sobota, 14 stycznia 2017

Przerąbane do perfekcji

Gry komputerowe stanowią często nauczkę dla rzeczywistości i to niekoniecznie w sposób, który nam się dosłownie wydaje. Miałem takie coś niedawno z grą Guild Wars 2, w którą obecnie grywam z tego powodu, że jest darmowa, a poza tym podoba mi się także. Moją ulubioną i jedyną postacią w tej grze jest ranger, który po pierwsze chodzi i walczy ze współtowarzyszem (swoim oswojonym zwierzęciem), a po drugie walczy z dystansu. Lubię bowiem walczyć z dystansu i nie bardzo podoba mi się walka w zwarciu, dlatego też używam krótkiego łuku do walki bezpośredniej, bliskiej i długiego łuku do walki z dużej odległości. Wykorzystuję także jako towarzysza niedźwiedzia, który miał najwięcej życia, choć zadaje co prawda mało obrażeń, ale trzyma przeciwników przy sobie.  

Walka z misiem w drużynie to drużyna w pigułce. Miś trzyma przeciwników, dostaje ciosy, zadaje skromne obrażenia, ja strzelam łukiem z dystansu, leczę nas obu i jakoś to powoli idzie. Tymczasem osiągnąłem poziom 80 (końcowy) i jeden z kolegów z gildii zapytał mnie, czy wykonałem już przydział talentów dla mojego rangera. Wykonałem od dawna i zmieniałem go nawet tego samego dnia. Mój gildyjny kolega nie dość, że przeprowadził mnie do południowych krain do miejsca, gdzie sprzedają najlepsze zbroje w grze (dostępne za walutę gry),  to jeszcze kupił mi bronie i runy do zbroi, które miałem sobie u tego kupca kupić. Tyle, że zamiast dwóch łuków kupił mi łuk i dwie siekierki. Wiedziałem że są buildy, czyli specjalizacje, w których ranger biega z dwuręcznym mieczem lub siekierami, były też talenty siekierowe, na które się natknąłem się, ale ponieważ nie lubię walki w zwarciu, więc unikałem tych broni i nawet nigdy nie przetestowałem ich. Tymczasem okazało się, że siekierki są po prostu idealne. 

Większość walki siekierkami polega na tym że rzuca się nimi, a więc tak naprawdę walczy się tak samo z mojego ulubionego dystansu, natomiast gdy walczy się z przeciwnikiem w zwarciu (bo on do nas podbiega), to odpalić można swój ostateczny talent siekierkowy, który polega na robieniu nimi młócki, niczym tornado. W efekcie siekierki kupione przez niego gildyjnego kolegę zadawały kilkakrotnie większe obrażenia niż mój noszony poprzednio krótki łuk. Zakochałem się więc w siekierkach od razu i mogę powiedzieć coś, co jest świadomą  grą słów, że od tej pory każdy przeciwnik ma przerąbane. A jaki z tego morał? W "grze" naszego życia bardzo często poruszamy się po utartych ścieżka i schematach myślowych i nie chcemy spróbować czegoś innego, bo uważamy, że jest to niepotrzebne. Ja tak niestety mam. Lubię doprowadzać do perfekcji to, co już znam, a nie dostrzegam czasem, że można wybrać coś innego, lepszego, co jest tuż obok. Tymczasem może okazać się, że zmiana - nawet bardzo drobna - może znacząco odmienić całe nasze życie tak, jak odmieniła moje życie w grze. 

Czasem warto zrzucić klapki na oczach, aby nie dać się życiu robić w konia :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz