niedziela, 2 lipca 2017

Tele morele

Czasem zdarza się poznawanie kogoś do potencjalnego związku w trakcie rozmowy telefonicznej, która jak okazuje się przekazuje o wiele więcej informacji,, niż wyglądałoby to z samej treści. Taki przypadek miałem niedawno. Napisał do mnie w odpowiedzi na anons ktoś, kto podał swój numer telefonu. Odpisałem mu podając numer telefonu, który używam zawodowych i napisałem dodatkowo, że nie mam tam wiele środków na koncie, ponieważ to klienci do mnie dzwonią, a nie ja do nich - wiec nie muszę posiadać wysokiego stanu konta. Czekałem kilka godzin, aż ten człowiek do mnie zadzwoni. Akurat zadzwonił wieczorem, gdy oglądałem film. Zastosowałem więc film i pogadałem.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy (a raczej w uszy) w trakcie tej rozmowy, to nieoznaczony głos rozmówcy. Nie byłem w stanie stwierdzić, ile mniej więcej ma lat. Może 30, 40, 50, może 60... Nie był to jednak głos kogoś młodego. Ale co gorsza nie był to głos pełen ciepła i pozytywnych wibracji. Raczej głos mi uczuciowo obojętny, może nawet lekko potencjalnie irytujący. Zaczęliśmy od wyjaśnienia jednego zdania, którego rozmówca nie zrozumiał z anonsu. Potem powiedziałem mu, że niespecjalnie chętnie rozmawiam przez telefon w trakcie poznawania się, bo zazwyczaj muszę robić rzeczy w czasie pracy, przy których rozmowa głosowa mnie rozprasza. Dlatego też praktyczniej jest w moim przypadku pisać na jakimś komunikatorze, do którego mam podzielną uwagę.

Rozmówca zaś powiedział, że dla niego głosowa rozmowa jest jakby autoidentyfikacją osoby poznawanej, która sprawia, że mamy poczucie rozmawiania z kimś z krwi i kości. W pełni się z tym zgadzam, ale do tego wystarczy pojedyncza rozmowa przez telefon. Nie trzeba bez przerwy takich rozmów prowadzić, szczególnie jeśli jedna ze stron na tym cierpi, bo rozmowa dekoncentruje ją do innej aktywności. Sama rozmowa zresztą dreptała w miejscu, nie przerzuciła się na żadne ciekawe tematy, nie było widać między nami iskry sympatii, chemii, zaczynało to być powoli coraz bardziej nużące. W pewnym momencie powiedziałem coś, co mój rozmówca zinterpretował źle i pomyślał sobie, że nie chcę z nim rozmawiać. Obraził się i pożegnał ze mną. Nawet nie próbowałem oponować, bo wiedziałem że nie warto rozwijać tej głosowej komunikacji, która zamiast ciekawej rozmowy zapoznawczej była jakimś nudnym trele morele, czy raczej tele morele.

A wtedy byle pretekst kończący rozmowę jest zbawieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz