niedziela, 6 stycznia 2013

Diabeł

29 września 2012
Znaleźliśmy w Toro wolną lożę - była godzina piąta mniej więcej, zatem ludzie się już przerzedzali. Matka nie było. A ja zrobiłem coś aby uniknąć podszeptów diabła i wkurzyć się na niego - zamówiłem piwo by nie być zdolnym do prowadzenia auta - i nie móc odjechać gdybym miał negatywną fazę. Napisałem mu SMS o tym, że zrobiłem coś dla nas - ale specjalnie nie pisałem co, aby wzmóc jego ciekawość i sprowadzić go szybciej do nas.

Matek się w końcu zjawił. Ale nie pamiętam już co się zdarzyło - dość że padła iskra na otwartą beczkę prochu u mnie. Miarka się przebrała - wstałem i odepchnąłem go delikatnie (aby zrobić sobie drogę) po czym wyszedłem z loży i z klubu. Poczułem się jak diabeł, bo kiedy odchodziłem, za mną ktoś upuścił kufel, który się roztrzaskał o podłogę. To nie był nikt z naszej loży oczywiście, ale jakaś inna, przypadkowa osoba.

Poszedłem do auta - ale nie odjechałem, jakby to było w typowym scenariuszu. Czekałem na Matka. Po może kwadransie nadeszli wszyscy. Matek mnie przepraszał. Nie miałem do niego pretensji. Ale po prostu było mi smutno, że mnie zostawił sam po to aby "zarobić" na piwo.

Tak miłość zwycięża gniew :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz