niedziela, 6 maja 2012

W drodze na Sylwestra

31 grudnia 2011
Pojechałem do Lisska, wyjeżdżając dokładnie o godzinie 16. Tym razem jednak zawierzyłem samochodowej nawigacji, która prowadziła mnie 122 kilometry, łukiem. Najpierw obwodnicą, potem drogą dwucyfrową. Droga niby dłuższa, ale jakże płynna - bez odcinków w budowie i trzeciorzędnych nawierzchni. Po prostu jechało się zajebiście, i - kto wie - czy nie spaliło mniej paliwa ze względu na spokojną, jednostajną jazdę ;-)

Nie brałem ze sobą kasy, a jedynie dokumenty niezbędne do kierowania autem, telefony (najmniejszy z kartą Orange, do kontaktu z Lisskiem, kluczyki od auta, klucze od domu i ... różdżkę radiestezyjną, bo chciałem tam na miejscu sprawdzić im żyły wodne. Miałem pomysł aby kupić szampana w sklepie, ale zrezygnowałem  z tego. Dojechałem już prawie na miejsce do Miasta X, gdy Lissek napisał mi abym zadzwonił i powiedział mi, że impreza jest w Mieście Y, przez który 10 minut wcześniej przejechałem.

Trochę to zaczyna być wadą Lisska, że co chwila nie dogadujemy się ze sobą - tym razem niepotrzebnie przejechałem 13 kilometrów, a raczej 26 - bo musiałem zawracać. Zaparkowałem i dałem mu znać, że jestem. Wyszedłem z auta i ubrałem się w kurtkę. I spacerowałem sobie koło samochodu - zastanawiając się z którego domku wyjdzie po mnie Lissek. Okazało się, że wyszedł z domku gdzieś dalej położonego, bo przyszedł od innej strony. A raczej podbiegł, bo ubrany lekko a na dworze w okolicach zera.

No to idziemy na imprezę sylwestrową - z Lisskiem ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz