sobota, 26 sierpnia 2017

Malowany prezydent

Proszę państwa, mamy malowanego prezydenta. Tyle że nie my. Mają go za to największy arbitrzy elegancji w całej Europie, czyli Francuzi. Prezydent Macron, najmłodsza głowa państwa, jak dowiedziały się media, od trzech miesięcy wydał głupie 26 tysięcy euro na makijaż. Tak przynajmniej pierdzi tygodnik "Le Point". Choć trzeba oddać sprawiedliwość, prezydent Macron wydaje na makijaż znacznie mniej pieniędzy niż poprzedni prezydent Hollande. Ten ostatni bowiem zatrudnił manikiurzystkę na etacie w Pałacu Elizejskim za jedyne 6 tysięcy euro miesięcznie. Do tego Hollande zatrudnił również fryzjera na etacie za 10 tysięcy euro miesięcznie. Można powiedzieć, że mają gest żabojady. No i dbają o wizerunek. Być może pragną dorównać w tym względzie Królowi Słońce.

Tyle że Ludwik XIV, Król Słońce, mawiał "l’État c’est moi" (państwo to ja). Natomiast pan prezydent Macron raczej tego o sobie powiedzieć nie może, a państwo, czyli w tym wypadku obywatele francuscy, coraz mniej mają do niego zaufania. Krzywa poparcia prezydenta Macrona pikuje bardziej niż Messerschmitt zestrzelony przez naszych lotników z Dywizjonu 303. Na dodatek "ci źli Polacy" zestrzelili firmę Whirlpool, która zamierza w Polsce otworzyć fabrykę. Bo jest taniej. A więc dla prezydenta Macrona oznacza to dumping socjalny. Ale gdy rząd francuski na siłę nacjonalizmie jakieś zakłady, aby pokrzyżować ich przejęcie komukolwiek z zagranicy, to nie jest żaden dumping ani żadne niegodne praktyki, tylko francuski protekcjonizm. Typowe dwójmyślenie.

Tymczasem poza profesjonalnym makijażem prezydent Macron prawdopodobnie nie ma specjalnie zbyt wiele zaoferowania dla swoich obywateli. Oferuje w związku z tym krytykę na przykład naszego kraju, usiłując w ten sposób zapunktować w Unii Europejskiej. Jednak nawet kanclerz Merkel nie jest chętna wstawienia Polski pod pręgierzem. Niemcy są po prostu bardziej pragmatyczni. Ich kraj zależy w znacznej mierze od eksportu, a załamanie się eksportu do tego lub innego kraju mogłoby wpędzić niemiecką gospodarkę w kłopot. Zresztą Niemcy mają wystarczająco wiele problemów u siebie we własnym kraju, ich policja półgębkiem przyznaje, że nie radzi sobie z imigrantami, aby otwierać kolejne fronty wojen. Praktyka obu wojen światowych pokazała, że walka na kilku frontach jest dla Niemiec zabójcza. W tym zakresie najwyraźniej prezydent Macron uważa siebie zapewne za co najmniej kolejnego Bonapartego.

O ile jednak Napoleon był niski jedynie pod względem wzrostu, a tyle prezydent Macron jest niski pod względem kwalifikacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz