środa, 24 maja 2017

Kultura odejścia

Ostatnio mieliśmy do czynienia z kilkoma smutnymi i pouczającymi zdarzeniami. Najpierw okazało się, że Zbigniew Wodecki trafił do szpitala, potem przyszła informacja o jego śmierci, która ukazała się fake newsem. Bardzo źle to świadczy o zamieszczającym ją medium. Później niestety informacja o śmierci Zbigniewa Wodeckiego przyszła już ponownie, tym razem oficjalna. Zadzwonił do mnie mój były chłopak i przekazał mi tę wiadomość, a przy okazji zasłużył sobie na szacunek, bo nie spodziewałem się, że kojarzyć będzie Zbigniewa Wodeckiego. Pozytywnie mnie tym zaskoczył - mały promyk radości w tym smutnym dniu. Niedawno zaś przeczytałem artykuł o tym, jak Joanna Racewicz, która straciła w Smoleńsku męża będącego pracownikiem BOR, w bardzo wzruszającym stylu wspomniała Zbigniewa Wodeckiego. Napisała to na Facebooku.

Jak zawsze … Zbigniew Wodecki, mistrz, legenda, wielkie, przeogromne serce. Nie zapomnę, jak pięknie zagrałeś Ave Maria mojemu Janosikowi. Zadzwoniłam, spytałam z drżącym sercem i nie wahałeś się nawet sekundę. Dziękuję. Tak, jak Wtedy. Zagraj Mu Tam. Jeszcze raz. Też kiedyś wpadnę na koncert. Po drugiej stronie.

Świat od razu staje się piękniejszy, gdy widzimy, że nadal żyją w nim wspaniali ludzie pełni kultury, jak pani Joanna. Niestety, we współczesnym świecie kultura, klasa i szacunek dla drugiej osoby  schodzą często na drugi plan, w imię brutalnej walki politycznej, którą niektóre środowiska najwyraźniej koniecznie chcą wywołać - bo to jedyne paliwo, które umożliwia im istnienie. Skoro nadal nie mają wyraźnego, pozytywnego programu politycznego, to starają się żerować na nienawiści. A tak przy okazji walki politycznej - redaktor Lis, pierwszy wojownik medialny III RP, ostatnio zbłaźnił się. Lis zamieścił na Twitterze ikonkę śmiechu do łez komentując zamach w Manchesterze.  Napisał "Szok po przebudzeniu" - i faktycznie dostarczył szok z  innego powodu. Oczywiście była to pomyłka, ale zaorał się, co zresztą systematycznie ostatnio robi. Można powiedzieć - kultywuje, jak pragnąca zaorania gleba. 

Redaktor Lis z pewnością nie jest i nie będzie dżentelmenem, ale bez wątpienia był nim sir Roger Moore, doskonale znany ze wspaniałych kreacji Jamesa Bonda lub Simona Templara z serialu "Święty". Niestety również sir Roger odszedł od nas. Mówią o nim że, był Bondem posiadającym największe poczucie humoru, ale ja zapamiętałem go z innej strony. Kiedyś dowiedziałem się w czasie jednego z programów dokumentalnych, że sir Roger zawsze zamykał oczy w trakcie strzelania. Warto na to zwrócić uwagę, gdy będziemy oglądali go w akcji. Szkoda, że tak wspaniali ludzie odchodzą od nas, ale niestety takie jest życie. Oby jednak na ich miejsce pojawiły się nowe talenty. Być może i w Polsce tak się stanie, po wycofaniu się gwiazd i gwiazdeczek z Opola. Może, jak napisał  redaktor Ziemkiewicz, to szansa na wyrwanie się z zaklętego kręgu starych chałturszczyków.

Byle tylko nie zastąpili ich nowi chałturszczycy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz