W ten weekend rozważania o dwóch alternatywach. Przy okazji nadmienię może, że alternatywa sama w sobie zawiera różne opcje, więc niepoprawne jest mówienie o dwóch lub więcej alternatywach tam, gdzie jest tylko jedna. Gdy zastanawiamy się czy iść na obiad do baru, pizzerii czy Macdonalda - jest jedna alternatywa (na 3 opcje do wyboru) a nie trzy alternatywy :-)
Pierwsza alternatywa to ocena kogoś jako passengera lub nicengera. Ten drugi termin sam stworzyłem :-)
Sprawa dotyczy spotkania kogoś w samochodzie. Oczywiście zakładamy, że poznajemy kogoś najpierw w necie, czyli wirtualnie. Piszemy z nim na czacie czy GG, korespondujemy mailem, nawet gadamy z nim przez telefon czy skype. Ale jest taki moment, że chcemy spotkać się z nim w realu, twarzą w twarz. Można bowiem odnieść pozytywne wrażenie z poznawania kogoś wirtualnie, ale właściwa weryfikacja odbywa się w realu, bo tylko w realu da się kogoś wyczuć.
Zdarza się, że jedziemy po kogoś samochodem. Szczególnie, gdy mieszka on w innym mieście, a czasem dosłownie na drugim krańcu Polski. No i sam nie ma możliwości przyjechać. Zatem my jedziemy po niego. I spotykamy go. I zabieramy go ze sobą. I jakie są wtedy dwa typy osób, z którymi możemy mieć do czynienia? Właśnie passenger i nicenger...
Te dwa typy są skojarzone z podróżą (passenger z oczywistych względów), ale niekoniecznie muszą się wiązać z podróżowaniem. Możemy się po prostu z kimś spotkać, iść na kawę - to nie podróż - ale już wtedy da się stwierdzić, z którym wariantem mamy do czynienia.
Nicenger to osoba, którą byśmy chcieli poznać. Słowo stworzyłem łącząc określenie nice z końcówką słowa passenger. Nicenger to osoba w pełni pozytywna. To człowiek, z którym mamy szansę wygrać wiele w życiu - przyjaźń a może i miłość. Nicewnger jest szczęśliwy z poznania nas, otwarty na nas, szczery, zainteresowany poznawaniem, ciepły i miły, oraz życzliwy. To jest po prostu ktoś, kto wychodzi nam naprzeciw. Miło się z nim jedzie, miło rozmawia i miło zaprzyjaźnia - aż do bycia w związku włącznie. Po prostu czuć pozytywną energię z jego strony i pozytywne zaangażowanie.
Passenger czyli pasażer, to osoba, która może być nawet miła, z którą można miło pogadać i może nawet się zaprzyjaźnić - ale chleba z tej mąki nie będzie. Związek z tym człowiekiem się raczej nie uda. Coś tam przeszkadza, coś nie pasuje - nawet nie do końca wiemy co. Nie wyczuwa się takiego wychodzenia sobie naprzeciw, nie ma takiej sympatii do tego kogoś. Jest raczej bycie obok siebie, jak w przypadku obcych sobie pasażerów, przypadkiem podróżujących w tą samą stronę, którzy nawet miło spędzą czas w podróży, ale nie będą żałowali, że się po jej zakończeniu rozstają.
I tu jest problem, bo jeśli umówiliśmy się na zaproszenie tej oosby do nas, to jej ewentualny pobyt u nas stanie się hotelowaniem. Będziemy mieszkać obok siebie, jak w hotelu. Strata czasu i pieniędzy. Chyba, że mamy ochotę gościć u siebie znajomego. Ale jeśli szukamy kogoś do związku, to tylko tracimy czas jeśli mamy passengera. I będziemy chcieli, pod byle pretekstem, tej osoby się pozbyć.
Jak się zabezpieczyć przed poznaniem takiego passengera? Nie ma stuprocentowej gwarancji. Oczywiście, można jak najbardziej starannie kogoś przepytać, poznać przez net czy telefon, zanim się z nim umówimy. Ale to też nie daje gwarancji poznania w pełni odpowiedniej osoby. Właściwa weryfikacja jest tylko w realu, wtedy można kogoś naprawdę wyczuć.
Zatem nie unikniemy poznawania passengerów. Jest tylko jeden sposób na zminimalizowanie strat, ale dość karkołomny. Trzeba tak zaplanować spotkanie, aby mieć możliwość wariantowego postępowania. Jeśli mamy nicengera przed sobą - jedziemy z nim jak planowaliśmy. Jeśli czujemy, że to passenger, możemy uruchomić plan awaryjny i pozbyć się go zawczasu.
Oczywiście taki plan trzeba by jakoś sensownie opracować. Przykładowo, jedziemy do jakiegoś miasta po kogoś. Zamiast od razu wracać do siebie, zostajemy tam na obiad. Idziemy do łazienki w knajpie i dajemy znać komuś zaufanemu, który zadzwoni do nas za 10 minut. Odbieramy telefon, rzekomo w ważnych sprawach np. zawodowych, a potem z przykrością informujemy naszego passengera, że plany się zmieniają i nie możemy się z nim teraz wybrać. Może za tydzień. Stawiamy mu obiad na otarcie łez i wracamy sami - oszczędzając sobie potwierdzenia rozczarowania u siebie w domu.
Można mieć takie wariantowe plany lub nie - ale zawsze warto zwracać uwagę na kogo trafiamy. Im wcześniej wyczujemy passengera, tym wcześniej można obmyśleć korektę planów z nim związanych. I oszczędzić sobie czasu, pieniędzy i co najważniejsze - nadziei... :-)
A nadzieję warto mieć - na poznanie nicengera oczywiście :-)
Tekst napisany bardzo miłym dla oka językiem. Pogrubienia wskazują jakie zwroty są ważne dla całokształtu. Naprawdę fajnie. Gorzej już z samą treścią, a może nie z samą treścią a konkluzją płynącą z przeczytania go - ktoś tu szuka księcia z bajki, księcia, który niestety nie istnieje. Pasażerem (używajmy polskiego zwrotu, bardziej pasuje do całokształtu) można bez trudu nazwać każdą spotkaną przez nas osobę. Jeśli zdefiniujemy pasażera jako "etap w naszej podróży" zaś samą podróż przyrównamy do naszego życia to wychodzi na to, że każdy kogo znamy jest pasażerem. Niestety nie ma ludzi, w których nam by coś nie pasowało - zaczynając na rodzicach poprzez nauczycielkę z podstawówki aż po naszą najnowszą miłostkę i nadzieję na przyszłość. Nikt nigdy nie będzie "ciepły" i "miły" w tym samym czasie na pierwszym spotkaniu. Człowiek, poprzez tysiące lat ewolucji wypracował sobie niezwykłą cechę jaką jest podejrzliwość - tacy jesteśmy i tego nie zmienimy. Więc może warto po prostu przyjąć, że każdy jest pasażerem w jakiś sposób i znaleźć takiego, z którym podróż przez życie będzie najmniej uciążliwa?
OdpowiedzUsuńP.S. - jeśli ktoś się komuś nie podoba albo po prostu podpadł nam jakoś to wydaje mi się, iż warto mieć odrobinę odwagi i szacunku do drugiego człowieka i powiedzieć "przykro mi, było miło (albo i nie), ale to nie jest to czego szukam". Nie oszukujmy się - ten człowiek doskonale sobie zdaje sprawę, że ten "nagły" telefon to ściema. Nawet jak będziemy najbardziej przekonujący. Dlaczego? Bo jesteśmy z natury podejrzliwi.
Będę musiał chyba napisać posta o "księciu z bajki". Jest różnica między nigdy nie spotkanym księciem z bajki, a kimś kto ma wystarczająco dobrze pasować do naszych oczekiwań, aby związek z nim się udał :-) Nie można ganiać za kwiatem paproci, ale też nie można popuścić wymagań i popadać w kolejne porażki. Pytanie gdzie jest granica między idealizmem a pragmatyką - nie jest to łatwe do ustalenia w życiu, ale trzeba próbować.
OdpowiedzUsuńJedni ludzie są z natury podejrzliwi, inni nie są. Różnie to bywa. I różnie też można załatwiać takie niestety niemiłe zaskoczenia. Ja ostatnio załatwiłem to inaczej - przywiozłem chłopaka, zgodnie z umową, do Warszawy (z Opola), kupiłem mu (też zgodnie z umową) bilet powrotny, ale w Warszawie spędził on czas już z kimś innym, kogo poznał zapuściwszy u mnie czata. Ja swoje zobowiązania oragnizacyjne spełniłem, ale nie byłem w stanie spełnić z nim oczekiwań emocjonalnych. W sumie jednak ten chłopak spędził w Warszawie miło czas i wszystko skończyło się dla niego dobrze ;-)