27 listopada 2011
Rozeszliśmy się z Rodim, ale w przyjaźni i spokoju. Od jakiegoś czasu obawiałem się coraz bardziej, że jednak za mało się obaj zmieniliśmy, aby nam się w pełni udało za drugim razem. Może w innych warunkach, spokojnego życia, to by tak nie raziło. Ale teraz czasy mam 'wojenne" i potrzebuję mieć wolę walki, a nie kolejne stresy ;-) W tych czasach potrzebuję raczej jakiegoś dającego motywację bohatera jako chłopaka, a nie kogoś mniej zachęcającego do walki o swoje ;-)
W niedzielę, 27 listopada, założyłem rano profil na Fellow z informacją, że jestem wolny i szukam chłopaka. A Rodi jakimś boskim zrządzeniem losu kilka godzin później trafił na ten profil. I postanowiliśmy, że nie jesteśmy już parą ale przyjaciółmi. Świecka tradycja rozstawania się w przyjaźni która się datuje od mojego poprzedniego chłopaka (nie tego, który ostatnio się okazał złodziejem, ale jeszcze bardziej poprzedniego).
Ustaliliśmy, że mieszkamy razem a Rodi się dokłada do mieszkania, ale nagle Rodi sobie przypomniał, że koleżanka miała mu też załatwiać pracę - i zadzwonił do niej, po czym się okazało, że ma pracę od poniedziałku w Katowicach. Pociąg miał za półtorej godziny więc spakowaliśmy się szybko i odprowadziłem go na tramwaj. I zostałem znów sam.
Ale nie martwię się tym - martwię się swoją samotnością i jej smutkiem. Martwi mnie tylko to, że znów nie mam kogoś z kim można pracować nad ułożeniem sobie wspólnego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz