Czasem ma miejsce taka sytuacja, że znieczulica, czyli nie przejmowanie się cudzym losem, jest jak najbardziej uzasadniona i wskazana. O wiele dziwniejsze jest jednak, gdy dotyczy to kogoś, kto jest osobą szczególnie bliska sercu. A zdarzają się i takie przypadki.
Partner kojarzy się z osobą, z którą się żyje. Jest się z nią na co dzień. I codziennie udowadnia się z wzajemnością swoje uczucia do niego - czynami, a nie tylko słowami. Partner jest zawsze z nami, nawet gdy los rzucił go chwilowo na drugi kraniec świata. Partner zawsze wykorzysta okazje, aby się skontaktować. I zawsze zainteresują się nami i tym jak się czujemy. Bo jest partnerem.
A co robić, gdy partner jest partnerem głównie z nazwy, a poza tym nie zawsze spełnia swoje partnerskie powinności? Ciężko wtedy się żyje. Parter raz koi, a raz rani. Raz sprawia radość bycie z nim, a raz sprawia ból znoszenie jego nieobecności, albo co grosza tak zwanych humorów. I wtedy właśnie przydaje się ta kontrolowana znieczulica. Pozwala ona otoczyć się jakby powłoką ochronną, która chroni przed dalszymi urazami.
Niestety, nie chroni ona przed nieuchronnie pojawiającym się wtedy na horyzoncie pytaniem - być albo nie być z takim partnerem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz