poniedziałek, 4 marca 2013

Namiętna jazda

8 grudnia 2012
Kiedy odpaliłem auto na parkinu przed komendą policji, alarm na desce rozdzielczej nieco się zmienił. Nie było już awarii poduszki powietrznej i ABS, ale do lewych żarówek doszła prawa od reflektora - miałem więc prawie ślepy przód auta - tylko prawa żarówka pozycyjna. Musiałem załączyć światła przeciwmgielne. Zaś brak płynu do szyb był tylko półprawdziwy - kretyni wlali płyn letni, który po prostu zamarzł. Był, ale zarazem go nie można było użyć... Mały przykład kretyńskiej radości w tak niemilej sprawie jaką załatwiałem ;-)

Pojechałem bez zatrzymywania się do oddalonego o 70 km wielkiego miasta. Chciałem przy resztkach dnia zaliczyć te mniej komfortowe i kręte drogi nie mając reflektorów. W mieście znalazłem serwis samochodowy gdzie zakupiłem trzy przepalone żarówki, a potem mi je zainstalowali. Kolejne 100 złotych wydatku. Płyn do spryskiwaczy na tyle się roztopił że alarm znikł, ale nie dało się go użyć. Nic dziwnego - jest projektowany do -5 stopni a było -14. Za to miałem już jasność przed sobą. I moglem wracać spokojniej.

Niedługo za tym miastem musiałem zjechać na stację benzynową i przespać się z godzinę. Obudziłem się nawet przed nastawionym budzikiem - było mi zimno. Ale czułem się już zdecydowanie lepiej. I dojechałem już spokojnie do Warszawy, na 2 w nocy. Zmęczony ale bezpieczny. Z aparatem w plecaku którym nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Za to scyzoryk się przydał - i nawigacja piesza także. Nie mówiąc już o kawie w termosie ;-)

Teraz został do zrobienia tylko przegląd techniczny ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz