środa, 22 lutego 2017

Gówna naszego Powszechnego...

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom... Ciężko znaleźć normalnego człowieka, który by nie znał tej modlitwy. Nawet takiego, który nie kojarzyłby jej będąc osobą niewierzącą. A tymczasem niedawno ktoś zaczął układać nową modlitwę, w skład której mogły wejść słowa, które pozwoliłem sobie napisać w tytule mojego posta: gówna naszego Powszechnego... Tylko, że trudno mi powiedzieć, co miało być dalej. Może daj nam Teatrze?

No bo tak się właśnie złożyło, że Teatr Powszechny, który kiedyś był uznawany jest doskonałą scenę, wystawił przedstawienie, które aż się prosi zatytułować "Kloaka", chociaż teoretycznie jego tytuł to "Klątwa". Słowa te jednak są dość podobne i bardzo łatwo zrozumieć, dlaczego takie mi w głowie się pojawiło. Między innymi dlatego, że z tego co czytałem, aktorzy w czasie przedstawienia opowiadają o wszelkich wydzielinach ludzkiego ciała. Kloaka więc jak najbardziej adekwatna. Plus smaczki obliczone, kto wie, na środowisko gejowskie - takie jak seks oralny z posągiem Jana Pawła II.

Można powiedzieć, gorzkim żartem, że każdy w tej "Kloace" znajdzie coś obraźliwego, według potrzeby - dla siebie, dla swoich uczuć religijnych lub kultury osobistej, albo też dla swojego poczucia przyzwoitości. Do wyboru, do koloru. Niestety, przedstawienie to łamie wszelkie granice, rzekomo w imię wolności sztuki. Ale od dawna wiadomo, że sztuka łamiąca granicę na siłę jest anarchią, a nie sztuką. Ze sztuką ma jedynie wspólną etykietkę sztuki, którą usiłują jej przykleić. Ciężko jednak przyklejać etykiety na gównie, o wiele łatwiej przykleić je na marmurze. To brutalne porównanie niestety jest adekwatne również do sztuki, a raczej prowokacji (i to raczej ideologicznej, a nie artystycznej) wystawionej w Teatrze Powszechnym.

I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw od Teatru Powszechnego. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz