30 grudnia 2011
Wróciliśmy zatem oddać pieniądze do Miasta Y. Potem pojechaliśmy do Warszawy ale nie dojechaliśmy, bo Lissek powiedział, że obiecał kolegom u których nocuje że im pomoże w przygotowaniach na Sylwestra. Fakt, że nie wypada mu odwrócić się do nich dupą i uciec do Warszawy. Obiecał, chce dotrzymać obietnicy - to pozytyw. Ale zastanowiłem się czy warto jechać do Warszawy w tej sytuacji. W sumie zdecydowałem, że nie warto.
Lissek zaprosił mnie do Miasta X na Sylwestra, grono jego kolegów z dziewczynami to kilka podobno zajefajnych osób. Rozumiem, że nie wypada mu spędzać Sylwestra ze mną, skoro od tygodnia ustala z tamtymi imprezę u nich. Gdybym zawiózł go do warszawy musiałbym odwieźć go dziś do Miasta X, potem jutro jechać do nich na Sylwestra, po którym zabrałbym już Lisska do siebie. W sumie byłyby to 3 jazdy, 750 kilometrów. Postanowiłem więc pojeździć po okolicy z nim, bo szkoda czasu na jazdę do Warszawy.
Jeździłem około 9 godzin, włącznie z powrotem do Warszawy - a oo zgraniu ścieżki jazdy z nawigacji do komputera podsumowałem trasę na 460 km - niewiele mniej niż przy odwiezieniu go dziś z Warszawy. Ale myślę, że tak jest lepiej, bo jeśli to miałby być oszust, to przynajmniej nie wie gdzie mieszkam. Poza tym co byśmy zrobili w 2-3 godziny w Warszawie? Szkoda byłoby przyjeżdżać. Zgodziłem się przyjechać do niego na Sylwestra, ale mam nadal mieszane uczucia i nie jestem pewny czy powinienem.
Bo ciągle babka wróżyć może na dwoje - a zapracowali na to "uczciwie" oszuści na których trafiłem przed Lisskiem. Poczekam na znaki, i zależnie od nich zdecyduję się na wyjazd lub nie... Chcę poznać tego chłopaka bo mam nadzieję, że jest dla mnie odpowiedni. Obaj mamy ciężką sytuację i obaj potrzebujemy miłości. Potrzebuję poznać kogoś takiego, który powie po prostu "damy radę" - zresztą Lissek mówił tak dziś około dziesięciu razy ;-)
Nie chciałbym już popełniać błędów poznając chłopaka - ale nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz