niedziela, 1 czerwca 2014

Failure

2 lutego 2014
No i faktycznie się zjawił. Bardzo szczupły, ze ślicznymi małymi stópkami w trampkach, z rudą czupryną pod dwoma kapturami. Może nie najpiękniejszy, ale naprawdę pełen wdzięku. Ktoś w kim na pewno można się zakochać. Ale, niestety, raczej nie będę to ja...

Nie poczułem z nim pełnej chemii. Nie poczułem ciepła i wyjścia sobie naprzeciw. Przeszliśmy się ulicami miasta, po ślizgawicy i w małym zimnym deszczu, a potem usiedliśmy na peronie na Dworcu Centralnym. Miałem wrażenie, że on nie otwiera się na mnie, a na pewno nie tak jak w SMS czy rozmowie przez telefon. Gdy tylko pomyślałem sobie, że Paweł - w tej sytuacji konkurent - jest w tle, po prostu mi się odechciało. I dobrze, że nie strzeliłem żadnego fochu, w stylu po prostu wstania i odejścia bez pożegnania, a nawet o tym myślałem.

Od Pawła odbierał SMS-y w czasie rozmowy ze mną. I kto wie czy nie zaproponował mu przyjazdu wcześniej. Bo Paweł przyjechał na 14.30. To już było upokorzenie. Poszliśmy sobie peronem a potem ich pożegnałem. I mruknąłem do siebie pod nosem - failure! Bo faktycznie to było failure, w moim przekonaniu i  w przekonaniu mojej intuicji.

A potem zacząłem analizować to kawałek po kawałku i doszedłem do ciekawych wniosków...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz