środa, 10 stycznia 2018

Apollo 13

Jest taka scena w znakomitym filmie "Apollo 13", w czasie której kosmonauci wracając już na Ziemię odpalają na chwilę silniki pojazdu kosmicznego, w którym się znajdują po to, aby nakierować się na odpowiedni kurs. Pojazd tańczy w kosmosie i wydaje się, że zapanowanie nad nim będzie niemożliwe. Dopiero potem zaczynają oni jakoś nad nim panować, aż wreszcie ustawiają kurs na Ziemię widoczną jednym z iluminatorów. Kiedy ogląda się ten film, wydaje się to bardzo abstrakcyjne, ale inaczej jest wtedy, gdy prawie ma się możliwość robić to osobiście.

Oczywiście nie lecę żadnym statkiem kosmicznym i nie mam możliwości trzymać kosmicznego joysticka sterującego silniczkami manewrującymi. Mam jednak wrażenie, że ostatnimi miesiącami moje życie rozchybotało się niczym taki statek kosmiczny, i wykorzystując różnego rodzaju silniczki manewrujące napędzane paliwem motywacyjnym (lub też innymi rodzajami paliwa) muszę ten mój pojazd jakoś unormować na sensownym kursie. O ile mniej więcej wiem, w którym kierunku nawigować, o tyle mam jeszcze często problem z ustawieniem pojazdu we właściwą stronę i wyrwaniem go z różnych pętli oraz beczek, które ciągle wykręca.

Czuję się więc po części jak taki życiowy astronauta, tym bardziej, że nadal mam problem z utrzymaniem swego pojazdu na kursie i z technicznym doprowadzeniem go do spokojnego lotu. Mam jednak nadzieję, że to wszystko da się ogarnąć samodzielnie, albo - co jest prawdopodobne, ale nie jest pewne - pojawi się jakiś zaprzyjaźniony statek kosmiczny i weźmie mnie na kosmiczny hol, pozbawiając mnie niedogodności korygowania lotu własnym silnikiem. Tak czy owak, czeka mnie dużo pracy i mało wytchnienia chyba, że od razu zostanę wzięty na hol i będę mógł troszeczkę odpocząć.

Wracam zatem do mojej kosmicznej przestrzeni i kosmicznych problemów (oczywiście relatywnie do mojej własnej skali).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz