnie, ale w sferze realnych życiowych intencji jest żałosna pustka. Rozmowa jest jak czek bez pokrycia.

Dwie godziny gadania o szukaniu związku, o potrzebie znalezienia kogoś, kto zastąpi ojca, którego ten chłopak nie ma. I nagle idiotyczne pytanie o to, czy na serio ktoś szuka związku i wspólnego życia. A potem zamknięcie okna. Typowe bajkopisarstwo - prawie jak rzeczywistość, ale w ostatniej chwili miraż pryska.

czwartek, 23 czerwca 2011

Kto to jest BI?

Nie raz zastanawiałem się nad biseksualnością. Ta orientacja seksualna nie jest ścisle zdefiniowana i w zależności od przyjętych kryteriów biseksualna może być nawet większość społeczeństwa :-)

Dla mnie osoba biseksualna uprawia seks z obu płciami w danym okresie czasu. W skrajnym wypadku nawet jednocześnie (seks grupowy). Jeśli ktoś uprawiał seks najpierw z jedną płcią, a potem z drugą - to nie jest biseksualny, a jedynie miał doświadczenia seksualne z obu płciami, co dla mnie nie oznacza automatycznie biseksualności. To oznacza, że funkcjonował jako hetero a potem gej (czy lesbijka).

Biseksualność jest ilustracją zasady żeby życie miało smaczek raz dziewczynka, raz chłopaczek. I to powiedzonko zawsze staje mi przed oczyma, gdy myślę o biseksualności. Istotą biseksualności jest bowiem dla mnie pociąg do obu płci jednocześnie - czyli w tym samym okresie czasu. W tym samym okresie czasu, to niekoniecznie znaczy że w tej samej chwili - ale znaczy, że współżycie z obu płciami jest wzajemnie przeplatane.

Dlatego mężczyzna żonaty, tak jak ja, który po spróbowaniu z innym mężczyzną nie dotyka się już do kobiet, emocjonalnie potrzebuje mężczyzny i chce z nim układać życie - nie jest biseksualny, ale jest już gejem. I co ważniejsze - nie znaczy to, że jego małżeństwo było tchórzliwą przykrywką czy błędem. Ja widzę teraz, że moja orientacja homoseksualna była we mnie od zawsze, ale jestem też przekonany, że gdybym poznał kobietę, która dałaby mi ciepło i miłość jakiej potrzebuję, to nigdy nie wpadłbym  na pomysł aby próbować z facetem i odmrażać tą zahibernowaną we mnie orientację. Dla mnie bowiem miłość, oparcie, ciepło, życie razem - są ważniejsze od tego jaki i z kim się uprawia seks. Dopiero niedostatek miłości w moim małżeństwie pchnął mnie do szukania jej u mężczyzny.

Na przeciwnym biegunie są radośni biseksualiści, ukrywający się obowiązkowo za parawanem dyskrecji i nie wchodzenia sobie w życie. Oni traktują seks jak zabawkę, lawirując w swoim życiu i ryzykując utratę tego, co mają. Przeważnie szukają seksu z chłopakami w zaślepieniu, nie dowierzając możliwym konsekwencjom. I nie żal, gdy je w końcu poniosą - a potem będą fałszywie rozpaczali.

Ludzie są różni - różne są motywy, dla których pragną zmieniać swoje życie. Nawet etykietowanie, w tak zdawałoby się oczywistej kategorii jak orientacja seksualna, może być niełatwe ;-)

#037 - sex tel

Seks telefon to wspaniała sprawa, o ile... Nick rozmówcy "Seks tel on 20".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- sex tel?
- linia zajęta
Rozmówca zamknął okno priva.

środa, 22 czerwca 2011

Plagiat modelowy ;-)

Oto jakie dwa anonse trafiłem na Gejowie, jak widać opublikowane jeden za drugim. Wystarczy porównać dalszą treść, a widać jawny plagiat. Jedyne co zrobił autor, który ukradł opis, to nieco inne rozpoczęcie anonsu.

Sam jestem zwolennikiem starannego pisania treści anonsu (zatem przeprowadzania odpowiedniej korekty przed publikacją). W tych anonsach pod koniec opisu jest zdanie, w którym błędnie umieszczono przecinek - mający spacje po obu stronach. Jak widać, nawet taki błąd został skopiowany do drugiego anonsu. Tym razem niechlujne napisanie treści się przydało - bo jest dodatkową wskazówką plagiatu. Pisząc treść z palca nie popełniłoby się raczej błędu w tym samym miejscu. A kopiujący opis raczej nie poprawia takich błędów ;-)

Miałem i  ja przypadek kradzieży mojego opisu z anonsu. Interweniowałem u administratora Gejowa, ale nie usunął tamtego ogłoszenia. Inaczej było w przypadku kradzieży zdjęcia na Fellow - gdy zgłosiłem to administratorowi, to tamten profil został szybko pozbawiony zdjęcia.

Na plagiaty nie ma recepty. Chyba najprostszą metodą ich uniknięcia jest zrobienie takiego opisu, który po prostu nie będzie pasować do innych osób. A wtedy jest szansa, że nikt go nie wykorzysta ;-)

#036 - nie zapytałeś

Czasem rozmowa jest banalnie krótka, jak ta z rozmówcą o nicku "Waw36/177/71/19p".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- masz lokal na seks?
- nie zapytałeś czy szukam seksu
Rozmówca zamknął okno priva.

wtorek, 21 czerwca 2011

Ojcowie przewielebni

Była już mowa o Wujku Dobra Rada - zdarzają się tacy panowie, którzy każdemu chętnie doradzają. A jednocześnie mają tą genialną właściwość, że potrafią celnie doradzać kompletnie nie orientując się w czyjejś sytuacji. Są bowiem Wujkami Dobra Rada A Priori :-)

A dziś o innych sympatycznych panach, których nazwałem Ojcami Przewielebnymi. Otóż przypominają mi pastorów. Tak, pastorów a nie księży, bo pastor kojarzy mi się z Ameryką, zaś Ameryka z filmami, w których są sztampowe sceny. I taką tandetną sztampową sceną jest pocieszanie w iście epickim stylu, jakiego dokonują Ojcowie Przewielebni.

Niedawno miałem taką rozmowę z 36-latkiem. Rozmowa zaczęła utykać gdy pan stwierdził, że już gadaliśmy - widać coś z tej czy drugiej strony nie pasowało, skoro nie wyszło. Mniejsza o to :-) Ważne jak zaczęła się toczyć rozmowa. Oto końcowy fragment rozmowy (on i ja):

- Rozumiem, oby udało Ci się trafić na właściwą osobę
- Zobaczymy :-)
- Bądź dobrej myśli
- Mówisz jak pastor :-)
- Skoro masz takie skojarzenie, niech będzie jak pastor :-)
- Czekaj wchodzę do gry [mnie znudziło już samo czatowanie, odpalam WoW-a]
- A co to spowoduje?
- W naszej rozmowie nic, może będę chwilami wolniej pisał
- OK, dziękuję za rozmowę i jeszcze raz życzę powodzenia :-)
- 3mka 
Rozmówca zamknął okno priva

Tak jak niektóre zwierzęta nie lubią aby ich głaskać, a tym bardziej zagłaskiwać, tak samo ja nie lubię jeśli ktoś nagle zaczyna mi grzecznie życzyć powodzenia i pocieszać. Odbieram to jako nieszczere, fałszywie współczujące - a tak naprawdę będące parawanem do wycofania się z rozmowy. Niby z wszelkimi pozorami życzliwości i zainteresowania.

A tego zainteresowania i psu na budę by się nie zdało ;-)

A więc Ojcowie Przewielebni - idźcie do ... diabła ;-)

#035 - gdzie szukać?

Gdzie szukać kogoś wartościowego? Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie może być banalnie prosta. Oto przykład z rozmowy.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- kogo szukasz?
- wartościowego
- to szukaj w mennicy
Rozmówca zamknął okno priva.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

W lakoniczności siła

Lakoniczność jest czymś co mnie nieodmiennie fascynuje na czatach. Posunięto ją do granic fizycznej możliwości. Zamiast cześć mamy więc cze a najlepiej cz. Zamiast opisz się mamy opis - szkoda że nie op :-)

Jakoś nie lubię skrótów używanych na czatach, które dotyczą zachowań. Nie podoba mi się aktyw i pasyw - a najbardziej dyskret (jakby ktoś nie był w stanie napisać dyskretny).

Zabawne, że lakoniczność nie wykorzeniła pewnej kultury rozmawiania, a raczej kul roz. Jednak większość ludzi napisze te cze lub cz zanim zapyta np. "aktyw?" albo "dymasz?" :-)

Lakoniczność przejawia się też w skrótowych zdaniach. Kiedy komuś nie pasujemy często otrzymujemy komunikat sory nie mój typ pa - bo napisanie przepraszam ale nie jesteś w moim typie  jest stanowczo za mozolne :-)

Jakiś czas temu trafiłem na tak ciekawy anons w ambitnej przecież z założenia kategorii "Szukam partnera", że postanowiłem go tu pokazać. Jeśli szukamy partnera, to logika podpowiada, że chcemy go poznać jak najlepiej - zatem sami o sobie te kilka zdań w anonsie piszemy. Można jednak inaczej. Oto dowód:

Kultura i logika zachowana - przywitał się, wyjaśnił kogo szuka i pozdrowił wszystkich ;-)

Pytanie czy jest to skuteczna forma szukania partnera? Raczej pomylona została z szukaniem szybkiego seksu - wtedy nie liczy się opis literacki ale statystyki postaci (jakby to powiedziano w World of Warcraft): wiek, wymiary, role w seksie etc. Do tego oczywiście atutem jest zdjęcie - zarówno gładkiej buźki jak i stojącego kutaska (u pasywnych może być też jędrna pupcia). Wtedy sukces szukania seksu jest gwarantowany. Ale czy taka sama lakoniczność wystarczy do znalezienia partnera do związku?

Raczej nie i raczej tak. Raczej nie - jeśli związek jest wspólnym życiem dwóch osób. Jest zawsze szansa, że - przypadkiem - osoba zamieszczająca tak krótkie ogłoszenie może być dla nas idealnym partnerem. Ale to tylko kwestia ślepego trafu. Raczej tak - jeśli ktoś szuka do seks układu, tak rozumiejąc pojęcie partnerstwa. Wtedy de facto jest to szukanie seksu. Tyle że nie jednorazowego :-)

Ludzie są tacy, jacy są. Jednym wystarczy a/p czy cm kutasa i już są dobrani. Inny muszą się testować dokładnie przez rok. W każdym z tych przypadków można się śmiać z drugiej postawy. Wyśmiewać szukanie za szybko lub za wolno. A ja się śmieję z prezentowanego ogłoszenia - i fajnie, że szukanie związku nie jest tak nudne, bo zawsze będzie fun.

Witam swoje napisałem. pozdr

#034 - ładny telefon

Czatowe cyferki (podawane w dostatecznej ilości) można oczywiście wyśmiać jako numer telefonu. Oto rozmowa z osobą o nicku "Warszawa seks dziś".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- 35 185 76 18
- a ty?
- ładny masz numer telefonu
- a ty jaki masz?
- zastrzeżony
- ok, pa
Rozmówca zamknął okno priva.

niedziela, 19 czerwca 2011

Jak wyglądasz?

Niedawno miała miejsce na czacie ciekawa-inaczej rozmowa z pewnym dżentelmenem, na którego względach żałośnie mi nie zależało. Dlatego też pozwoliłem sobie na "wariant młodzieżowy" przywitania, mając nadzieję na zniechęcenie go na starcie. Nie udało się. Zatem - w odpowiedzi na jego inteligentne-inaczej pytanie - postanowiłem się opisać-inaczej.

I oceńcie sami - czy kłamałem? W sumie to właśnie latałem draenei hunterem, item level 353, po Uldumie - jak łatwo poznać (dla wprawnego oka) po krajobrazie w oddali. Bo z tyłu daleko romantyczny widok na Ramkahen jest. A latałem tam oczywiście szukając Elementium i Pyrite.

A jak się rozmowa zakończyła? Odsyłam do screena ;-)

Dla słabiej widzących - gościu po moim przedstawieniu się jako draenei hunter zapytał "pierdolec?" a ja odpisałem "you? possibly". Po czym on zamknął okno :-)

#033 - eak w praktyce

Kiedyś ktoś się przejęzyczył pisząc o moim znaku zodiaku eak zamiast rak. Od tego czasu kilka razy używałem chętnie tego słowa w rozmowach. Zawsze wprawiało ludzi w konsternację. Oto rozmowa z nickiem "onan real".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst 
- cześć
- cześć
- masz ochotę na pieszczoty ręką?
- jestem eakiem
Rozmówca zamknął okno priva.

sobota, 18 czerwca 2011

Nie lubię się nudzić

Nie lubię się nudzić. Cała masa gejów podpisze się pod tym stwierdzeniem. Ale nie każdy rozumie to samo i tak samo się nie nudzi. Dla wielu z nich walka z nudą to nudna sztampa. Mylą brak nudy z realizowaniem równie nudnej aktywności, często na siłę. Impra, obowiązkowa wizyta w galerii, kawusia i ploteczki - oto ich recepta na nudę. Albo siedzenie na czacie i narzekanie na to, że nudy.

A ja siedzę na czacie, szukam kogoś do związku, co jest bardzo ambitnym celem, ale bardzo trudnym do zrealizowania. Oczywiście mój nick zawiera magiczne słowo "związek" i to mi gwarantuje całkiem miły spokój na czacie. Czyli - jak kto woli - nudy. Bo mało kto zagaduje kogoś, kto ma 43 lata i jeszcze, o zgrozo, szuka związku. Chyba, że zagadują radośni, ale ślepi, poszukiwacze seksu. Lub amatorzy seks układów, które nagminnie mylą ze związkiem. Albo osoby dobrze rozumiejące na czym związek polega, ale po prostu nie będące w moim typie.

Gdybym siedział nieruchomo na czacie, to naprawdę bym się zanudził na śmierć. A ja nie lubię się nudzić. Jak więc sobie radzę? Recepta jest prosta. Po prostu zawsze robię coś równolegle.

Co można robić w czasie zapuszczenia czata? Oto lista moich przykładowych aktywności:
  • gram w World of Warcraft,
  • obrabiam zdjęcia,
  • piszę dzienniki,
  • piszę notatki na blog,
  • czytam coś w internecie,
  • załatwiam jakieś sprawy w sieci.

I nie ma powodu się nudzić. Czat jest tylko dodatkiem do codziennej aktywności. Jest gdzieś w tle. Przypomina się wtedy, gdy wyskakuje okno rozmowy. A poza tym nie przeszkadza w robieniu swego.

Czatując staram się tak ułożyć zajęcia, aby nie mieć poczucia marnowania czasu. I dlatego mogę siedzieć na czacie godzinami. A raczej obok czata ;-)

#032 - rozmowa z pijanym

Oto rozmowa z gościem o nicku "Warszawa pijany".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cz
- cześć
- masz ochotę się zwalić?
- trudno mi będzie, bo siedzę w stabilnym fotelu
- niełatwo będzie go zwalić
- a zjebać?
- po co, skoro to nowiutki fotel?
Pijany rozmówca zamknął okno priva.

piątek, 17 czerwca 2011

Ludzkie pogotowie

Temat nawiązuje do przysłowiowego już "łódzkiego pogotowia", ale wyłącznie w sferze językowej. Tak naprawdę należy go rozumieć całkowicie dosłownie. Chodzi o ludzkie pogotowie.

To sprawa dość wkurzająca. Otóż różne osoby, nie tylko orientacji homoseksualnej, traktują nas, albo próbują traktować, jako pogotowie w rożnych sprawach. Wydaje im się, że jesteśmy zawsze do dyspozycji, że można od nas zawsze coś uzyskać.

Czasem przyjmuje to formy wręcz operetkowe. Kiedy mieszkałem jeszcze z moją rodziną, to zdarzało się, że mój były chłopak oczekiwał ode mnie, że przyjadę do niego o godzinie 23 czy o północy, bo on nagle ma chcicę na seks. Do tego on mieszkał daleko ode mnie, nawet nie na drugim krańcu Warszawy, ale na drugim krańcu pod Warszawą, więc sam dojazd by zajął około 40 minut. I ja miałbym w środku nocy wychodzić z domu bez tłumaczenia w jakiej sprawie muszę wyjechać? Toż to absurd!

Podobnym absurdem to jest dziś, gdy mieszkam samodzielnie. Teoretycznie mogę wyjechać nawet o pierwszej w nocy do kogoś. Ale co innego spotkać się spontanicznie z naprawdę ciekawą osobą na - bardzo nietypową, ale niejako racjonalną o tej porze - kawę. A co innego lecieć do kogoś tylko dlatego, że go swędzi kutas czy dupa. Nie jestem pogotowiem seksualnym!

Podobnie jest wkurzające, gdy ktoś nieznajomy oczekuje ode mnie pomocy finansowej, nawet jeśli to jest doładowanie fona za 5 zeta. Czasem z dobrego serca pomagałem ludziom, na większe kwoty niż 5 zeta, ale nie było to warte włożonego wysiłku i pieniędzy. To było wyrzucanie pieniędzy w błoto. Więc teraz na taką pomoc założyłem sobie szlaban.

Nie jest też miłe, gdy o pomoc prosi osoba, którą znam i o której sytuacji życiowej wiem. Nawet wtedy gdy wiem, że naprawdę ona tych pieniędzy potrzebuje. Nie jest to mile, bo sam nie mam wesołej sytuacji w tym względzie, choć nie jestem w aż tak rozpaczliwej sytuacji. Jeśli będę w lepszej, to wtedy nie mam nic przeciw pomaganiu przyjaciołom - ale dziś niestety nie mam na to warunków.

Jedyną osobą, której mi by się opłacało pomagać, mógłby być mój własny partner. Ale pomoc dla niego nie byłaby bezinteresowna. To byłaby inwestycja w niego i nasz związek. Inwestycja, która przyniesie profit na wielu płaszczyznach, także docelowo na płaszczyźnie finansowej. Inwestować w swoją przyszłość można, i należy. Ale nie wolno tego mylić z marnowaniem pieniędzy i rozdawaniem ich.

Ludzie to są czasem bezczelne ;-) Ale mnie nikt nie płaci za bycie pogotowiem opiekuńczym lub seksualnym. Niestety, pomoc także kosztuje. Można pomóc dobrym słowem, radą, wysłuchaniem kogoś - czasem to daje więcej niż ofiarowana mu kasa. Ale nie zawsze jesteśmy w stanie, albo po prostu chcemy, pomagać w sposób spektakularny - finansowy czy seksualny. I druga osoba powinna ten brak chęci do takiego angażowania się zrozumieć ;-)

#031 - złośliwa aktywność

Aktywność i pasywność może być nie tylko w seksie. Oto przykład rozmowy, w której robiłem sobie jaja z aktywności.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- ruchasz?
- myślisz? [pytałem o to czy myśli jako taki, a nie czy myśli, że rucham]
- ?
- czy myślisz, czy tylko ruchasz?
- ja P
- ja aktywny
- opisz się
- ale intelektualnie
- a Ty pasywny w myśleniu, prawda?
Rozmówca pasywnie zamknął okno priva.

czwartek, 16 czerwca 2011

Tupet z tupetem

Jedna rozmowa na GG zbulwersowała mnie bardzo. I co najzabawniejsze, właściwa rozmowa się nawet nie odbyła. Dlatego postanowiłem o tym napisać.

Konwersacja przebiegała w taki sposób: ktoś się przywitał, dostał mój autoresponder, następnie dał pustą linijkę w GG, więc ja dałem tak samo pustą. Potem on napisał "tak" i ja napisałem to samo. Wreszcie napisał, że słucha. Ja zapytałem czego. On napisał, że mnie słucha. Otóż ten chłopaczek (z katalogu GG wynika że 17-letni) odezwał się do mnie i jeszcze chce, abym to ja za niego prowadził rozmowę!

Napisałem mu więc, że to ja jego słucham. A on mi na to odpisał, że mam tupet. No i w tym momencie na pewno nie miałem żadnego tupetu, bo się tarzałem po podłodze ze śmiechu :-)

Odpowiedziałem mu więc, że to on ma tupet i jest bezczelny. Na to on znów odpisał że mam tupet. Czyli mój tupet tupeta tupetem pogania. Oczywiście napisałem mu, że z idiotami nie gadam i zamknąłem okno rozmowy.

W sumie pokazuje to inny smutny przykład - że rozmowa może być kompletnie nieudana jeszcze przed rozpoczęciem :-) Tupetem jest bowiem zaczepianie kogoś i oczekiwanie, że będzie on zabawiał rozmową, jak polityk w czasie wyborczego przemówienia. Skoro ktoś mnie zaczepił, to znaczy że on chce ze mną pogadać. I od niego oczekuję rozpoczęcia rozmowy. Jeśli ktoś usiłuje zrzucić to na mnie, to uważam go za kompletnego durnia. Nie mam chęci marnować czasu na rozmowę z kimś, kto nie chce ze mną rozmawiać. Bo skoro nie rozmawia, a wygodnie czeka na mój wysiłek - to nie chce. A ja mam ciekawsze rzeczy do robienia niż zabawianie rozmową internetowych leniów :-)

Zawsze uważałem, że rozmowa nie tylko jest dialogiem (czyli mówią dwie strony) - ale też rozmowę powinna rozpocząć określona strona. Oczywistym standardem jest, że rozpoczyna rozmowę (merytoryczną) strona, która pierwsza zagadała. Od tej reguły mogą być wyjątki, dotyczące osób które się znają. Jeśli przyjaciel zacznie ze mną rozmowę, a ja nagle sobie przypomnę o jakiejś ważnej sprawie do niego, to mogę zacząć konwersację na ten właśnie temat. Ze znajomymi lub przyjaciółmi można gadać w różny sposób - bo się z nimi znamy.

Jeśli jednak ktoś nieznajomy puka do mnie, to dla mnie jest oczywiste, że to on powinien rozmowę rozpocząć i wykonać pierwsze kroki. Dlatego wkurza mnie nie tylko lenistwo polegające na oczekiwaniu prowadzenia rozmowy przeze mnie. Denerwuje mnie także obcesowe pytanie o moje imię, podczas gdy pytający (który przecież mnie zaczepił) jeszcze się nie przedstawił.

Niektórzy usiłują w cwany sposób uniknąć wysiłku. Myślą, że inni za nich odwalą robotę. Trzeba im wskazywać jakie jest ich miejsce. Nie ma sensu męczyć się dla leniwych idiotów :-)

#030 - nie podoba się to pa

Ktoś, kto ma nick "Warszawa zrobi laskę" ma bardzo konkretne oczekiwania co do tego, co mu się spodoba ;-)

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- znalazłeś już to czego szukałeś?
- a czego Twoim zdaniem szukam?
- nie wiem a czego szukasz?
- więc po co takie niemądre pytanie? [chodziło oczywiście o jego pierwsze pytanie]
- nie podoba się to pa
Rozmówca zamknął okno priva.

środa, 15 czerwca 2011

Test hollywoodzki

Często rozmawiam z ludźmi nie mającymi wyższego wykształcenia, a ja chciałbym mieć partnera co najmniej po maturze. Czyli, w przedwojennym kodeksie honorowym Boziewicza, człowieka honoru (bo matura była wymaganym minimum). A tak na poważnie, to chciałbym mieć partnera, którego poziomu intelektualnego i moralnego (rozumianego jako osobowość, kultura osobista etc.) nie będę się po prostu wstydził.

Co robić, gdy spotykam kogoś, kto nie ma takiego wykształcenia, jakie mi by się wymarzyło? Stosuję wobec niego test, który górnolotnie nazwałem testem hollywoodzkim (choć bardziej by pasowało określenie "test amerykański"). Test ten polega na przymierzeniu danej osoby, w najbardziej pozytywnym wariancie, do realiów amerykańskich. Może nie tyle Hollywood, co Beverly Hills ;-)

Wyniki mogą być ciekawe. Oto kilka przykładów:
  • Fryzjer mógłby mieć tam swój własny salon, w którym by się czesały gwiazdy. Mógłby być stylistą i doradcą, doskonale opłacanym i szanowanym. Miałby dom z basenem i własne ferrari.
  • Chłopak komponujący muzykę mógłby być znanym wykonawcą, DJ lub instrumentalistą. Wydawałby płyty i zarabiał na nich. Mieszkałby w bogatej rezydencji.
  • Handlowiec mógłby być wziętym komiwojażerem zarabiającym duże pieniądze, a jego pasją mogłoby być kupowanie co roku nowego porsche.
  • Kucharz mógłby prowadzić znaną restaurację i gościć w niej znane gwiazdy, a jego potrawy mogłyby być legendą na Wschodnim Wybrzeżu. Może nawet miałby sieć restauracji i mieszkałby na prywatnej wyspie.

Jak widać ludzie o niepozornych profesjach mogą być w Ameryce kimś bardzo szanowanym i zamożnym - mogą być ludźmi o szerokich horyzontach, których w niczym się nie trzeba wstydzić. Tacy ludzie są w porządku. Są na poziomie, a do osób mających magisterski papierek nic im - w praktyce - nie brakuje.

A jak wyglądają inni ludzie w tym porównaniu:
  • Kierowca TIR-a jeździłby amerykańskim TIR-em. Lepiej by zarabiał, ale byłby kierowcą TIR-a nadal.
  • Robotnik na budowie byłby robotnikiem na budowie, jedynie słońce byłoby kalifornijskie.
  • Sprzątacz by sprzątał lepszym sprzętem i w słuchawkach na uszy, ale byłby nadal sprzątaczem.
  • Ochroniarz byłby w ochronie, być może jakiejś gwiazdy, ale nadal byłby tylko gorylem.

Są zawody, a w szerszym kontekście także w wielu przypadkach (choć nie we wszystkich) ludzkie mentalności - które nie zmieniłyby się się za oceanem. Przysłowiowy robotnik będzie nadal robotnikiem. Żyć będzie na innym poziomie niż w Polsce (może nawet własny dom i dwa samochody) ale nadal będzie miał taką samą mentalność.

Dlatego test hollywoodzki ma sens. Pozwala nam wyobrazić sobie, czy dana osoba ma potencjał do bycia kimś więcej, niż na pozór się wydaje. Człowiek to człowiek, a nie formalne papierki, dyplomy czy tytuły magisterskie. Wielu ludzi po studiach posiada mentalność przysłowiowego drwala (bez obrazy dla drwali oczywiście). Ale chyba można oczekiwać jednak pewnej prawidłowości - im wyższe wykształcenie, tym mamy prawo spodziewać się wyższych intelektualnych horyzontów.

Ważne, aby nie przekreślać człowieka dlatego że nie zrobił szkoły. Zresztą niekiedy nie uczynił tego z ważnych życiowych powodów.Ważne aby wyobrazić sobie tego kogoś z rozwiniętymi skrzydłami - i ocenić cały jego potencjał. Temu służy mój test :-)

Ciekawe kim ja byłbym w Beverly Hills? Konsultantem do spraw gier MMORPG? Czy może znanym fotografem? Pomarzyć zawsze można ;-)

#029 - IQ w praktyce

IQ może być rzeczywiste lub tylko deklarowane. Gość o nicku "Warszawa sportowiec & IQ" ma zapewne jedynie IQ deklarowane.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć, możesz się przedstawić w kilku liczbach?
[zawsze to lepsze niż "opisz się" ale tak samo idiotyczne]
- masz IQ w nicku a zadajesz pytania jak czatowy idiota :-)
[uśmieszek podkreśla, że piszę to z przymrużeniem oka]
- i to koniec rozmowy, ze względu na konkretność 
- zatem Twoje IQ to tylko nick
- jak chcesz...
Rozmówca zamknął okno priva.

wtorek, 14 czerwca 2011

False m@il

Podsumowanie nie jest dostępne. Kliknij tutaj, by wyświetlić tego posta.

#028 - prostak bi

Ludzie to czasem piszą jak prostaki. Oto rozmowa z nickiem "Marek biseks".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- CZEŚĆ [pisał wersalikami, co jest mało czytelne]
- cześć
- RUCHASZ JA B
- I [BI mu się nie zmieściło do jednej linijki]
- OPISZ SIĘ
- ? [znak zapytania też się nie zmieścił]
- wulgarny prostak jesteś
- DAJĘ DUPCI
- CHCESZ
Rozmówca zamknął okno priva.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Nie wyszło?

Jednym z podstawowych pytań w czasie bardziej ambitnych rozmów czatowych jest pytanie o to, czy byłem w związku, a skoro tak - to czemu nie wyszło? To zrozumiała troska kogoś, kto szuka partnera, a nie jedynie seksualnych przygód. Chce poznać tak zwany background sprawy ;-)

I dziś zajmę się tym pytaniem. Okazuje się, że odpowiedź na nie wcale nie jest taka oczywista. Albo bardziej precyzyjnie - nie w każdym przypadku będzie taka oczywista :-)

Jaka jest moja odpowiedź? Dlaczego nie wyszło? Bo po prostu okazaliśmy się jednak nie do końca dobrani z chłopakiem. Pomimo najstaranniejszego wybierania nie dało się zapewnić wystarczającej adekwatności. Przypomina mi się wspaniałe zdanie, które przeczytałem na opakowaniu przedwojennych pasteli Stella, pakowanych jeszcze w drewniane pudełko:

Mimo najstaranniejszego pakowania trudno nieraz zapobiec by pastele podczas transportu się nie łamały. Jednakowoż najmniejszy połamany kawałek może być zużyty do rysowania bez żadnej przeszkody lub trudności.

Szczególnie mi się spodobało słowo "jednakowoż" ;-) I tam samo jest z dobieraniem się do związku. Mimo najstaranniejszego dobierania trudno nieraz zapobiec, by związek się nie udał. Takie jest życie.

Ale to pytanie ma głębszy sens. Otóż uświadomiłem sobie, że przyczyny rozpadu związku wcale nie muszą być takie "banalne" jak u mnie. I pytanie poniekąd ma wysondować zapytanego, sprawdzić czy nie zaszły bardziej przykre okoliczności. Na przykład:
  • oszukanie partnera, którego nie wybaczył,
  • zdradzanie partnera z innymi,
  • wykorzystanie partnera, którego nie wybaczył,
  • naciąganie partnera na kasę, 
  • a może nawet okradnięcie go.

Tylko, że nikt rozsądny nie ujawni takich powodów wprost. Czasem można je wywnioskować pośrednio. Bywa, że nawet rzucanie gromów na byłego partnera może dać wskazówkę. Ktoś wypomina byłemu zdrady, ale w czasie dłuższej rozmowy widzimy, że się plącze w zeznaniach. I możemy nawet dojść do wniosku, że faktycznie zdrady miały miejsce - ale na odwrót. To rozmówca zdradzał, a teraz usiłuje to przypisywać partnerowi. Ale trzeba być czasem Sherlockiem Holmesem aby do tego dojść. Albo co najmniej Herculesem Poirot ;-)

W sumie nie należy przywiązywać zbyt przesadnej wagi, do odpowiedzi na to pytanie. Powód jest banalny - to, że z kimś innym nie wyszło nie przesądza tego czy wyjdzie ze mną. Przecież może to być kompletnie inna sytuacja. To pytanie ma raczej pomóc poznać rozmówcę, jego potrzeby, pragnienia czy marzenia - których mógł nie zrealizować w dotychczasowych związkach. I taka jest jego właściwa rola :-)

#027 - szukasz Lorda Vadera?

Star Wars jest nieprzebraną kopalnią tematów do szybkiej riposty na czacie. Oto kolejny przykład czatu z rozmówcą o nicku "Warszawa niewolnik".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- szukam mastera [nawet nie chciało mu się przywitać]
- Lorda Vadera czy kogoś innego?
- męskiego co lubi gnoić
Rozmówca zamknął okno priva.

niedziela, 12 czerwca 2011

Kwadro Fonia ;-)

Mam cztery telefony. Cztery aparaty. Cztery Nokie.

Czemu aż tyle? W sumie mam trzy telefony. W konkretniejszej sumie mam dwa.

Pierwszy to fon oficjalny - praca, rodzina, oficjalni znajomi, urzędy. Drugi był kiedyś biznesowym - ale stał się teraz towarzyskim, dla ludzi naszej orientacji. Trzeci to prepaid Play - bo w Play za 5 zeta można konto przedłużyć o rok - pomyślany jako fon "imprezowy". Taki, który można wziąć tam, gdzie się boję, że mogą mi ukraść mój droższy aparat - i stracę kartę SIM. Karta Play jest umieszczona w najmniejszym, i specjalnie najtańszym, aparacie telefonicznym.
W sam raz na imprezę - aby nie wypychał kieszeni. I normalnie tego fona można nie zauważać na co dzień ;-)

A czwarty jest tymczasowy. Używałem go do kontaktu z moim Ukochanym, gdy on się nieco za wcześnie przyznał do swojej orientacji i "spalił" numer, z którego korzystał, kupiony specjalnie do kontaktu ze mną. Wtedy kupiłem prepaid w jego sieci aby się z nim kontaktować przez jego "stary" numer. Ten telefon używam do wstępnego kontaktu podczas poznawania ludzi teraz. Podaję go na ogłoszeniach. Docelowo go nie będę przedłużał. Wyrzucę go za miesiąc, gdy nie będę - mam nadzieję - potrzebował już szukać chłopaka ;-)

#026 - seks i nie seks

Seks i nie seks ulegają zapewne wzajemnej annihilacji. Oto przykład czata z rozmówcą o nicku "Warszawa bi seks teraz".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- kogo szukasz?
- ja mam 31 lat
- co Cię sprowadza?
- sex 
- a ciebie?
- nie sex [miałem w nicku słowo "kumpla"]
Rozmówca zamknął okno priva.

sobota, 11 czerwca 2011

Kryzys wieku imprezowego

Temat w sam raz na "imprezową sobotę" ;-)

W ogóle, to mnie nie dotyczy. Bo nie jestem pszczółką, która lata z jednego imprezowego kwiatka na drugi i bzyka się tam z kim popadnie ;-)

Ale są przecież Gwiazdeczki Imprez - które to robią. I dla których latanie po imprach jest sensem życia. Kosmetyki, makijaż, ciuchy, komórka i klamra u pasa. Trzeba się pokazać. Że jest się na fali.

Ale fale przemijają rozbijając się o brzeg. Podobno wielu gejów żyje od weekendu do weekendu, a całym sensem ich życia jest pokazanie się na tygodniowej imprezce w Toro czy innym takim miejscu. Lans i świadomość, że się nie wypadło z obiegu. Na to idzie kasa, wysiłek, wszystko. To jest cały ich świat.

Ale co się stanie, gdy zaczną z obiegu wypadać? Nie ma już rwania. Nie są już tak atrakcyjni. Mają 25 lat - o to już średniolatkowie. Mają 30 - już dziadkowie. Często też z wyglądu. Lata stosowania kremów i chemii na skórę. Stresy. Gonitwa. Wypalenie. I efekt jest.

A w wieku 40 lat? To już tragedia. Muszą być obowiązkowo "młodo wyglądający" i koniecznie zadbani. Czyli kolejne tony kremów i maseczek. Solarium, biegi, tenis, basen - ale aktywni. Obowiązkowe wakacje pod palmami. Muszą przecież pokazać, że ich na to stać - a że faktycznie to było last minute w dwugwiazdkowym hotelu, tego już na zdjęciach na Fejsie nie ma ;-)

Ale oni wszyscy zabiegani! I jak szybko się starzeją. Chyba chcą się starzeć. Bo im zależy na tym, aby sztucznie być na topie. Napinają się i pękają. Jak zużyta sprężyna.

Ludzie się pompują jak tęczowe bańki mydlane w mydlanej operze. I równie łatwo pękają. Przemijają. Mody się zmieniają, zmieniają się ludzie, którzy niewolniczo za modą podążają. Jak stado baranów. Sami strzygą innych, a potem dają się golić. Jedna wielka pasterska impreza. I zostają goli. Duchowo. Emocjonalnie. Życiowo.

A ja, bardzo przepraszam, ale na śmierć zapomniałem, że tak można żyć. Więc żyję po swojemu. I mam takie skakanie po fali - w dupie. Niech fala płynie sobie dalej. Ja nie korzystam z deski surfingowej i nie bawię się w fikanie z nią koziołków. Ja wolę stać przy sterze swojej fregaty. Płynę z falą lub przeciw  niej. Z wiatrem lub pod wiatr. Płynę tam, gdzie chcę.

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem ;-)

#025 - banalne porsche

Oto czat z kimś, kto jest zapewne bajkopisarzem - na co wskazuje moje nawiązanie do prowadzonej pół roku wcześniej rozmowy z nim na podobny temat. Nick rozmówcy "Warszawa 32 seks a/p".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- czego oczekujesz?
- ciekawej rozmowy na poziomie
- na jaki temat?
- nie chodzi o temat, ale o to aby rozmowa pokazała że po drugiej stronie jest fajny człowiek 
- to zapytaj co u mnie?
- to byłoby banalne
- zapytam może banalnie - co Ciebie do mnie sprowadza?
- nuda, moja żona wyjechała z kochankiem na Bermudy, moje porsze już mnie nudzi, a z forsą nie mam co robić - sam rozumiesz [pisownia "porsze" oryginalna]
[gdyby facet naprawdę miał forsę, to by sobie z łatwością inaczej zorganizował czas, a nie siedział na czacie]
- potrzebuję kumpla
- to mnie sprowadza, nadal banał?
- porsche kupiłeś w Berlinie, prawda? [poprzednio tak mówił]
- skąd wiesz? [to pytanie jest de facto potwierdzeniem]
- bo pół roku temu gadaliśmy
- i mówiłeś dokładnie to samo [czyli bajkopisarz z nauczoną na stałe historyjką]
- ale rozumiem, na Bermudach klimat stabilny, więc się żonie nie chce wracać ;-)
- nigdy jeszcze nie kupowałem auta w Berlinie [spóźnione odkręcanie kota ogonem]
- ale skoro tak sądzisz
- w każdym razie ktoś powiedział to samo co Ty
- to banalne wiesz
Rozmówca zamknął okno priva.

Faktycznie banalne - ale bajkopistarstwo.

piątek, 10 czerwca 2011

Kawa czy herbata?

Kiedy się umówić z nowo poznawaną osobą na kawę lub herbatę? To dylemat wielu gejów. Nie tylko zresztą gejów. A sprawa jest prosta - wtedy, gdy przychodzi na to właściwy czas.

Poznawanie drugiej osoby ma swoje etapy, a przynajmniej powinno je mieć. Na początku jest pierwszy kontakt. Przy poznawaniu netowym może to być kontakt na kilka sposobów:
  • zagadanie na czacie, 
  • odpowiedź na zamieszczony anons,
  • kontakt na profilu,
  • kontakt na GG lub Skype.

Potem jest początkowa komunikacja. Rozmowa lub wymiana korespondencji. Jeśli ten etap się powiedzie, można przejść do wstępnej akceptacji. Polega ona na akceptacji czyjegoś wyglądu (na zdjęciu lub w kamerce netowej), parametrów (np. wagi, wzrostu), pewnych zwyczajów (życiowych lub seksualnych). Jeśli ten etap jest pomyślnie zaliczony, to poznawanie może iść dalej dwutorowo.

Wariant krótszy polega na szybkim umówieniu się na spotkanie w realu, czyli na przysłowiową kawę. Wariant dłuższy polega na dalszym kontakcie przez net lub telefon, a umówienie się następuje później. Przyczyną zastosowania dłuższego wariantu może być zarówno chęć dokładniejszego poznania, jak i okoliczności organizacyjne - na przykład zamieszkanie kogoś daleko. Nie można się z nim umówić w środku tygodnia, ale na przykład trzeba poczekać do najbliższego, albo kolejnego, weekendu.

Naczelną zasadą poznawania się powinna być swoboda i naturalność. Nic nie powinno być robione na siłę, pospiesznie. Ale też nie należy się bronić przed nawet bardzo zwariowanymi spontanami. Wszystko powinno się wyczuć. I należy się skupić na tym odczuwaniu - a nie na sztucznym kombinowaniu, w oderwaniu od rzeczywistości. Nie ma z góry słusznych schematów, których się trzeba niewolniczo trzymać. Jest bowiem słuszna intuicja ;-)

#024 - wartość nie cweli

Cwel nie szuka nikogo wartościowego, ale Pana, który go przecweli. I tak też postąpił użytkownik o nicku "Cwel perwersyjny Pana".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- cześć
- cześć
- kogo szukasz?
- wartościowego
Rozmówca zamknął okno priva.

Czyżby Pan cwela z definicji miał być kimś bezwartościowym?

czwartek, 9 czerwca 2011

Gejfon - studium kultowości

Apple to marka, która jest legendą. Zresztą marka numer jeden wśród gejów w Ameryce. Ale nie dlatego używam Macintoshy. Po prostu lubię ich elegancję, stabilność i wygodę. To mój styl, a nie lans.

Co innego komputer od Apple, a co innego telefon. Czyli iPhone. Nie używam iPhone, zwanego w Polsce popularnie gejfonem, ale wciąż korzystam z Nokii. Już samo określenie iPhone mianem gejfona sprawia, że nie bardzo mam ochotę z niego korzystać. Bo nie chcę używać telefonu, który się kojarzy z lansem. Z pustym pokazywaniem się. Z przynależnością do jakiegoś stada. Ja chodzę własnymi telefonicznymi drogami. Dla mnie telefon ma być narzędziem komunikacji, a nie snobizmu.

Co mi zatem nie pasuje w produkcie Apple? Wiele rzeczy:
  • Przede wszystkim - brak rysika. Palce nadają się do obsługi w szerokim zakresie, a gesty palcami są bardzo wygodne. Ale palec nie zastąpi rysika. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, aby rysować czy pisać palcem, szczególnie po tak małym ekranie i cienką linią. Do tego służy nam narzędzie - ołówek, długopis czy rysik. Bez rysika iPhone jest ułomny. Bo rysikiem da się coś napisać czy naszkicować, a ja wiem jak bardzo takie szkice ułatwiają życie. Palcem się tego nie zrobi.
  • Kolejna wada to brak klawiatury alfanumerycznej. Pisanie na ekranie jest dobre do SMS-ów, ale nie jest panaceum. Zresztą nawet pisanie dużej liczby SMS-ów na ekranie nie jest wygodne. Wygoda klawiatury polega na przyjmowaniu nacisku placów. Uginaniu się pod nimi i wytracaniu ich impetu. Ekran jest sztywny i nie działa w ten sposób. Ekran jest dobry dla okazjonalnego użytku, ale nie intensywnie na co dzień.
  • Cenzura Apple - arbitralne oferowanie iPhone w określonych sieciach, bez wolności kupna i swobodnego używania. Tak samo cenzura aplikacji dla iPhone - dostępnych jedynie przez AppStore. Ja sobie cenię wolność.
  • Jednorodność iPhone - ten sam model, różniący się pamięcią czy kolorem. Używam kilku numerów telefonicznych i nie chcę kilku takich samych telefonów. Do jednego numeru chcę smartfona, do drugiego przenośny fon multimedialny a do trzeciego coś małego i niedrogiego. A nie jeden taki sam model do każdego numeru.

Jak widać, nawet zagorzały fan komputerów Apple nie musi być przekonany do gejfona. W końcu liczy się jakość korzystania z telefonu, a nie pokazywanie się na zewnątrz. To ja mam być zadowolony z aparatu, a nie moje otoczenie ma mnie podziwiać. Apple stworzyło wspaniałe połączenie prostego telefonu i zaawansowanego multimedialnego centrum rozrywki. Ale to nie jest smartfon z prawdziwego zdarzenia jakiego szukam. A poza tym potrzebuję tylko jeden smartfon i dwa inne, mniejsze telefony. Apple jest zbyt monotematyczne.

A propos kultowości. Bo rozpisałem się o gejfonie z mojego punktu widzenia. A jak z tym jego kultowym charakterem? Sprawa jest prosta. Widzę dwa czynniki wpływające na kultowość iPhone:
  • Kapitał marki Apple, kojarzącej się z kultowością, nowoczesnością, innowacyjnością, stylem itp. - jako solidna podstawa do kultowości.
  • Rozmyślny triumf marketingu nad technologią. Sztuczne stworzenie urządzenia nie do końca praktycznego, mającego wady (palcem się wszystkiego nie zrobi) - mam wrażenie, że tylko po to, aby było ono na tyle nietypowe, aby uznać je za nowatorskie, niepodrabialne, nieporównywalne do innych - czyli właśnie kultowe. A porównywanie to zawsze niebezpieczna rzecz, telefon może się okazać pod wieloma względami przeciętny, albo wręcz skandaliczny (np. pierwsze wersje iPhone nie wysyłały MMS-ów). Ale dla kultowości nie liczy się racjonalne porównanie, lecz stosunek emocjonalny do urządzenia. I to Apple rozegrało mistrzowsko.

Tylko, że to, co kultowe, wcale nie musi być tak samo uniwersalne jak dżinsy. iPhone jest kultowy, ale nie nadaje się dla każdych zastosowań. Taka jest cena jego zbyt jednostronnie zubożonej konstrukcji.

Słowem - iPhote to kultowa zabawka. Z funkcją telefonu ;-)

#023 - Star Wars

Czasem nawiązanie do kultowego Star Wars może być ciekawym zwieńczeniem rozmowy na czacie. Oto przykład. Rozmówca ma nick "Warszawa biseks zwalę".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hej
- cześć
- ty bi, homo?
- homo
- ok
- opisz się
- dawno dawno temu, w odległej galaktyce...
Rozmówca zamknął okno priva.

środa, 8 czerwca 2011

Inteligencki faszyzm...

Moja rodzina jest inteligencka. Wszyscy mieli wykształcenie wyższe, a niektórzy jeszcze wyższe niż wyższe ;-) Tak samo w rodzinie żony. Dlatego - w imię "inteligenckiego faszyzmu" - oczekuję od chłopaka, który miałby stać się moim partnerem, takiego samego wykształcenia.

Wiem, że to tylko papierek dla spokoju sumienia :) I śmieszy mnie, że niczym bursztyn przyciągający skrawki ja przyciągam chyba ludzi mających najczęściej wykształcenie jedynie średnie, a czasem nawet zawodowe. Są nadmiernie obecni wśród osób, które się ze mną kontaktowały.

Co innego, gdy ktoś pracuje w powszechnie szanowanym zawodzie - jest na przykład górnikiem. To ciężka i czasem niebezpieczna praca, misja wręcz. Albo ktoś jest szyprem kurta rybackiego - od razu staje przed oczyma przystojny George Clooney w "Gniewie Oceanu" :-)

Czasem jednak takie "tylko" zawodowe wykształcenie u kogoś poznawanego bardzo przeszkadza niczym drzazga. Drzazga w d... - usiąść się nie da. I człowiek szuka dalej. Zapomina tylko unieść dłoń w geście "zamawiania piwa". Heil Magister!! Inteligencki faszyzm ;-)

Niedawno się zastanawiałem, czy wyższe wykształcenie daje gwarancję poziomu intelektualnego. Myślę, że nie daje - nie przesądza o takim poziomie, rozumianym jako pewna kultura osobista, umysłowa. Przejawia się ona w zachowaniu, zasobie słów, umiejętności używania trudniejszych wyrażeń, bardziej złożonego opisywania rzeczywistości. Są bowiem osoby mające - formalnie - znacznie skromniejsze wykształcenie, ale nie różniące się poziomem intelektualnym od magistra. To kwestia oczytania, ciekawości wiedzy, kontaktu z bardziej skomplikowanymi treściami (bardziej wymagającymi niż towarzyskie ploteczki i płytkie historyki, których pełno w mediach).

Myślę jednak, że w znacznej liczbie przypadków osoba nie posiadająca wyższego wykształcenia ma węższe horyzonty intelektualne. To pojęcie nie jest jednoznaczne z poziomem intelektualnym. Poziom kojarzy się z wysokością. I tak jest w tym przypadku. To jest określona "wysokość myślenia". Natomiast niezależnie od tego na jakiej "wysokości myślenia" się znajdujemy można mieć szersze lub węższe horyzonty intelektualne. Ktoś, kto ma - bardzo potocznie i schematycznie rozumiane - wykształcenie zawodowe, może mieć te horyzonty żałośnie wąskie. Przysłowiowo może się koncentrować na takich elementach życia jak picie alkoholu z kolegami, uprawianie seksu, kibicowanie na meczu piłkarskim czy pójście na ryby. Osoba bardziej "szeroko" otwarta może mieć więcej form aktywności - spacer, rower, książka, film, spotkanie z przyjaciółmi, własne pasje i zainteresowania, i tym podobne

Nie mówię tu już o kompletnie przesadzonych intelektualnych horyzontach - o ludziach mających przesadne, przeambicjonowane zainteresowania. Pachnące w znacznej części snobizmem i utajoną chęcią pokazywania samemu sobie, że jest się intelektualnym i kulturowym tytanem. Tacy "koneserzy" nie przepuszczą tygodnia bez ambitnej sztuki teatralnej, alternatywnego kina czy wystawy. Będą się nakręcali sztuką, której nawet sam autor nie rozumie - a która jest pożywką dla żonglujących interpretacjami krytyków. Można mieć głębsze zainteresowania, ale nie warto popadać w intelektualną lewitację, w oderwaniu od świata. Po prostu, czasem wystarczy rozwinąć skrzydła i pofrunąć - ale nie znaczy że trzeba ciągle latać na najwyższym pułapie...

W sumie trzeba mieć umiar we wszystkim - w rozpasaniu umysłowym także. Ale też warto mieć pewien poziom. I choć na szczęście posiadane skromniejszego wykształcenia nie jest negatywnie rozumianą gwarancją niższego poziomu lub horyzontu intelektualnego, to jednak pewne ogólne prawidłowości niestety są. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest dogadanie się w znacznie większej liczbie tematów z kimś po studiach, niż z kimś po szkole zawodowej. Ten inteligencki faszyzm jednak ziarnko prawdy w sobie ma :-)

#022 - ero zawsze taki sam

Czat z użytkownikiem o nicku "ero 23" jest zawsze jest taki sam na otwarciu. Potem albo następuję zamknięcie okna rozmowy, albo można pogadać dłużej - jak to raz zrobiłem. Chłopak nawet się wydał niegłupi, ale jakoś nie przemawia do mnie szukanie kogoś, na kim się chce pasożytować.

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- elo
- hejka
- szukam na stałe i zamożnego [ZAWSZE tak samo zaczyna]
- pa [tym razem nie miałem ochoty nawet na napisanie "lol" jak ostatnim razem]
Rozmówca zamknął okno priva.

wtorek, 7 czerwca 2011

Ciotowski call back

Cioteczka kojarzy mi się nie tylko z umalowaną i hałaśliwie ubraną "panienką", nie tylko ze zwichniętym nadgarstkiem czy torebką. Kojarzy mi się także z masą przyjaciół i przyjaciółek-inaczej na Facebooku czy w telefonie. Cioteczka nawija przez telefon, plotkuje, obgaduje, dzieli się plotkami - słowem rozsiewa Dobrą Nowinę naokoło. Coś podobnie mniej więcej, jak się nawozi pole.

Kiedy mam do czynienia z gejem będącym cioteczką, to bardzo chętnie korzystam z opcji odbierania połączeń w telefonie. Jeśli wiem, że on będzie chciał pogadać i - próbował - plotkować, to chętnie odbieram od niego telefon. Nie dlatego, że lubię plotki, albo gadanie o niczym - a przeważnie to jest klasyczne gadanie o niczym - lecz dlatego, że rozmowa jest na jego koszt. A skoro on płaci, to niech nawija :-)

Cioteczki jednak wycwaniają się i dzwonią szybko się rozłączając. To jest taka słodka, pedalska zachęta do call back. Niczym powiedzenie - kochanie, proszę oddzwoń do mnie. Oddzwonić można. Ale po co? Po to aby marnować pieniądze na gadanie o niczym? Na miałkie rozmowy w rodzaju: Co u ciebie słychać? A dobrze. To dobrze. Przecież taka rozmowa nic nie wnosi. Jeśli ktoś chce pokazać, że żyje, to wystarczy jeśli puści sygnał na komórkę. Ja mogę puścić sygnał w drugą stronę i już jesteśmy in touch. A po co dorabiać do tego sztuczną filozofię niby rozmowy? Skoro gadamy o niczym...

To co mnie denerwuje na GG, to samo mnie wkurza w przypadku komórek. Puste gadanie o niczym. Tylko, że w przypadku komórki na ogół to jest gadanie puste ale płatne. A nawet jeśli nie jest płatne, to bardziej absorbuje niż GG - ja mogę gadać na GG i robić coś innego równolegle na kompie, ale nie jestem w stanie mieć podzielnej uwagi przy rozmowie telefonicznej. Jeśli więc rozmowa jest pusta, to mam poczucie, że tracę czas. Bo gdy jest pusta pisanina na GG, to przynajmniej wiem, że równolegle robię coś pożytecznego :-)

Zatem cioteczki - don't try me to call back. Telefon służy do rozmawiania, a nie do zabijania (nudy)...

#021 - dojrzały lubi

Oto rozmowa z facetem o nicku "dojrzały lubi".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- witam
- hejka
- ja 44 [czyli odpada wiekowo dla mnie]
- kogo szukasz? [standardowe pytanie, bo nic u niego i tak mnie nie zaciekawi]
- do stałego [jakby nie mógł napisać więcej]
- do stałego czego?
- mówiąc szczerze lubię jak ktoś pisze pełniejszymi zdaniami, wtedy się czuje, że to rozmowa
- ok
- szukam do stałego układu
- kubię seks w pełni z facetem
- nie szukam układu, ale związku [słowo "układ" mnie zawsze wkurza]
- ok
- ale co lubisz [oczywiście chodzi o seks]
- uczucie, życie razem
- sex [sprecyzował, że koniecznie go ciekawi co lubię w seksie]
- seks jest uzupełnieniem uczucia, a nie osobną rzeczą
W tym czasie zdołałem rozmowę przepisać na blog, a gościu nie odezwał się - żałosne, że nie ma nic do powiedzenia poza seksem.
Zamknąłem okno priva.