piątek, 21 lutego 2014

Ostatnie zdjęcie

24 listopada 2013
Wreszcie trafił się klient zainteresowany chyba na poważnie. Wyglądał na pedałka ale przyszedł z jakąś laską. Obejrzał auto i przechleliśmy się. Potem oni poszli na miasto na zakupy i mieli się odezwać po namyśle. I odezwali się podając niższą cenę od początkowo deklarowanej, ale też skalkulowali sobie wszelkie doprowadzania auta do porządku...

Wynegocjowałem cenę nieco wyższą i zgodziłem się. Olałem kolejnego klienta proponującego cenę niby wyższą, ale po obejrzeniu auta też mogącą być obniżoną. Lepiej sprzedać komuś sympatycznemu kto auto będzie szanował a nie jakiemuś kolejnemu dupkowi. Zatem spotkałem się ponownie z tym facetem i jego bratem, ale musieliśmy iść do mnie do domu bo nie mieliśmy nawet kartki na spisanie umowy.

W domu znalazłem wzór umowy w necie i nabywca pieczołowicie ją spisał w dwóch egzemplarzach - dla mnie moim codziennym długopisem (czarnym) ale dla urzędu odświętnym długopisem (z niebieskim wkładem). Ja oddałem mu kluczyki i dokumenty, on mi kasę. A potem odprowadziłem ich do garażu i wypuściłem przez bramę i szlaban otwierany pilotem. I wtedy złapałem się na tym, że nie zrobiłem zdjęcia autu jak odjeżdżało. Pstryknąłem z komórki fotkę jak samochód był już daleko, ledwie go będzie widać.

Ostatnie zdjęcie mojego byłego samochodu wykonane ze spóźnionym zapłonem :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz