piątek, 2 września 2011

#108 - dżentelmen do przesady ;-)

A oto przykład rozmowy, w której można być dżentelmenem do przesady - czyli konwersacji pełnej ozdobników, ale prowadzącej bardzo irytująco donikąd. Rozmówca ma nick "Oxoniensis 24 lata".

Oznaczenia: jego tekst / mój tekst
- hejka
- hej :-)
- nie przeszkadzam?
- nie, nie. Zapraszam. Proszę wybaczyć bałagan
- nie szkodzi, co najwyżej się potknę ;-)
- właśnie szukam kogoś, z kim można bałagan uporządkować ;-) [delikatna aluzja do szukania partnera do życia razem]
- to miłe z Pana strony, ale wolałbym zająć Pana rozmową i podać herbatę po angielsku 
- po co sprzątać, jeśli za moment przyjdzie wichura :-)
- wichura już była i trzęsienie ziemi
- może być też woda po arktycku :-)
- nie znam, przepraszam. Ale proszę się czuć jak u siebie, może zdejmie Pan marynarkę?
- niestety nie mam marynarki, ani nawet floty :-)
- ale błysk w oku, spokojnie
- jak każdy robot mam błysk w oku :-)
- zabawne, a tutaj pada deszcz
- u mnie nie pada, przykro mi :-)
- angielskie przykro mi?
- polskie
- to gorsze, za tym kryje się pogarda. Polakom nie bywa przykro społecznie
- a deszcz - cudnie wybiec z domu o poranku, odprowadzając chłopaka do pracy
- lepiej iść na spacer niż do pracy :-)
- można iść spacerkiem do pracy
- można też spacerować pracując, znajoma organizuje silence walk - taka praca
- silence walk?
- godzinny marsz w lesie, poranna pora
- wiąże się z jakąś pracą?
I tak rozmowa się toczyła dalej w nieskończoność. Nie zeszła na temat związku, więc ja zapytałem.
- kogo w ogóle szukasz, jeśli szukasz?
- partnera do trójkąta/czworokąta
- z taką intencją tutaj wszedłem
- doceniam Twoje poczucie humoru
- choć nie jestem mocny w geometrii :-) 
- szukam życzliwego człowieka, który preferuje długoterminowe relacje
Dalej rozmawialiśmy już normalniej.

Nawiasem mówiąc, początek tej konwersacji to była doskonała metoda na zniechęcenie kogoś do rozmowy. Wystarczy szczypta grzeczności w starym stylu i konsekwentne uchylanie się od życiowych tematów :-)

5 komentarzy:

  1. A ja bym takiego gentlemana chciał.
    Taki własny, prywatny Oscar Wilde...
    Oczywiście bez tej wielokątowości!
    Jak brać w dzierżawę cudze genitalia, to tylko na wyłączność!

    Twoja szczerość jest niesamowita, choć z drugiej strony-może przerażać.
    W końcu "początek miłości to czas udawania, że wszystko, co ludzkie, jest nam obce" ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Usiłuję dociec gdzie jest przejaw tej "niesamowitej szczerości" w moim wydaniu - i stoję ... w miejscu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. OK, może lepszym słowem byłaby "bezpośredniość".

    Oglądałeś kiedyś "Koguta Leghorna"?
    Była tam taka kura Priscilla, która chciała mieć faceta, najlepiej na całe życie. Podchodziła do delikwenta, trzepotała rzęsami,po czym waliła go wałkiem w łeb i zaciągała do swojego kurnika.
    To trochę jak z Tobą-masz ściśle wytyczony plan na resztę życia, a w Twoich "zalotach" od razu jest wizja wspólnego zamieszkania, słychać nawet "dopóki nas smierć nie rozłączy" i grzechot moczonych we wspólnej szklance sztucznych szczęk.

    Nie mówię, że to źle (nawet poniekąd mi imponuje), ale dla niektórych (tym bardziej dla młodych chłopaków) to może być przerażające.
    No i co z elementem adoracji, zdobywania?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem zdania, że liczy się relacja poznających się ludzi - także ich wyczucie sytuacji i przebiegu poznawania się. To jest ważniejsze od takiego czy innego rytuału (adoracji, podrywania etc.). Ważne jest poczucie, że się tworzy coś obustronnie korzystnego dla obu stron, niż zastanawianie się na ile rytuał jest dopełniany. Jeśli komuś bardziej brakuje rytualizacji niż poczucia spełnienia w takiej relacji - to nie jest odpowiednim partnerem na dłuższy czas. Bo na takich "prze-teatralizowanych" oczekiwaniach związek może się wywalić...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówiąc po ludzku: ważne aby iść razem, a to kto kogo weźmie za rękę i poprowadzi w danej chwili w daną stronę - bez znaczenia :)

    OdpowiedzUsuń