piątek, 30 września 2016

Kopnięty kalendarz

Kopnąć w kalendarz znaczy w języku potocznym wyzionąć ducha. Ale można w inny sposób kopnąć w kalendarz zachowując życie - i nie mam tu na myśli literalnego, dosłownego kopania nogą kalendarza. Otóż pod tym prowokacyjnym określeniem kryje się pewne przemyślenie na temat kalendarza dnia, które ostatnio wykonałem. A zaczęło się od wejścia stosunkowo wcześnie rano (godzina 9) na czata z nickiem zawodowym (szukanie klientów na masaż). No i trafił się taki klient, cudownie umawiający na 10.15. Zatem wspaniały początek dnia - masaż dający więcej zarobku niż kilka godzin pracy przy pisaniu tekstów. 

Oczywiście cieszę się dopiero wtedy, gdy po masażu chowam pieniądze do kieszeni (lub gdziekolwiek indziej). Póki to nie nastąpi, to nic pewnego. I podobnie było z tym masażem. Najpierw oczywiście przygotowania do masażu, odświeżyłem się, przebrałem, posprzątałem, rozłożyłem stół do masażu, wszystko ustawiłem. Potem się okazało, że pan miał się spóźnić o 10 minut. Spóźnił się o pół godziny. Wreszcie dojechał, z drugiej strony niż się spodziewałem. Jedzie, jedzie - i przejechał patrząc akurat w drugą stronę niż ta, po której stałem. Pojechał dalej, ja poszedłem za nim, bo myślałem, że tam zaparkuje. Zawraca. Jedzie, jedzie - i przejechał patrząc akurat w drugą stronę niż ta, po której stałem. Ponownie. I pojechał. Napisałem mu wiadomość, że przejechał koło mnie dwa razy. A on mi odpisał, że zaraz zawróci. 

Czekam pięć minut. I nic. Poszedłem do domu. Efekt - ponad godzina stracona na czekanie na ten masaż-widmo. Z panem, który albo był tak głupi, że mnie nie zobaczył, albo tak cwany, że udawał, że mnie nie zobaczył. Obstawiam drugą opcję. Uczciwy człowiek zawróciłby. A przedtem nie przejeżdżałby tak szybko i raczej by przystanął i zadzwonił, niż frunął w jedną i drugą stronę. Straciłem tylko cenny czas, w godzinach największej dostępności najlepiej płatnych tekstów do pracy. W efekcie napisałem ich tego dnia mniej. A jaki z tego wniosek? Wtedy, gdy jest czas na pisanie lepiej płatnych tekstów trzeba dać sobie spokój z zawodowym czatem i debilami wystawiającymi mój czas na pustą próbę. Lepiej zająć się skromną, ale pewną pracą, niż czekać na takiego jaśnie pana, który ciągle patrzy w przeciwną stronę. Ale była przynajmniej jedna pozytywna strona tego wydarzenia. Od tej strony zauważyłem bowiem, że wstawili nową niepogiętą i wyprostowaną tabliczkę z nazwą mojej ulicy. 

I mój świat stał się przez to odrobinę prostszy ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz