piątek, 31 maja 2013

"Moulin Rouge"

styczeń 2013
Właśnie kolejnym przykładem mojego nowego oglądania filmów było "Moulin Rouge". Nie dopatrzyłem się tam co prawda wątku gejowskiego - bo i nie o to chodziło - ale za to jeszcze raz zobaczyłem pewną wizję miłości, zakręconej i zarazem blokowanej przez trójkąt z osobą niechcianą uczuciowo, ale niestety konieczną finansowo. I tragiczny konflikt - ucieczki w miłość (uczuciowo i fizycznie, poprzez planowaną ucieczkę z Paryża) z czymś innym, nawet nie poczuciem obowiązku wobec Zidlera. Konflikt uczucia i skradającej się nieuchronnie śmierci.

A dla mnie była to lekcja zastanowienia się nad szaleństwem miłości. I tym, że on uskrzydla, ale też może przypalić owe skrzydła, niczym słońce Ikarowi. A już zupełnie tragicznie jest, gdy miłość przegrywa z czymś na co nie mamy żadnego wpływu. W najbardziej tragicznej postaci - z nieuchronną i przedwczesną śmiercią. W bardziej łagodnej - z problemami i kłodami pod nogi jakie rzuca nam życie.

Paweł jak zawsze okazał się osobą bardzo głęboko odczuwającą takie filmy. Mogę go nazwać Apostołem Miłości - nie w sensie seksualnym i nawet nie w sensie samego uczuciowego odczuwania miłości konkretnie realizowanej. Ale w sensie wielkiej ogólnej uczuciowości i umiejętności czytania emocji pomiędzy wierszami. Ja przy nim w pewnym sensie jestem uczuciowym półanalfabetą. Ale mam tego świadomość i ta refleksja nad samym sobą jest dla mnie szczególnie cenna.

Nie mam w tym żadnej hańby ani wstydu. Odwrotnie - radość z poznawania i doskonalenia samego siebie. Nie muszę być ideałem, ale mogę się doskonalić, odkrywać w sobie pokłady nowej emocjonalności i wrażliwości. I to zawdzięczam Pawłowi.

Kocham go za ten pozytywny wpływ jaki ma na mnie :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz