środa, 16 stycznia 2013

Promień światła i łyk nadziei

4 października 2012
Rozmowę z Matkiem zakończyłem podziękowaniem mu za to, że był ze mną i wniósł promyk światła do mojego życia. W samej rozmowie nazwałem to "łykiem nadziei" co może zdecydowanie lepiej oddaje moją sytuację. Czułem się jak spragniony wędrowiec na pustyni, któremu pozwolono na chwilę napić się do syta z zimnej ożywczej krynicy. Ale źródełko nagle znikło niczym fatamorgana i w ręku został mi tylko rozsypujący się piasek.

Staram się dopatrywać pozytywnych aspektów tego, że poznałem Matka. Pora więc na podsumowanie. Pokazał mi on na czym polega piękno bliskości. Szczególnie będę pamiętał jego splatane ze mną dłoni. Przytulanie się przy każdej okazji. Dokładnie tego potrzebuję. Niestety, zabrakło kontynuacji i rozwinięcia tego. Zabrakło też technicznego bycia ze sobą razem. Nie jest łatwo 19-latkowi z dnia na dzień opuszczać dom. Ale to mogło się udać.

A nie udało się z powodów życiowych, a nie osobistych. I to jest też bardzo optymistyczny, symboliczny fakt. Pokazuje on, że w tym świecie jest jeszcze nadzieja i szansa na miłość. I daje to motywację i energię do szukania jej dalej. Moje serce krwawi po tym bardzo, ale stery przejął zimny choć życzliwy dla Matka rozum - i steruje pewnie, bez wahania. A serce musi teraz powoli dochodzić do siebie...

Dobrze być takim dual-mode - łatwiej się pozbierać ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz