środa, 6 stycznia 2016

Przebudzenie mocy - koniec

Jestem starym fanem gwiezdnej sagi. Oglądałem Star Wars jako mały chłopiec. I przeżywałem też specyficzne emocje gdy byłem w kinie na VII części sagi. Kilka razy łzy mi pociekły z oczu na widok starych bohaterów. Nie na widok czyjejś śmierci, ale na widok postaci, która kojarzy mi się z całą sagą i być może z moją powiązaną z nią młodością.

W sumie, gdyby nie Star Wars, to może nie pisałbym i tego bloga. Bo to właśnie ta saga natchnęła mnie do pisania i sprawiła, że pisanie stało się moją pasją. I dzięki temu piszę chętnie także bloga. Kiedy już było po filmie, uświadomiłem sobie jak dziurawa jest fabuła mojej sagi. Ile w niej nieścisłości naukowych, czy logicznych. Ile skrótów i zaklajstrowań.

Ale nikt chyba nie analizuje tego przez lupę. Bo nie liczy się to, na ile wiedza ze Star Wars ma się do wiedzy naukowej. I nie jest ważne czy w przestrzeni kosmicznej rozchodzą się dźwięki, czy nie - a wiadomo że nie (zaś w filmie tak). Ważne, że ten film to wspaniała baśń i - zwróćcie uwagę - swego rodzaju filmowa opera. Muzyka nie ustaje tam ani na chwilę. Kiedyś kupiłem na 2 płytach muzykę do IV części. Można ją było puścić równolegle z filmem i idealnie go wypełniała. I ta właśnie cała Moc emanująca z filmu jest najważniejsza. 

Niech Moc będzie z wami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz