28 listopada 2011
Wracając do domu postanowiłem jednak przełożyć a plecaka codziennego lustrzankę i wstawić na jej miejsce aparat kompaktowy, aby było lżej. Ale nie moglem go naleźć na półce. zacząłem szukać w domu - i przepadł. Nie ma go nigdzie. I wiem kto go ukradł.
Oczywiście Rodi, bo po jego wyjeździe aparat znikł. Tak jak spora (dla mnie na obecne warunki, choć dwa lata temu byłaby niezauważalna) kwota pieniędzy znikła w dwóch aratach z mojej kasetki kiedy u mnie był. Kasa przestała znikać dopiero wtedy gdy ukryłem klucz od kasetki. I oczywiście niczego Rodiemu nie udowodnię. Kasy ani aparatu na pewno przy nim już nie znajdę. Po prostu mnie okradł, a kiedy z nim korespondowałem SMS-ami to się obraził, że go posądzam o to. Świetna socjotechnika - ukraść i udawać niewiniątko. Dodam jeszcze, że gdy poprzednio ode mnie jechał, to tak samo zginęła kamera video. Kasa nie zginęła, bo nie trzymałem jej w domu po prostu.
No to mam przyjemny poniedziałek. Ale mam nadzieję, że to ostatnie nieszczęście jakie mnie spotyka od Rodiego. Będę go traktował jako przyjaciela i nie zamierzam go wyklinać, ale już mu nie zaufam w niczym po prostu. Ważne aby iść do przodu i odnieść sukces, a nie aby rozpamiętywać to wobec czego jestem kompletnie bezsilny i upokorzony. Rozpamiętywanie tego nic nie da. Bezsilny jestem dlatego, że nic nie mogę udowodnić, choć nie ma innego podejrzanego. Upokorzony, bo to było zrobione tak bezczelnie, i to jeszcze po tym jak Rodi gromił poprzedniego złodzieja, który sprzedał moją własność.
Oby z tego nie narodziła się nowa, świecka tradycja ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz