wtorek, 25 grudnia 2012

Opowieść świąteczna

sierpień 2012
Przybiły mnie te wypadki, strasznie się czułem. I do tego wszystkiego jeszcze w domu wszystko wskazywało na to że wyswatałem sobie kolejną parę a sam zostałem na lodzie. Nie dość że los mnie tak poturbował materialnie i sentymentalnie, to jeszcze do tego szturchał mnie w sferze uczuciowej i pragnienia miłości. Dno kompletne, jak się wydawało. A co na to Bóg, który mi tak wszystko w życiu do tej pory układał?

Bóg okazał się niezawodny. Następnego dnia mój nowo przybyły gość musiał planować szybki powrót do domu. Jego brat miał wypadek, leży, a trzeba pomoc mamie przy gospodarstwie. Nie ma wyjścia, koniec romansu i trzeba wracać. Z romansu zresztą by wiele nie wyszło, bo ten gość nie planował nic rozwijać z moim współlokatorem, a poza tym ciągle się waha czy aby nie jest hetero, a może bi. Zatem jedyne w czym się nie wahał, to powrót do domu. I wrócił następnego dnia rano.

A mój współlokator? Poszedł tego dnia z jakimś kolegą na Dworzec Centralny, po prawie nieprzespanej nocy, i tam stracił przytomność i wypadł z peronu na tory. Potem pojechał do szpitala aby go tam zbadali - na szczęście nic nie złamał, a tylko się dobrze potłukł. Obolały i nieszczęśliwy wrócił do domu.

Tak dobry Bóg zadrwił sobie z moich kochanków - bo ze mnie zadrwił wcześniej kradzieżami które mnie dotknęły :-(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz