niedziela, 21 kwietnia 2013

Toro refleksyjne

13 stycznia 2013
Paweł powiedział mi, że tak naprawdę Toro po moim wyjściu zamieniło się w pasmo nieszczęść. Nie załatwił nic z tymi ludźmi, gdzieś się zapodziali. A potem stał długo w kolejce po ubranie do szatni - próbkę tego stania mieliśmy gdy ja swoje odbierałem. Ale ja się cieszę, bo z naszego pierwszego Toro można wysnuwać bardzo praktyczne i wartościowe wnioski.

Po pierwsze, Paweł znakomicie tańczy i powinien moc się w klubie wyszaleć. Może też indywidualnie poznawać ciekawych ludzi, z którymi znajomość może być dla nas wartościowa. Nigdy nie wiadomo kto może pomóc w życiu, a wiele osób da się łatwo poznać pojedynczemu, a nie parze. Geje to wzrokowcy i cudny tancerz łatwiej pasuje im do koncepcji, niż poznawanie kogoś z partnerem. Nie ukrywajmy, pewnie działa tu też magia słodkiego owocu, który wydaje się dostępny, bo jest samotny ;-) 

Ale ja niechętnie jestem w klubie pozostawiony sam sobie - mam urazy bycia samemu w warunkach, których nie planowałem. Więc dla milej atmosfery i dobrej zabawy trzeba do klubu iść paczką, wtedy ten kto chce tańczy lub poznaje ludzi samodzielnie, a inni mogą zajmować się sobą lub tańczyć osobno. Trzeba więc chodzić większą grupą. Przy grupie około 6-10 osób można nawet spokojnie zając i utrzymać jakiś stolik. Zawsze ktoś może tańczyć a ktoś gadać i grzać miejsce przy stoliku. I nie ma problemu, że ktoś jest sam i czeka aż inna osoba zakończy swoją pożyteczną misję. A wraca się wtedy razem, bez tych wszystkich przygód i spaceru kilka kilometrów po mrozie ;-)

W sumie to było nietypowe Toro - niby stresujące, ale jednak nie. Za to pełne pożytecznych wniosków ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz