wtorek, 1 kwietnia 2014

To nie prima aprilis

grudzień 2013
Paweł postanowił prowadzić grę ze swoim "kochankiem" - bo już trudno tego słowa używać poważnie. Ten ostatni traktuje go jak zabawkę i najwyraźniej trzeba mu utrzeć nosa. I taki ma być rezultat tej gry. Ale prowadzenie takiej gry wymaga uwagi oraz skupienia. Można się bowiem łatwo wpakować na minę. W sumie żal mi Pawła, bo lubię prostsze życiowe sytuacje.

Paweł dzieli się ze mną informacjami na temat rozwoju gry, ale ja już czasem tego nie ogarniam. Robi się w tym tyle wątków ile w rozbudowanym kinie akcji.  I nie wiadomo które z tych wątków okażą się kluczowe dla fabuły, a które jedynie odwracają uwagę. Mnie zaś martwi to, czy ta gra nie odbije się na jego podejściu do życia. Czy go nie zniechęci do szukania z kimś stabilizacji.

W tym swoim kochanku się bowiem zakochał, albo przynajmniej wyszedł do niego z sercem na dłoni. A w rewanżu otrzymał kopniaka. I tak czyjeś lekceważące podejście może sprawić, że Paweł się kompletnie zamknie w sobie i odtrąci kogoś, z kim mógłby sobie ułożyć życie. Być może mnie, być może kogoś innego. Nie chciałbym takiej sytuacji i dlatego ta gra mnie martwi.

Jak się okazało później, te zmartwienie było uzasadnione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz