środa, 21 sierpnia 2013

Średniowieczna modlitwa

4 maja 2013
Do późnej nocy poprzedniego dnia nie miałem już wiadomości od Pawła więc sam położyłem się spać. Ustawiłem telefon na który daje mi sygnał na profil Outdoor na wszelki wypadek, aby dźwięk telefonu mógł mnie obudzić. Śniły mi się jakieś surrealistyczne sny jak zawsze - jakieś rozważania o zabytkach Warszawy i Krakowa, o tym, że w Warszawie nie ma nowoczesnego popiersia Lenina, o Wiśle w Krakowie ze 3 razy mniejszej od tej jaka tam fajtycznie płynie. Kino nocne bez biletu ;-)

Około 7.40, gdy już sam wstałem (w weekend budziki u mnie nie dzwonią) i parzyłem kawę -  zadzwonił. Rozmawiałem z nim. Spokojnie jak zawsze - ten spokój samego mnie koi. Jest już wolny, ale chce przejść się sam na spacer i ułożyć sobie wszystko. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie to, że w jego stanie ducha i serca są możliwe teraz wszystkie opcje - łącznie z samobójstwem.

A co ja - pomagający tylu ludziom w życiowych problemach - z nim zrobiłem? Po pierwsze przypomniałem mu, że obaj mamy życie do układania na nowo tak samo. I że zawsze może spróbować ze mną. Ale to jego decyzja - ja nie mogę mu na silę nic robić. Mogę się tylko modlić w średniowieczny sposób - w tym sensie, że układać wszystko w rękach Boga. Ze spokojem i ufnością - a co ma być to będzie. Nawet gdyby miał się zabić, nie wolno mi na silę go powstrzymywać. Nie wolno na siłę go "uszczęśliwiać". 

Nie wolno wchodzić z "humanizmem" naszych czasów jak z butami w jego życie. Bo to będzie deptanie jego samego. On musi to choćby wstępnie opanować w sobie. Inaczej będzie nieautentyczny i zacznie budować związek na zgniłym fundamencie który może runąć. Można mieć tylko nadzieję, że wszystkie ziarna dobra i wsparcia, które w nim posiałem, zakiełkują. A wtedy będziemy mogli układać życie ciężko nad tym pracując. Ale już pracując razem.

Zamieniłem więc jeden stres (czekania na wypuszczenie go) na inny, o wiele większy - czkania na jego życie. Dosłownie na jego życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz