niedziela, 4 września 2016

Klucze do brulionu

Wczoraj nie pisałem bloga, bo nie miałem podłączonego komputera do internetu. Przeprowadzałem się do nowego miejsca i nie zdołałem się rozpakować. Wczoraj też zdawałem mieszkanie, które od siedmiu lat wynajmowałem. Oczywiście, wiele wspomnień z nim jest związanych - ale nie będę tych wspomnień żałował. Są to bowiem raczej wspomnienia albo wprost negatywne, albo polukrowane pozytywnością, lecz negatywne  mimo wszystko w środku. 

Ale to wynajmowane przeze mnie przez tyle lat mieszkanie było niejako na zasadzie "pierwsze koty za płoty". Moja w nim obecność przypadła na okres zmian w życiu, nie zawsze - jak to widzę z obecnej perspektywy - odpowiednio prowadzonych. To były dopiero błędy, na których moglem się uczyć. Można powiedzieć, że to mieszkanie było moim brulionem życia. I dlatego dzisiejszy post zatytułowałem klucze do brulionu, skoro już od kilku dni moim kluczowym słowem w tytułach postów jest właśnie klucz :-)

Ogarnąłem to mieszkanie, bo w dniu wyprowadzki i tak byłem na tyle opóźniony z pakowaniem rzeczy, że nie miałem za bardzo czasu do końca sprzątnąć mieszkania. Zatem szybko odkurzyłem je, obmyłem okna, zmyłem podłogę. I potem odpocząłem sobie robiąc zdjęcia pustego mieszkania (które przecież wciąż mam w pamięci jako pełne rzeczy, a nawet podwójnie pełne z czasów gdy był w nim współlokator). Porobiłem zdjęcia tego mieszkania, nawet po dwa z danego ujęcia, bo potem już ich nie powtórzę. A potem przyjechał właściciel i w miły sposób punkt po punkcie sprawdziliśmy lokal, spisaliśmy liczniki i zdałem mu wszystkie klucze, katy i piloty.

Wracając do swego nowego lokum wiedziałem, że nie leci ze mną pilot ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz