czwartek, 30 maja 2013

Filmy inaczej

styczeń 2013
Zauważyłem ostatnio dziwne zjawisko - inaczej odbieram filmy, niż (być może) powinienem je odbierać. "Quo vadis" dawniej wydawało mi się nudne, nagle stało się ciekawe. W "Świadku koronnym" narzekano na niedostatki gry Pawła Małaszyńskiego, a ja uważam że zagrał swoją rolę rewelacyjnie, doskonale ukazując człowieka, który walczy ze sobą, z własnym wybuchem złości w obliczu gangstera, który - jak podejrzewa - pośrednio zabił jego żonę. Sam już nie wiem, czy mój smak filmowy się zmienił, czy może dawne odczucia były niedojrzałe?

Albo recenzje - jak w przypadku "Świadka koronnego" po prostu napisane zbyt pochopnie przez ludzi, którzy może oczekiwali zbyt wiele od tego filmu. Małaszyński nie gra autentycznie? A my w naszym życiu "gramy" autentycznie? Wyrażamy siebie? Pewnie większość z tych recenzentów sama nie potrafi "grać" we własnym życiu. A ja może po porostu nauczyłem się patrzeć na filmy - jak Lord Vader - własnymi oczami ;-)

Zastanawiam się czy to jest jakiś wpływ Pawła i miłości. Pewnie jest. Ale nie wiem jaki. I miłość nie jest panaceum na lubienie filmów. Oglądaliśmy niedawno ostatnią część "Zmierzchu". Pawłowi się ten film, i cała saga, podoba. Dla mnie był po prostu nudny i bezpłciowy. Nie było w nim nic porywającego - nie mam na myśli sztucznie wybuchowej czy wartkiej akcji - ale po prostu ciekawej, intrygującej fabuły.

Za to Paweł bezsprzecznie zakochał mnie w trylogii "Igrzyska śmierci". Przeczytałem wszystkie trzy książki, obejrzałem film. Czytałem o nim jako alternatywie dla "Zmierzchu" - nowej sadze, z którą mogą się identyfikować nastolatki. Na pewno znacznie ciekawszej i autentycznej - w której walka jest wielopoziomowa, także ze sobą i własnymi słabościami. "Zmierzch" przy tym jaki mi się jak kiepska bajeczka ;-)

Zatem pozdrawiam czytelników i słuchające mnie głoskułki ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz