I wreszcie mam wielką ulgę w poznawaniu Grzesia. Bo bałem się, że jego nie odzywanie się do mnie wiązało się z jakimiś zmianami koncepcji powznawia się, czyli mówiąc po ludzku rezygnacją ze spotkania. Mam taki piękny dowód tego rodzaju "sympatii" od Damiana, który nawiasem mówiąc się jak dotąd nie odezwał. I niech się nie odzywa, bo nie jest mi na razie do niczego potrzebny. Narobił tylko suchej nadziei.
Zaś Grzesiek zaczyna się już pakować do wyjazdu. Jest wieczór, więc musi się spakować, wyspać i rano ma po 7.30 pociąg. A dla mnie to jest ulga - bo już nie muszę się martwić. Skoro się pakuje, to - jak już go zdążyłem poznać i ocenić jego wolę działania - naturalną konsekwencję będzie przyjazd. Więc mogę się jedynie cieszyć i radośnie odliczać godziny do naszego spotkania się.
A tych godzin zostało już jedynie kilkanaście godzin :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz