wtorek, 7 lutego 2012

A jednak zdjęcia...

1 listopada 2011
Żeby nie było łatwo, nasza sytuacja z Rodim trochę się skomplikowała. Rodi się poczuł niedobrze. Miał od jakiegoś czasu pewne dolegliwości i leczył się, a od kilku dni zabrakło mu jednego leku. To mogło spowodować pogorszenie samopoczucia. W każdym razie nie czuł się na siłach, aby ryzykować pójście do przychodni, która zapewne pełni dziś dyżur pół kilometra od nas. Wezwaliśmy zatem pogotowie. Zabrali go na badania do szpitala.

Wydawało się, że pojedziemy na nocne zdjęcia na Powązki, a tu taki problem. Ale, jak się okazuje, życie jednak bywa pozytywne. Po 6 godzinach Rodiego wypuścili ze szpitala, nic nie znaleźli. Stres, zmiana miejsca zamieszkania, nowe okoliczności - to najprawdopodobniej spowodowało zasłabniecie. Zatem ta sprawa się rozwiązała w pełni pozytywnie. Pojechałem po niego do Szpitala Wolskiego i przespacerowałem się, czekając na niego, po terenie. W tym szpitalu rodziłem się i ja, i mój synek. Oczywiście przeszedłem koło tego budynku, w którym dzieci przychodzą na świat. To była miła sentymentalna wycieczka...

A potem, zgodnie z wcześniejszą sugestią Rodiego, pojechaliśmy na Powązki na nocny spacer z aparatami. Mniej więcej od 23 do prawie północy. Godzina duchów już nas nie zastała na cmentarzu, a w sumie obaj zrobiliśmy około 400 zdjęć. Cały spacer (zgodnie ze wskazaniami nawigacji) zamknął się w pięciu i pół kilometra. Przynajmniej w tym zakresie nic nie straciliśmy. Dwa lata temu też byliśmy na Powązkach i też wykonywaliśmy zdjęcia. 

Przynajmniej nie zmarnowaliśmy pierwszo-listopadowej szansy ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz