piątek, 14 kwietnia 2017

Sprawa Bartłomieja M

Ostatnio przez media przetacza się "sprawa Bartłomieja M". Wiadomo oczywiście, że chodzi o przysłowiowego już Misiewicza. Jego nazwisko stało się synonimem podejrzanych działań obecnej władzy.  I nawet - w co raczej w tym przypadku nie wierzę - gdyby byłyby to działania z uczciwą intencją, to i tak przynoszą PiS-owi straty wizerunkowe. Niektórzy już je porównują do ośmiorniczek Platformy Obywatelskiej. Na szczęście mam nadzieję, że to potknięcia znacznie rzadziej występujące niż w czasie rządów PO, które - jak niestety coraz bardziej się przekonuję - były jednym wielkim przekrętem. To jednak nie powód, aby patrzyć na sprawę Misiewicza przez palce. Bo, jak powiedział Talleyrand, to gorsze niż zbrodnia - to błąd.

PiS jest bez wątpienia partią mającą ambitne zadanie przebudowy Polski. Oczywiście zawsze będą podzielone zdania co do tego, czy ta przebudowa idzie w dobrym kierunku. To naturalne. Nawet jeśli odsiejemy histeryczną negację a priori w wykonaniu tzw. totalnej opozycji, to można się spierać choćby o to, czy etatyzm i socjaldemokratyczne działania PiS są korzystne dla kraju, czy nie. Ale bez wątpienia PiS realizuje jakiś program, i plan polityczny. I w tej jego realizacji bardzo ważne jest zachowanie swego rodzaju czystości ducha. Unikanie tanich pokus skoku na kasę, na synekury, na władzę uderzającą jak woda sodowa do głowy. Misiewicz jest ewidentnym przykładem takiego szkodliwego zaczadzenia się władzą i towarzyszącej mu arogancji. Z tego punktu widzenia należało go politycznie zneutralizować, albo nawet skasować. 

Ale jest w tym coś jeszcze. Sprawa ministra Macierewicza. Mam co do niego ambiwalentne zdanie. Nie wiem, na ile pozytywnie zmienia armię, bo nie jestem ekspertem mogącym orzekać o tym, czy wymiana kadr za jego władzy może docelowo uzdrowić armię, czy ją pogrążyć. Na pewno ważne jest to w jego ocenie, co łatwo weryfikowalne - wydał na przykład pełny budżet na zbrojenia, czego się nie udawało jego poprzednikom. To na pewno plus. Ale dlaczego - do diabła - pan Antoni tak uparcie faworyzował Misiewicza? Kiedy już afera się pojawiła, to zamiast umieścić Misiewicza na cichym i niewidocznym dla mediów stanowisku, wstawiał go w takie miejsca, że trudno byłoby go nie zauważyć. Mnie bardzo dziwi i zniesmacza upór, z jakim go faworyzował. Oczywiście nikt nie jest idealny, ludzie popełniają błędy - ale mądrzy ludzie na błędach się uczą. Czyżby minister Macierewicz nie potrafił się uczyć na swoich błędach?

Oby ludzie, którzy teraz rządzą Polską potrafili się uczyć na swoich błędach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz