20 maja 2013
Dziś wypadła mi ważna finansowa rozmowa. Denerwowałem się z tego powodu przez cały weekend. A kiedy już nastał dzień roboczy, to po załatwieniu rożnych porannych obowiązków dałem znać drugiej stronie rozmowy, że mogę rozmawiać. Rozmowa była, jak się okazuje, miła i nie niosła stresów których się obawiałem. Wszytko jest kwestią nastawienia drugiej strony do kooperacji.
W sumie chodziło o działania w zakresie spłaty zadłużenia jakie miałem w jednym z banków - zadłużając się aby po prostu przeżyć. Ustaliłem, że do końca tygodnia, czyli do 24 maja, zapłacę 1000 złotych i to będzie spłata za maj. To i tak duża kwota, ale zdecydowanie bardziej realna niż na przykład 2 lub 3 tysiące. Wymagać będzie wielkiego wysiłku, ale jest w zasięgu. W tym miesiącu zresztą mam koszmarne kwoty, bo poza 2 tys. czynszu mam jeszcze 900 złotych za ogrzewanie. W sumie prawie 4 tysiące. I tak nie obejdzie się bez sprzedania czegoś.
Ważne jednak, że kamień spadł mi z serca i mogę spokojnie zabrać się do szukania klientów. Przynajmniej wiem w jakich ramach się poruszam i co powinienem robić aby się prześlizgnąć o milimetry od rafy. I co jeszcze ważniejsze - mam Pawła do wspólnej pracy, a to nie tylko oparcie, ale także szansa na więcej zainteresowania klientów.
Czyżby moje życie powoli i żmudnie, ale jednak ruszyło do przodu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz