wtorek, 29 października 2013

Szlachetne zdrowie...

21 czerwca 2013
Paweł przyznał się wreszcie o co chodzi. Niestety o zdrowie. Nie powiedział jak to przewidują czasowo - ale tak naprawdę to już szczegół. Liczy się to, że mam obawę, że mogę go stracić. Nie w sensie płytkiego szukania do związku, ale w senie - w tym przypadku relatywnie najgłębszego -  biologicznego życia. Bo jeśli nie byłby moim partnerem to przecież może być wspaniałym przyjacielem - i to byłoby też genialne. Ale co będzie, gdy jego po prostu nie będzie - i to najdosłowniej, na tym świecie?

Nie dziwię się, że ma wątpliwości czy mówić o tym swojemu facetowi i że obawia się, że to jego faceta mogłoby tak przybić, że nawet zabić. Szczególnie, że ten jego facet sam jest teraz w rozsypce, strasznie zbity przez te nieprzyjazne okoliczności w których go, jak się okazuje nie z jego winy, wpakowano. To tak jakby oparzonego słońcem rozkosznie wycierać po twardym betonie, zamiast delikatnie smarować mu ciało kwaśnym mlekiem.

Nagle wszystko zrobiło się tak bardzo smutne. Nie wiem czy będę miał przyjaciela - bo może zabrać go śmierć. Już samo życie z nim, mieszkanie, praca - dają mi wytchnienie i szansę na przeżycie dalej, do czasu aż może kiedyś znajdę chłopaka dla siebie. A teraz ta podpora, którą Paweł wspaniale jest, może się zawalić. I to każdego dnia.

Ale będziemy walczyć z losem - obaj - i to jest najpiękniejsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz