sobota, 24 czerwca 2017

Gapcio

Mój kochany Gapcio. Najsłabszy z nich wszystkich. czasem poraniony, często  oszukany, bo zabierali mu jedzenie - szczególnie Rambo, samiec alfa. Ale Śmigiel także mu zabierał. Gapcio od pewnego czasu dostawał  ode mnie najsmaczniejsze kąski, aby mu to wyrównać. Czasem wystawiałem z klatki Rambo, aby Gapcio i Śmigiel mogli spokojnie swoje zjeść. Gapcio był od nich mniej społeczny, bo rzadziej brałem go na ręce - wiercił się wtedy i uciekał.

Początkowo nazwałem go Batman. Bo szczur dumbo nazwany został Rambo. Gapcio był jedynym z moich obecnych trzech szczurów, który był klasyczny (nie dumbo, czyli miał normalne uszy). Podobnie jak Rambo był biało-szary, jak mój pierwszy szczur, Greyzol. Gdy przyniosłem kupionego tego samego dnia Gapcia (ówcześnie Batmana) i Rambo, to Gapcio właśnie pierwszy dał się wyjąć z pudełeczka transportowego i wsadzić do klatki. Myślałem więc, że będzie odważniejszy. Ale Rambo okazał się samcem alfa. A gdy po trzech miesiącach doszedł do nich Śmigiel, to Gapcio został prawie wyrzutkiem stada. Ostatnio chyba zachorował od ciągu z okna w nowym pomieszczeniu do którego się przeprowadziłem. Ale w sumie nie musi to być prawda. Od pewnego czasu był już osłabiony, trochę niesprawny, nieporadny. Być może niedożywiony, być może zaszczuty trochę przez resztę stada. Jednak często spali wszyscy trzej razem. Konkurencja była tylko przy jedzeniu.

Ostatnio Gapcio ciężko oddychał. Wczoraj już mi intuicja podpowiedziała, że kres się zbliża. Wziąłem go na ręce - był już chłodny. Trzymałem go na ręce z przerwami chyba godzinę. Nie wiercił się, czasem wręcz przylgnął do mojej dłoni, jakby mu było lepiej - być może także od jej ciepła. Gapcio, mimo że najsłabszy, nie poddał się tak łatwo. Kilka razy odstawiałem go do klatki, gdzie szwendał się z miejsca na miejsce, nigdzie nie mogąc zaznać spokoju. Akurat zająłem się czymś na komputerze. Nie zaglądałem do klatki przez pół godziny, może godzinę. A potem zobaczyłem, że szczury są w najwyższej półce, a Gapcio leży na dole. Leży na boku, z uchylonym pyszczkiem i otwartą na oścież źrenicą. Nie udało mi się być z nim w tej ostatniej chwili, ale byłem przy nim cały dzień. Początkowo prawie nie płakałem po Gapciu - bo już wypłakałem wszystkie łzy trzymając go jeszcze żywego  na dłoni. Potem łez przybyło.

Był cichym szczurem i odszedł w ciszy - zagrzej dla mnie, Gapciu, miejsce tam, gdzie kiedyś i ja się zjawię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz