wtorek, 6 lutego 2018

Zasrana gąska

Już byłem w ogródku i witałem się z gąską, a gąska jedynie zesrała się. Tak można byłoby podsumować poznawanie pewnego chłopaka, z którym zetknąłem się na czacie. Z czata przeszliśmy na gadu-gadu i tam bardzo wiele pisaliśmy. W ciągu dwóch dni prawdopodobnie zużyliśmy około 20 godzin na komunikowanie się - i to wyłącznie przez gadu-gadu. Mój rozmówca podobno utopił telefon w basenie (co mogło mieć swój sens dlatego, że według swojej deklaracji pracował jako ratownik) i dlatego nie mógł ani rozmawiać przez telefon, ani używać WhatsApp, a nawet z tego powodu nie chciał podać mi numeru telefonu.

Ta ostatnia ostrożność szalenie mnie zdziwiła dlatego, że nawet gdyby jego karta SIM została zniszczona w wyniku zwarcia powstającego w trakcie wpadniecie telefonu do basenu, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby bardzo szybko wyrobić sobie duplikat karty i dalej móc korzystać ze swojego numeru. Być może (jeśli założyć, że człowiek ten był bajkopisarzem) obawiał się on po prostu tego, że znając jego numer będę starał się do niego zadzwonić i łatwo zorientuję się w tym, że bynajmniej jego numer nie jest wyłączony, tak jakby sugerowała jego opowieść o zalanym telefonie. Osoba, która pragnie poznać się do związku i wydaje się tak entuzjastycznie do nas adekwatna, nie ograniczy się wyłącznie do gadu-gadu, ale chętnie będzie się starała porozumieć przez telefon nawet wtedy, gdyby  utopiła swój własny aparat.

Co za problem bowiem przełożyć kartę SIM do innego telefonu i wykonać rozmowę? Jeśli nawet karta jest uszkodzona, to można polecieć jeszcze tego samego dnia do salonu swojego operatora i uzyskać duplikat, który po pół godzinie będzie działał. Zawsze wydawało mi się, że im bardziej czujemy się do siebie adekwatni, tym chętniej będziemy chcieli usłyszeć głos drugiej osoby, o ile nie możemy spotkać się osobiście ze względu na to, że mieszkamy w miastach odległych o kilkaset kilometrów. Tymczasem po podniesieniu przeze mnie tematu zadzwonienia do niego przez telefon, mój wspaniale adekwatny do mnie rozmówca po prostu przestał się odzywać na Gadu Gadu. Gdy piszę te notkę upłynęła już ponad doba od jego milczenia, a to bardzo wyraźnie sugeruje, że albo uległ jakiemuś autentycznemu wypadkowi, albo po prostu jest kłamcą, który podwinął ogon i uciekł. Jeśli czytacie już tę notkę na blogu, to oznacza że na pewno uciekł, gdyż od tego momentu upłynęły cztery doby.

Na szczęście z takimi tworzącymi fałszywe nadzieję kontaktami potrafię się rozstawać także bez żalu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz