wtorek, 4 czerwca 2013

Imperium kontratakuje?

4 lutego 2013
Pisałem przedwczoraj o tym, że pewien człowiek kontaktujący się z Pawłem dał za wygraną pisząc, że przegrał z nim. Ale, jak się okazuje, miał jeszcze wolę walki. Pytanie tylko jakiej walki. Czy nieszkodliwej, czy może rujnującej? A nie jest łatwo to ocenić z dwóch powodów...

Po pierwsze dlatego, że ten człowiek - zresztą oblech - ma bardzo negatywną opinię wśród osób, które ja znam i które go znały. A i ja poznałem go raz i zachowywał się jak kloszard. Więc można się po nim spodziewać złych rzeczy, choć - uczciwie orzynając - nie brak mu też kultury, tyle że ta kultura (szeroko pojęta) często sięga bruku. A po drugie, poprzedni nasi partnerzy, i osoby z którymi były nieudane próby, nauczyli nas sceptycyzmu w obdarzaniu partnera zaufaniem. 

I w takiej sytuacji, w której "z konieczności historycznej" zaufanie się buduje bardzo powoli, Paweł został "wezwany" do tego oblecha. Chodziło o załatwianie Pawłowi pracy, nawet całkiem ciekawej i fajnej. Tyle, że można się obawiać jakiej "zapłaty" będzie chciał ten gość od Pawła. Na razie nie chcę nic przesądzać. Jedno jest pewne - liczy się nasz związek a nie inni. 

Najbardziej mnie zabolało, że Paweł, który całą noc spędził osobno pisząc coś literackiego w swoim zeszycie (Paweł nie pisze na komputerze takich tekstów) tak szybko pojechał na te spotkanie, że tylko głosowo się ze mną pożegnał wychodząc przez drzwi. Żadnego pocałunku, przytulenia. Jakby się paliło a on był strażakiem jadącym do pożaru. To mnie zabolało. Ale to też materiał na jutrzejszego posta ;-)
 
Tak czy owak, inni przeminą, a nasz związek niech trwa :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz