sobota, 2 marca 2013

Namiętne załatwianie

8 grudnia 2012
Wylądowałem na dworcu kolejowym i poszedłem dalej na policję z nawigacją pieszą w ręku. W pociągu ustawiłem sobie punkt docelowy mniej więcej w miejscu, które zapamiętałem na mapie zobaczonej w Internecie. Było 2,3 kilometra do przejścia ale przy mrozie minus 10 stopni droga się dłużyła. Pobrałem z bankomatu 700 złotych (wcześniej prawie całą kasę ze sprzedaży urządzenia wpłaciłem dla bezpieczeństwa na konto). I wreszcie doszedłem na miejsce.

Załatwianie sprawy na policji nie było takie łatwe. Po pierwsze musieli tam skojarzyć o co biega. A potem dostałem papierek i pobiegłem na parking (znów jakie pół kilometra na piechotę). Dobra wiadomość była taka, że za parking nie płacę. Ale na parkingu okazało się, że płacę i wypisali mi kwot na 530 złotych. Poszedłem na policję zapytać czy płacę, czy nie. Okazało się, że jednak tak - i problem jak to zrobić w sobotę. Policjant dzwonił na parking a tam poradzili wpłacić na poczcie. No to mi powiedzieli gdzie jest poczta i poszedłem.

Byłem na poczcie o 14.02 a poczta czynna w sobotę do 14. Ale łaskawie mnie wpuścili, szybko wypełniłem druk i wpłaciłem. I z tym poszedłem już prosto na parking. Tam mnie przypuścili do auta - rozłączyli akumulator bo nie umieli wyłączyć antynapadu. Teraz bałem się że wóz zwariuje po takim resecie. Jakoś udało się go odpalić z kabla. Zostawiłem go aby się grzał i ładował akumulator a sam ogarnąłem wnętrze, wyrzuciłem śmieci, uporządkowałem wszystko.

A potem pojechałem na policję składać zeznania... Miałem już z górki ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz