Święta to czas spędzany z rodziną i bliskimi. Ale w tym roku ja już nie mam w ściśle formalnym tego sowa znaczeniu rodziny. Bowiem pod koniec października tego roku miałem niestety rozwód z żoną. Piszę "niestety" bo nie jestem z tego powodu szczęśliwy. Nie żeniłem się dla picu i nie rozwodziłem z radością. Moja matka pobłogosławiła ten związek na łożu śmierci i dlatego jest dla mnie święty. Ale niestety się nie udało.
Rozprawa trwała jaką godzinę. Inne osoby z rodziny żony, które zeznawały, były w miarę uczciwe. Tylko teściowa raz kłamliwie fantazjowała - mówiąc że sprowadzałem dziecko do swego mieszkania, gdzie widziało seks gejowski. A przecież mój synek nigdy nie był u mnie! Ale cóż, tego typu fantazje są nieodłącznym elementem takich rozpraw.
Po rozprawie byłem już wolny. Ale wcale mnie to nie cieszyło. Wracałem do domu 3 lub 4 kilometry na piechotę aby zebrać myśli. I co mi po tej wolności, gdy nie mam jeszcze chłopaka, z którym można żyć. Może kiedyś się taki znajdzie, ale czy to już nie będzie za późno, aby coś zmieniać w życiu?
Choć na zmiany zawsze niby jest czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz