Przeogromny mamy obecnie urodzaj debili. Wczoraj debilem byłem ja, ponieważ popłynąłem w rozmowie w idiotyczny sposób i zniechęciłem tym samym kogoś - to moja wina i tylko ja za to ponoszę odpowiedzialność. Dziś dla równowagi i mamy debila, którym jest ktoś inny, ale za to debil z niego pierwszorzędny pod pewnym względem - zresztą ocenicie sami. Rozmawiam z kimś na czacie i poznajemy się, być może do związku. W takiej sytuacji wysyłam swoje zdjęcie, aby druga osoba mogła ocenić, czy jestem w jego typie. Uważam to za rzecz całkowicie oczywistą, a poza tym pragmatyczną, bo jeśli nie jestem z czyimś typie, to oszczędzam sobie dalszej rozmowy.
Tym razem widocznie byłem w typie mojego rozmówcy, ale okazało się, że mój rozmówca nie posiada zdjęcia, które mógłby wysłać. No cóż, bardzo przykre. Niezbyt lubię ludzi nie wychodzących naprzeciw przy poznawaniu się. Oczywiście rozmówca powoływał się na moją wcześniejszą rozmowę, w której podkreślałem, że liczy się głównie charakter. Podałem mu więc swoją skalę - wygląd 1% wartości człowieka, urok osobisty 9%, charakter 90%. Ale nawet ten 1% może zepsuć wszystko, prawda? W sumie wybaczyłem mu ten brak zdjęcia. Jeśli chce się spotkać, to nie ma problemu, ale musi przyjechać do mnie, bo ja nie fatyguję się do osób anonimowych z twarzy. Jeśli one chcą ryzykować, to niech same przyjeżdżają.
Podałem mojemu rozmówcy numer telefonu celem umówienia się na spotkanie. A ten odpowiada mi, że nie podaje na tym etapie numeru telefonu i będzie umawiał się mailem. Tym razem już się wpieniłem. Napisałem mu, że nie spotykam się z kimś, kto umawia się maila, chcę mieć bowiem bezpośredni kontakt do niego, bo w każdej chwili coś może wypaść, nawet na ostatnią chwilę, a wtedy email nie wystarczy do odwołania spotkania. Brak zdjęcia można wybaczyć, jeśli ktoś chce zaryzykować przyjazd do mnie. Ale umawianie się na spotkanie mailem jest po prostu obraźliwe. Nie muszę tłumaczyć, że nic z tego spotkania nie wyszło. Nazywam to syndromem obiadowym - ktoś mówi, że niby jest bardzo głodny, ale gdy zapraszamy go na obiad, to okazuje się, że głód wcale mu nie doskwiera. Podobnie z tymi ludźmi, którzy rzekomo szukają do związku, ale tak naprawdę nie zależy im na wyjściu naprzeciw w poznawaniu się.
Tym razem widocznie byłem w typie mojego rozmówcy, ale okazało się, że mój rozmówca nie posiada zdjęcia, które mógłby wysłać. No cóż, bardzo przykre. Niezbyt lubię ludzi nie wychodzących naprzeciw przy poznawaniu się. Oczywiście rozmówca powoływał się na moją wcześniejszą rozmowę, w której podkreślałem, że liczy się głównie charakter. Podałem mu więc swoją skalę - wygląd 1% wartości człowieka, urok osobisty 9%, charakter 90%. Ale nawet ten 1% może zepsuć wszystko, prawda? W sumie wybaczyłem mu ten brak zdjęcia. Jeśli chce się spotkać, to nie ma problemu, ale musi przyjechać do mnie, bo ja nie fatyguję się do osób anonimowych z twarzy. Jeśli one chcą ryzykować, to niech same przyjeżdżają.
Podałem mojemu rozmówcy numer telefonu celem umówienia się na spotkanie. A ten odpowiada mi, że nie podaje na tym etapie numeru telefonu i będzie umawiał się mailem. Tym razem już się wpieniłem. Napisałem mu, że nie spotykam się z kimś, kto umawia się maila, chcę mieć bowiem bezpośredni kontakt do niego, bo w każdej chwili coś może wypaść, nawet na ostatnią chwilę, a wtedy email nie wystarczy do odwołania spotkania. Brak zdjęcia można wybaczyć, jeśli ktoś chce zaryzykować przyjazd do mnie. Ale umawianie się na spotkanie mailem jest po prostu obraźliwe. Nie muszę tłumaczyć, że nic z tego spotkania nie wyszło. Nazywam to syndromem obiadowym - ktoś mówi, że niby jest bardzo głodny, ale gdy zapraszamy go na obiad, to okazuje się, że głód wcale mu nie doskwiera. Podobnie z tymi ludźmi, którzy rzekomo szukają do związku, ale tak naprawdę nie zależy im na wyjściu naprzeciw w poznawaniu się.
Czyli debil-00, zero realnej chęci do poznania się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz